Rok pobytu w obozie pracy za nauczanie religii.
Przypadek s. Anny Dyllus z Nowej Wsi Królewskiej
Gdy władze komunistyczne w Polsce rozbiły zbrojne podziemie i uporały się z opozycją demokratyczną, reprezentowaną głównie przez Polskie Stronnictwo Ludowe Stanisława Mikołajczyka, nadszedł czas na rozprawę z Kościołem katolickim, będącym ostatnią niezależną instytucją społeczną o wielkim autorytecie w społeczeństwie. Najgroźniejsze działania antykościelne przeprowadzono w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych XX w. Należało do nich zlikwidowanie kościelnego „Caritasu” w 1950 r., usunięcie siłą pięciu administratorów apostolskich z terenu tzw. Ziem Odzyskanych (w celu likwidacji „tymczasowości kościelnej” na tych terenach) w styczniu 1951 r., wzmożenie rozłamowej działalności ruchu księży – patriotów, likwidacje niższych seminariów duchownych, nowicjatów zakonnych, zapowiedzi całkowitej likwidacji prasy katolickiej, usuwanie nauki religii ze szkół, uwięzienie prymasa Wyszyńskiego, pokazowe procesy duchownych, wydanie dekretu o obsadzie stanowisk kościelnych z 9 lutego 1953 r., wreszcie akcja X-2 zapoczątkowana w lipcu roku 1954, polegająca na likwidacji domów zakonnych i wysiedleniu ok. 1500 zakonnic głównie z terenów województw opolskiego, wrocławskiego i stalinogrodzkiego do obozów pracy. Działania te, rozpoczęte na polecenie Józefa Cyrankiewicza, a realizowane przy pomocy przymuszonej do tego władzy kościelnej (vide ks. M. Banach, ówczesny opolski wikariusz generalny, działający w imieniu i na zlecenie rządcy kościelnego Śląska Opolskiego, ks. E. Kobierzyckiego, ponoszącego tym samym główną odpowiedzialność za to, co się stało) uzasadniano koniecznością likwidowania niemieckich wpływów w środowiskach zakonnych. Represje objęły dziesięć zgromadzeń zakonnych, a towarzyszył im zabór majątku zakonnego: domów, sierocińców, szpitali, przedszkoli, domów opieki etc.
Przed realizacją tak ogromnego zamierzenia, wymierzonego faktycznie przeciwko wszystkim ludziom wierzącym w Polsce, czyli przeciwko ogromnej większości narodu, władze komunistyczne podejmowały szereg „prób” na mniejszą skalę, o „zasięgu” lokalnym. Takie akcje, wymierzone nawet w pojedyncze osoby duchowne bądź konsekrowane, miały „oswoić” społeczeństwo z planowanymi z represjami wobec ludzi Kościoła, a także – a może przede wszystkim – zbadać „odporność” tego społeczeństwa na masowe akty bezprawia oraz ocenić, czy wywołają one protesty, z którymi należałoby się liczyć. Jednym z takich przypadków był casus s. Anny Dyllus z podopolskiej Nowej Wsi Królewskiej.
***
W dniu 14 października 1952 r. do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Opolu (dalej: WUBP) wpłynęło doniesienie obywatelskie podpisane przez niejakiego Jana Miękisiaka, zamieszkałego w Nowej Wsi Królewskiej [od 2009 r. jest to jedna z dzielnic Opola - AS] przy ul. Sienkiewicza 1. Obywatel Miękisiak był repatriantem z Francji, urodzonym tamże w roku 1923 ojcem dwójki dzieci, zatrudnionym na stanowisku naczelnika wydziału w Dyrekcji Okręgu Poczt i Telegrafów w Opolu. Posiadał wykształcenie średnie. W doniesieniu swym napisał, że jego syn Gerard, uczęszczający do szkoły powszechnej nr 2 w Nowej Wsi Królewskiej, został przez jedną z nauczycielek upomniany, iż „należy chodzić na lekcje religii z zaznaczeniem, że jest to przymusowe”. Ponadto zaznaczył, że w dniu 5 października 1952 r. o godz. 14.00 po wyjściu ze szkoły jego syn „został zatrzymany przez siostrę, która prowadzi zajęcia religijne […], która to siostra biorąc mego syna za rękę, po prostu siłą zaprowadziła go do miejsca wyżej omawianego” [czyli do pomieszczenia w sąsiedztwie szkoły nr 2, gdzie prowadzono owe „zajęcia religijne” – AS]. Trzynastego października po lekcjach Miękisiaka – juniora zatrzymało za podwórzu szkolnym trzech dziesięcioletnich chłopców „którzy, jak się później okazało, zostali wydelegowani przez wyżej wymienioną siostrę”. Chłopcy zakomunikowali, że jest lekcja religii, na której trzeba być i chcieli Miękisiaka zaprowadzić na nią siłą. Ciągnęli go przy tym „po ziemi” kilkanaście metrów, zabrali płaszcz i torbę szkolną, w końcu przekazali [jakoby z polecenia siostry – AS], że przedmioty te są do odebrania przez rodziców w szkole. Ostatecznie odebrał je na prośbę matki młodego Miękisiaka, jego kolega. Autor doniesienia zaznaczył, że „o fakcie z dnia 5. X. br.” zawiadomił komendanta posterunku MO w Nowej Wsi Królewskiej lecz „z tego wynika, że nic nie zrobiono i dalej się toleruje inkwizycje na terenie Nowej Wsi Królewskiej, co jest sprzeczne z art. 70 Konstytucji [Polskiej] Rzeczypospolitej Ludowej”.
Na maszynopisie tego obywatelskiego doniesienia znajduje się odręczna akredytacja kogoś ze ścisłego szefostwa opolskiego UB, skierowana do kpt. J. Heroda, naczelnika Wydziału V WUBP w Opolu z 14 października 1952 r.: „Natychmiast przeprowadzić dochodzenie i aresztować”.
Siostrą, o której mowa w donosie, była Anna Dyllus, urodzona w 1911 r. w Sośnicy koło Gliwic, należąca do Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Marii Panny od Niepokalanego Poczęcia. Przed II wojną światową ukończyła we Wrocławiu 2-letnie seminarium dla wychowawczyń przedszkoli, po czym została kierowniczką jednej z takich placówek w powiecie prudnickim. Od 1940 r. prowadziła przedszkole w Nowej Wsi Królewskiej, aż do chwili „upaństwowienia” placówki przez władze komunistyczne po zakończeniu wojny. Zwolniona z pracy, zajmowała się nauczaniem religii dzieci szkolnych w domu zakonnym. Organy bezpieczeństwa uważały ją za „osobę arogancką i opryskliwą w stosunku do władz państwowych”, wrogo usposobioną do Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i Związku Radzieckiego. Na maszynopisie tej charakterystyki (podpisanej przez mjr J. Onacika) znajduje się kolejna interesująca akredytacja: „Poprawić ją [charakterystykę – AS], ponieważ w tym stanie do akt iść nie może”.
Wszczęcie oficjalnego śledztwa przeciwko s. Annie Dyllus nastąpiło 20 października 1952 r., czyli przed pierwszym jej przesłuchaniem. Decyzję podjął por. Adam Kujawa, oficer śledczy WUBP w Opolu, a siostra była podejrzana o to, „że w czasie od 5. X. 52 r. do 13. X. 52 r. w Nowej Wsi Królewskiej pow. Opole zmuszała Gerarda Jana Miękisiaka do uczenia się religii rzymsko – katolickiej”. Tego też dnia ten sam oficer wnosił – wobec zatrzymanej już zakonnicy – o zastosowanie środka zapobiegawczego – „aresztu tymczasowego z osadzeniem w więzieniu karno – śledczym w Opolu”. A. Dylus była „podejrzana o dokonanie przestępstwa z art. 3 dekretu z 5 sierpnia 1949 r.”
Dwudziestego pierwszego października 1952 r. E. Wojnar, wiceprokurator wojewódzki w Opolu, sporządził odręczną notatkę, w której pisał m. in.: „Śledztwo należy uzupełnić poprzez przesłuchanie rodziców […] Jana Miękisiaka na okoliczność, czy upoważnili siostrę zakonną Annę Dylus do nauczania ich syna religii, w razie niechęci z jego strony, do stosowania wobec niego przemocy, względnie, czy nie aprobują postępowania podejrzanej (pokrzywdzony jest dzieckiem i sam o sobie nie może decydować, potrzebna jest zgoda rodziców). W tym stanie faktycznym nie może być mowy o kwalifikacji czynu z art. 246 kk w zależności od zeznań rodziców pokrzywdzonego ucznia można będzie ewentualnie przyjąć kwalifikację z art. 3 dekretu z dnia 5 sierpnia 1949 r. o ochronie wolności sumienia i wyznania”.
Postanowienie o tymczasowym aresztowaniu wydał tenże E. Wojnar dnia 22 października 1952 r. W uzasadnieniu postanowienia czytamy o „wprowadzaniu przemocą na wykłady” z religii 8 – letniego Gerarda Jana Miękisiaka. Ponadto istniała rzekomo „uzasadniona obawa ucieczki lub matactwa” ze strony s. Dyllus. Areszt miał być uchylony, jeśliby „w terminie do dnia 22 listopada 1952 r. nie nastąpiło wniesienie aktu oskarżenia lub przedłużenie aresztu”.
Dwudziestego trzeciego października tegoż roku przesłuchano doprowadzoną z aresztu s. Dyllus. Oficerem prowadzącym przesłuchanie był chor. Włodzimierz Spaczyński z opolskiego WUBP. Już na samym początku s. Dyllus stanowczo zaprzeczyła, jakoby miała „przymuszać uczni mi podległych do obecności na moich wykładach, gdyż nigdy w swej pracy tego nie stosowałam”. Wyjaśniła, że teczkę i płaszcz młodego Miękisiaka przyniósł na lekcję w dniu 13 października jeden z uczniów wyjaśniając, że ich właściciel nie chce przybyć na zajęcia. Okazało się po chwili, że najprawdopodobniej koledzy zabrali te rzeczy Miękisiakowi, aby zmusić go do przyjścia na religię i osobiste odebranie ich. Siostra sprzeciwiła się temu wskazując, że ktoś nie chce chodzić na religię, ten nie musi. Po południu matka Miękisiaka przysłała pewnego chłopca do klasztoru po odbiór płaszcza i teczki, przedmioty zostały wydane, a s. Dyllus poprosiła o przekazanie rodzicom Miękisiaka, że jeżeli sobie nie życzą, by uczył się on religii, to niech go nie przysyłają do klasztoru. Siostra usłyszała rozmowę chłopców, w której Gerard Miękisiak zapewnił kolegów, że „siostra zakonna będzie aresztowana”. Na pytanie, czy używała jakichś przezwisk w stosunku do uczniów nie chodzących na religię, s. Dyllus odrzekła, że nigdy takowych nie używała. Na tym przesłuchanie się zakończyło i protokół podpisano.
Podczas kolejnego przesłuchania, 2 grudnia 1952 r., siostrę pytano o funkcje, jakie wypełniała w domu zakonnym w Nowej Wsi Królewskiej, w jaki sposób dokonywano „werbunku” dzieci na lekcje religii, które prowadziła za zgodą kurii biskupiej w Opolu wreszcie, w jaki sposób organizowane były owe katechezy. Zeznała m.in.: „Na skutek tego, że duża liczba dzieci uciekała i nie przychodziła na lekcje religii, w pierwszych dniach [po] rozpoczęciu nauki [..] wychodziłam przed szkołę skąd to zabierałam powracające [do domu] dzieci. Robiłem to dlatego, że była mała frekwencja na religii, ponieważ dzieci uciekały, jak też i zapominały o nauce religii. Na teren szkoły nigdy po dzieci nie wchodziłam, gdyż wiedziałam, że nauka religii w szkołach jest wycofana”.
Dwa dni później odbyło się kolejne przesłuchanie, tym razem Jana Miękisiaka, ojca „poszkodowanego” chłopca, który to ojciec złożył doniesienie obywatelskie na s. Dyllus. Na pytanie przesłuchującego zadeklarował, że nigdy nie wyrażał zgody na nauczanie jego syna religii, gdyż „nie jest wyznawcą religii rzymskokatolickiej” i nie życzy sobie, aby dziecko jego było „w tym duchu” wychowywane. Z tego powodu, gdy mieszkał w Katowicach, „miał nawet pewne nieporozumienia” z dyrekcją tamtejszej szkoły. Zeznał, że nie zna s. Dyllus, nigdy z nią nie rozmawiał, nie dawał jej wobec tego żadnej dyspozycji odnośnie nauczania religii swojego syna. Z jego opowiadań wiedział, że chłopiec miał złe relacje z kolegami z przyczyny nieuczęszczania na religię. Pewnego dnia przyszedł zapłakany i powiedział, że siostra zabrała go na lekcję religii mimo tego, że nie wyrażał na to zgody. Miała wziąć go za rękę i wciągnąć siłą do domu zakonnego, gdzie odbywały się katechezy. Podobna sytuacja miała się powtórzyć przynajmniej jeden raz. Ponadto sami koledzy młodego Miękisiaka mieli go zmuszać do udziału w nauce religii. Reasumując, z zeznań Miękisiaka – seniora wynikało, że całe oskarżenie, które on sam swym donosem sprowokował, opierało się jedynie na dość niejasnych opowieściach kilkuletniego dziecka, które bardzo trudno byłoby zweryfikować, gdyby tylko takie działania w ogóle chciano podjąć.
W dniu 11 grudnia 1952 r. Aleksandra Stępień, referent sekcji V wydziału V WUBP w Opolu w ściśle tajnej notatce służbowej informowała, że „dotychczas nie stwierdzono żadnych wypadków, poza Miękisiakiem, by przymuszano przez siostry zakonne dzieci na naukę religii na terenie Nowej Wsi Królewskiej. Nie ustalono także innych osób, które by mogły wnieść nowe okoliczności do sprawy. Nadmieniam, że ludność tamtejszej gromady jest mocno sfanatyzowana, co sprawia trudności ustalenia jakichkolwiek nowych informacji”.
Piętnastego grudnia 1952 r. naczelnik wydziału śledczego WUBP w Opolu skierował wniosek do prokuratora wojewódzkiego w tymże mieście o przedłużenie tymczasowego aresztowania s. Dyllus do dnia 31 grudnia 1952 r. Okres aresztowania, rozpoczęty decyzją prokuratora wojewódzkiego 22 października 1952 r. mijał właśnie 15 grudnia, jednak śledztwo do tej daty nie mogło być ukończone, ponieważ „sprawa […] wymaga skompletowania”. Jako podstawę prawną przywołano art. 104 2 dekretu z dnia 23 czerwca 1945 r. Kodeks Wojskowego Postępowania Karnego (Dz. U. 1945 nr 36, poz. 216). Prokurator przychylił się do wniosku WUBP, przedłużając areszt s. Dyllus od końca 1952 r., o czym zainteresowaną powiadomiono w dniu 18 grudnia.
Szesnastego grudnia 1952 r. Włodzimierz Spaczyński, oficer śledczy WUBP w Opolu postanowił zamknąć śledztwo w sprawie s. Dyllus. Według jego stwierdzenia „śledztwo dostarczyło podstaw do rozprawy zgodnie z art. 171 1 kodeksu wojskowego postępowania karnego (dalej: kwpk) i art. 277 kodeksu postępowania karnego (dalej: kpk)”. O postanowieniu oficera śledczego powiadomiono s. Dyllus.
Tegoż 16 grudnia 1952 r. oficer śledczy sporządził, a mjr Jan Onacik, szef opolskiego WUBP zatwierdził, wniosek skierowany do Komisji Specjalnej do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym w Warszawie („na zasadzie art. 1 w związku z art. 5 i art. 7” dekretu z dnia 16 listopada 1945 r. o utworzeniu i zakresie działania Komisji Specjalnej do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym). Napisano w nim, że Dylus Anna („córka Ignacego i Jadwigi z domu Wadzka (?), ur. dnia 16. VII. 1911 r. w Leśnicy pow. Gliwice, zam. w Nowej Wsi Królewskiej przy ul. Mickiewicza nr 45 pow. Opole, poch. społeczne robotnicze, wychowawczyni przedszkola, siostra zakonna, z wykształceniem 8 klas szkoły powszechnej, bez majątku i odznaczeń, panna, nie karana, bezpartyjna”) jest podejrzana o to, iż „w czasie do 5 października 1952 r. do 13 października 1952 r. w Nowej Wsi Królewskiej pow. opolskiego zmuszała Gercharda (sic!) Jana Miękisiaka, 8 – letniego ucznia szkoły podstawowej nr 2 do uczęszczania na naukę religii rzymsko – katolickiej przez wprowadzanie go przemocą na wykłady, tj. o czyn przewidziany w art. 3 dekretu z dn. 5. VIII. 1949 r. o ochronie wolności sumienia i wyznania”. WUBP w Opolu wnosił dla s. Dylus o „umieszczenie […] w obozie pracy przymusowej na okres 24 – ch miesięcy bez zaliczenia okresu tymczasowego aresztu”.
W uzasadnieniu czytamy m. in.: „Oskarżona […], chcąc zapewnić sobie frekwencję na lekcjach religii, postanowiła siłą wciągnąć miejscowe dzieci do zakonu na naukę mimo tego, że na naukę religii nie były zapisane. Czyniła to w ten sposób, że po zakończonych lekcjach szkolnych, kiedy dzieci udawały się do swoich domów, wystawała przed szkołą i zabierała je do domu zakonnego, co jej się udawało z uwagi na to, że dzieci te były w wieku od 7 [do] 10 lat”. Dalej twierdzono, że s. Dyllus „wciągnęła młodego Miękisiaka do budynku zakonnego, gdzie zmusiła go do pozostania na lekcji religii”, innym razem nakazał dwóm uczniom „siłowe” sprowadzenie Miękisiaka na katechezę, ci zaś, natrafiwszy na opór, odebrali nieszczęśnikowi płaszcz i torbę szkolną, a zdobycz tą zanieśli siostrze. Uzasadnienie to jest kuriozalne, oparte na zupełnie niewiarygodnym materiale dowodowym, szczególnie, gdy wnioskuje się w oparciu o nie o osadzenie człowieka w obozie pracy na okres dwóch lat. Niemniej oficer śledczy WUBP podsumował swój wniosek z pełnym przekonaniem: „Biorąc pod uwagę zebrane materiały dowodowe i społeczną szkodliwość czynów podejrzanej, kara zawnioskowana jest uzasadniona”.
Osiemnastego grudnia 1952 r. kpt. M. Glazman z WUBP w Opolu meldował naczelnikowi Wydziału III Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, „że w dniu dzisiejszym została zakończona sprawa p-ko Dyllus Annie i wraz z wnioskiem do Komisji Specjalnej skierowana do Wojewódzkiej Prokuratury w Opolu z art. 3 dekretu z dnia 5.8. 1949 r.” Nazajutrz, 19 grudnia, s. Dyllus została przekazana do więzienia w Opolu.
I wreszcie, 31 grudnia 1952 r., w ostatnim dniu przedłużonego okresu aresztowania s. Dyllus, rozpatrując wniosek Prokuratora Wojewódzkiego w Opolu (nr V Sb 121/ 52) opolska delegatura Komisji Specjalnej do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym w składzie: przewodniczący – St. Krępski, członkowie – W. Szczepański i B. Ligus, protokolant – W. Szczepański, sprawozdawca – B. Ligus, uznała s. Annę Dyllus winną tego, „że w czasie od 5 do 13 października 1952 r. […] zmuszała Gerharda Jana Miękisiaka, 8 letniego ucznia szkoły podstawowej nr 2 do uczęszczania na naukę religii, wprowadzając go przemocą na wykłady, a więc przestępstwo z art. 3 dekretu z dnia 5 sierpnia 1949 r. o ochronie wolności sumienia i wyznania, i za to […] skierować do obozu pracy na okres 24 miesięcy z zaliczeniem okresu tymczasowego aresztowania od dnia 22 października 1952 r. i na zasadzie art. 4 pkt 2 [lit. a] z dnia 22 listopada 1952 r. o amnestii, orzeczoną karę złagodzić do połowy, tj. do 12 miesięcy z zaliczeniem tymczasowego aresztowania od dnia 22 października 1952 r.” W uzasadnieniu orzeczenia napisano: „Na podstawie zeznań świadków oraz wyjaśnień skazanej, złożonych bezpośrednio przed kompletem orzekającym, wina jej została całkowicie udowodniona. Z dowodów tych wynika, że dopuściła się ona przestępstwa opisanego w sentencji niniejszego orzeczenia. Przy wymiarze kary wzięto pod uwagę stopień zawinienia i wysoką szkodliwość społeczną czynu”.
Karę osadzenia w obozie pracy (nazywanym po prostu więzieniem) s. Dyllus odbyła. Według opinii naczelnika więzienia: „[…] jako więźniarka nie okazywała pozytywnego stosunku do Polski Ludowej, w czasie odbywania kary była skryta i małomówna. Zatrudniona była w więzieniu przy produkcjach masowych, gdzie z powierzonych obowiązków słabo się wywiązywała. Wydawane jej rozkazy i polecenia wykonywała opieszale, przepisów regulaminu więziennego starała się przestrzegać. Karana dyscyplinarnie w więzieniu nie była. Wyrok uważała za niesłuszny i skruchy za dokonane przestępstwo nie wykazywała”.
***
Sprawa s. Dyllus wykreowana została – jak się wydaje - na polityczne zamówienie opolskiego UB, które być może w ten sposób chciało wykazać się zdecydowaną postawą „rewolucyjną” i działaniami przeciwko „personelowi zakonnemu”. Znalazł się więc denuncjator – pracownik państwowej firmy na kierowniczym stanowisku, które chciał utrzymać, a może i awansować, jego kilkuletni syn, który sam pewnie nie wiedział, o co chodzi i co ma mówić, by pomóc tacie, a który nigdy nie został nawet przesłuchany. Nawet gdyby ich nie było, UB znalazłoby innych, albo obeszłaby się bez nich. Było przecież panem sytuacji, nie ograniczonym ani cywilizowanym prawem, ani cywilizowaną etyką – niczym. Należało znaleźć ofiarę i ją represjonować – to też uczyniono.
Procedura przedstawionych wyżej działań jest nie do końca jest jasna. Może to wina wybrakowanych akt, może po prostu „radosna twórczość” oficerów śledczych UB. Siostrę Dyllus aresztowano jeszcze przed pierwszym jej przesłuchaniem, tylko na podstawie zeznań ośmiolatka, wypowiedzianych ustami jego ojca. Wiadomo, że jest winna i, że będzie ukarana. Zapytać można, dlaczego siostra nie stanęła przed sądem, a „tylko” przed Komisją Specjalną? Być może któremuś z decydentów zeznania młodego (małego) Miękisiaka wydały się tak słabe, że nie ostałyby się nawet przed stalinowskim sądem? Może obawiano się takiej kompromitacji? Ale czy to ważne? Gdyby UB zechciało siostrę Dyllus na przykład rozstrzelać, uczyniłoby to bez większych przeszkód. A tak, spędziła tylko rok w obozie pracy. Zakonnice przecież lubią pracować dla innych ludzi, a ponadto „rok – nie wyrok”….
Siostra Dyllus miała przeciwko sobie komunistyczne prawo w wersji stalinowskiej, czyli przede wszystkim skrajnie antykościelny dekret z 5 sierpnia 1949 r. Prawem tym posługiwała się machina represji, czyli w tym przypadku oprócz opolskiego WUBP, także rzeczona Komisja Specjalna. I o dekrecie i o Komisji wspominano już wyżej, można dodać jednak jeszcze kilka wyjaśniających uwag.
Dziewiętnastego lipca 1949 r. na posiedzeniu Sekretariatu KC PZPR Hilary Minc, od 24 lutego tegoż roku członek Komisji Bezpieczeństwa KC PZPR, obwieścił, że dotychczas stosowana w zwalczaniu Kościoła katolickiego metoda „uderzeń oddzielnych” okazała się nieskuteczna, wobec czego należy wdrażać strategię „zmasowanego uderzenia”. Do wykonania owego uderzenia wykorzystano przede wszystkim prawo karne, mające „dławić opór wroga klasowego”. W odniesieniu do Kościoła rolę taką pełnić miał m. in. dekret z 5 sierpnia 1949 r. o ochronie wolności sumienia i wyznania (obowiązujący od dnia ogłoszenia), w którym pozorowano jedynie ochronę uczuć religijnych osób wierzących. W rzeczywistości ostrze jego wymierzono głównie w osoby duchowne i konsekrowane, umożliwiając ich represjonowanie za działalność religijną, celem zaś nadrzędnym było ograniczenie i podporządkowanie władzom komunistycznym misji Kościoła, co w dalszej perspektywie – zgodnie z pomysłami teoretyków marksizmu – leninizmu – miało prowadzić do zaniku religii. Nie jest przypadkiem, że dekret uchwalono i zatwierdzono po ogłoszeniu w dniu 1 sierpnia 1949 r. dekretu Świętego Oficjum, nakładającego ekskomunikę na tych katolików, którzy świadomie i dobrowolnie popierali partię komunistyczną lub do niej należeli, a także czytali i rozpowszechniali propagandę komunistyczną. Ponadto w czerwcu i lipcu 1949 r. miał miejsce tzw. „cud lubelski”, który mocno przestraszył komunistów. Reakcją na te właśnie wydarzenia był omawiany dekret z 5 sierpnia 1949 r.
Siostra Dyllus oskarżona była o przestępstwo z art. 3 dekretu, który w zamyśle ustawodawcy miał być skierowany głównie przeciwko księżom i osobom prowadzącym naukę religii, rzekomo „zmuszających” dzieci i młodzież do uczestniczenia w katechezie i innych praktykach religijnych. Zdobycie zeznań „poszkodowanych” w podobnych sprawach oraz uzyskanie „obywatelskich doniesień” było dla UB rzeczą dziecinnie wręcz prostą, co na podstawie przypadku s. Dyllus przedstawiono powyżej.
Przestępstwo z art. 3 dekretu z 5 sierpnia 1949 r. zagrożone było karą do 5 lat więzienia. Jednak prawdziwego ducha dekretu – jak pisze A. Grześkowiak – ujawniała instrukcja nr 10 o postępowaniu w sprawach o przestępstwa przewidziane w dekrecie z 5 sierpnia 1949 r. o ochronie wolności sumienia i wyznania, którą wydało Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego 29 sierpnia 1949 r. Zawierała ona wskazania interpretacyjne przepisów dekretu obowiązujące organy śledcze, a jednocześnie wskazywała na skrajnie polityczny cel prawa z 5 sierpnia 1949 r., którym była brutalna walka z Kościołem katolickim.
Gremium, które zdecydowało o losie s. Dyllus, była opolska delegatura Komisji Specjalnej do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym. Komisja wzorowana była podobnych ciałach działających w Związku Radzieckim, powołana jakoby na wniosek Komisji Centralnej Związków Zawodowych, nie będąc organem wymiaru sprawiedliwości, mogła jednak ścigać przestępstwa godzące m. in. w interesy społeczne ludowego państwa. Według A. Grześkowiak była ona „pozakodeksowym sądem specjalnym, początkowo także organem śledczym, później tylko orzekającym”. Oficjalnie nie wymierzała ona kar, orzekała jednak określone środki, które posiadały wszelkie cechy kary, np. osadzenie w obozie pracy czy grzywna. Zauważyć należy, że sprawy rozpoznawano bez udziału obrony, co samo w sobie stanowiło naruszenia m. in. materialnego prawa do obrony. W Komisji Specjalnej zasiadali ludzie o niskich kwalifikacjach prawniczych i moralnych: „Brak poczucia prawa i porządku to cecha tych osób. Członkowie Komisji, prowadząc dochodzenie, dopuszczają się rażących przekroczeń, których nie trudno nazwać pospolitymi nadużyciami […]. Członkowie Komisji swoimi aroganckimi zachowaniami […], wymuszaniem zeznań i bezpodstawnymi aresztowaniami podrywają autorytet Komisji”. Nie dziwi zatem, że prawo o Komisji określane jest obecnie przez autorytety naukowe jako „szczególny rodzaj bezprawia”, czy też „haniebne narzędzie sprawowania władzy przez komunistów”.
Cóż można rzec w podsumowaniu? Sprawa s. Dyllus jest klasycznym przykładem politycznego linczu z użyciem znieprawionego prawa, motywowanym klasową nienawiścią sprawców. Siostrze nie udowodniono obiektywnie żadnego przestępstwa, po karykaturalnym postępowaniu wysłano ją na rok do obozu pracy, „karę” odbyła. Mogło się skończyć gorzej… Jak wspomniano już we wstępie, ten i inne, podobne przypadki były najprawdopodobniej preludium przed akcją X-2, czyli masowymi represjami w stosunku do osób konsekrowanych na o wiele większą skalę. Były badaniem opinii społecznej, testem na to, czy naród jest już dostatecznie zniewolony, aby nie stawiać oporu podczas planowanej rozprawy z Kościołem. Siostra Dyllus pracowała w Nowej Wsi Królewskiej „za Niemca”, była autochtonką, a przecież akcja X-2 miała zwalczać „niemieckie wpływy w środowiskach zakonnych”… Siostra była zatem doskonałym testowym „celem” dla UB, a jednocześnie ofiarą czasów, w których przyszło jej żyć. Z próby, która stała się jej udziałem, wyszła obronną ręką. Wszystko wskazuje na to, że zachowała godność i nie dała się złamać w obozie pracy. To bardzo dużo.