Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
2676
BLOG

Wielkanoc '33 - list z Wielkiego Głodu

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 34

       Pewni Blogerzy Salonu mają zwyczaj publikowania w określone rocznice tej samej notki okolicznościowej. Nigdy tego dotychczas nie robiłam ale sam zwyczaj w czasach, gdy wszystko wariuje i zmienia się w trudnym do ogarnięcia tempie, nie jest zły. Mało tego, nawet porządkuje w pewien sposób nasz mały wycinek świata i daje nam poczucie, że pośród wariactwa i gonitwy istnieje też coś stałego i powtarzalnego. W związku z tym postanowiłam, że dwa razy w roku – w rocznicę Wielkiego Głodu na Ukrainie oraz na Wielkanoc - będę publikować notkę sprzed kilku lat, która powstała na podstawie listu z 1933 roku. Krótki ale bardzo przejmujący fragment wspomnianego listu opisuje, jak wyglądała Wielkanoc ’33 u Polaków, którzy pozostali po 1920 roku w Związku Sowieckim. Warto przyjrzeć się tamtym wydarzeniom szczególnie w tym roku, kiedy obchodzimy bardzo dziwne Święta Wielkanocne i kiedy dosłownie na naszych oczach tak wiele się zmienia czy nawet wręcz wali. Wstęp do notki nieco przeredagowałam i zmieniłam, resztę pozostawiłam niemalże w pierwotnej formie.

       Nie wiadomo dokładnie, ile ofiar pochłonęła zbrodnia Wielkiego Głodu i ilu było wśród nich Polaków. W różnych miejscach podawane są różne dane – od 4 do 10 milionów i odpowiednio od 20 do 80 tys. Polaków. Jak zwykle w przypadku zdarzeń na Wschodzie należy podkreślać, że chodzi o dane udokumentowane czy „oficjalne” – choć jak widać nawet i dane „udokumentowane” są traktowane dość kreatywnie. Ile osób zginęło bez żadnej dokumentacji czy „nieoficjalnie”, dziś chyba już nikt nie jest w stanie policzyć - na pewno było ich dużo więcej.

       Z rodziny mojej Babci nie wszystkim udało się wrócić do Niepodległej Polski – sporo osób, niestety, tam zostało. Mimo poszukiwań prowadzonych głównie przez wujka Mamy – najpierw jeszcze przed IIwś a potem już po wojnie – nie udało się odnaleźć rodziny ani dowiedzieć czegokolwiek o jej losach po 1920 roku. Jedyna informacja, która dotarła do rodziny w Polsce, dotyczyła wujka Babci, zamożnego i szanowanego człowieka i świetnego fachowca w rzadkiej, technicznej dziedzinie. Udało mu się jeszcze wyekspediować żonę z dorosłymi/dorastającymi dziećmi do Polski a sam po zlikwidowaniu spraw na miejscu miał następnie dołączyć do rodziny. Nie udało się, został zamordowany przez jakąś bolszewicko-rewolucyjną dzicz na samym początku tego piekła. Tak więc, jeśli chodzi o innych pozostałych tam, można się spodziewać najgorszego. Tak czy tak trudno teraz cokolwiek odtworzyć z ówczesnej tragedii Polaków i dotkniętych rodzin – więzi społeczne zostały pozrywane, dobra materialne rozgrabione, cmentarze zaorane a pamięć pogubiła się przez te 100 lat. Dziś mało kto w ogóle tym się interesuje – w sferze publicznej jednym z chlubnych wyjątków jest profesor Nowak.

       Zdarzają się czasami rzeczy dziwne, mam wrażenie, że ich częstotliwość w sprawie badania rodzinnych historii jest większa niż w innych sprawach, jakby nasi przodkowie, krewni i powinowaci patrzyli na wszystko z góry i udzielali nam pomocy. Otóż dostałam od kogoś z rodziny odnaleziony po wielu latach stary list adresowany do mojego Pradziadka. Kartka zapisana przepięknym pismem jest pożółkła i prawie rozpada się. Autorka listu to matka Pradziadka, Tekla hrabianka M., urodzona w rodzinnym majątku pod Kamieńcem Podolskim. Nie znam dokładnej daty jej urodzenia ale z wyliczeń wynika, że musiało to być nieco po roku 1850. To pokolenie, które Powstanie Styczniowe przeżyło jako dzieci i które dorastało już po klęsce powstania - pośród szykan, prześladowań i grabieży. Nie wiem niczego więcej o tej rodzinie poza tym, że ich majątek, tak samo jak i dobra rodziny jej przyszłego męża, został skonfiskowany wzgl.porządnie okrojony. Ojciec Pradziadka otrzymał bardzo dobre wykształcenie w Akademii w Dublanach i dlatego mógł także i po konfiskacie zapewnić rodzinie jako taki byt. Z czasem znów zaczęło się im całkiem dobrze powodzić – synowie pokończyli dobre szkoły i uczelnie i prowadzili z powodzeniem interesy a córki powydawały się dobrze za mąż. I tak trwało to do kolejnego kataklizmu, po którym Pradziadek i część jego rodzeństwa szczęśliwie znaleźli się w wolnej Polsce. Do niedawna nawet nie wiedziałam, że jego matka została w sowieckim piekle – byłam przekonana, że wcześniej umarła i że została tam gdzieś pochowana. Z listu dowiadujemy się, że zostało tam jeszcze kilka innych osób z rodziny - najprawdopodobniej córka lub synowa i jej dzieci oraz wnuki. Autorka listu ostatnie lata swego życia spędziła w straszliwych warunkach, które stworzyła sowiecka Rosja na najżyźniejszych ziemiach. Po to, aby ich dotychczasowych właścicieli zamordować a ich wielowiekową tradycję i kulturę do reszty zniszczyć. Aby nie zostały po nich nawet ślady i aby już się nigdy nie podnieśli i nie zagrażali nowemu porządkowi.

       List nosi datę 16 czerwca 1933 roku. Nie wiadomo dokładnie skąd został wysłany - rodzina pochodziła spod Kamieńca ale od końca XIX wieku różni jej członkowie przemieszczali się i mieszkali w wielu miejscach na Ukrainie (należy wyjść z założenia, że list został wysłany z Kamieńca lub okolic). Nie wiadomo również nic, w jaki sposób matka z synem odnaleźli informacje o sobie po ponad dziesięciu latach ani w jaki sposób nawiązali kontakt i jaką drogą przesyłali te informacje (pamiętajmy, że pomiędzy IIRP a Związkiem Sowieckim było coś w rodzaju żelaznej kurtyny; na początku lat 30-tych jeszcze nie ale już kilka lat później za znalezienie listu czy kartki od krewnych z Polski, zdjęcia świadczącego o polskim pochodzeniu rodziny czy książeczki do nabożeństwa groziła po prostu śmierć).

        To tyle tytułem nieco długiego wstępu a teraz dajmy wypowiedzieć się Autorce listu – Polce pozostałej w bolszewickiej Rosji (pomijam wątki wybitnie osobiste a pozostawiam te istotne dla ogółu).

Synu mój drogi, kochany! Jestem bardzo kontenta, że nareszcie wiem, że Ty żyjesz i zdrów jesteś. A ja ciągle myślałam o Tobie i pisząc do Włodzia zapytywałam się o Ciebie ale on pisał, że nie wie gdzie Ty jesteś. (…)”

       Już sam początek daje nam pogląd, w jakiej sytuacji znajdowali się wówczas Polacy z Kresów, jak rozdarte, podzielone i pogubione były rodziny – czasami przez całe lata najbliżsi nie wiedzieli, gdzie są ich dzieci, rodzice czy rodzeństwo i czy w ogóle żyją.

„(…) Chciałabym Was wszystkich widzieć ale to tak trudno do Was się dostać (…) Napisz mnie o wszystkim. Teraz siedzę sama jedna. Mani już trzy miesiące nie ma i jej dzieci nie ma. Tak mi bez Mani źle, ona pracowała i dbała o mnie, abym miała wygody a teraz ja bardzo biedna jestem, w takim wieku nie mogę pracować. Wiesz Dziecko, że już półtora miesiąca ja chleba nie widziała a o bułce nie ma mowy. U nas masło bardzo drogie, funt takowego 20 rubli a słoniny zupełnie nie ma. Dlatego, że wszystko takie drogie, to ja nie mogę kupować, bo nie mam za co. (…) Ja już tylko Boga proszę, żeby Mania przyjechała (…)

Jeszcze Tobie napiszę, jakie ja miała Święta Wielkanocne. Przyszła do mnie pierwszego dnia moja prawnuczka i przyniosła 2 jajka i kawałeczek słoniny – to ja miała na całe Święta. Czego Twoja mama doczekała się na starość. Pisz Dziecko, jak Wasze zdrowie. (…)

Na liście, z boku, znajduje się jeszcze dopisek „Za pieniądze bardzo Tobie Dziecko dziękuję”, z czego wynika, że Pradziadek znalazł jakąś możliwość, żeby przekazać matce z Polski środki. Jak i co się dalej działo – nic nie wiemy, Pradziadek z Mamą nigdy o tym nie rozmawiał a ci, którzy mogliby coś wiedzieć, już nie żyją.

       No cóż – dziś, w tych przedziwnych warunkach, w których przyszło nam spędzać Święta, znów do nas dociera (o czym tak chętnie w ostatnich czasach zapominaliśmy), że nic nie jest nam dane raz na zawsze.

Wszystkim Czytelnikom i Redakcji Salonu życzę z okazji trwających Świąt Wielkanocnych przede wszystkim dużo zdrowia i wytrwałości w znoszeniu tej przedziwnej sytuacji.


Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura