Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
1710
BLOG

O sensie i bezsensie komisji sejmowych

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 68

       Tak się złożyło, że ostatnie kilka dni musiałam posiedzieć nieco unieruchomiona w domu i kurować kontuzję kolana (biegłam na przystanek i wywaliłam się o jakiś gumowy chodnik rozłożony na placu – no i walnęłam „na płask” jak długa – wyglądało groźnie ale skończyło się „tylko” na poobijaniu) – gdyby nie to, raczej nie oglądałabym przedstawienia pod tytułem „komisja sejmowa”. Pisałam o tym już gdzieś wcześniej ale powtórzę – komisje sejmowe to dobry instrument w pewnych okolicznościach ale pod warunkiem, że stosuje się je rozumnie i nie przedawkowuje. Tak się stało z komisjami ds. Amber Gold i warszawskich prywatyzacji a codziennych, przydługich transmisji z zeznań każdego urzędnika mieli na koniec dosyć nawet najbardziej zagorzali zwolennicy PiSu, choć każdy się zgadzał, że badanie spraw było potrzebne. 

       Wczoraj znów wszystko wypadło wg mnie źle – choć problem ten sam: Wyjaśnienie przekrętów VATowskich konieczne, sprawa ważna, itp. I tak do składania zeznań w charakterze świadka wezwano byłego v-ce ministra finansów, niejakiego Dariusza Daniluka. Nic do owego v-ce ministra nie mam, ani mi on brat ani swat, nie wiem nic o nim bliżej a jeśli chodzi o tendencję, to generalnie ancien regime’u nie darzę sympatią. I z takim nastawieniem przystąpiłam do oglądania przedstawienia. Po jakimś czasie stwierdziłam, że ów Daniluk jest typem chłodnego i rzeczowego urzędnika i technokraty-fachowca a do MF został ściągnięty z NBP m.in.w celu przeprowadzenia projektów informatyzacji i miał pod sobą departamenty związane z tą materią. Nie robił wrażenia, że zieje jakąś szczególną nienawiścią do Komisji czy do nowej władzy (nie wykluczam, że tak jest, piszę wyłącznie o wrażeniu), że zachowuje się w sposób złośliwy i że chce utrudniać przesłuchanie czy robi sobie cyrk. Oczywiście podkreślam po raz kolejny, że być może jest on najperfidniejszym człowiekiem i wręcz pomysłodawcą tych wszystkich toksycznych zdarzeń w MF – tego nie wiem, z przebiegu przesłuchania jednak raczej to nie wynikało. Mało tego – prorokuję, że jeżeli Szanowna Komisja będzie postępować dalej w ten sposób, to w ogóle może niewiele z tego wszystkiego wyniknąć. 

       Otóż rozumiem doskonale, że przekręt był ogromny i że trzeba jak najszybciej wyłonić odpowiedzialnych i ukarać ich – też życzę tego sobie i nam wszystkim. Po czorta jednak potrzebne jest do tego zupełnie bezsensowne, prawie całodzienne grillowanie owego Daniluka, który za podatki i za VAT w ogóle w MF nie odpowiadał? Trudno powiedzieć. Rozumiem, że Szanowna Komisja pragnie wykazać, że ogólny bałagan, państwo źle działało, nikt nic nie wiedział – itp. No ale, Szanowna Komisjo, jeżeli chce się coś takiego wykazać, to po pierwsze należy się do tego lepiej przygotować i działać rozumniej a nie prezentować przez cały ranek, południe i jeszcze kawał popołudnia jakieś wygibasy i akrobacje, które po prostu wychodzą nieudolnie.  

       I tak np.zupełnie nie rozumiem, dlaczego kilku członków Komisji postanowiło się po prostu powyżywać na owym Daniluku – tak dopiec mu – no bo taki doświadczony finansista, karierę robił (czy tam dalej robi) a nie jest „nasz” – no to trzeba na wszelki wypadek dopieprzyć. Nie rozumiem, bo wg mnie jeżeli ktoś nie jest bytem szczególnie nienawistnym, złośliwym, niszczącym obecne władze, itp. a jest fachowcem od czegoś tam i odpowiadał za konkretne sprawy, to po prostu w ogóle nie należy podchodzić do niego z intencją „załatwić go” i „złapać go”, tylko należy rzeczowo i konkretnie wypytać o sprawy, które mogą być przydatne do pracy Komisji – i tyle. Osobiście w ogóle nie wydaje mi się, żeby ów Daniluk faktycznie odpowiadał za VATowskie przekręty – o nich decydowano najprawdopodobniej w zupełnie innym miejscu i na zupełnie innym szczeblu niż szczebel podsekretarza stanu odpowiedzialnego za sprawy bardziej konkretne, techniczne i informatyczne. Nie sądzę też, żeby ktoś w zaufaniu informował go o szczegółach sprawy - ale tutaj oczywiście mogę się mylić. Poza tym zwykła znajomość ludzi mówi w tym wypadku, że mamy do czynienia z kimś, kto jest bardzo biegły i doświadczony w sprawach fachowych i administracyjnych i taki typ człowieka na pewno ma w papierach wszystko w porządku a i poza papierami na pewno nie spotyka się tete-a-tete z mafiozami czy ubekami i daje się nagrać podczas składania obietnic gładkiego wyprowadzenia kilku miliardów poza system. Oczywiście mogę się mylić ale szanse na takie „odkrycie” są wg mnie bardzo znikome.   

       W związku z powyższym odpowiednio kuriozalny był przebieg przesłuchania. Szanowna Komisja zadawała często dość absurdalne pytania w rodzaju czy przesłuchiwany słyszał coś tam, co jego koledzy albo jego pracownicy opowiadali o luce w VAT albo czy spotykał się z ową Hayderową i czy wie, co ona tam w ogóle robiła, kto bywał w jej pokoju, itp. (osoba, która wg zeznań Prof.Chojny-Duch wpływała nieformalnie na decyzje w MF). No Proszę Państwa – przy najlepszych chęciach ale po pierwsze przesłuchiwany był gość, który był państwowym urzędnikiem na wysokim szczeblu, który w dodatku w swoim życiu najwyraźniej nie postawił na karierę polityczną a raczej na fachową w bardzo specyficznej i hermetycznej dziedzinie. A czy widział ktoś kiedyś doświadczonego urzędnika, który będzie się wcinał w cudze sprawy, zahaczał o cudze kompetencje, pouczał kolegów, co mają robić i w ogóle tropić ich, czy u nich wszystko jest w porządku? Czy wiedzieć to, czego wiedzieć nie powinien? Bo ja przyznam, że takich urzędników nie widziałam i pewnie ich nie zobaczę – bez względu na to, kto rządzi. Tak więc wypytywanie kogoś takiego, czy słyszał co mówią koledzy albo czy słyszał, co „się mówi” gdzieś na korytarzach jest po prostu czynnością bez sensu – bo taki ktoś zawsze sprawnie odwoła się do oficjalnych spotkań, notatek służbowych, itp. a przede wszystkim do zakresu swoich kompetencji. Równie niemądre jest dopytywanie, czy urzędnik wysokiego szczebla wiedział np., co się działo w pokoju u owej Hayderowej, o czym tam mówili i kto tam przesiadywał, bo nie będzie tego wiedział i wcale wiedzieć nie musi. Zresztą każdy rozumny urzędnik, gdy widzi, że sprawa jest dziwna, stara się raczej trzymać od niej i od związanych z nią osób z daleka, przynajmniej formalnie. I nawet, gdyby z ową Hayderową spotkał się czternaście razy na korytarzu a trzy razy byłby z nią prywatnie na kawie, to i tak zupełnie nic z tego nie wyniknie. Nie mówiąc o tym, że same założenia takich pytań trąciły żenadą – jeżeli ktoś zakłada, że osoba odpowiedzialna za wdrożenie systemów informatycznych i za milionowe projekty ma czas, żeby wysłuchiwać jakiś plotek po korytarzach czy interesować się, kto gdzie przesiaduje, to znaczy, że nie bardzo ma pojęcie, jak funkcjonują urzędy i instytucje.  

       Kolejna sprawa – niestety, z przykrością obserwowałam zupełny brak przygotowania członków Komisji do prowadzenia tego rodzaju rozmowy. Finanse to bardzo trudna i specyficzna dziedzina, podzielona w dodatku jeszcze na mnóstwo podtematów, z których każdy jest dość hermetyczny i niezbyt dostępny dla amatorów. Żeby rozmawiać z kimś na zasadzie równoprawnej, mało tego, żeby w ogóle wiedzieć, o co pytać, trzeba po prostu dysponować sporą wiedzą i być dobrze przygotowanym do rozpatrywania konkretnego przypadku. Niestety – tego wśród przesłuchujących zupełnie zabrakło, choć ten czy tamten ma nawet wykształcenie ekonomiczne czy prawnicze. W trakcie zadawanych pytań i prowadzonej rozmowy wynikały problemy podstawowe jak nieznajomość istotnych pojęć ekonomicznych oraz czynników na nie wpływających (stabilność finansowa, stabilność finansów publicznych, ryzyko systemowe) czy nieznajomość przepisów i kompetencji poszczególnych urzędów/instytucji. Przesłuchiwany za to był w tym bardzo biegły. Członkowie Komisji wypytywali też o rzeczy zupełnie oczywiste, które przed posiedzeniem powinni byli po prostu sami sprawdzić i zgromadzić odpowiednie dokumenty i przepisy. Zamiast tego jedna z posłanek próbowała „zaginać” i „dociskać” przesłuchiwanego jakimś opracowaniem Izby Lordów na temat VATu, którego przesłuchiwany nie znał a wg posłanki znać powinien (no jak to, taki „finansista” a nie zna opracowania – tak to mniej więcej wyglądało). U widzów powstało z tego raczej wrażenie próby leczenia kompleksów, na pewno nie profesjonalnego przesłuchania czy zbierania informacji. 

       Nie obyło się także bez - wg mnie niedopuszczalnych przy tego rodzaju przedsięwzięciu - wycieczek osobistych wobec przesłuchiwanego. Komisja wydawała się być szczególnie wnerwiona tym, że przesłuchiwany podkreślał dobrą atmosferę pracy w MF oraz z szacunkiem wypowiadał się o swoim szefie. To jest nawet zrozumiałe, że może to wkurzać w świetle wiedzy o przekrętach i stratach. Komisja jest jednak ciałem oficjalnym i wkurzać się ani oceniać „atmosfery pracy w MF” nie powinna. Zresztą jedno drugiego nie wyklucza a domaganie się od kogoś z branży finansowej, żeby jechał publicznie przed kamerami po swoim byłym pracodawcy jest również kompletnie naiwne (wiadomo przecież, że takie wystąpienia są śledzone w zawodowym mikrokosmosie a jest on jaki jest – na pewno nie lubi rozgłosu, braku dyskrecji i publicznej paplaniny więc ktoś, kto opowiadałby o prywatnych spotkaniach po gabinetach czy po korytarzu mógłby się na pewno z dalszym funkcjonowaniem w branży pożegnać). Do tego samego gatunku należy sugestia, że po kilku latach stanowisko w banku „dostał od Parafianowicza”. I tu znów to samo – ani ja ani Komisja nie wiemy tego, czy „dostał od Parafianowicza”, zapewne Komisja ma więcej danych, które pozwalają na takie czy inne domysły. Tego rodzaju domysły czy interpretacje faktów, które ani nie mają nic wspólnego z przedmiotem ani z czasem badań są jednak wg mnie na tym poziomie niedopuszczalne i nieprofesjonalne (wręcz mogą nawet prowadzić do oskarżeń – takich stanowisk zwykle nie „dostaje się od kogoś” tylko są odpowiednie procedury, itp. – więc łatwo to wszystko podważyć; nawet jeżeli jakieś kolesiostwo czy korupcja miały miejsce, to i tak jest to wtedy odmienna sprawa i kwalifikuje się do oddzielnego postępowania a nie do paplaniny na Komisji). 

       Podkreślając po raz kolejny, że jestem jak najbardziej zainteresowana ujawnieniem skali przekrętów i oszustw i ukaraniem winnych, mam bardzo poważne wątpliwości, czy grillowanie każdego urzędnika związanego z ancien regimem skutecznie do tego doprowadzi. Po wczorajszym jestem przekonana, że nie a moje odczucia jak najbardziej potwierdziły późniejsze relacje w TVP Info. Relacjonujący dziennikarze byli wprawdzie bardzo podekscytowani, że oto na przesłuchaniu wykryto wielkie rzeczy. Jedynym namacalnym konkretem na owe „wielkie rzeczy” okazało się tymczasem „przyłapanie” Daniluka na twierdzeniu, że sprawy VATu i podatków nie podlegały mu w MF (tak też faktycznie było) a tymczasem znalazła się jego odpowiedź na interpelację poselską w sprawie VATu (Daniluk twierdził, że podpisał to na podstawie opracowania sztabu urzędników pod nieobecność jego kolegi zajmującego się podatkami – powoływał się też na obecność dokumentów w MF świadczących o tym). Wielkie odkrycie, faktycznie godne ponad pół dnia rozprawy. 

       A teraz już kończę z ironią i będę poważna – a więc Drodzy Państwo z PiSu – zróbcie coś z tym – albo zmieńcie formułę albo popędźcie Waszych Posłów, żeby się lepiej przygotowywali do takich posiedzeń, bo to, co oglądałam wczoraj nikomu ani chwały ani dodatkowych wyborców na pewno nie przyniesie. I to mimo niewątpliwie dobrych chęci – jednak same dobre chęci to zbyt mało, żeby móc poruszać się po gąszczu prawniczo-biurokratyczno-finansowym. Wyborcy chcą po prostu wreszcie wiedzieć, ile wyciekło, w jaki sposób i kto za to odpowiada (no i chcą widzieć odpowiedzialnych za kratkami) - wypytywanie zaś ministra odpowiedzialnego za systemy informatyczne, co się tam działo w pokoju u Hayderowej, raczej w niczym do tych celów nie przybliża. Owszem, przesłuchanie Profesor Chojnej-Duch przyniosło bardzo ciekawe rezultaty – ale to trochę co innego, Prof.Chojna-Duch pochodziła z nadania politycznego i miała też z tego powodu zupełnie inny ogląd i inny dostęp do spraw. Zresztą nie oglądałam całości tamtego materiału, być może Komisja była też w lepszej formie. Wczoraj w dobrej formie, niestety, nie była. Całe szczęście (a mój pech), że nie wszyscy mieli wczoraj poobtłukiwane kolana i większości nie było dane oglądać ten spektakl.  


Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka