Ludwiq Ludwiq
594
BLOG

Relacja szefa newsroomu

Ludwiq Ludwiq Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

Kilka dni temu (dokładnie w 6 rocznicę Katastrofy Smoleńskiej) Wiktor Bater (szef newsroomu w Superstacji) relacjonował swój pobyt w Katyniu i Smoleńsku dnia 10.04.2010 roku na antenie polskiej stacji telewizyjnej, w której obecnie pracuje. O dziwo, znowu nie wszystko trzyma się kupy. Posłuchajmy.

- Wiktor, byłeś na lotnisku w Smoleńsku pierwszym reporterem. Jeśli miałbyś wrócić do tamtych wydarzeń, do tego tragicznego dnia ... Jak sytuacja wyglądała od razu po katastrofie? To był chaos informacyjny?

- Chaos był od pierwszych chwil dlatego, że ja się dowiedziałem jako pierwszy rzeczywiście spośród dziennikarzy. Trzy minuty po katastrofie zadzwonił do mnie zaprzyjaźniony dyplomata, który czekał na Prezydenta Kaczyńskiego na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku. My wtedy byliśmy na cmentarzu w Katyniu. I ta jego informacja była bardzo enigmatyczna. On powiedział: "Wiktorze, jeżeli czekasz na prezydenta to nie masz co czekać. Prezydent nie dojedzie, była awaria samolotu." Nie powiedział nic o katastrofie. Była awaria samolotu. Powiedział: "Biegnę na miejsce zobaczyć co się wydarzyło. Oddzwonię do ciebie" i się rozłączył. Kompletna dezorientacja.

Relacja szefa newsroomu

Podszedłem do jednej z naszych ... do jednego z naszych dyplomatów, który stał na cmentarzu w Katyniu. Czy coś o czymś wie? Kompletne zaskoczenie. Poradził mi, żebym zadzwonił do innego dyplomaty, który również był z naszej ambasady w Moskwie na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku. Starszy pan, dyplomata z dziada pradziada. Zadzwoniłem do niego i poprzez stek przekleństw on mi powiedział tylko "Wiktor więcej nie dzwoń". "Więcej nie dzwoń, nie mogę rozmawiać" i przekleństwa. I w tym momencie wiedziałem, że coś się musiało stać nieodwracalnego dlatego że tak rasowy dyplomata się nie zachowuje.

Podszedłem również do borowców, którzy byli na miejscu. Też o niczym nie wiedzieli. Jeden z nich powiedział: "Dobra, ja się spróbuję zorientować co się dzieje". I w którymś momencie ... w międzyczasie dzwoniłem również do redakcji. Wtedy pracowałem w Polsacie, w Polsat News. Dzwoniłem do wydawcy, który podjął decyzję o tym żeby poinformować, że coś się wydarzyło, że są jakieś przeszkody w przyjeździe prezydenta Kaczyńskiego do Katynia z lotniska Siewiernyj.

Zdecydowaliśmy z moim operatorem, że pojedziemy ... na własne ryzyko tak naprawdę, nie wiedząc do końca co sie stało ... że pojedziemy na to lotnisko. Wcześniej zobaczyłem, że wśród borowców zapanowało pewne poruszenie. Jeden z nich z którym rozmawiałem zobaczył mnie i tak pod przykryciem pokazał mi kciukiem taki znak.

Relacja szefa newsroomu

Znaczy coś sie stało. Wskoczyliśmy do samochodu. To była godzina ... dwie minuty po godzinie dziewiątej. Wtedy pierwszy raz połączyłem się z redakcją ... yyy. Przerwali program, byli goście w studiu. Powiedziałem ostrożnie bardzo ... nie wiedząc z czym mam do czynienia ... że była jakaś awaria, był jakiś wypadek. Nie wiemy co sie stało. Pędzimy na miejsce sprawdzić te informacje. I kilkanaście minut, kilka minut później, dosłownie ... yyy ... 12, 13 minut po godzinie dziewiątej miałem drugie łączenie już po telefonie od mojego znajomego przyjaciela dyplomaty, który mi powiedział "Wiktor, tutaj nie ma co zbierać. Wszyscy zginęli". I wtedy połączyłem się z redakcją po raz kolejny i proszę posłuchać jak wyglądała ta pierwsza tak naprawdę relacja w której poinformowaliśmy świat, Polskę i świat o tym co się wydarzyło w Smoleńsku.    

Relacja szefa newsroomu

Potworne zamieszanie. Z nieoficjalnych, absolutnie nieoficjalnych informacji uzyskanych ode mnie od grupy delegacji, która miała spotykać prezydenta Kaczyńskiego na lotnisku w Smoleńsku wynika, że samolot prezydenta rozbił się przy podchodzeniu do lądowania. Informacja najnowsza jest taka, cytuję swojego rozmówcę, jak mówię, anonimowego, że nie ma co zbierać. Nie wiadomo co będzie na cmentarzu w Katyniu w tej chwili. Wszyscy chodzą zdezorientowani, nie ma żadnych informacji. Ja widziałem przed chwilą kolumnę ambasadzkich, dyplomatycznych samochodów i samochodów naszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które przyjechały z Warszawy oraz z Biura Ochrony Rządu - pojechały, ruszyły na sygnale, stąd z cmentarza w Katyniu w kierunku Smoleńska. My jedziemy tam teraz uzyskać więcej informacji. Samolot jest rozbity. Nic więcej na chwilę obecną nie jesteśmy w stanie przekazać. Całkowita blokada informacji.

- Wiktor, czy od tego momentu emocje tylko rosły w górę cały czas osiągając zenit w którymś momencie?

- One rosły cały czas. Zresztą jak słucham tego, one cały czas się udzielają jakby. Wracam myślami do tego co się wydarzyło wówczas i rzeczywiście wtedy już nadając tę pierwszą relację i potem następną kiedy zadzwonił do mnie Darek po raz trzeci i powiedział już więcej szczegółów o tym co się wydarzyło. Pędziliśmy samochodem na lotnisko Siewiernyj. Ja byłem za kierownicą, mój operator ... jedna ręka na kierownicy, drugą reką trzymałem telefon, nie było jak zmieniać biegów ... mój operator zmieniał mi biegi, ja tylko wciskałem sprzęgło.

I w taki sposób nadawaliśmy kolejne nasze relacje i mniej więcej w takim stanie całkowitej z jednej strony niepewności, niewiedzy a jednocześnie kompletnej ... że przytoczę słowa księdza Jana Kaczkowskiego o petardzie ... wjechaliśmy na teren zamkniętego, wojskowego lotniska Siewiernyj w Smoleńsku. Zdezorientowani wartownicy na nas tak spojrzeli, że my tak po prostu śmignęliśmy przez uzbrojoną ochronę w to miejsce gdzie stali polscy dyplomaci i rosyjskie służby specjalne, rosyjska delegacja również która czekała na prezydenta Kaczyńskiego.

Pamiętam takie wrażenia ... potworna mgła, rzeczywiscie mgła jak mleko. Niewiarygodne zdenerwowanie naszych dyplomatów. Wtedy już było jasne, że doszło do tego najgorszego co się mogło stać. Potworna awantura z rosyjskimi funkcjonariuszami służby bezpieczeństwa, którzy chcieli nas aresztować bo nielegalnie wtargnęliśmy na wojskowy obiekt. Nasi dyplomaci, jeden z konsuli naszych podszedł, poprosił żebyśmy jak najszybciej stamtąd odjechali.

Zresztą z tamtego miejsca nic nie było widać. Nie było widać miejsca katastrofy chociaż to było niedaleko ale taka mgła była. I wtedy pokazali nam Rosjanie pod warunkiem, że jak najszybciej się stąd wycofamy jak mamy obejść ogrodzenie tego lotniska żeby dotrzeć na miejsce katastrofy. Chwilę później tam byliśmy. No i rzeczywiście nie było co zbierać.

http://www.superstacja.tv/wiadomosc/2016-04-10/wiktor-bater-w-superstacji-macierewicz-od-pierwszych-chwil-mowil-o-zamachu/

Relacja budzi wątpliwości. Po pierwsze WB nie mógł 3 minuty po upadku samolotu dowiedzieć się od Dariusza Górczyńskiego, że doszło do jakiejś awarii. Przypominam, że ówczesny naczelnik Departamentu Wschód najpierw zadzwonił do dyrektora Bratkiewicza (8:43), następnie do Tadeusza Stachelskiego (8:45) i dopiero swój trzeci telefon wykonał do korespondanta Polsatu. Zresztą sam Bater w programie "Misja specjalna" z dnia 05.05.2010 relacjonował, że pierwszy telefon od znajomego członka delegacji otrzymał o 8:49.

Telefon kiedy ja czekałem na cmentarzu w Katyniu zadzwonił do mnie od mojego znajomego członka tej delegacji o godzinie 8:49. Wiem od niego, że byłem trzecią osobą do której on zadzwonił. W związku z czym uwzględniając, że jak sam powiedział z każdą z osób rozmawiał ze swoich zwierzchników po dwie minuty. Odejmijmy od tego kolejne cztery minuty, plus jedna minuta na wykręcanie numeru czyli pięć minut. Mamy w tym momencie ósmą czterdzieści cztery. Powiedział mi, że dzwonił z miejsca katastrofy do którego musiał dojść na piechotę z tego miejsca gdzie oni czekali, czyli 500-600 m. Zajęło mu to około pięciu minut. Uwzględniając wszystkie te czynniki można przyjąć prawie za pewnik, że do katastrofy doszło w okolicach godziny ósmej czterdzieści plus/minus dwie minuty.

Po drugie wątpliwa jest także wiadomość, że o 9:02 Wiktor Bater wsiadł do samochodu, którym następnie udał się do Smoleńska. Jest to sprzeczne z relacją Jacka Sasina, który twierdzi, że z żoną rozmawiał o 9:04 a z Katynia wyjechał o 9:10 z oficerami BOR-u (oczywiście różnymi samochodami). A przecież WB widział jak auta borowców i polskich dyplomatów pognały w kierunku Smoleńska. Również Krzysztof Łapacz był świadkiem odjazdu "na bombach" samochodu należącego do Biura Ochrony Rządu.

Była katastrofa. Nie, nie absolutnie poczekaj. Ponoć wszyscy nie żyją. Wziąłem głeboki oddech. Mówię dobra. Chwila, przeanalizujmy sytuację co sie dzieje, tak. Jesteśmy na parkingu, patrzę dookoła. BOR chodzi... przepraszam ... z kąta w kąt no ale ok mają swoje sektory, przemieszczają się, tak. No są spokojni. No właściwie jak wypowiedziałem te słowa nie minęło no mówię parę minut jak ci faceci, którzy chodzili po swoich sektorach jak jeden mąż zawinęli się, wsiedli do samochodu i na bombach odjechali w kierunku lotniska. Mówię no to w takim razie jest coś na rzeczy. Ja mówię dzwoń do stacji.

Na łamach "Faktu" (09.04.2011r.) WB informował, że do samochodu wskoczył jeszcze przed dziewiątą.

Mieliśmy wynajęty w Moskwie samochód, pięcioosobowy. Razem ze mną, Krzysztofem i Lidią, weszło do niego chyba ośmiu dziennikarzy. Gdy wskakiwałem do auta, było jeszcze przed dziewiątą, zadzwoniłem do swego szefa, dyrektora programów informacyjnych Polsat News, Radka Kietlińskiego. Zapytał mnie tylko, czy jestem pewien źródła swojej informacji.

– Tak, jestem pewien – odpowiedziałem.

– Dobra, wrzucamy to natychmiast, wchodzisz z relacją – usłyszałem.

Pierwsza bezpośrednia relacja Batera na żywo (ta z godziny 9:13) moim zdaniem wskazuje na to, że dziennikarz dopiero co wsiadł do samochodu i właśnie jedzie na lotnisko. Chyba, że Bater wsiadł do samochodu o 9:02 a odjechał dopiero kilka, kilkanaście minut później za borowcami i Sasinem ma sie rozumieć.

Po trzecie korespondent Polsatu jak wynika z jego relacji dla Superstacji dwukrotnie pierwszy raz dzwonił do redakcji. Najpierw po rozmowie z borowcem, a następnie po pokazaniu kciuka przez oficera BOR-u. Oczywiste jest że musiał to zrobić przed 9:02.

Relacja szefa newsroomuO 9:02 CEST Polsat News podaje jako pierwsze medium w Polsce na pasku informację o awarii prezydenckiego samolotu.

Relacja szefa newsroomuGodzina ok. 8:59 CEST Bater stojący przed wejściem na cmentarz rozmawia przez telefon.

I jeszcze jedno. Skąd borowiec wiedział, że doszło do tragedii w momencie gdy pokazywał Baterowi kciuk skierowany ku dołowi? Odpowiedź jest prosta. Od Gerarda Kwaśniewskiego, który dotarł na miejsce katastrofy prawdopodobnie jeszcze przed dziewiątą w towarzystwie ambasadora Bahra.

Ludwiq
O mnie Ludwiq

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka