Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
1541
BLOG

Pytań nie ubywa

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 456

Ponieważ sytuacja zmienia się cały czas, chciałbym sięgnąć po listę pytań, jakie postawiłem trochę ponad tydzień po katastrofie prezydenckiego samolotu i przyjrzeć się, które doczekały się odpowiedzi, które doczekały się jej tylko częściowo, a które pozostają aktualne.

Spośród hipotez, wyjaśniających katastrofę, żadna nie została zweryfikowana negatywnie ani pozytywnie, wszystkie zatem pozostają w mocy – i te, zakładające zbieg nieszczęśliwych wypadków, i te, zakładające celowe działania, a także kombinacje różnych przyczyn i pośrednie poziomy (np. hipoteza o celowym utrudnianiu lądowania, ale bez zamiaru doprowadzenia do rozbicia się maszyny).

Na które z postawionych przeze mnie pytań znamy dzisiaj odpowiedź?

·        Czy nad lotniskiem zalegała mgła czy też mieliśmy tylko do czynienia z niską podstawą chmur? Dzisiaj wydaje się bezsporne, że mieliśmy do czynienia z mgłą, co potwierdza wielu świadków, w tym ludzie z Kancelarii Prezydenta, którzy czekali na tupolewa na płycie lotniska.

 

Na jakie pytania potrafimy odpowiedzieć częściowo?

·        Czy wiemy coś o działaniu systemów pomiaru wysokości w tupolewie? Tu mamy już trochę informacji. Wiemy – ale oczywiście znów z mediów, nie od prokuratorów lub rządu – że system ostrzegania przed zbliżeniem do ziemi zadziałał. Nie jest nadal jasne dlaczego piloci go ignorowali. W tej kwestii pojawiają się dwa wyjaśnienia. Jedno – że taka była praktyka, bo przecież lądowanie jest zbliżeniem się do ziemi. Drugie – że owszem, praktyka była, ale polegała na wyłączaniu ostrzeżenia, czyli sygnał w ogóle nie powinien był się odezwać.

·        Jak wyglądała kwestia dostępu przedstawicieli RP do miejsca katastrofy? Jak szybko Polacy mogli włączyć się w prace nad zabezpieczeniem szczątków maszyny? Jak ścisła była kontrola strony polskiej nad tym, co robiła strona rosyjska na miejscu? Na te pytania starał się odpowiedzieć rzecznik rządu Paweł Graś. Poinformował, że przedstawiciele ABW, SKW i ŻW byli na miejscu kilka godzin po katastrofie i zabezpieczali jej miejsce. To dobra wiadomość, ale nadal nie wiemy, dlaczego polskie władze nie poprosiły Rosjan o wstrzymanie się do tego czasu z jakimikolwiek działaniami w miejscu katastrofy. Było to jak najbardziej możliwe, ponieważ akcji ratunkowej nie było, a wrak nie groził wybuchem. Pozostaje zatem kilka godzin od katastrofy do przybycia polskich funkcjonariuszy, podczas których można było wyzbierać sprzęt elektroniczny.

·        Dlaczego nie było ani jednej sekcji zwłok? Dziś wiemy, że sekcje zwłok były, tyle że przeprowadzili je Rosjanie, nie informując o tym zresztą rodzin ofiar. Wyników sekcji oczywiście nie znamy.

·        Jakie są wnioski z analizy słynnego filmu z miejsca katastrofy? Jedyną informacją, jaką otrzymaliśmy na jego temat jest, że – według naszych służb – jakość filmu jest zbyt niska, aby wypowiedzieć się definitywnie na temat jego zawartości. Według moich informacji słyszalne w tle polskie głosy należą na 95 proc. do Polaków z ambasadorem Bahrem na czele, którzy bardzo szybko znaleźli się na miejscu (byli tam też pracownicy KPRP i oficerowie BOR), jadąc samochodem z miejsca oczekiwania przy pasie startowym na jego koniec, a więc na skraj lasu, w którym roztrzaskał się samolot. Moim zdaniem w filmie tym nie ma żadnej sensacji ani tajemnicy, choć jest faktycznie poruszający.

·        Jak ścisłą kontrolę strona polska sprawowała nad czarnymi skrzynkami? Czy hipotetycznie strona rosyjska mogła dokonywać w nich manipulacji? Dlaczego skrzynki trafiły do Moskwy, a nie do Warszawy? Według słów przedstawicieli prokuratury i rządu, Polacy sprawowali kontrolę nad skrzynkami przez cały czas przed ich otwarciem. Nie oznacza to jednak, że mieli nad nimi nieustającą kontrolę od momentu znalezienia na ziemi obok lotniska. Nadal jestem zdania, że przywłaszczenie sobie przez Rosjan – bo trudno to inaczej określić – czarnych skrzynek z polskiego samolotu jest jednym z najbardziej skandalicznych elementów śledztwa.

·        Czy polscy śledczy przeprowadzili wizję lokalną na miejscu? Czy mieli możliwość przesłuchania okolicznej ludności np. w celu zorientowania się, czy w pobliżu lotniska w czasie lądowania tupolewa działo się cokolwiek podejrzanego (parkował jakiś budzący podejrzenia pojazd, widać było jakąś niezwykłą aktywność itp.)? Prokuratura twierdzi, że przesłuchała już najważniejszych świadków. Nie mamy jednak wiadomości, czy byli wśród nich okoliczni mieszkańcy lub autor wspomnianego filmiku, dotarcie do którego wydaje się z punktu widzenia metodologii śledztwa oczywiste.

·        Czy z punktu widzenia meteorologii wytłumaczalna jest sytuacja, w której mgła pojawia się nie rano, ale później, przy generalnie nie zmienionych warunkach? Mgły zwykle zalegają rano (czyli np. w porze lądowania jaka z dziennikarzami), a następnie ulegają rozproszeniu. Sytuacja odwrotna wydaje się niezwykła. Nie ma ostatecznej odpowiedzi na te pytania. Z jednej strony zetknąłem się z informacjami, że w tamtym rejonie nagle wstające w czasie dnia mgły się zdarzają. Z drugiej – według moich informacji polscy lotnicy ze specpułku uznają właśnie ową mgłę za stosunkowo dziwną okoliczność.

 

Na jakie pytania nadal odpowiedzi nie mamy?

·        Dziś zasadniczym pytaniem jest, dlaczego polska strona nie wnioskowała natychmiast do strony rosyjskiej o przejęcie śledztwa lub o powołanie międzynarodowej komisji. Wbrew temu, co stwierdził premier na swojej konferencji prasowej, nie jest wcale oczywiste, że takiej możliwości nie mieliśmy. Jest ona bowiem zawarta w Konwencji Chicagowskiej, na którą rząd wielokrotnie się powoływał. W ogóle stan prawny sprawy jest mocno zawikłany. Poza tym wszystkim jest dość oczywiste, że w sprawach tej wagi przekazanie śledztwa byłoby kwestią decyzji politycznej, której prawne uzasadnienie byłoby kwestią drugorzędną.

·        Z jakiego powodu już kilkadziesiąt minut po katastrofie strona rosyjska zaczęła przedstawiać bardzo daleko idące tezy, dotyczące przebiegu wypadku, które następnie nie znalazły potwierdzenia? Warto uściślić: takie wypowiedzi ma na swoim koncie rosyjski minister ds. sytuacji nadzwyczajnych. Informacje o rzekomych czterech próbach podejścia do lądowania rozpowszechniali wśród polskich dziennikarzy, obecnych w Katyniu, osoby, które identyfikowano jako najprawdopodobniej funkcjonariuszy rosyjskich służb. Byłą to więc klasyczna akcja dezinformacyjna.

·        Jaki był cel czterokrotnego okrążenia lotniska przez polskiego pilota? Tu istnieją bardzo rozbieżne wersje, włącznie z tym, że samolot zrzucał paliwo.

·        Jak wygląda elektroniczna mapa lotniska w Smoleńsku, zawarta w systemie TAWS? O TAWS pojawiały się najróżniejsze informacje, przy czym żadna nie wydawała się pewna. Niektórzy eksperci lotniczy – np. pan Hypki – oznajmili, że mapy smoleńskiego lotniska w TAWS-ie nie było. Inni twierdzą, że brak takiej mapy w wojskowej wersji systemu, jaką miał dysponować tupolew, byłby powodem do natychmiastowej reklamacji sprzętu. Warto też odnotować, że producent systemu TAWS rozpoczął w sprawie katastrofy własne dochodzenie. Można się domyślać, że katastrofa samolotu wyposażonego w TAWS, w dodatku samolotu specjalnego, to dla firmy poważny problem wizerunkowy. Jej przedstawicielom będzie zapewne zależało na wykazaniu, że to nie awaria lub niesprawność tego systemu była przyczyną wypadku.

·        Dlaczego polski rząd nie zaproponował powołania międzynarodowej komisji ds. zbadania katastrofy? To oczywiście pytanie, mające kontekst polityczny. We wczorajszych „Wiadomościach” Paweł Graś oznajmił, że nie bardzo rozumie, czemu miałoby to służyć. Cóż, o ile ma się bezgraniczne zaufanie do Rosjan…

·        Jakie jest wyjaśnienie kwestii dwóch „dodatkowych” ciał, znalezionych ma miejscu katastrofy (pisała o tym „Rzeczpospolita”)? O sprawie jest od tego czasu cicho.

·        Czy to prawda, że po wizytach Tuska i Putina została zdemontowana dodatkowa aparatura naprowadzająca? Jeśli tak, to dlaczego i czy mogłaby ona pomóc pilotowi prezydenckiego samolotu w lądowaniu?

·        Dlaczego strona polska nie postawiła żądania, aby wszystkie odnalezione ciała zostały natychmiast przetransportowane do Polski, gdzie równie dobrze można by – przy współudziale rosyjskich śledczych – dokonać ich identyfikacji? To oczywiście pochodna pytania o brak próby przejęcia śledztwa.

·        W jakim zakresie przedstawiciele Polski mogli mieć kontrolę nad tym, jak przebiegało poszukiwanie ciał oraz nad tym, jaki był los tych już odnalezionych?

·        Andrzej Seremet stwierdził, że piloci mieli świadomość, iż samolot się rozbije, jakieś trzy do pięciu sekund przed katastrofą. Późniejsze informacje, następnie dość szybko zdementowane, mówią o tym, że „szum” z kabiny pasażerskiej narastał na nagraniu z czarnej skrzynki kilkadziesiąt sekund przed katastrofą, co może świadczyć o tym, że pasażerowie już wówczas mieli świadomość, iż coś przebiega nie tak. Co mogło spowodować taką reakcję kilkadziesiąt sekund przed rozbiciem się maszyny? Ten wątek nie został w ogóle pociągnięty. Nie wiemy, skąd DGP miał swoje informacje o szumie z kabiny pasażerskiej - powoływał się bowiem na „anonimowego prokuratora”.

·        Jak wytłumaczyć niespójne i rozbieżne wypowiedzi rosyjskiego kontrolera lotów ze Smoleńska na temat przebiegu lądowania?

·        Jaki wpływ na przebieg śledztwa mogło mieć to, że na czele komisji stanął Władimir Putin? Czy to nie paraliżowało np. zgłaszania uwag przez stronę polską i czy nie oznaczało to upolitycznienia komisji? Czy to normalne, że na czele komisji ds. zbadania wypadku lotniczego staje premier państwa?

·        Jak wyglądały procedury kontroli rządowych samolotów po wizytach remontowych w Rosji? Czy strona polska brała pod uwagę możliwość ingerencji w jakiekolwiek układy i instalacje samolotu przez Rosjan? (Te wątpliwości były w przeszłości podnoszone wiele razy, ale po katastrofie jakoś zamilkły.)

·        Pasażerowie samolotu mieli przy sobie rozmaity sprzęt elektroniczny, mogący zawierać informacje ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. Dlaczego strona polska pozwoliła na to, aby Rosjanie ten sprzęt skrupulatnie pozbierali i zabrali bez naszego udziału? Rzecznik rządu oznajmił, że nie było tam żadnego sprzętu tajnego lub służącego do tajnej łączności, ale jasne jest, że nie o to w sprawie chodzi. Słynny telefon prezydenta nie był sprzętem tajnym, ale chyba nie trzeba wyjaśniać, jakie znaczenie mógł mieć dla obcego wywiadu.

·        Jedno z najważniejszych dzisiaj pytań dotyczy wcześniejszej próby lądowania rosyjskiego iła, który – wedle słów polskich dziennikarzy oraz nieoficjalnych wypowiedzi pilotów jaka, którym lecieli – ledwo uniknął katastrofy, lecąc tuż nad ziemią i w przechyle, co nieco przypominało sytuację tupolewa kilkadziesiąt minut później. Jednak o tamtej próbie lądowania kompletnie nic nie wiemy.

·        Czy jest prawdą, że status wizyty prezydenta został zmieniony z oficjalnego na nieoficjalny przez ministra Arabskiego, wskutek czego przygotowania do przyjęcia prezydenckiej maszyny były mniej staranne oraz nie zapewniono transportu z lotniska rezerwowego?

 

Podsumowując – na większość pytań nie ma nadal odpowiedzi. Ich brak jest częściowo spowodowany nową polityką miłości wobec Rosji, częściowo przyczyny mogą być inne. Na przykład takie, że pośrednią przyczyną była zmiana statusu wizyty na nieoficjalny, za co odpowiada urzędnik premiera Tuska.

Nie będę po raz kolejny wyjaśniał, dlaczego zadawanie pytań jest zasadne i dlaczego nie można z tym czekać do zakończenia śledztwa, co oznaczałoby odkładanie sprawy ad calendas graecas. Niektórzy posuwają się do tak absurdalnych stwierdzeń, jak to, że stawianie pytań „obraża naród rosyjski”. Serio – takie słowa skierowała wczoraj do mnie znajoma na Twitterze.

Pod apelem o powołanie międzynarodowej komisji – co przecież wydaje się posunięciem bardzo bezpiecznym i nie zawierającym w sobie żadnej z góry założonej tezy - wystosowanym przez Jacka Trznadla, podpisało się około 30 tys. osób. To gigantyczna liczba. Mimo to rząd nie widzi potrzeby odniesienia się do tego apelu.

A jednak gabinet Tuska ma zasadniczy problem: w miarę upływu czasu wydajemy się być nie tylko wcale nie bliżej, ale wręcz dalej od wyjaśnienia przyczyn.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka