Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
4410
BLOG

Gowin na linie

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 48

 Jak każdy, kto próbuje wyrąbać dla siebie miejsce pomiędzy dwoma walczącymi w polskiej polityce plemionami, Jarosław Gowin ze swoją nową formacją nie będzie miał łatwo. Wojną plemion rządzą emocje, a Gowin z zasady chce się od tego sposobu działania odseparować. Tyle że znacznie trudniej trafić do umysłów wyborców niż do ich emocji – zwłaszcza w sytuacji, gdy nie ma się zbyt wiele pieniędzy – kiedy emocje rządzą niemal całą sceną polityczną i medialną.

Jakie są atuty, a jakie wady nowej formacji?

 

Atuty

 

1. Rafał Ziemkiewicz (który chyba już ostatecznie przestał być w tej sytuacji „ulubionym publicystą” Joanny Lichockiej) użył podczas konwencji PR bardzo udanej metafory: Tusk i Kaczyński to dwie strony tej samej monety, za którą nic już nie można kupić. Wielu oburzyło się na stawianie obu polityków obok siebie, ale wychodząc z przyjętego przez Rafała punktu widzenia można jednak na takie porównanie przystać – niezależnie od wszystkich różnic. Obaj bowiem są częścią systemu, który nie jest w stanie zaoferować nam żadnego rozwiązania, zakłócającego jego logikę. Tak jest choćby ze zmianą systemu wyborczego.

Gowin postarał się, aby podczas konwencji nowego ugrupowania wybrzmiało wyraźnie, że on zamierza iść inną drogą. Spora część zaprezentowanych propozycji to rozwiązania spoza obecnego systemu, które musiałyby skutkować jego rozchwianiem lub wywróceniem. Dla wielu znużonych dwustronną nawalanką z udziałem sekundantów może to być atrakcyjne rozwiązanie.

2. Propozycja Gowina jest wyraźnie sformatowana jako oferta dla grupy, która nie ma dzisiaj swojej partyjnej reprezentacji: wyborców o poglądach konserwatywnych, ale zarazem liberalnych w prawdziwym, a nie wypaczonym sensie tego pojęcia. To ludzie, którzy nie akceptują rządów PO, zarówno w treści jak i stylu. W sferze społecznej tradycjonaliści i zwolennicy państwa broniącego na serio interesów własnych i swoich obywateli. Pod tym względem istnieje duża część wspólna z ofertą Prawa i Sprawiedliwości. Jednak PR bardzo mocno wybija dwa elementy. Jeden jest w ewidentnym konflikcie z ofertą PiS, drugi jest w niej praktycznie nieobecny, bo nie zgadza się ze sposobem myślenia o państwie, jaki prezentuje Jarosław Kaczyński, od lat zresztą.

Pierwszy element to powrót do liberalizmu, rozumianego jako autentyczna wolność gospodarcza, ale także jako znaczące zmniejszenie obciążeń. To stoi w ostrym konflikcie z socjalistyczną wizją gospodarki i systemu redystrybucji, jakie promuje dziś PiS. Drugi element to bardzo silne podkreślenie znaczenia obywatelskich wolności. Zmniejszenie opresyjności państwa w każdej dziedzinie, niezgoda na powszechną kontrolę, wolność osobista jako ważna wartość.

Pytanie brzmi, jak duża jest grupa wyborców o takich poglądach. Tu komentatorzy są dość zgodni – w większości szacują ją na około 10-12 procent. Co oczywiście nie oznacza, że wszyscy oni gremialnie wesprą nową inicjatywę. Trzeba ich przekonać, że warto, że propozycja jest poważna, niektórych – tych, dla których to ma znaczenie – że ich głos nie będzie zmarnowany oraz że słowa o zerwaniu z dotychczasowym systemem nie są tylko frazesem.

Nie bez znaczenia jest także klarowność oferty. Pod tym względem przykładem skrajnie negatywnym jest Solidarna Polska, która właściwie do dziś pozostaje partią bez wyraźnego wizerunku. PR tę lekcję odrobiła.

3. Dobór ludzi. Gowin zebrał przy sobie grupę ludzi, która może być atutem. Kowal, Poncyljusz, Wipler, Streżyńska i wielu innych dla wielu są gwarancją kompetencji. To, co dla niektórych jest wadą – wyjście z PiS – inni traktują jako świadectwo podążania za własnymi poglądami, a nie za polityczną pieczenią.

4. Sposób budowania ugrupowania. Gowin zamiast szybkiego wystrzału i błyskawicznego działania zaraz po odwołaniu go z Ministerstwa Sprawiedliwości albo najpóźniej po odejściu z partii, wybrał drogą mozolnego budowania poparcia w terenie i dogadywania się ze środowiskami, które następnie weszły do PR. Podczas konwencji widać było, że przyniosło to rezultaty. Średnia wieku na sali była zdecydowanie niższa niż podczas konwencji ugrupowań głównego nurtu. Przez ostatnie miesiące Gowin bardzo się starał nie stworzyć wrażenia, że jest zawieszony w próżni. Podróżując po kraju, wykonał olbrzymią pracę. Rozumiał, że trzeba zadbać o to, żeby żadne pytanie o współpracę i możliwość działania nie pozostało bez odpowiedzi, bo wiedział, że to był błąd budujących wcześniej alternatywne formacje.

 

Problemy

 

1. Realność proponowanych rozwiązań. Dla podkreślenia prorodzinnego wątku programu PR wybrano propozycję dość nieszczęśliwą, która już doczekała się mnóstwa komentarzy i krytycznych uwag. Przyznanie rodzicom głosów niepełnoletnich dzieci nie jest absurdem i zapewne można by doszukać się w historii podobnych rozwiązań. Można by też zbudować całkiem rozsądne uzasadnienie tej propozycji, ale spośród przedstawionych ma ona chyba najmniejsze szanse realizacji, bo wydaje się uderzać w kilka zdefiniowanych w konstytucji dość podstawowych zasad, takich jak równość obywateli wobec prawa i równość podczas wyborów. Politykę prorodzinną można realizować na wiele innych sposób.

Ciekawie brzmi koncepcja wzmocnienia władzy prezydenta. Cieszy powrót do postulatu wyborów w okręgach jednomandatowych, ale to wszystko rzeczy wymagające zmian w konstytucji. Dobrze by było, gdyby PR trzymała się tych postulatów, ale nie ma się co łudzić – szanse na ich realizację są nikłe. Dlatego byłoby dobrze, gdyby szybko pojawił się konkretny program, uściślający probiznesowe elementy propozycji PR oraz te dotyczące stosunku państwa do obywatela. Uwzględniający to, co faktycznie zrealizować można, na poziomie ustawowym, a nie zmian konstytucyjnych. W przeciwnym wypadku do PR przylgnie łatka partii, obiecującej gruszki na wierzbie.

2. Otoczenie medialne. Gowinowcy startują w sytuacji, kiedy obie główne strony politycznego sporu mają swoje zaprzyjaźnione media. Będą zatem atakowani z obu stron. Media prorządowe będą próbowały wykorzystać ich do ataków na PiS. Jeśli politycy PR pozwolą się tak użyć, będzie to ich koniec. Jakaś część ich potencjalnych wyborców, przy całym potencjalnym krytycyzmie wobec propozycji PiS, głównego przeciwnika widzi jednak w PO, a o nowej partii myśli zapewne jako o ewentualnym przyszłym koalicjancie Kaczyńskiego. Wejście w nurt instrumentalnej krytyki PiS byłoby powtórzeniem jednego z podstawowych błędów PJN. Mogłoby też zostać odebrane jako próba ukrycia własnej programowej jałowości.

Z drugiej strony PR nie może liczyć na zbytnią przychylność mediów, sprzyjających opozycji – chyba że weszłoby na drogę bezwarunkowej krytyki PO. To jednak też może być ryzykowne, bo ustawi PR w pozycji „pisowców”, co z pewnością zostanie wykorzystane przez drugą stronę medialnej wojny.

3. Elektorat. PR musi się pożywić na elektoracie PO, w jakiejś – zapewne znacznie mniejszej – części także na elektoracie PiS oraz na grupie osób, dotąd nie deklarujących wsparcia dla żadnego ugrupowania. To rodzi problem wizerunkowy. Żeby odebrać wyborców Platformie, nie można dać sobie przykleić etykietki giermka PiS. Z drugiej strony trzeba jednak wyraźnie odciąć się od PO. To będzie ciągłe balansowanie na linie, z której bardzo łatwo spaść.

4. Ludzie. To, co z jednej strony jest atutem, z drugiej może być problemem. PR nie walczy oczywiście o twardy elektorat PiS, który – w uproszczeniu – uważa każdego odchodzącego z PiS za zdrajcę, a Gowina za agenta Tuska, który ma pomóc w utrzymaniu PO przy władzy.

Jednak uzasadnione wątpliwości co do wiarygodności frontmanów PR istnieją. Ludzie zmieniający kilkakrotnie partię w ciągu krótkiego czasu zwykle płacą walutą zaufania. Gowin musi się liczyć z pytaniami, co kazało mu przez długi czas firmować politykę PO i rządu, którego był członkiem. Podczas konwencji w czasie tury pytań od publiczności jeden z uczestników spytał, czy można mieć pewność, że Gowin nie weźmie na pokład uciekinierów z PO, którzy głosowali m.in. za „kradzieżą pieniędzy obywateli”, czyli za praktycznym skasowaniem OFE. Gowin odpowiedział wymijająco. Z punktu widzenia politycznej pragmatyki jest to zrozumiałe, ale wziąwszy pod uwagę polityczną historię ludzi tworzących PR, może się okazać problemem.

Podobnie jak problemem mogą się okazać osoby, wchodzące do PR na poziomie terenowym. Jeżeli Gowin nie będzie w stanie wdrożyć skutecznego mechanizmu weryfikacji, jest niemal pewne, że tu i tam nadzieje się na minę.

5. Heterogeniczność ugrupowania. Sukcesem Gowina jest, że zgromadził pod jednym sztandarem ludzi z kilku środowisk. Ale to samo łatwo może się okazać przekleństwem. Prywatne ambicje, różnice priorytetów, a w najbliższym czasie podział miejsc na listach w wyborach do Parlamentu Europejskiego – to wszystko będzie bardzo twardym testem dla zdolności organizacyjnych i mediacyjnych Jarosława Gowina. To kolejne pole minowe – przy takim składzie personalnym, w nowym ugrupowaniu, każde nieporozumienie czy spór będą ważyć wielekroć więcej niż w partiach okrzepłych.

6. Nazwa i logo. Nazwa – może być. Ale to jabłko…

 

Chcąc nie chcąc, parę słów trzeba napisać o tym, co rozruszało dzisiaj Twittera. Czy Gowin utrudni ewentualne zwycięstwo PiS, czy rozbija prawicę i jest agentem Tuska, który ma pozwolić pozostać przy władzy PO?

Z punktu widzenia politycznej technologii ważne jest, komu PR mógłby odebrać głosy. Inicjatywa jest wymierzona przede wszystkim w PO – co do tego nie ma wątpliwości. Jej wpływ na poparcie dla PiS będzie na pewno znacznie mniejszy, choć oczywiście nie można wykluczyć, że do Gowina odpłynie jakaś część elektoratu, która wskazywała PiS jako partię wyboru z zaciśniętymi zębami. Zakładałbym jednak, że mówimy o 2, 3 punktach. Gowin nie byłby zatem dla PiS zagrożeniem (choć aby się upewnić, poczekajmy na odpowiednie badania) i trudno pojąć, dlaczego pojawiają się opinie o „rozbijaniu prawicy”. Przy tym wygłaszają je osoby, które za jedyną prawicę uznają PiS.

Problem z punktu widzenia PiS powstałby, gdyby PR odebrała PiS akurat tyle głosów, ile brakuje do zwycięstwa, ale sama nie weszła do Sejmu. Albo gdyby się do niego dostała, ale dopełniła koalicję PO z SLD. Tyle że ten akurat scenariusz wydaje się mało prawdopodobny. Dziś wszystko – w tym informacje z kuluarów – wskazuje, że Gowin i Kaczyński traktują się, na razie oczywiście bardzo warunkowo i ostrożnie, jako przyszli potencjalni koalicjanci. Pomiędzy oboma liderami od dawna funkcjonuje nieoficjalny pakt o nieagresji, który jak dotąd jest przestrzegany. Trzeba być też ślepym, żeby nie dostrzec, że to właśnie PR jest dziś na politycznej scenie najbardziej naturalnym koalicjantem dla PiS, dzieląc z partią Kaczyńskiego zasadnicze elementy diagnozy stanu państwa oraz część programu, zwłaszcza w sferze społecznej i obyczajowej.

To jasne, że w razie zawarcia koalicji to PR musiałby pójść na większy programowy kompromis jako partner o wiele słabszy. I być może to byłby największy test jego wiarygodności. Ale to oczywiście przy optymistycznym założeniu, że PR nie utonie już przy okazji wyborów europejskich, a potem znajdzie się w Sejmie. 

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka