Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
13654
BLOG

Na czym może się potknąć Ukraina

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 83

Wydarzenia na Ukrainie mogły wprawić w emocjonalne drżenie. Nie dziwię się tym, którzy ulegali pokusie spoglądania na nie właśnie w taki sposób, bo sam jej momentami ulegałem. Rację mają zapewne ci, którzy piszą, że znaczna część osób, które uwiera ład III RP zatwierdzony przy Okrągłym Stole, przyglądając się ukraińskiej rewolucji kompensowali sobie niedostatki naszej transformacji. Niektórzy przekraczali zresztą granicę, domagając się wręcz, aby Ukraińcy na żadne porozumienia nie szli, tylko dalej pakowali się pod kule Berkutu. Określiłem to jako kanapowy radykalizm.

Teraz moment jest o tyle trudny, że - jeżeli założymy, iż Janukowycz jest już postacią z przeszłości, zaś Rosja nie będzie próbowała doprowadzić do rozczłonkowania Ukrainy (tak moim zdaniem właśnie będzie, o czym dalej) - nie da się już myśleć o sytuacji wyłącznie w kategoriach emocji i barykad. Chwila przejścia od skutecznego masowego protestu do żmudnej, codziennej polityki jest zawsze najtrudniejsza. Polska w 1989 r. tej próby nie przeszła. I tu pojawia się kilka wariantów oraz całe mnóstwo istotnych czynników, które trzeba rozważyć na zimno. Nie podejmuję się snuć przewidywań, chcę tylko wskazać, co jest moim zdaniem ważne i jakie mogłyby być warianty rozwoju sytuacji.

Wariant, który budził bodaj największe obawy, to gra Moskwy na podział Ukrainy, co zresztą wydawał się sugerować Janukowycz w swoim wystąpieniu, zresztą tak absurdalnym w treści, że aż komicznym. Wydaje się jednak, że z różnych powodów to nie nastąpi. Dlaczego?

Po pierwsze - ponieważ Janukowycz jest już skreślony, nie tylko przez ogromną część Ukraińców, ale również, jak się wydaje, przez Putina. Rosyjski satrapa potrzebuje w państwach, które uznaje za należące do swojej strefy wpływów, przywódców uległych, ale zarazem skutecznych. Janukowycz okazał się skrajnie nieskuteczny i zwyczajnie za głupi, żeby zapanować nad ruchem protestu. Jego obóz zdezerterował, więc Putin nie ma żadnego interesu w tym, aby stawiać go na czele separatystycznego państewka wschodnioukraińskiego. Innego zaś lidera nie da się dość szybko przygotować.

Po drugie - ponieważ Moskwa woli mieć całą Ukrainę, a nie tylko jej część, co prawda z ważnym strategicznie Krymem. Próba oderwania wschodniej Ukrainy od jej zachodniej części oznaczałaby, że granica zachodnich, w tym amerykańskich, wpływów znacząco przybliżyłaby się do granic samej Federacji Rosyjskiej. Putin woli zatem walczyć o utrzymanie całości państwa ukraińskiego w swojej orbicie wpływów i zapewne woli na jakiś czas odpuścić i poluzować nacisk, licząc na to, że perspektywie być może już parunastu miesięcy zacznie znowu wygrywać.

Po trzecie - Ukraina zapierającego dech w piersiach protestu to jedno, ale Ukraina mozolnie wykuwająca nowy system polityczny to coś całkiem innego. Rosja może liczyć na to, że na tym właśnie etapie coś pójdzie nie tak, doświadczenie działaczy opozycji okaże się zbyt małe lub uda się dla swoich celów pozyskać choć część obecnych opozycjonistów.

W swoim tekście w cyklu "Eastern Approaches" publicysta "The Economist" Edward Lucas słusznie zwraca uwagę, że kształtowanie nowej rzeczywistości politycznej wymaga innych cech niż odważne stanie na barykadach. Nie jest powiedziane, że te właśnie cechy znajdą sobie teraz miejsce w życiu społecznym Ukrainy, bo - jak znów słusznie spostrzega Lucas - rozwiązywanie problemów w prosty, wiecowy sposób, zgodnie z czarno-białym schematem, może się stać nęcącym nałogiem. A tak budować nowego państwa się nie da.

Do tego muszą dojść - co całkiem naturalne, ale w obecnej sytuacji Ukrainy przecież także niebezpieczne - naturalne różnice pomiędzy rozmaitymi odcieniami opozycji. To widać było już na Majdanie, gdzie liderzy musieli ulegać naciskowi tłumu, a w samym zgromadzeniu temperamenty także były odmienne, z Prawym Sektorem idącym bodaj najdalej (i kontynuującym tę linię nawet teraz). Te rozdźwięki najprawdopodobniej będą o sobie dawały znać coraz mocniej, w miarę jak głównonurtowa opozycja będzie chciała działać coraz bardziej w ramach procedur, a radykałowie będą się domagali jak najdalej idących posunięć, nawet omijających prawo.

Wybory prezydenckie będą też oczywiście rywalizacją i trudno założyć, że opozycja zdoła przedstawić jednego kandydata. Czy zatem Ukraińcy będą potrafili w miarę gładko przejść od jedności, jaką stworzył Majdan, do normalnego demokratycznego sporu?

Zagadką pozostaje lojalność i nastawienie wszelkiego rodzaju służb - od prokuratury po służby specjalne. Przeszły one wprawdzie pod kontrolę opozycji lub opowiedziały się po jej stronie, ale przecież pracują tam ludzie, którzy czasami w dużym stopniu byli uzależnieni od dawnego systemu, są zamoczeni w różne mało przyjemne sprawy, mogą obawiać się odpowiedzialności itd. Wszystko to może sprawić, że będą wygodnym narzędziem w rękach Rosji.

Po czwarte - Rosja może, niestety całkiem realnie, liczyć na to, że Zachód wsparł wprawdzie Ukrainę politycznie (a i to niechętnie i w momencie, gdy nie dało się już dłużej udawać, że się nic nie dzieje), ale nie będzie w stanie wesprzeć jej finansowo, a bez tego nowa władza, jakkolwiek by ona wyglądała, może sobie nie poradzić. Obligacje ukraińskie mają już status śmieciowy, w związku z rosyjskimi manewrami wokół ceny gazu krajowi może grozić energetyczny kryzys. Gospodarka jest w głębokiej recesji. Niektórzy politycy i komentatorzy zwracali uwagę, że absolutnie niezbędne jest teraz pójście za ciosem i zorganizowania jak najrychlej - koniecznie jeszcze przed przyspieszonymi wyborami prezydenckimi - międzynarodowej konferencji, która mogłaby zadeklarować zainicjowanie czegoś na kształt nowego planu Marshalla dla Ukrainy. Niestety, ze strony najważniejszych aktorów - Niemiec, Francji, USA, ale także Polskich władz - takich deklaracji nie słychać i nie wiemy, czy w ogóle taki scenariusz jest rozważany.

Dla Zachodu Ukraina była problemem, który miał zostać na dłuższy czas spacyfikowany dzięki układowi stowarzyszeniowemu. Wiadomo, jak się to skończyło. Fakt, że UE w końcu musiała się na serio zająć rozwiązaniem ukraińskiego konfliktu nie wyniknął z tego, że politycy z Berlina i Paryża nagle dostrzegli, jakie jest strategiczne znaczenie tego kraju i zapragnęli podjąć wyzwanie rzucane przez Rosję, ale dlatego, że nie mogli zwyczajnie ignorować zabijania ludzi u progu Unii. Istnieje jednak poważna obawa, że teraz Paryż i Berlin uznają, iż ich przykre obowiązki się zakończyły i nie ma sensu iść na wyraźną konfrontację z Moskwą, co dodatkowo wymagałoby poważnych deklaracji politycznych i finansowych wobec Kijowa.

Po piąte - choć część oligarchów przeszła na stronę narodu, nie można ulegać idealistycznemu złudzeniu, że i oni nie mają swoich interesów. Kluczem do odpowiedzi na pytanie, jak się zachowają, jest ich ocena, co oznacza dla nich większą korzyść: czy uczestniczenie nadal w brudnej, mało przewidywalnej grze, umieszczonej we wschodniej strefie wpływów, gdzie jednak można zyskać bardzo wiele, czy też poddanie się dobrowolnie czystszym, bardziej przewidywalnym regułom gry z Zachodem (co nie oznacza oczywiście stuprocentowej czystości czy wolności od korupcji), gdzie wprawdzie mniej prawodpodobna jest nagła utrata wszystkiego, ale za to zyskać można mniej. A trzeba pamiętać, że biznesy oligarchów, lub może raczej sposób ich prowadzenia, są jedną z podstawowych barier w przejściu Ukrainy do bardziej cywilizowanej strefy gospodarczej.

Pesymistyczny scenariusz byłby zatem następujący. Najpierw pojawiłyby się problemy w fazie przekształcania obywatelskiego protestu w normalny porządek prawno-polityczny, zorganizowany wedle nowych reguł. Rosja zadbałaby o wprowadzenie do nowego obiegu sprzyjających jej postaci, unikając jednocześnie wspierania separatystycznych tendencji, co dodatkowo mogłoby uśpić czujność części ukraińskich elit niepodległościowych. Wynik przyspieszonych wyborów pozostaje zagadką, choć wstrzemięźliwa reakcja na Majdanie na wystąpienie Julii Tymoszenko wydaje się wskazywać, iż uczestnicy protestów liczą raczej na całkowite odświeżenie życia politycznego. Tak czy owak, Rosja będzie mieć możliwość wpływania na skutki wyborów i poprzez umiejętnie dawkowane groźby ekonomiczne, które zresztą już padają (a może i nie tylko takie), i poprzez manipulowanie tymi elementami aparatu państwa, których nie da się  szybko wymienić, i poprzez oligarchów, stawiających na rosyjski wariant. A może nawet poprzez podstawienie własnego kandydata?

Jednocześnie ze strony Zachodu - czyli i UE, i USA - będziemy obserwowali faktyczne desinteressement. Brak będzie poważnej oferty finansowej. Waszyngton będzie powtarzał - przynajmniej do końca prezydentury Obamy - że stanowisko w sprawie Ukrainy nie oznacza "jakiejś zimnowojennej rywalizacji z Rosją" i odpowiednio do tej deklaracji będzie działał. Unia Europejska w najlepszym wypadku powróci do oferty stowarzyszenia, traktując to jednak jako sposób na uziemienie Ukrainy w unijnym przedpokoju ad Calendas graecas. Ukraińcy, którzy już poczuli pewne rozczarowanie postawą UE w trakcie protestów, będę zniechęcać się dalej, a w końcu zaczną - trafnie - odbierać politykę Brukseli jako zawoalowane "odczepcie się". Co im wtedy pozostanie?

Ale jest też scenariusz optymistyczny. Wszyscy, którzy obserwowali nową ukraińską rewolucję, podkreślają niezwykły poziom jej uporządkowania, genialne zdolności samoorganizacji ukraińskiego społeczeństwa, wielką dyscyplinę i poczucie obywatelskiej powinności, które było podstawą wspomnianych wcześniej cech buntu. A był to przecież bunt trwający bardzo długo - ponad trzy miesiące. To wskazywałoby, że nie mówimy o chwilowych, lecz trwałych cechach. A jeśli tak, to przejście z fazy buntu do fazy organizacji życia politycznego w nowy, uczciwszy sposób, może się jednak okazać wykonalne. Może się także okazać, że kampania przebiegnie całkiem normalnie, nie przeradzając się w bratobójczą walkę i nie niszcząc osiągnięć Majdanu.

Już samo to znacznie utrudniłoby Rosji działanie, choć nie uczyniłoby go oczywiście niemożliwym. Optymistyczny scenariusz musiałby również zakładać, że Zachód jednak się w sprawę ukraińską zaangażuje. Być może jakąś rolę mogłaby tu odegrać Polska, nawet wciąż pod rządami Tuska. Sikorski - powszechnie krytykowany przez polskich radykałów - . odegrał jednak w uśmierzeniu sytuacji pozytywną rolę. Ważna także była sama jego obecność w trójce ministrów spraw zagraniczych, mediujących w konflikcie. Wprawdzie w sprawie Ukrainy polityka rządu PO poniosła strategiczną porażkę, ale ratując, co się da, należy przynajmniej zadbać, aby polska dyplomacja była wszędzie tam, gdzie się w kwestiach ukraińskich dzieje coś ważnego.

Wystąpienie Tuska na konferencji prasowej w dniu podpisania porozumień było jak na niego wyjątkowe. Chyba po raz pierwszy w czasie sprawowania przez siebie urzędu premier brzmiał jak autentyczny realista, trafnie oceniający sytuację na Ukrainie, ale przede wszystkim rozumiejący rolę Rosji. Nie warto może robić sobie zbyt dużych nadziei, ale byłoby świetnie, gdyby oznaczało to impuls do pracy nad nowym ukraińskim otwarciem UE, który mógłby wyjść właśnie od Polski. Oczywiście sama Warszawa nic nie będzie w stanie zrobić. Optymistyczny scenariusz musiałby zatem zakładać, że dostalibyśmy wsparcie od Waszyngtonu, gdyby administracja Obamy uznała jednak, że warto powalczyć z Moskwą na dużej strategicznej szachownicy.

Podobno ludzie trwający wciąż na Majdanie nie chcą zbyt entuzjastycznie mówić o zwycięstwie, bo rozumieją, że to dopiero początek drogi. To dobrze. To realizm, który jest dziś bardzo potrzebny. Może się to wszystko skończyć fatalnie - kolejnymi zawiedzionymi nadziejami i paradoksalnie wzmocnieniem kontroli Rosji nad Ukrainą. Ale może się też skończyć bardzo dla nas korzystnie: odsunięciem od naszych granic strefy bezpośrednich rosyjskich wpływów. Skłamałbym mówiąc, że ten scenariusz wydaje mi się najbardziej prawodpodobny, ale nie uważam go także - może trochę naiwnie - za całkowicie niemożliwy. I obym się nie mylił. 

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka