Maciej Krasuski Maciej Krasuski
1861
BLOG

Zakłamana Rosja

Maciej Krasuski Maciej Krasuski Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Od dłuższego czasu, a można nawet wskazać konkretną datę, czyli od 2009 r. obserwujemy przybierające na sile i bezpardonowe ataki Moskwy na Polskę. Zmierzają one do zupełnego przekonwertowania podstawowych faktów historycznych i zamiany roli oprawcy i ofiary. Mówiąc krótko, Rosja stara się wybielić ciemne, a nawet brunatne karty historii ZSRR i całą winę za zdradziecki napad 1939 r., i popełnione zbrodnie zrzucić na przedmiot swej agresji – na Polskę.  

Ataki te przybrały szczególnie na sile w ostatnich latach, a za ich dotychczasowe apogeum możemy uznać obchody 80. rocznicy wybuchu II WŚ i agresji Związku Sowieckiego na nasz kraj. Rocznice tę uczcił PE okolicznościową rezolucją, której inicjatorami byli polscy europarlamentarzyści. Przypomnienie niechlubnych dokonań naszego sąsiada i ukazanie ZSRR jako agresora na forum europejskim w dwójnasób rozwścieczyło Kreml i dało asumpt do kolejnego ataku. Próżno byłoby jednak sądzić, że nasz sąsiad w swych działaniach kieruje się li tylko emocjami. Jego polityka o ile nie cyniczna to, jak zawsze jest chłodna i wyrachowana, a jej efektów oczekuje on w tym wypadku zarówno na arenie międzynarodowej, jak i wewnętrznej.

Parę dni temu obchodziliśmy kolejną rocznicę sowieckiej napaści na Polskę i o dziwo poza wypowiedziami ambasadora FR, któremu swoich łam gościnnie użyczyła Rzeczpospolita, obyło się bez większych prowokacji i rzucania oszczerstw, ale to wcale nie oznacza, że mamy się nie spodziewać kolejnych odsłon rosyjskiej wojny propagandowej. Możliwe, że tegoroczna akcja miała mniej wyrazisty charakter ze względu na sytuację na Białorusi - możliwe. Teatrum jednak będzie nie chybił dalej kontynuowane. To co zostało zaprezentowana w czerwcu br. w Moskwie i innych rosyjskich miastach, gdzie odbyły się defilady i uroczystości upamiętniające 75. rocznicę wielkiego zwycięstwa ZSSR nad faszyzmem było tylko wizualną oprawą. Główną częścią tych obchodów był historyczny esej W. Putina, który został zamieszczony na stronie internetowej Kremla i w The National Interest. Rosyjski Prezydent oskarżył kraje europejskie, a Polskę w szczególności, o niegodziwość i wywołanie II WŚ i przypominał światu, jakim wspaniałym państwem był Związek Radziecki. Dokonanie naukowe prezydenta naszego sąsiada można więc uznać za manifestację polityki historycznej Kremla i należy się spodziewać, ze właśnie po tej linii będzie się on nadal poruszał, tak też twierdzą historycy naszego zachodniego sąsiada.

Zdaniem niemieckich historyków artykuł W. Putina został skierowany zarówno do odbiorców zagranicznych, jak i na użytek wewnętrzny. Andreas Kilb ocenił, że „Tekst ten jest jak dotąd najbardziej wyczerpującym ujęciem doktryny, na której opierają się geostrategiczne działania Rosji od objęcia władzy przez Putina w maju 2000 roku. I jest on ideologicznym wypowiedzeniem walki pod adresem dawnego odwiecznego wroga Imperium Carskiego – Polski”. Natomiast berliński historyk Joerg Baberowski podkreślił, że artykuł zakłada osiągnięcie celów wewnątrzpolitycznych „Dla Putina zakończenie zimnej wojny oznaczało koniec świata. Chce nam powiedzieć, że Związek Sowiecki był pozytywną koncepcją, a nie imperium zła”. Odnosząc się do tych wypowiedzi można stwierdzić, że nic się nie zmieniło. My wciąż jesteśmy „największym” zagrożeniem Rosji, co z jednej strony powinno nas niepokoić, ale z drugiej strony chyba nieco napawać dumą, bo wygląda na to, że dążenie do prawdy jest również silnym orężem w walce politycznej. Rację trzeba przyznać również her Baberowskiemu, ponieważ Rosjanie dostali od swego przywódcy to, co od dziesięcioleci kreuje ich wyobrażenie rzeczywistości i utrzymuje ich pod jej powierzchnią niczym w filmie „Underground” Emira Kosturicy. Dostali dawkę snu o potędze i spełnieniu dziejowej misji. Snu, który nie pozwala im stanąć w prawdzie i spojrzeć krytycznie na to, co wydarzyło się w ich historii w ostatnim wieku.

Te zabawy Kremla w przemalowywanie obrazu Związku Sowieckiego przypominają jednak pewną starą sowiecką anegdotkę:

W przedszkolu pani pyta dzieci:

- Gdzie na świecie są najlepsze zabawki?

Cała grupa z wrzaskiem odpowiada.

- W Sowieckom Sojuzie!! (w Związku Radzieckim)

- A gdzie na świecie są najsmaczniejsze lody?

Dzieci z niemniejszym entuzjazmem ponownie skandują

- W Sowieckom Sojuzie!!

- A gdzie na świecie są najsłodsze cukierki?

- W Sowieckom Sojuzie!!! - znowu radośnie i głośno odpowiadają dzieci. Pani jednak dostrzega, że jedno dziecko siedzi i płacze.

- A tobie Wania co się stało? – pyta zapłakanego malca zatroskana wychowawczyni.

- Ja chaczu w Sowieckij Sojuz!! (Chcę do Związku Radzieckiego)– odpowiada zapłakany Wania.

Ta z pozoru niewinny żart pokazuje nam długoletnią sowiecką, a nawet rosyjską praktykę kreowania rzeczywistości. I nie bez powodu do naszego słownika weszło choćby określenie „potomkinada”, które odsyła nas do wiekopomnych dokonań kniazia Grigorija Potiomkina. Jednak jak widać, Władimirowi Władimirowiczowi nie przeszkadza fakt, że metody te naród rosyjski dawno już obśmiał i wykpił. Najwyraźniej uznał, że choć może to i zgrana sztuczka, to jednak sprawdzona i iść inną drogą nie ma po co. Przecież w przedszkolu płakało tylko jedno dziecko (niedostatecznie uświadomione politycznie), a w dodatku był to płacz wzniosły, bo przecież Wania chciał do Związku Radzieckiego.

Do kraju szczęśliwości tęskni nie tylko rzeczony Wania, ale i sam W. Putin, co słusznie zauważył drugi z wymienionych niemieckich historyków. Swego czasu obecny włodarz Kremla oznajmił, że rozpad Związku Radzieckiego był największą tragedią w historii Rosji. A skoro tak, to ZSRR nie może być przedstawiany takim, jakim był naprawdę. A jaki był? Wszyscy, a przynajmniej my Polacy wiemy. Część tej historii odczuliśmy bardzo boleśnie na własnej skórze i warto ją nam, ale chyba jeszcze bardziej Rosjanom, przypomnieć.

Zaczęło się więc od rewolucji, w której pojawiają się co prawda Polacy i polskobrzmiące nazwiska, ale to nie my byliśmy jej siłą sprawczą. O dziwo także nie Rosjanie. W pierwszej Radzie Komisarzy Ludowych wśród 48 członków było tylko dwóch Rosjan.

Nasi rodacy choć doświadczyli jarzma carskiej Rosji, to nie byli zwolennikami jej bolszewickiego wcielenia. Za to właśnie często dosięgał ich Nagan rewolucji. Nie tylko tych, którzy oddali swoje życie idąc na Kijów, czy przeciwstawiając się nawale bolszewickiej pod Warszawą, ale i ci którzy tej antyludzkiej ideologii przeciwstawili się w głębi Rosji. Świadczy o tym choćby historia polskiej V Dywizji Syberyjskiej. Czystki roku 37 przyniosły nowe czarne żniwo represji, łagry zapełniły się milionami niewinnych ludzi, ale w 1936 r. poprzedzone one były krwawą rozprawą z naszymi rodakami żyjącymi w ZSRR. Według polskich historyków rozstrzelanych i zamordowanych Polaków było ponad 120 tys., ale prawdziwej liczby zapewne nigdy nie poznamy, bo trzeba wiedzieć, że Po-lacy byli znaczną częścią ludności zamieszkującej nie tylko tereny byłej I RP, ale i imperium rosyjskiego. W ponad milionowym Petersburgu miało ich mieszkać 250 tys., w Kijowie 100 tys., w Ode-ssie 50 tys. , w Charkowie 21 tys., a w Płoskirowie też ponad 20 tys. (za T. Skalski, ks. R. Dzwonkowski, Arcybp Jan Cieplak, ks. A. Małecki). W Kamieńcu Podolskim do 1936 roku mieszkało po-nad 10 tys. Polaków. Po roku 1937 nie było ich już więcej niż 2,5 tys. W owym też roku około 200 tys. Polaków z terenów obecnej Ukrainy rzucono w gołe stepy Kazachstanu, aby tam wykończył ich mróz, głód, choroby lub kule NKWD. Oblicza się, że z tych 200 tys. deportowanych pierwszą zimę w stepie przeżyła zaledwie połowa, zmarli przeważnie najstarsi i dzieci. Wywózka w step i komendantura nie były wystarczającą karą samą w sobie. W 1937 polskich zesłańców, jak wielu niewinnych Rosjan, Ukraińców, Kazachów, czy przedstawicieli innych narodowości rozstrzeliwano w kazamatach sowieckich służb represji. W małej kazachstańskiej wiosce, w Zielonym Gaju rozstrzelano 27 zesłanych Polaków i jedną staruszkę tylko dlatego, że odkryto działalność kółka różańcowego, które – „ dążyło do obalenia zdobyczy rewolucji”.

Jednak jakby na te wszystkie zbrodnie nie patrzeć, to wszystko co najgorsze dla nas Polaków przy-szło wraz z wybuchem II WŚ i zdradzieckim napadem na nasz kraj przez ZSRR. Tak, znamy tę argumentację, że to nie była napaść, tylko ochrona mniejszości narodowych białoruskich i ukraińskich żyjących na terenach II RP, rzekomo na ich prośbę. Wszystko dobrze, tylko jak wytłumaczyć wspólną sowiecko- hitlerowską paradę zwycięstwa w naszym Brześciu? Jak wytłumaczyć „ochronę”, która rozpoczęła się od mordowania polskiej inteligencji. Potem ten mord szedł przez Katyń Twer, Ostaszków i Miednoje. Szedł przez wszystkie więzienia na terytorium zajętym przez państwo, które dziś sławiąc te „dokonania” pretenduje do roli wybawcy i sumienia Europy i świata. Setkami tysięcy wywożono ludność cywilną do łagrów na pewną głodową śmierć i na zsyłkę do Kazachstanu i na Syberię. Tu też dokładnej liczby tych represji nie można ustalić ponieważ moskiewskie archiwa, na które powołuje się prezydent Putin niekoniecznie chcą pokazywać się światu w całej krasie i ściśle strzegą swych brzydkich tajemnic, ale wg polskich historyków skala tej zbrodni dosięgnęła ponad półtora miliona Polaków. Czerwono - brunatny terror spod flagi ZSRR nie przestał rozszarpywać ofiar nawet w momencie, gdy sam doznawał klęski. Dopuścił się bestialskich mordów na obywatelach polskich przetrzymywanych w więzieniach. Po ucieczce bolszewików ze Lwowa, Stanisławowa, Tarnopola, Złoczowa, czy Wilna w dziesiątkach, o ile nie setkach polskich miejscowości w czerwcu 1941 roku dziedzińce i cele więzienne zasłały się ciałami niewinnie pomordowanych ofiar. Oczywiście byli tam głównie Polacy, ale obok nich leżały także zwłoki Ukraińców, czy Białorusinów rzekomo tych, których Sowieci przyszli chronić. Tych, których nie dosięgły kule lub granaty w więziennej celi gnano na wschód w marszach śmierci, po drodze mordując ich setkami, a nawet tysiącami.

Aparat rosyjskiej propagandy historycznej przekonuje, że II RP przed ‘ 39 rokiem myliła się twierdząc, że „rosyjskie zagrożenie ma na celu całkowite zniszczenie państwa polskiego”. Wobec przywołanych wyżej faktów teza kremlowskich „poprawiaczy historii” nie ma najmniejszych szans na wiarygodność. Tak, trzeba jasno podkreślić: sowiecka Rosja miała na celu całkowite unicestwienie państwa polskiego.

Niszczenie naszego kraju i narodu odbywało się równie metodycznie po roku 1944. Mordowani i więzieni byli żołnierze wyzwalający Wilno, Lwów, czy walczący w Powstaniu Warszawskim. Krwawe represje dotyczyły setek tysięcy Polaków więzionych w katowniach kagiebowsko – ubeckich. Życie stracili tacy bohaterowie jak; rotmistrz W. Pilecki, gen. Fieldorf Nil, major Z. Szendzielorz „ Łupaszka” i setki im podobnych zarówno w Polsce tej do Buga, jak i tej za Bugiem. Nam bliżej znana jest Obława Augustowska, w której zamordowano ponad 600 polskich patriotów, w tej zabużańskiej Polsce takich obław było 16 (za prof. Krzysztofem Jasiewiczem). Dziś archiwa rosyjskie są zamknięte i po 75 latach wciąż nie możemy godnie pochować ofiar tych represji. Gdyby się tak stało, na jaw wyszłoby po raz kolejny sowieckie barbarzyństwo. A z taką przeszłością trudno byłoby bywać bez dyskomfortu na salonach Europy czy świata i dla potrzeb własnej propagandy z dumą defilować na Placu Czerwonym. Zapewne wypadałoby odbyć choćby krótką polityczną kwarantannę pokutną i chyba, a nawet głównie, zadośćuczynić ofiarom? Prawda?

Tak, z pewnością, ale to od Rosji wymagałoby rezygnacji z azjatyckiej części swojej tożsamości, tej zapewne nabytej podczas dwóchsetletniej dominacji mongolsko-tatarskiej. Tej która pozwala władcy robić z własnym, a tym bardziej podbitym ludem to, co się jemu podoba. Wymagało by od niej wyboru i pozostania jedynie przy tożsamości europejskiej – tej chrześcijańskiej. To jest oczywiście nierealne, ale bez tego jasnego obrania azymutu kulturowo-etycznego naród rosyjski wciąż będzie szedł tą samą drogą. Będzie rozdarty i będzie cierpiał, raniąc innych i siebie samego.

Patrząc jednak na wszystkie sowieckie zbrodnie dokonane na narodzie polskim trzeba z pokorą przyznać, że największą ofiarą sowieckich represji był sam naród rosyjski, który również, choćby w wymiarze moralnym, nie może liczyć na zadośćuczynienie.

Przez ponad 70 lat w kolejnych falach represji zginęło dziesiątki milionów Rosjan.

Pierwsze krwawe żniwo przyniosła sama rewolucja, potem tłumienie lokalnych powstań i łagry lat dwudziestych. Fale sztucznie wywoływanego głodu, których w Rosji liczbę określa się na 5 mln, a na Ukrainie 6 i więcej. Tak, to są tylko cyfry 5 i 6 mln, ale za nimi rozpościera się morze tragedii pojedynczych istnień ludzkich i sowieckiej zbrodni. Potem były represje 37’, których liczba ofiar sięga dwóch i więcej milionów osób.

W wyniku tej sowieckiej społecznej obróbki w Rosji została zlikwidowana dotychczasowa struktura społeczna narodu, w nicość odeszła rosyjska arystokracja i przedrewolucyjna warstwa inteligencji. Całe społeczeństwo zostało wyzute z wszelkiej formy własności, a w ich miejsce została uformowana bezwiedna i bezimienna masa poddawana bezwzględnej represji i tresurze propagandy.

Po okresie krwawych represji nastała II WŚ, w której radzieckie dowództwo nie szczędziło krwi swoich żołnierzy. Jak mówią złośliwe obiegowe stwierdzenia, posyłało pod niemieckie karabiny maszynowe tysiące żołnierzy licząc na to, że przeciwnikowi zabraknie amunicji. Według informacji Dumy Rosyjskiej z 2019 r. na podstawie danych Gospłanu wojna pochłonęła prawie 42 mln sowieckich obywateli, w tym 19 mln poległych żołnierzy, a na jednego zabitego Niemca przypadało nawet osiemnastu (!) własnych żołnierzy (taki był stosunek podczas niemieckiej ofensywy w 1941 r., za Borys Sokołow). Przy czym trzeba podkreślić, że za śmierć tych ofiar odpowiadają nie tylko Niemcy. Pomimo tak olbrzymich strat właśnie to wydarzenie doprowadziło do supremacji nadwątlonego i chylącego się ku upadkowi krwawego reżimu. Zwycięstwo bolszewizmu nad niemieckim faszyzmem stało się natomiast mitem założycielskim sowieckiego i postsowieckiego społeczeństwa. Mitem, z którym nie chce się ono rozstać po dziś dzień. Nie przeszkodziły temu nawet represje, które trwały nawet w wojnę i po niej, aż do 1963 r., a kraj rządów L. Breżniewa trudno też nazwać ostoją sprawiedliwości. A. Sołżenicyn podaje, że całkowita liczba ofiar komunizmu w jego ojczyźnie sięga 66 mln.

Dziś Władimir Putin i jego towarzysze robią wszystko, aby prawda ukazująca rzeczywisty obraz Związku Radzieckiego nigdy nie zagościła w świadomości społecznej rosyjskiego narodu, bo doskonale zdają sobie sprawę, że gdyby się tak stało to, nie byłoby miejsca dla nich nie tylko na Kremlu, ale i w Rosji. Ale również naród rosyjski nie chce tej prawdy znać. Woli być zwycięzcą, niż dźwigać brzemię kilkudziesięciu lat upokorzeń. Woli żyć mitem wielkiego imperium, niż pochylić się nad własną tragedią. Nasi sąsiedzi nie chcą też spojrzeć wstecz i przyznać, że w 1917 r. ulegając bolszewickiej propagandzie popełnili błąd, który kosztował życie dziesiątki miliony istnień lidzkich. Z tą nieodwracaną głową żyją już od ponad stu lat, a historyczna narracja Kremla skutecznie im w tym pomaga. Od 2009 roku ta narracja przybrała sobie za cel nie tylko przemilczanie, ale i gloryfikację „dokonań” krwawego reżimu. To oczywiście zła wiadomość dla Polski, ale dla Rosjan może się ona okazać tragiczna. Odrzucając prawdę i śniąc sny o potędze  mogą oni ponownie osunąć się w przepaść. Dziś historia puka do drzwi Rosji po raz drugi.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka