fot. Aneta Świaniewicz
fot. Aneta Świaniewicz
maciek-grzymkowski maciek-grzymkowski
908
BLOG

Podziały, blokady i płonące miasto - wydarzenia w Hongkongu z perspektywy studentów

maciek-grzymkowski maciek-grzymkowski Protesty społeczne Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Tekst został napisany w listopadzie 2019 roku. W tamtym okresie protestami w Hongkongu żył cały świat. Był to temat przewodni zarówno w mediach społecznościowych, jak i tych tradycyjnych. Dziś, w obliczu globalnego zagrożenia, jakim jest pandemia koronawirusa, temat protestów w Hongkongu znalazł się na drugim planie, jednak wciąż warto o nich pamiętać. Protesty trwają po dziś dzień, i nic nie wskazuje na to, żeby się niedługo zakończyły, szczególne biorąc pod uwagę efektywność tamtejszych władz w ograniczeniu rozprzestrzeniania się SARS-CoV-2. Pomimo upływu czasu, treść poniższego tekstu pozostaje aktualna - podziały w nim opisane nie przestają się pogłębiać, a miasto dalej boryka się z powrotem do normalności.

image


    11 listopada 2019 doszło do jednego z największych do tej pory starć między policją a protestującymi. O siódmej rano, według doniesień Hong Kong Free Press jeden z demonstrantów został postrzelony żywą amunicją. Kilka godzin później, na kładce znajdującej się nad jedną z ulic w miasteczku Ma On Shan, 57-latek kłócący się z grupą protestujących został przez jednego z nich podpalony żywcem. 13 listopada, w innej części wyspy, rozpoczęło się oblężenie Chinese University of Hong Kong -  policja otoczyła uczelnię, zabarykadowani studenci zmienili swoją szkołę w fortecę i bronili jej przez całą noc, podczas której poszkodowany gazem łzawiącym został Rocky Tuan, wicekanclerz uczelni, a zdesperowani studenci zrzucali ciężkie przedmioty i koktajle Mołotowa na ruchliwą drogę z mostu przyległego do terenu uczelni. W niedzielę 17 listopada, Politechnika Hongkońska zmieniła się w pole bitwy. Kolejna uczelnia stała się improwizowaną bazą operacji. Administracja szkoły alarmuje, że z laboratoriów wykradzione zostały niebezpieczne związki chemiczne, a CNN otrzymało zdjęcia z wewnątrz uczelni, na których widać kanister gazowy z przyczepionymi tuzinami śrub i gwoździ. Policja otoczyła placówkę z każdej strony, wypuszczając w powietrze chmury gazu łzawiącego. Studenci w odwecie rzucają w ich stronę prowizoryczne bomby z benzyną. Hong Kong Police Force w oficjalnych komunikatach podała informację, że zarówno CUHK jak i Politechnika służyły protestującym jako “fabryki broni” podczas oblężeń, a ilość przechwyconych bomb w niektórych policyjnych raportach sięga ośmiu tysięcy sztuk. Setki demonstrantów zostało aresztowanych. W nocy z 18 na 19 listopada tuziny śmiałków zdecydowały się na opuszczenie otoczonej Politechniki zsuwając się na linach z kładki na terenie uczelni w stronę jezdni, na której czekali na nich koledzy na skuterach. We wtorkowy poranek na zniszczonym kampusie została garstka tych, którzy najwidoczniej nie mieli wiele do stracenia.

***


“Chodzimy na zajęcia w czarnych maskach i ubraniach, czasami też zakładamy żółte kaski. Szczerze mówiąc, na naszym uniwersytecie nie ma zbyt wielu Hongkończyków.” - Edward studiuje na jednej z warszawskich uczelni. Z Hongkongu wyjechał ponad dwa lata temu, na długo przed rozpoczęciem protestów. Pomimo ogromnego dystansu dzielącego go od ojczyzny, stara się wspierać protestujących na odległość w każdy możliwy sposób.


“Moje działania mogą poszerzyć wiedzę kolegów z uczelni odnośnie tego co się teraz tam [w Hongkongu] dzieje, i uświadomić ich, że bardzo się różnimy od Chin kontynentalnych.” Edward intensywnie udziela się na mediach społecznościowych, na bieżąco relacjonując przebieg protestów i nie tylko. Jak sam zaznaczył, istotne jest dla niego uwypuklenie różnicy pomiędzy mieszkańcami Hongkongu a obywatelami Chin kontynentalnych, co widać w jego postach na portalach takich jak Facebook czy Instagram.


Żeby przekonać się o wzajemnej niechęci tych dwóch grup, nie trzeba wyjeżdżać do Azji. Na początku listopada, Edward opublikował na Instagramie relację z zajęć na uniwersytecie, w której nazywa prezentację przygotowaną przez studentów z Chin kontynentalnych “cholernie nudną”, podsumowując: “Właśnie dlatego Hongkong to nie Chiny!” Nie było to przemyślane posunięcie z jego strony, i zdecydowanie podchodzi pod dyskryminację ze względu na pochodzenie, co zostało zauważone przez innych studentów oraz administrację uczelni. Przy okazji naszej rozmowy, Edward wysłał mi prezentację PowerPoint skierowaną do kierowniczki studiów, z którą umówił się na spotkanie dotyczące wyżej opisanej publikacji po tym jak jeden z polskich studentów oskarżył go o rasizm. Prezentacja zawiera zrzuty ekranu pokazujące komentarze pod zdjęciami Edwarda na Instagramie, w których anonimowy użytkownik znieważa jego rodzinę i status ekonomiczny, a w prywatnych wiadomościach grozi pobiciem. Pomimo tego, iż informacje ujawnione w prezentacji nie zwalniają Edwarda z odpowiedzialności za dyskryminację, której się dopuścił, doskonale pokazują one stan relacji pomiędzy młodymi ludźmi z Chin kontynentalnych i Hongkongu. Zapytany o rezultat spotkania, Edward odparł: “powiedziano mi, żebym szukał adwokata, ponieważ postawiono mi zarzut rasizmu. Etnicznie jestem Chińczykiem, więc oskarżanie mnie o rasizm przeciwko drugiemu Chińczykowi to absurd.” Klasyfikacja zarzutu jest niefortunna, aczkolwiek post Edwarda faktycznie dyskryminuje innych studentów na tle pochodzenia. Jest to tylko czubek góry lodowej składającej się z obelg, pomówień i rękoczynów, do których dochodzi pomiędzy tymi grupami, i to nie tylko w Hongkongu.


“Szczerze mówiąc, jeśli byłbym teraz w Hongkongu, dawno zostałbym aresztowany za morderstwo policjanta albo pro-pekińskiego osiłka. Siedzenie tutaj [w Warszawie] i obserwowanie jest oczywiście znacznie bezpieczniejsze niż bycie w centrum wydarzeń, ale denerwuje mnie to, czuję się bezużyteczny.” Jego słowa mogą się wydawać ekstremalne, lecz prawda jest taka, że gdyby zdecydował się na powrót do swojego miasta, właśnie tak mogłaby wyglądać codzienność Edwarda.  Jego rówieśnicy studiujący na uczelniach takich jak Hongkońska Politechnika bądź Chinese University of Hong Kong zamiast na zajęcia chodzą na demonstracje, a po godzinach zamiast referatów przygotowują koktajle Mołotowa. Uczelnie wyższe żyją protestami. Nauka już dawno przestała być priorytetem, o ile ktoś w ogóle  o niej jeszcze pamięta.


image


Xuerui pochodzi z malowniczego Guilin, znajdującego się w regionie autonomicznym Guangxi. Studiuje na tej samej warszawskiej uczelni co Edward. Jeśli chodzi o wydarzenia w Hongkongu opowiada się po stronie interesów Pekinu, jednak podkreśla, że ważne jest aby odróżniać politykę od człowieka, szczególnie znajdując się tak daleko od centrum wydarzeń.


“Tak naprawdę to osoby z Hongkongu, które poznałam w Chinach były wobec mnie bardzo przyjazne. Jednak studenci za granicą to już inna sprawa. Są bardzo drażliwi podczas rozmów na temat ich miasta, szczególnie w kwestii przynależności Hongkongu do Chin. Przed protestami często rozmawiałam z ludźmi stamtąd, i zawsze utrzymywaliśmy przyjazne stosunki, aczkolwiek tego lata wszystko się zmieniło.”


Rozmawiając o sytuacji chińskich studentów za granicą w świetle ostatnich wydarzeń, nie sposób nie wspomnieć o Edwardzie. Xuerui mówi wprost, że szanuje jego prawo do przeciwnej opinii w tej sprawie, oraz rozumie jego internetowy aktywizm.


“Cywilizowane protestowanie jest zrozumiałe, nikt z nas [Chińczyków] specjalnie nie przejmował się jego postami. Jego największym grzechem jest jednak to, że nie potrafi oddzielić swojego politycznego gniewu od codziennego życia i funkcjonowania w społeczeństwie. Nie szanuje chińskich studentów, a nawet dopuszcza się dyskryminacji przeciwko nim” - Xuerui mówi o incydencie z prezentacją na zajęciach, przytoczonym wcześniej przez Edwarda. Chce wyjaśnić, dlaczego jej koledzy poczuli się tak bardzo dotknięci tą sprawą. Jak się okazuje, wcale nie chodzi o politykę ani o rasizm.   


“Większość z nas [Chińczyków] tu studiujących nie mówi zbyt dobrze po angielsku. Nie mamy doświadczenia w codziennym posługiwaniu się tym językiem i naturalne jest to, że niektórzy z nas są mocno zestresowani prezentując przed stuosobową grupą. Prezentacja moich kolegów nie była płynna i sama uważam, że nie było to dobre wystąpienie. Nie uprawnia to jednak nikogo do robienia im zdjęć i publikowania ich na mediach społecznościowych w celu poniżenia tych chłopaków. Powiązywanie ich nudnej prezentacji i łamanego angielskiego z politycznymi problemami jest nietaktowne i absurdalne.”     

                                                                                                                                                            

Xuerui nie żywi specjalnej niechęci do kolegów z Hongkongu. Jej zdanie na ten temat jest dosyć proste - “dopóki nawzajem się szanujemy, możemy być dobrymi znajomymi, ale jeżeli ktoś okazuje ordynarny brak szacunku w stosunku do mnie, nie ma mowy o tym, żebym szanowała takie osoby.”
Aneta, studentka z Białegostoku, która mimowolnie znalazła się w centrum zamieszania wyjeżdżając na wymianę do Hong Kong University, również zauważyła niechęć, którą Hongkończycy żywią do tzw. “Mainlandersów”: “lokalna społeczność ma bardzo negatywne podejście do imigrantów z kontynentalnych Chin. Rozmawiałam z chłopakiem, który miał straszny żal do Hongkończyków, że krzywo na niego patrzą i są dla niego niemili. To według mnie jest bardzo nie fair - obywatele Chin nie powinni być obarczeni winą za działania swojego rządu.”     


Polka trafiła do Hongkongu pod koniec sierpnia, czyli w momencie początku zaostrzania się starć protestujących z policją. Jak sama mówi, zupełnie nie wiedziała, w co się pakuje: “Kiedy planowałam wyjazd, jeszcze nie było protestów, zaczęły się niedługo po tym jak już wszystko potwierdziłam. Pamiętam że zupełnie się tym nie przejmowałam. Wydaje mi się, że postrzegałam te demonstracje jako powtórkę z Umbrella Movement w 2014 roku. Gdy w lipcu usłyszałam o aktach przemocy, na początku nie chciało mi się w to wierzyć, bo to wszystko stało się bardzo nagle.”    


Rosnąca przemoc ze strony hongkońskiej policji doprowadziła do coraz bardziej zdecydowanych działań protestujących, które z kolei jeszcze bardziej napędzają coraz to brutalniejsze zagrania funkcjonariuszy prawa. Aneta i Edward zgodnie twierdzą, że punktem kulminacyjnym pierwszej fazy protestów był zorganizowany atak pro-pekińskich chuliganów na stację metra Yuen Long.


“Wszystko zmieniło się po wydarzeniach na Yuen Long. Byłam wtedy w Singapurze i rozmawiałam z pewnym Hongkończykiem na ten temat. Trudno mi opisać, jak bardzo był tym poruszony. To zrozumiałe, że był niesamowicie wściekły na Chiny.”


21 lipca bieżącego roku, około stu mężczyzn ubranych w białe koszule wtargnęło na stację Yuen Long i zaczęło atakować przechodniów oraz wysiadających pasażerów za pomocą noży, kijów bejsbolowych i metalowych prętów. Atak trwał do późnej nocy, a policjanci pojawili się na miejscu z wielogodzinnym opóźnieniem. Według South China Morning Post, to właśnie reakcja policji na te wydarzenia przelała czarę goryczy i doprowadziły do eskalacji przemocy ze strony protestujących. Według raportu Independent Police Complaints Council, instytucji zajmująca się monitorowaniem działań hongkońskiej policji, służby porządkowe otrzymały 822 skargi dotyczące incydentu z nocy 21 na 22 lipca.

image

***

Wydarzenia z dnia na dzień nabierają tempa. Protestujący robią się coraz bardziej zdesperowani, co przekłada się na bardziej zdecydowane i intensywne działania tamtejszej policji, co z kolei potęguje napięcie wśród najbardziej oddanych demonstrantów. Bez względu na polityczne motywacje członków manifestacji i metody lokalnych sił porządkowych, jednym z największych poszkodowanych jest samo miasto. Blokady drogowe są na porządku dziennym, a transport publiczny ledwo nadąża za codziennymi zmianami w ruchu drogowym.


“Ostatnie parę dni to zupełny chaos, wiele dróg jest zablokowanych. O trzynastej wsiadałam na stacji Yau Ma Tei i wtedy linia obsługiwała większość przystanków. Usiłując wrócić niecałe dwie godziny później, wszystko było zamknięte. Myślę że to właśnie jest największa przeszkoda w codziennym życiu. [...] Większość szkół jest pozamykana, a na uczelniach zajęcia też są odwołane. Wiele miejsc takich jak sklepy i kawiarnie są zamknięte. Dużo osób musi też pracować zdalnie bo naprawdę nie ma co liczyć na sprawny transport publiczny oprócz taksówek, które z kolei wiążą się z koszmarnymi korkami. Mong Kok na przykład ma zupełnie rozwaloną sygnalizację świetlną i brak kogoś, kto oficjalnie pokierował by ruchem.” Pomimo zrozumiałej frustracji spowodowanej transportacyjnym paraliżem, Aneta dodaje, że “z drugiej strony nie da się przez to ignorować protestów”.


Protestujący faktycznie blokują ruch, żeby zwrócić na siebie większą uwagę i utrudnić policjantom dotarcie na miejsce protestów. Taktyka działa, aczkolwiek nie do końca tak, jak życzyliby sobie demonstranci. Policja rzeczywiście z większym trudem dociera do swoich celów, ale ciągłe blokady i destrukcja zaczynają irytować mieszkańców miasta, którzy, jak pisze The Guardian, coraz częściej negatywnie wypowiadają się na temat młodych członków ruchu opozycyjnego. Powodów jest wiele, a wyżej wymienione utrudnienia w transporcie to tylko jeden z nich. Zniszczenia w miejskiej infrastrukturze mogą doprowadzić do długotrwałego paraliżu komunikacyjnego, uniemożliwiając milionom ludzi dotarcie do pracy, co w połączeniu z nagminnym niszczeniem biur, sklepów i budynków należących do chińskich korporacji może doprowadzić do nieodwracalnych, negatywnych skutków dla gospodarki Hongkongu. Agencja prasowa Reuters donosi, że protesty w połączeniu z wojną handlową ze Stanami Zjednoczonymi doprowadziły miasto do pierwszej od dekady recesji gospodarczej.


Protesty przeciwko ustawie o ekstradycji na samym początku cieszyły się prawie uniwersalnym poparciem populacji Hongkongu, ale wraz z eskalacją przemocy zarówno ze strony policji jak i samych protestujących, duża część obywateli zaczyna pragnąć powrotu do normalności bardziej niż któregokolwiek z pięciu żądań stawianych przez ruch opozycyjny. Zapytany o zmęczonych chaosem mieszkańców usuwających blokady z jezdni oraz pomagających w sprzątaniu po zamieszkach, Edward bez wahania odpowiedział: “Ci ‘zwykli obywatele’ sprzątający ulice to po prostu pro-pekińscy mieszkańcy miasta. Jedyne inne jednostki sprzątające ulice to chińskie wojsko, które już wcześniej interweniowało w Hongkongu w mundurach policyjnych.”

image

Żądania protestujących oraz sam ruch opozycyjny wciąż są wspierane przez lwią część Hongkończyków, czego dowodem są wyniki niedawnych wyborów do Rady Legislacyjnej miasta, w których pro-demokratyczni kandydaci wygrali 400 z 452 dostępnych miejsc w radzie. Jednak z każdym dniem mijającym pod znakiem pożarów i brutalnych potyczek z policją, miasto wydaje się stawać coraz bardziej zmęczone. Nie są to dobre wieści dla demonstrantów - ruch oporu bez poparcia opinii publicznej traci swoją słuszność. Xuerui doskonale rozumie ten fakt, jak i wynikające z niego konsekwencje: “Protestujący chcą walczyć o wolność i suwerenność, ale każdego dnia ktoś za to gorzko płaci. Od niedawna wiele mieszkańców miasta nie może znieść tego chaosu i coraz częściej wspierają policję w ich działaniach, ale chaos skończy się dopiero wtedy, kiedy protestujący będą gotowi stawić czoła problemom, które sami stworzyli. To już nie są pokojowe demonstracje. Myślę, że Chiny zaczną niedługo działać bardziej zdecydowanie i poprawią sytuację. Zakończenie protestów jest konieczne, nawet jeżeli oznacza to, że policjanci będą musieli użyć przemocy. Bez stabilnego społeczeństwa nie może być mowy o silnej gospodarce.”


Sytuacja w Hongkongu może nie tylko zakończyć się tragicznie dla osób, które obecnie walczą o swoje prawa na ulicach miasta. Pekin również musi się liczyć z rosnącym ryzykiem wynikającym z tego, że globalne media mocno skupiają się na zamieszkach w Hongkongu, ujawniając bezradność Chińskiej Republiki Ludowej w sprawnym rozwiązaniu tego problemu. George Friedman, światowej sławy analityk stosunków międzynarodowych i autor prognoz geopolitycznych, zwraca uwagę na ten fakt w artykule opublikowanym przez Geopolitical Futures, podkreślając rolę regionalnych ruchów oporu w ukształtowaniu władzy politycznej w Państwie Środka - “triumf Mao poprzedziły regionalne konflikty, które nękały Chiny, pozwalając Japończykom na przejęcie znacznej części terytorium kraju”. Friedman dodaje że zagrożenia regionalne mogą doprowadzić do osłabienia władzy absolutnej Partii Komunistycznej, na co Pekin nie może sobie pozwolić, jeżeli chce doprowadzić do realizacji globalnych projektów handlowych i infrastrukturalnych, takich jak The Belt and Road Initiative.

***

Hongkong płonie. Od ponad pół roku miasto po równi pochyłej zmierza ku samodestrukcji. Po pierwsze, metropolię nęka rażąca niekompetencja rządu Carrie Lam, który poza dolewaniem oliwy do ognia w postaci kolejnych kontrowersyjnych, nadzwyczajnych ustaw, wydaje się nie mieć pomysłu na zakończenie konfliktu. Po drugie, policji brakuje szczegółowego planu działania. Sfrustrowane służby porządkowe nie mogące liczyć na konkretne instrukcje ze strony władz administracyjnych miasta uciekają się do coraz bardziej zdecydowanych działań. Po części jest to spowodowane bezradnością Rady Legislacyjnej miasta, która w ostatnich tygodniach stała się bardziej obserwatorem sytuacji, niż jednostką mającą jakikolwiek wpływ na chaos, który opanował ulice. I w końcu sam ruch opozycyjny - z pokojowego, wspieranego przez większość mieszkańców głosu ludzi domagających się większej sprawiedliwości zmienił się w zdesperowany tłum, który odpowiada na rosnącą brutalność policjantów masowo produkując koktajle Mołotowa i paraliżując ruch drogowy.


Poza problemami bezpośrednio wynikającymi z wydarzeń rozgrywających się na ulicach, rosnąca niechęć pomiędzy Chińczykami mieszkającymi w Chinach kontynentalnych a obywatelami Hongkongu doprowadza do polaryzacji społeczeństwa, i wyprowadza konflikt poza granice państwa. Dociera on nawet do Polski, co potwierdzają doświadczenia Edwarda i Xuerui. Oczy całego świata skupione są na Hongkongu, a każdy, kto na bieżąco śledzi rozwój sytuacji, czeka na ruch ze strony Pekinu. Nikt już nie łudzi się, że administracja miasta ma jakikolwiek realny wpływ na bieg wydarzeń. To właśnie od Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin zależy, jak potoczą się losy Hongkongu. Prezydent Xi Jinping będzie musiał wykazać się niezwykłą ostrożnością - jego decyzja w tej sprawie będzie miała wpływ na reputację Chińskiej Republiki Ludowej za granicą, a w świetle niedawno przegłosowanej przez amerykański senat ustawy dotyczącej demokracji i praw człowieka w Hongkongu - na losy globalnej gospodarki.


Tekst i wywiady: Maciej Grzymkowski

Źródła: CNN; CNN(1); RTHK; South China Morning Post; Hong Kong Free Press; Hong Kong Free Press(1); Geopolitical Futures; The Guardian; Reuters; The New York Times

Zdjęcia: Aneta Świaniewicz

Lubię skomplikowane sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo