Zatrzymana podczas manifestacji w Warszawie 23.11.2020 r. fotoreporterka Gazety Wyborczej Agata Grzybowska (w berecie). Fot. PAP/ Radek Pietruszka
Zatrzymana podczas manifestacji w Warszawie 23.11.2020 r. fotoreporterka Gazety Wyborczej Agata Grzybowska (w berecie). Fot. PAP/ Radek Pietruszka

Gutry postrzelony, Grzybowska zatrzymana. Prasa na protestach

Redakcja Redakcja Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 81

Strajki, protesty, demonstracje – w ostatnim czasie było ich w Polsce sporo, a w ich trakcie dochodziło do coraz bardziej radykalnych sytuacji z udziałem policji i dziennikarzy. Czy pracownicy mediów są wystarczająco bezpieczni? Jak wyróżnić ich z tłumu nieraz agresywnych manifestujących?

11 listopada 2020, Warszawa. Marsz Niepodległości – jak co roku - przechodzi głównymi ulicami centrum stolicy. Podczas zgromadzenia dochodzi do zamieszek, aktów chuligaństwa i burzliwych starć uczestników z policją. Niespodziewanie jednak poważnie zraniony przez funkcjonariuszy zostaje znany 74-letni fotoreporter „Tygodnika Solidarność”, Tomasz Gutry. Pocisk z broni gładkolufowej trafia go prosto w twarz, zaledwie kilka centymetrów od oka. Dziennikarz trafia do szpitala, a jego zdjęcia po postrzale obiegają media. W wyniku niejasnych działań policjantów poszkodowana zostaje także dziennikarka „Newsweeka”, Renata Kim. Wydarzenia te wywołują pod adresem policji falę krytyki. 

Niecałe dwa tygodnie później, podczas jednego ze spontanicznych zgromadzeń spod znaku Strajku Kobiet, dochodzi do głośnego zatrzymania Agaty Grzybowskiej. Fotoreporterka agencji RATS i „Gazety Wyborczej” zostaje ujęta przez funkcjonariuszy podczas manifestacji pod gmachem Ministerstwa Edukacji Narodowej, mimo głośnych protestów zgromadzonych tam osób i innych dziennikarzy. W chwili zatrzymania Grzybowska trzyma w rękach aparat fotograficzny, pokazuje policjantom także legitymację prasową. Bezskutecznie – fotoreporterka trafia do radiowozu, razem z kilkoma zatrzymanymi aktywistami. Zostaje uwolniona dzień później, a całe wydarzenie wzbudza ogromne kontrowersje. 

Zdarzeń tego rodzaju na przestrzeni lat było jednak o wiele więcej. Głośnym echem odbiło się postrzelenie Roberta Sobkowicza w 1999 roku. Dziennikarz „Naszego Dziennika” stracił w wyniku tego wydarzenia oko, a proces o odszkodowanie od policji i uznanie winy funkcjonariuszy toczył się latami. Finalnie sąd orzekł, że policja użyła broni gładkolufowej niezgodnie z przepisami. 

Nie da się ukryć, że w ostatnim czasie strajki i manifestacje odbywają się coraz częściej, w różnej formie. Ostatnie gwałtowne wydarzenia i kontrowersje wokół działań policji rodzą wiele pytań o bezpieczeństwo dziennikarzy i reporterów podczas zgromadzeń publicznych. Jak je zapewnić, jednocześnie rozumiejąc specyfikę pracy funkcjonariuszy podczas protestów? Jak uregulować współpracę organów porządkowych i mediów, by takie zdarzenia przestały się powtarzać? Jak oznaczyć reporterów, by nie byli myleni z demonstrującymi? Między policją a dziennikarzami brakuje nie tylko jakiegokolwiek dialogu, ale przede wszystkim konkretnych zasad współpracy i rozwiązań. To skutkuje chaosem i zaostrzającym się konfliktem. 

Reguły gry 

Eksperci, z którymi rozmawiamy, mówią wprost: między dziennikarzami i mediami a policją musi dojść do otwartej, rzeczowej dyskusji na temat nowych zasad zachowania bezpieczeństwa: jaskrawego, wyraźnego oznaczenia dziennikarzy, zapewnienia im wiarygodnego dokumentu, którego autentyczność nie będzie budziła zastrzeżeń, czy też – w miarę możliwości – ustalenia zachowań pracowników mediów i trajektorii poruszania się na terenie zgromadzenia tak, by nie utrudniało to pracy funkcjonariuszy. 

Jak podkreśla dr Mariusz Sokołowski, ekspert ds. bezpieczeństwa i były rzecznik Komendanta Głównego Policji, kilka lat temu doszło do spotkania dziennikarzy i władz policji, podczas którego przyjęto pewne rozwiązania proponowane przez KGP. Dodaje, że przez jakiś czas udawało się ich przestrzegać. – Były to zasady mówiące m. in. o tzw. wyspach dziennikarskich, za których wyznaczenie odpowiedzialni mieli być policjanci. Miały to być miejsca, w których mogliby bezpiecznie przebywać reporterzy, dziennikarze, ale także wozy transmisyjne i satelitarne. Mowa była również o ścisłej współpracy dziennikarzy z tzw. oficerami prasowymi podczas manifestacji. Pełniliby oni rolę łącznika między organami porządkowymi a mediami, mogliby przekazywać informacje np. o planowanych działaniach funkcjonariuszy, o zamiarach użycia środków przymusu, o zaleceniach dotyczących bezpieczeństwa – wyjaśnia Sokołowski. Zdaniem eksperta warto wrócić do podobnych rozwiązań i odbudować komunikację między policją a mediami. 

Podobnego zdania w tej kwestii jest Rzecznik Paw Obywatelskich, prof. Adam Bodnar. Działaniom policji nie szczędzi jednak krytyki. – Te środowiska muszą się spotkać, ale policja po ostatnich wydarzeniach powinna podejść do tego z otwartą przyłbicą, nie bagatelizując tych ostatnich wydarzeń. W takim spotkaniu powinny wziąć udział osoby decyzyjne, a nie rzecznicy prasowi – ocenia rzecznik. – Od lat mamy do czynienia z kryzysem kadrowym w policji, coraz łatwiej jest się tam dostać. Nie jest to już tak prestiżowa służba, jak kiedyś. Policjanci zbyt łatwo ulegają emocjom. Policja powinna wykonać rachunek sumienia i przeprosić za nadużycia, które ostatnio widzieliśmy. Należałoby z tego wyciągnąć wnioski i ustalić jakieś wspólne zasady. Na razie między obiema stronami brakuje jakiejkolwiek komunikacji – dodaje. 

Wiele z tych sytuacji, w których przez bardziej ofensywne działania policjantów ucierpieli dziennikarze, rodzi pytanie, jak zapewnić im bezpieczeństwo za pomocą wyraźnych oznaczeń. Eksperci podkreślają, że takie rekwizyty jaki legitymacja prasowa i kamizelka same w sobie nie wystarczą – dopóki nie będą wiarygodne. Fałszywą legitymację czy koszulkę z napisem „PRASA” może sobie bowiem sprawić każdy. Można to jednak uregulować i ustalić jeden charakterystyczny, obowiązujący wzór legitymacji prasowej czy kamizelki. 

– Wprowadzenie specjalnych kamizelek z oznakowaniem „prasa” mogłoby pomóc. To pomogłoby policjantom rozróżnić ich od uczestników zgromadzenia, legitymacja czy opaska na ręce często nie wystarczą. Oznaczenie dziennikarzy jest bardzo ważne – zaznacza Adam Bodnar i dodaje, że wymóg takiego oznakowania jest zgodny ze standardami międzynarodowymi. 

Podobnie uważa Mariusz Sokołowski. – Policja może przygotowywać kamizelki z numerami przyporządkowanymi przedstawicielom danej redakcji. Dzięki temu funkcjonariusz będzie widział, z kim ma do czynienia. Takie rozwiązania były już stosowane, ale są trudne do realizacji w sytuacjach nagłych i spontanicznych – przypomina były rzecznik KGP. 

Choć wyraźne oznaczanie dziennikarzy podczas zgromadzeń publicznych jest zdecydowanym postulatem chociażby organizacji międzynarodowych, takich jak np. Helsińska Fundacja Praw Człowieka, to w innych krajach Europy też niekoniecznie jest to regułą lub wymogiem prawnym. 

– Dziennikarze w Niemczech często sami dobrowolnie oznaczają się specjalnymi kamizelkami z napisem „prasa”. Nie jest to jednak regulowane prawnie – mówi nam Cezary Gmyz, publicysta i korespondent TVP w Niemczech. Jak dodaje, nasi zachodni sąsiedzi wprowadzili za to inne, warte rozważenia rozwiązanie. – Istnieje tam jeden określony, specyficzny wzór legitymacji prasowej. Znacznie utrudnia to podszywanie się pod dziennikarzy. Obowiązują ponadto bardzo surowe kryteria wydawania legitymacji i w ogóle uznania kogoś za dziennikarza. Redakcje nawet nie mają uprawnień, by wydać legitymację prasową, zajmują się tym niemieckie związki dziennikarskie. Zdobycie legitymacji nie będąc dziennikarzem jest właściwie niemożliwe, bo związek to zablokuje. Każdy policjant wie zatem, jak taki dokument powinien wyglądać – tłumaczy Gmyz. – Jestem wielkim zwolennikiem tego rozwiązania, wprowadziłbym to – podkreśla. 

Tego rodzaju rozwiązanie dotyczące legitymacji prasowych proponuje także mec. Michał Jaszewski, prawnik Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. – Być może legitymacje powinny mieć jeden ustalony (np. w rozporządzeniu) wzór. W tej chwili nie jest określone, jak powinna taka legitymacja wyglądać, trudno zweryfikować czasem jej autentyczność – przyznaje (zaznaczając, że jest to jego osobista opinia, a nie oficjalne stanowisko SDP). W kwestii oznaczania pracowników mediów dodaje: – Sama legitymacja podczas takich wydarzeń nie wystarczy, by policja mogła rozpoznać z daleka, z kim ma do czynienia. W drodze rozporządzenia można ustalić, jak takie oznakowanie powinno wyglądać, bo zwyczajną koszulkę z napisem „PRESS” założyć może każdy. 

Pobicie reportera we Francji

Problemy z bezpieczeństwem dziennikarzy i reporterów podczas strajków oraz starcia na linii dziennikarze-policja dotyczą także Francji. Kraj ten od wielu miesięcy zmaga się z gwałtownymi, pełnymi agresji i chuligańskich wybryków demonstracjami i zamieszkami. Najgłośniejszym echem odbiły się protesty tzw. „żółtych kamizelek”, ale w ostatnim czasie doszło także do innych bulwersujących wydarzeń. Pod koniec listopada podczas manifestacji w Paryżu dotkliwie pobity został znany syryjski fotoreporter, Ameer Alhalbi. 

Sprawca? Policjant. Po tym zdarzeniu organizacja Reporterzy bez Granic podkreśliła stanowczo, że ubiór dziennikarza wskazywał na to, iż znajduje się on w tym miejscu służbowo, w towarzystwie innych pracowników mediów. Wskazano, że Alhalbi niczym nie sprowokował brutalnego ataku pałką. Pobicie fotoreportera wywołało burzę. 

Zdarzenie to pokazuje, że choć zapewnienie bezpieczeństwa oraz swobody pracy dziennikarzom i reporterom, a także odpowiednie ich oznaczanie są w teorii standardem demokratycznych państw, to w praktyce problemy na tym tle występują nie tylko w Polsce. Warto zwrócić uwagę na samo tło manifestacji w Paryżu – były one bowiem wyrazem gwałtownego sprzeciwu wobec ustawy o tzw. bezpieczeństwie globalnym, według której publikowanie wizerunków policjantów miałoby być surowo karane. Zostało to uznane za rażący atak na wolność słowa i mediów we Francji. 

Standardy zachowań

Eksperci podkreślają, że kwestia oznaczeń, kamizelek czy legitymacji to nie wszystko – obie strony, zarówno dziennikarze, jak i policja, powinny uzgodnić standardy zachowań podczas demonstracji i wziąć pod uwagę wzajemną specyfikę pracy. Zadaniem policji jest w końcu zapewnienie bezpieczeństwa i porządku, a mediów – relacjonowanie i dokumentowanie. 

Według dr. Mariusza Sokołowskiego dziennikarze i reporterzy powinni stosować się do zaleceń i ostrzeżeń wydawanych przez funkcjonariuszy. – Policjanci są zobowiązani do ostrzeżenia manifestujących i wszystkich osób znajdujących się w okolicy zgromadzenia, że zamierzają użyć np. broni gładkolufowej. Zanim do akcji wkroczą pododdziały zwarte, funkcjonariusze wzywają osoby z immunitetami, ale też dziennikarzy do tego, by opuścili to miejsce. Rolą dziennikarza jest relacjonowanie i dokumentowanie, a nie uczestniczenie w zgromadzeniu i jednoczesne narażanie się. Jeżeli reporter stoi pośród agresywnego tłumu, to musi liczyć się z konsekwencjami takiego ryzyka – uważa ekspert. 

– Zdarzały się już w przeszłości sytuacje, gdy zalecano reporterom w wozach transmisyjnych opuszczenie danego miejsca, przemieszczenie się w bardziej bezpieczną okolicę zgromadzenia. Decyzja należała finalnie do tych dziennikarzy, a policjant sporządzał notatkę z tej konsultacji (z kim rozmawiał, z jakiej redakcji) – przypomina Sokołowski. 

Środowisko mediów i organizacje dziennikarskie zaznaczają, że policja musi odpowiadać za nieuzasadnione ataki i interwencje przeciw dziennikarzom. Zapewnienie bezpieczeństwa i wolności działania mediom jest postulatem wielokrotnie podnoszonym przez organizacje ds. praw człowieka. – W mojej ocenie standardy działań policji wobec dziennikarzy powinny zostać uregulowane na poziomie ustawowym – uważa mec. Jaszewski. – Nie mamy w tej chwili żadnych standardów ani konkretnych procedur. 

Autor: Blanka Aleksowska 


Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura