Marian Guzek Marian Guzek
1201
BLOG

Balcerowicz zarzuca nad Polską „sieć” anarchokapitalizmu

Marian Guzek Marian Guzek Gospodarka Obserwuj notkę 2

        Muszę się przyznać, iż odwagę profesora Leszka Balcerowicza szacowałem zbyt nisko (w moim artykule „Klif ustrojowy w Polsce”, Salon24.pl). Sądziłem bowiem, że nie zdobyłby się na to, aby oznajmić Polakom aprobującym jego zasadę „państwa minimum”,  że pora z nią skończyć i zastąpić ją  koncepcją „państwa zero” nie tylko w gospodarce, ale w ogóle w Polsce. Otóż z właściwą sobie taktyką nieużywania od razu „grubej rury”, moim zdaniem, Balcerowicz stworzył sobie przykrywkę swego przejścia od minarchizmu do anarchokapitalizmu (są to dwa stadia ideologii libertarianizmu) i wypalił porywającym tytułem swej nowej książki pt. „Odkrywając wolność”, uzupełnionym podtytułem w postaci jednego z łagodniejszych swych stwierdzeń mających leczyć społeczeństwo z niemądrych poglądów, jakich pojawia się w kryzysie coraz więcej: „Przeciw zniewoleniu umysłów”. Książce tej nadawany jest rozgłos medialny, z podtekstami, iż Balcerowicz ma zamiar wrócić do polityki i stanąć na czele nowej partii. W tej sprawie nie mogę się wypowiadać, lecz sądzę, iż autor z pewnością pragnie wywołać masowe reakcje skierowane przeciwko obecnemu rządowi.

        Pozwalając sobie na wstępie na lekki ton wobec tak znanej osobistości, mogę stwierdzić, że czułem się nieco zachęcony do takiego tonu wypowiedzią samego autora tej książki, iż „Na pewno nie jest to publikacja czysto naukowa”. Wypowiedź ta znajduje się w wywiadzie udzielonym przez L.Balcerowicza redaktorowi P. Zarembie ( „W sieci” nr 4/2012). Nie będę musiał więc czuć się zobowiązany do standardowej postawy recenzenckiej, tym bardziej, że mam zamiar sięgać do szerszych niż w książce elementów twórczości różnych autorów, jakie są zawarte w nurcie libertarianizmu, także jego protoplastów. Książka liczy sobie ponad tysiąc stron wypełnionych tekstami ponad 50 obcych autorów (z wyjątkiem „Wstępu” Balcerowicza). 

 

Jednostka suwerenna - wspólnota koordynowana mechanizmem wolnorynkowym  

        Dominują w tej książce aspekty ideologiczne, prowadzące w kierunku wniosków o charakterze antypaństwowym, antyzwiązkowym i antysocjalnym, a więc w kierunku koncepcji austriackiej szkoły ekonomii. Zasadniczą przesłanką ideową takiego wnioskowania jest wolność jednostki, rozumiana jako równość szans, których zdobywanie przez każdą jednostkę powinno się charakteryzować swobodą od pozarynkowych regulacji. W skrajnym ujęciu można tę pozycję określać jako suwerenność jednostki bez nakazów i zakazów instytucji wspólnotowych. Zgodnie z duchem libertarianizmu, który można uznać za wytwór głównie szkoły austriackiej, a szczególnie zgodnie ze stanowiskiem jej słynnego przedstawiciela w USA, profesora Friedricha Hayeka, działalności wspólnoty nie powinna koordynować instytucja ludzka, lecz mechanizm nie mylący się, czyli wolnorynkowy. To twierdzenie jest wpajane młodzieży studenckiej przez niektórych naszych profesorów (co komunikował w internecie np. profesor Witold Kwaśnicki z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu).

 

Rząd to fikcja

        Książka ma więc swego ducha - którym jest wolność, nie jakakolwiek i nie narodu, lecz jednostki - a także swą atmosferę, którą stanowi zagęszczenie niechęci, krytyki oraz pogardy wobec instytucji wspólnotowych, dobra wspólnego, sprawiedliwości społecznej, a zwłaszcza państwa. Takie postawy przyświecały niektórym twórcom już przed wiekami. Jednym z nich był, występujący w zbiorze Balcerowicza, francuski ekonomista Frederic Bastiat, który jest uznawany przez szkołę austriacką za ważnego jej protoplastę. Słynie on szczególnie z jednozdaniowej definicji rządu (sam nazwał to zdanie definicją): „Rząd jest wielką fikcją, za pośrednictwem której każdy usiłuje żyć na koszt wszystkich innych”. Pomijając już wewnętrzną sprzeczność w tej definicji, polegającą na identyfikowaniu właściwości podmiotu, jaki jest fikcją, czyli nie istnieje, a mimo to spełnia konkretną funkcję, można stwierdzić wyraźnie ideologiczny, a nie naukowy jej charakter. Jest to zresztą główna cecha całego libertarianizmu, a szczególnie jego koncepcji docelowego ustroju, czyli anarchokapitalizmu. Właśnie na Bastiata jako „genialnego francuskiego ekonomistę” powoływał się nasz czołowy libertarianin w mediach, Tomasz Wróblewski, stwierdzając, iż pisał on o „urzędowym rabusiu, który uaktywnia się właśnie wtedy, kiedy słabnie jego władza”(w artykule: „Efekt Tuska – Curleya”, „Rzeczpospolita”, 27-28.10.2012r.).

        Interesujące jest to, że w książce nie występuje profesor Jeffrey Sachs, który tak skutecznie wspomagał  Balcerowicza we wdrażaniu w Polsce ustroju według rodzącej się wtedy w USA ideologii neoliberalnej, dającej się wymieszać z naszym postkomunistycznym lesseferyzmem. Wśród autorów jest natomiast nasz rodzimy libertarianin Janusz Korwin-Mikke oceniany przez niektórych jego zwolenników internetowych jako rozrabiacz bez takich finałów, jakie były osiągalne z Sachsem. Wyjaśnieniem jest prawdopodobnie to, iż Sachs odciął się od neoliberalizmu inaczej niż Balcerowicz, tzn. odszedł od szkoły chicagowskiej Miltona Friedmana i poparł wybór Baracka Obamy na prezydenta i jego politykę przywracającą jej podstawy keynesowskie. Balcerowicz natomiast wyraził życzenie, aby nie nazywać go neoliberałem, gdyż oznaczałoby to napiętnowanie, natomiast odchodzi od neoliberalizmu nie zrywając ani z Friedmanem, ani Hayekiem (w książce są obaj) nie w stronę keynesizmu, lecz anarchokapitalizmu, czyli brnie w najbardziej szkodliwy model ustrojowy świata bezpaństwowego, wymyślony głównie przez Ludwiga von Misesa (jest w książce) i jego wychowanka profesora Murraya Rothbarda z udziałem Samuela Konkina. Dwóch ostatnich nie ma w zbiorze, gdyż ich umieszczenie uniemożliwiłoby Balcerowiczowi posłużenie się Adamem Smithem (jest w zbiorze) jako - tym razem - podmiotową przykrywką, używaną chyba prawie przez wszystkich neoliberałów udających, że są liberałami tylko lepszymi.

       Zamieszczenie Konkina, autora „Manifestu Anarchokapitalizmu”, redaktora pism libertariańskich w USA, namawiających młodzież do obalania państwa w walce o wolność jednostek, odsłoniłoby zbyt wcześnie istotną właściwość przedrostka anarcho- w połączeniu z nowym, według libertarianizmu, najlepszym kapitalizmem. Balcerowicz zachował więc swój talent taktyczny, którym wyróżnił się jakże skuteczną działalnością antyzwiązkową, uprawianą w towarzystwie Lecha Wałęsy, lidera i bohatera (choć nie do końca) związku zawodowego pod nazwą „Solidarność”.

        W sprawie Rothbarda wystarczy powiedzieć, iż ten nadzwyczaj ceniony przez szkołę austriacką współpracownik Misesa, który o mały włos nie został laureatem paranoblowskiej nagrody ekonomicznej, tak jak Hayek i Friedman, był niezwykłym krytykiem A.Smitha, wyjątkowo napastliwym. Nazywał go perfidnym kłamcą, któremu „nie zdarzyło się opublikować niczego oprócz nieprawdy”.

 

Co z rewolucją i obalaniem rządów?

        To pytanie stawia sobie wielu ludzi nie tylko w Polsce w związku z kryzysem światowym. U nas jednak występuje dodatkowy czynnik tzw. wojny polsko-polskiej lub konfliktu międzyplemiennego. Występuje też wyraźny rozdźwięk w samym środowisku tzw. liberałów. Premier Tusk robi wrażenie jak gdyby chciał w swej polityce naśladować Stany Zjednoczone, pierwszą ofiarę neoliberalizmu, w drodze wprowadzania do systemu gospodarczego elementów keynesizmu. Nasza sytuacja w sferze doktrynalnej nie przypomina jednak amerykańskiej. U nas żaden ideolog „naukowy” nie rozpłakał się jak Alan Greenspan na przesłuchaniu odpowiednika Komisji Kongresowej do spraw Nadzoru Bankowego i nie stwierdził, że wyznawał wadliwą ideologię neoliberalną. Nikt też z dawnych znajomych Miltona Friedmana przed swoją śmiercią nie wezwał nieżyjącego już Friedmana jak Paul Samuelson, aby chociaż na chwilę wrócił i popatrzył na gospodarkę światową i na to co jej wyrządził.

        U nas czołowi przedstawiciele ekonomii medialnej uważają za swój obowiązek atakowanie Keynesa, co wprawdzie w Ameryce też robiło wielu, w tym także A.Greenspan, lecz przed kryzysem. Niedawno profesor Krzysztof Rybiński pisał w opinii o recenzowanej książce, że pomimo jej pewnych walorów brał ją do ręki „z obrzydzeniem, ponieważ autorem jest keynesista, czyli wyznawca teorii, że rząd może czynić dobro w gospodarce” (w artykule pt. „Stracona dekada” o książce Steve Keen’a, „Rzeczpospolita”, 10.12.2012r.).

        Oprócz ośrodka Balcerowicza, treści buntownicze przekazywali często autorzy w publikacjach  zamieszczanych w„Rzeczpospolitej” robiącej wrażenie, że sprzyja głównej partii opozycyjnej. Bardziej uważni czytelnicy nie mogli jednak nie dostrzec  treści libertariańskich. Sam Wróblewski uznał premiera za odpowiednika Curleya w cytowanym wyżej artykule pt. „Efekt Tuska-Curleya”,  w którym jest on wyraźnie nazwany gangsterem i opisany w tej roli, jako burmistrz Bostonu, który „od 1914 do 1950 roku tak obracał publicznymi pieniędzmi, że zawsze wygrywał wybory”.

        Ponieważ swoją książkę Balcerowicz uznał za „coś w rodzaju poradnika dla obywateli”, czuję się poniekąd upoważniony do skomentowania również tej wypowiedzi. Radzę Polakom: nie róbcie żadnego buntu w celu obalania żadnego rządu powołanego w sposób demokratyczny, niezależnie od tego kto wam takie przedsięwzięcia sugeruje, oczywiście dotyczy to również rewolucji. Moim zdaniem, nasz rząd wymaga zmian. Jeśli nie można tego osiągnąć procedurami parlamentarnymi, poczekajmy do wyborów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka