Marek Różycki jr Marek Różycki jr
16812
BLOG

Zdzisław Maklakiewicz - polski bohater niedorzeczny na pół etatu

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 117

„Nikt nie potrafi grać postaci pozornie pospolitych i nieciekawych tak przenikliwie jak Maklakiewicz” – twierdził Tadeusz Konwicki. „Miał swój styl rozpoznawalny nawet w złych czy wręcz okropnych filmach” – uważał Krzysztof Mętrak. „Nie był gwiazdą. Nie był nawet aktorem głównych ról. A przecież był wybitną indywidualnością aktorską” – pisał o nim Aleksander Jackiewicz w Gwiazdozbiorze (1983). 

Są tacy aktorzy, którzy wywołują natychmiastowy uśmiech na naszych twarzach. W historii polskiej kinematografii było ich wielu. Zagadką pozostanie, czy mieli oni zwykłe szczęście zagrać w komediach, które zachwycały aż trzy (a może i cztery) różne pokolenia, czy też filmy te zaliczane są dziś do wybitnych właśnie ze względu na genialną obsadę. Prawda pewnie leży gdzieś pośrodku.

Czas jednak płynie nieubłaganie i wielu z tych wybitnych aktorów nie ma już dziś wśród nas. Warto więc przypomnieć ich twarze (choć mam nadzieję, że znacie je wszyscy dobrze). Przesłanie jest proste: spieszmy się kochać wybitnych aktorów, bo na drugich takich - jak dowodzi ostatnie 25 lat... - będziemy czekać bardzo długo. A być może - już się nie doczekamy!  Śpieszmy się kochać polską klasykę (nie tylko filmową), bowiem zalewa nas w zastraszającym tempie - niszcząc szare komórki wraz z neuronami... -komercyjna szmira, która kajdankami szoku przykuwa uwagę widzów. A widać to chociażby po miałkich dyskusjach 'zamiast', czyli 'zastępczych', jakie przetaczają się przez Internet.

@ Wiedzieliście, że Zdzisław Maklakiewicz w czasie wojny był żołnierzem AK i Powstańcem Warszawskim? Jako aktor filmowy debiutował w 1959 roku w dramacie "Wspólny pokój" Wojciecha Jerzego Hasa. Od tej pory pojawiał się głównie w filmach, choć miał też angaż w teatrze, ale występował w nim bardzo niechętnie i rzadko. Zagrał w ponad stu filmach fabularnych oraz serialach telewizyjnych, głównie role drugoplanowe i epizodyczne; ludzi wrażliwych, niemogących odnaleźć się w otaczającej ich rzeczywistości, żyjących jakby na jej marginesie.

image

Grał przede wszystkim postacie komediowe i groteskowe. Komedie z jego udziałem to m.in. „Giuseppe w Warszawie”, „Marysia i Napoleon”, „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”, „Hydrozagadka”, „Brunet wieczorową porą” czy „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”.

Jego filmowe teksty powtarzane są do dziś. Do historii polskiego kina przeszedł chociażby ten o Nudzie w Polskim Kinie („Rejs”) : --"Aż mi się chce wyjść z kina proszę pana. Wie pan? No i panie, kto za to płaci? Pan płaci, pani płaci, my płacimy. To są nasze pieniądze proszę pana. To są nasze pieniądze, społeczeństwa proszę pana”. ;)

Zdzisław Maklakiewicz zagrał w blisko stu filmach. Zmarł 9 października, 43 lat temu. Jego niezapomniane kreacje to między innymi inżynier Mamoń w obrazie "Rejs" Marka Piwowskiego i Arkaszk Kozłowski z "Wniebowziętych" Andrzeja Kondratiuka. W tych i kilku innych obrazach Maklakiewicz grał z aktorem niezawodowym Janem Himilsbachem, tworząc specyficzny duet „cwaniaków i filozofów z przedmieścia”, 'niebieskich ptaków' cwanie egzystujących na marginesie życia.

Myślę, że zaczęło się od tego, że jestem brzydki. Nie przypominam Gregory Pecka ani Mastroianniego. Nie jestem amantem, wcieleniem ideału kobiet. A jak się nie jest ideałem kobiet, nie jest się również ideałem reżyserów. Ktoś mnie kiedyś widział pewnie w takiej roli mało pozytywnej i uznał, że będzie ze mnie dobry typ. I tak zostałem typem. Ale sam siebie uważam za człowieka bardzo pozytywnego.

Maklakiewicz od połowy lat 60. grał głównie w filmach, w teatrze występował rzadziej, choć pojawiał się w spektaklach Teatru Telewizji. Grał też w serialach telewizyjnych, jak: "Czterdziestolatek", "Stawka większa niż życie", "Chłopi" i "Lalka". Był bardzo popularnym artystą, często pytanym o opinię w różnych kwestiach. Dziś mógłby by być "Mędrcem Europy", jak mniemam... Spostrzeżenia miał bowiem o wiele trafniejsze od znanego Noblisty! ;)

image

"Należał do bohemy, której dziś już nie ma. Jego luzacki styl życia, pozaekranowy wizerunek ironisty, gawędziarza i aranżera prześmiesznych sytuacji, a wreszcie przyjacielski duet z Janem Himilsbachem przesłoniły zalety jego aktorstwa oraz – to także warto mu oddać – zalety charakteru. Był człowiekiem wielorakich zainteresowań." - Barbara Kaźmierczak

Był bardzo barwną postacią, z czasem bujne życie towarzyskie i choroba alkoholowa zajmowały mu więcej czasu, niż praca. Jak już wspomniałem, zmarł – śmiertelnie pobity - w 1977 roku, w wieku zaledwie 50. lat. Został pochowany na warszawskich Powązkach, ostatnią posługę oddał mu jego przyjaciel Jan Himilsbach, aktor i pisarz z wyboru, z zawodu kamieniarz. Rok wcześniej dane mi Go było spotkać za sprawą Janka, ale wówczas - student, nie pomyślałem nawet przez moment, że te chwile z rozmów Janka z Jego największym Przyjacielem - należałoby nagrać i spisać, by mieć choć pamiątkę.

Pamiętam jednak, jak we dwójkę interpretowali 'Wygnanie z Raju'... W wielkim skrócie i bez Ich Talentu, mimiki oraz gestykulacji w  przekazywaniu "prawd w/mówionych"... Otóż Ewa zrywała jabłka, z Drzewa Wiadomości, a uświadomiony już Adam przerabiał je na popularny ongiś bimber...  Ponieważ w Raju obowiązywała całkowita prohibicja - pierwsza para (jak to pięknie dziś brzmi) - sama opuściła Raj, w poszukiwaniu 'stanów baśniowych'... ;))

;)) Przypomnę tylko... słynny 'Szlak Hańby' - tam się spotykali wszyscy artyści. Marek Hłasko, Himilsbach, Maklakiewicz, Głowacki... I zaczynało się szwendanie. Była Harenda, dalej klub SARP-u, Kameralna, Ściek, czyli klub Stowarzyszenia Filmowców Polskich, potem U Hopfera, nocny klub Kamieniołomy w Hotelu Europejskim, wreszcie Bristol i na końcu SPATiF w Alejach Ujazdowskich. To był ten słynny „baśniowy szlak”.

                                           image

Studia aktorskie rozpoczął w 1947 roku w Krakowie, później przeniósł się na PWST w Warszawie i ukończył naukę w 1950 roku, jako jeden z pierwszych absolwentów tej uczelni (dyplom uzyskał w 1951 roku). Podjął również studia na wydziale reżyserii, lecz ich nie ukończył.

W 1951 roku zadebiutował niewielką rolą Montera w programie Panie Dobrodzieju w warszawskim Teatrze Syrena i w tym teatrze występował do 1952 roku, równocześnie był też aktorem warszawskiego Teatru Polskiego. W latach 1952-56 grał w Teatrze Ludowym w Warszawie, a w latach 1956-57 ponownie związał się z Teatrem Polskim. W 1958 występował w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie. W latach 1958-62 był aktorem Teatru Wybrzeże w Gdańsku, gdzie zagrał między innymi w sztukach reżyserowanych przez Zbyszka Cybulskiego, Bogumiła Kobielę i Andrzeja Wajdę. W latach 1962-64 grał w Teatrach Dramatycznych (Teatr Kameralny i Teatr Polski) we Wrocławiu, a później w Warszawie w Teatrze Powszechnym (1964-65) i w Polskim (1965-67). W latach 1967-69 był w zespole Teatru Starego w Krakowie. Potem w latach 1969-72 występował w Teatrze Narodowym, a następnie od 1974-76 w Teatrze Rozmaitości w Warszawie. Mimo angaży w tak znakomitych teatrach, aktor grywał rzadko i najczęściej niewielkie role.

Pyta mnie mamusia: „Zdzisiu, a co wy w tym teatrze właściwie robicie?” To ja tłumaczę mamusi: „Mamusiu! Przychodzimy rano na 10.00, od razu piwo, a o 12.00 na przerwie wódka, rozbieramy się do golasa i orgie, pijaństwo – tak do szóstej, potem trzeźwiejemy, gramy przedstawienie do 22.00, znowu wszyscy do golasa, wóda i seks zbiorowy, panie z panami, potem panie z paniami, panowie z panami i wszyscy razem, i wóda do rana, potem do domu, prysznic i na 10.00 na próbę… piwo o 12.00, wóda, do golasa i seks…” Mama (przerażona): „Zdzisiu! Dziecko drogie! I tak przez cały tydzień?” A ja: „Nie, no co też mama – w poniedziałek mamy wolne”. ;))

"Za grą na scenie chyba nie za bardzo przepadał. Nużyło go powtarzanie co wieczór tych samych i takich samych kwestii, męczył reżim teatralny. Wolał film, bo praca na planie filmowym miała dlań jedną wielką zaletę, mógł ją... zakończyć. Był więc Maklakiewicz na swój sposób profesjonalistą o duszy naturszczyka, niecierpliwego naturszczyka. Nie lubił grać 'na końcówkę', czyli na ostatnią kwestię partnera, wolał improwizować, drażniły go próby, wolał niespodzianki" - pisał o aktorze Lech Kurpiewski ("Film" 1992 nr 50).

Sam aktor wypowiadał się o występach w teatrze: "Jakoś tak się składa, że tych głównych ról nie gram, nie mam serca do repertuaru (...), do tych tam wiecznie niespełnionych nadziei, antybodźców bezinteresownej zawiści, czyli tego całego romantyzmu, krótko mówiąc, ja robię na pół etatu" - cytował go Tomasz Lengren ("Film" 2000 nr 11).

Gram przedstawienie, idzie mi świetnie, panuję nad publiką całkowicie, wreszcie czuję, że trzymam ich za mordę, i tak już do końca. Żegnany schodzę, przebieram się, zadowolony z dobrej roboty, wychodzę, żeby się trochę pokrzepić. Przed teatrem stoi dwóch: „Pan Maklakiewicz?” – „Tak jest” – mówię grzecznie czekając na gratulacje. „Pan nas dzisiaj wziął za mordę? To my ze szwagrem przyszliśmy oddać.” ;))

                   image

DOCENA AKTORA PRZEZ WYBITNYCH KRYTYKÓW

W filmie Maklakiewicz grał wszystkie role, jakie mu zaoferowano. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych niemal nie schodził z ekranu. Jego dorobek z zaledwie osiemnastu lat kariery filmowej jest imponujący! - wystąpił bowiem w ponad stu filmach! Był głównie aktorem drugiego planu. Adam Zarzycki napisał o nim:  "W swym dorobku ma ogromną galerię zróżnicowanych typów, postaci negatywnych i pozytywnych, humorystycznych i serio, ponurych i miłych, ale zawsze wyrazistych." ("Magazyn Filmowy" 1971 nr 49).

Oczywiście wśród tak dużej liczby filmów znalazło się wiele słabszych pozycji. Maklakiewicz jednak potrafił zagrać interesująco nawet i gorsze role. Krzysztof Mętrak napisał o nim: "Miał swój styl rozpoznawalny nawet w złych, czy wręcz okropnych filmach".

@ Debiutował w 1960 roku dość dużą rolą Bednarczyka we „Wspólnym pokoju” Wojciecha J. Hasa. Krzysztof Demidowicz tak pisał o tym debiucie:  "Rola chłopskiego syna, który dzięki morderczej pracy chce skończyć studia i osiągnąć awans społeczny, została życzliwie zauważona. Bednarczyk w interpretacji Maklakiewicza nie był płaskim portretem zawziętości, trywialności i irytującego samozadowolenia. Wyczuwało się, że nonszalancja owego studenta jest rodzajem obrony przed napięciem w jakim żyje człowiek, który porusza się po bardzo wąskiej granicy między sukcesem a klęską. W szorstkim głosie i aroganckim spojrzeniu aktora była ukryta desperacja kogoś skazanego na ryzykowne, samotne zmagania." ("Film" 2000 nr 06)

Aktor zagrał w innych jeszcze filmach Wojciecha J. Hasa - kierowcę Gabrysia w „Złocie” (1961), dziennikarza Zenona w „Jak być kochaną” (1962), Don Roque Busquerosa w „Rękopisie znalezionym w Saragossie” (1964) i Maruszewicza w „Lalce” (1968). Jak zauważył Krzysztof Demidowicz: "Granie u Hasa wymagało inwencji i własnego tonu, nawet jeśli były to role drugoplanowe. Maklakiewicz doskonale spełniał te warunki." ("Film" 2000 nr 06)

Zaś Tadeusz Konwicki, u którego aktor zagrał rotmistrza w „Salcie” (1965) i Włodka w „Jak daleko stąd, jak blisko” (1971), stwierdził, że: "Nikt nie potrafi grać postaci pozornie pospolitych i nieciekawych, tak przenikliwie, jak Maklakiewicz".

image

Aleksander Jackiewicz tak napisał o roli aktora w filmie „Dancing w kwaterze Hitlera” Jana Batorego (1968): "Oto jedna z pamiętnych ról Zdzisława Maklakiewicza. Właściwie nie rola nawet, lecz monodram czy monolog. Bohaterem jest zawodowy przewodnik po szczątkach kwatery Hitlera w Kętrzynie, człowiek przeciętny, słabo wykształcony, szeregowy Polak. W dodatku rutyniarz. Ale on tak robi, że jego bohater, oprowadzając wycieczki młodzieży, jakby spełniał posłannictwo. (...) A chociaż wydaje się śmieszny, jest dramatyczny w tym posłannictwie."

Ten sam wybitny krytyk filmowy o innej roli aktora - w filmie „Zofia” Ryszarda Czekały (1976): "Aktor zagrał znakomitą postać kelnera w sekwencji, która opowiada o samotnej kolacji starszej kobiety, owej Zofii (Ryszarda Hanin), w warszawskiej restauracji, opustoszałej z powodu Świąt Bożego Narodzenia. Znów gra zwykłego człowieka, znów - jak często - postać przedmiejską, tym razem kutego na cztery nogi fachowca w dziedzinie gastronomii i rozrywki. Ale kiedy tamtego wieczoru spotkał osamotnioną konsumentkę, okazał się życzliwy, opiekuńczy, pozwolił Cyganom grać dla niej i cieszył się jej cichą radością" (z książki „Gwiazdozbiór” 1983).

@ Początkowo obsadzano go w rolach hochsztaplerów i czarnych charakterów. Jak pisał Lech Kurpiewski: "Jego zadaniem było głównie tworzenie tła. Oczywiście czarnego, by pozytywni bohaterowie pierwszoplanowi byli lepiej widoczni. (...) Postaci kreowane przez aktora jednak bardzo szybko zatraciły swą wcześniejszą jednowymiarowość i jednoznaczność. Typ cwaniaka ustąpił miejsca osobnikowi dobrze zorientowanemu w rzeczywistości, niepoprawnemu sceptykowi. (...)

image

Z roli na rolę Maklakiewicz coraz mniej udawał, coraz mniej imitował, czyli coraz mniej grał, a coraz bardziej... BYŁ. Był sobą. Jak choćby w 'Rejsie' Marka Piwowskiego (1970), oraz 'Wniebowziętych' (1973) i 'Jak to się robi' (1973) - oba filmy w reżyserii Andrzeja Kondratiuka. W tych filmach mówił wreszcie własnym tekstem i odgrywał własne scenariusze. I dopiero dzięki nim zaistniał tak naprawdę w świadomości szerokiej widowni. (...) Bohaterowie grani przez Maklakiewicza mieli dość specyficzny sposób wyrażania się. Była to świetnie zimitowana mowa nuworysza z aspiracjami." ("Film" 1992 nr 50).

O czym już wspomniałem na wstępie: w trzech filmach wystąpił Maklakiewicz w duecie z Janem Himilsbachem. Tworzyli oni słynną parę komediową. Świetnie się rozumieli i dopełniali. Byli przyjaciółmi również w życiu. Najbardziej zapamiętane przez wszystkich role zagrali w kultowym filmie „Rejs”. Do historii przeszły ich dialogi, jak na przykład słynne zdanie Maklakiewicza: - Bardzo mi przykro, inżynier Mamoń jestem. (…)

@ Tak pisze o tej roli Krzysztof Demidowicz: "Kapitalna postać inżyniera Mamonia stworzona przez Maklakiewicza, jest odblaskiem jego mitycznego, pozaekranowego wizerunku ironisty, gawędziarza i aranżera prześmiewczych sytuacji. Historyczny już monolog o marności polskiego kina był przez niego w całości zaimprowizowany. Parodystyczne popisy Maklakiewicza w roli inteligenta Mamonia, ukazały go nie tylko jako wykonawcę o imponującej swobodzie aktorskiej i absolutnym wyczuciu komizmu, lecz także czujnego obserwatora ówczesnej rzeczywistości." ("Film" 2000 nr 06)

image

W telewizyjnym filmie „Wniebowzięci” Andrzeja Kondratiuka (Himilsbach był współautorem scenariusza filmu) Maklakiewicz zagrał rolę "trochę cwaniaka, trochę postaci z Wiecha, ale i romantyka, który lubi ulatywać w niebo. Razem z Himilsbachem stworzyli znakomitą parę - dwóch szczęściarzy, którzy wygrali małą sumkę i zafundowali sobie kilka przejażdżek samolotem nad Polską. Bohatera Maklakiewicza cechowała delikatność, inteligencja i zaradność, za to bohater Himilsbacha był kolorowy, ludowy, obdarzony zdrowym rozsądkiem" - pisał Aleksander Jackiewicz w książce „Gwiazdozbiór” (1983).

@ "Oczekiwano z nadziejami na trzeci film znanej pary - "Jak to się robi" również w reżyserii Kondratiuka (tym razem Maklakiewicz był współautorem scenariusza). Niestety film nie okazał się sukcesem. Historia dwóch hochsztaplerów, reżysera (Maklakiewicz) i scenarzysty (Himilsbach), małpujących pozy i gesty filmowców - pomyślana była jako satyra na środowisko filmowe,  skrywające swoje niedostatki i kompleksy za frazesami o sztuce. Zawiodła jednak konstrukcja historii, (...) zaś zabawa w parodiowanie filmowych stereotypów okazała się wyższą szkołą jazdy, wymagającą finezji i żelaznej dyscypliny, których tu zabrakło" - pisał Krzysztof Demidowicz ("Film" 2000 nr 06).

Pozostałe role filmowe Maklakiewicza to między innymi: postać "Sprężyny" w Skąpanych w ogniu (1963) i dowódca oddziału AK w Barwach walki (1964) - oba filmy w reżyserii Jerzego Passendorfera; podporucznik w „Pierwszym dniu wolności Aleksandra Forda” (1964); Czesiek Wróbel w filmie „Prawo i pięść” Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego (1964); fałszywy wartownik w niemieckim mundurze i handlarz na bazarze w „Giuseppe w Warszawie” Stanisława Lenartowicza (1964); lekarz powiatowy w „Godzinie drogi” (3) w „Trzy kroki po ziemi” Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego (1965); partyzant w noweli „Abitur” / „Matura” Tadeusza Konwickiego w „Augenblick des Friedens” / „Czas pokoju”, prod. RFN (1965); Józef Poniatowski w filmie „Marysia i Napoleon” Leonarda Buczkowskiego (1966); trzy role: Leon, dziennikarz i pasażer na statku w „Cała naprzód” Stanisława Lenartowicza (1966); drwal w „Die gefrorenen Blitze” / „Zamrożone błyskawice”, prod. NRD, Janosa Veiczi (1967); sierżant Franciszek Knapas w „Czerwone i złote” Stanisława Lenartowicza (1969); Zdzich w „Dzięciole” Jerzego Gruzy (1970); Balcerzan w „Opętaniu” Stanisława Lenartowicza (1972); Roman, szef komory celnej w „Rewizji osobistej” Witolda Leszczyńskiego (1972), ksiądz kapelan w „Głowy pełne gwiazd” Janusza Kondratiuka (1974), Michał Samostrzelny w „Grzechu Antoniego Grudy” Jerzego Sztwiertni (1975); kelner w „Zaklętych rewirach” Janusza Majewskiego (1975); Karol w filmie „Brunet wieczorową” porą Stanisława Barei (1976); Zdzisiek w „Rekolekcjach” (1977); inżynier Józef Kopacki w „Królowej pszczół” Janusza Nasfetera (1977). Ostatnią rolą filmową aktora był kierownik sklepu - Stasio w „Milionerze” Sylwestra Szyszki (1977).

                      image

W 1972 roku Maklakiewicz wystąpił w nietypowym filmie telewizyjnym – „Siedem czerwonych róż,  czyli Benek kwiaciarz o sobie i innych” Jerzego Sztwiertni. Była to ekranizacja sześciu opowiadań Marka Nowakowskiego z tomu „Mizerykordia”. Aktor wciela się w sześć postaci, które występują w poszczególnych nowelach: Władka w „Teczce”, kaprala Stanisława Jankowskiego w „Odmieńcu”, dyrektora Wocka w „Palcie”, inżyniera Zdzisława Bartkowiaka w „Zimnej wodzie”, kierownika Grada w „Kierowniku Gradzie”, Benka "Kwiaciarza" w „Benku kwiaciarzu”. Aktor tak mówił o tej roli:

"Film w całości ma charakter satyryczny, ukazuje różne postawy ludzi. Kluczem do tych obrazków jest historia Benka Kwiaciarza, starego cwaniaka, który miał jedną słabość - kochał kwiaty."

W 1971 roku Maklakiewicz wystąpił w głównej roli - majora Kowalewa w filmie telewizyjnym „Nos” (wg opowiadania Mikołaja Gogola) w reżyserii Stanisława Lenartowicza. Była to rola kostiumowa, zupełnie odmienna od poprzednich. "Maklakiewicz wypadł w tej roli śmiesznie, zjadliwie, żałośnie, a umierał przejmująco - jak szczur i jak człowiek" - napisał Aleksander Jackiewicz w książce „Gwiazdozbiór” (1983).

Aktor zagrał misjonarza, znawcę archipelagu Małe Kokosy w „Profesor Tutka” był dziennikarzem (2) (1966) i radcę prawnego w „Motylku” (11) w serialu „Klub profesora Tutki” (1968) Andrzeja Kondratiuka. Wystąpił również w serialu „Czterdziestolatek” Jerzego Gruzy - jako Jodłowski "Dżuma" - w odcinku 5 (1974) i 18 (1977).

@ "Życie tak to wyreżyserowało, że swą najbardziej przejmującą rolę ekranową Maklakiewicz zagrał niedługo przed śmiercią. W reżyserowanym przez Janusza Morgensterna serialu "Polskie drogi" w 7 odcinku noszącym tytuł 'Lekcja poloneza' (1976) wcielił się w postać nauczyciela tańca, znanego ongiś baletmistrza, który swój ostatni w życiu taniec, pełen bolesnej determinacji i dumy zarazem, wykonuje przed gestapowcem, który obserwuje jego umieranie. Maklakiewicz zaskoczył widzów znakomicie nakreśloną sylwetką tragicznego bohatera, godną dużego formatu. Był tu tak odmienny od większości swoich filmowych wcieleń, że odruchowo narzucało się pytanie, dlaczego tak rzadko powierzano mu duże dramatyczne role. Tę ostatnią grał chwilami brawurowo, ale z nieomylnym wyczuciem mistrza, który wie, kiedy trzeba powściągnąć ekspresję. (...) Była w niej siła aktora uwolnionego z więzów swego emploi, energia człowieka, który dostał niespodziewaną szansę. (...) Ta ostatnia kreacja człowieka, który musi rozstać się z życiem nabrała później symbolicznego wymiaru" - pisał Krzysztof Demidowicz ("Film" 2000 nr 06).

image

Pozostałe role w serialach telewizyjnych to między innymi: Untersturmführer Max Abusch w „Bez instrukcji” (13) Janusza Morgenszterna w „Stawce większej niż życie” (1968); pisarz w noweli „Jarmark” (2) w „Chłopach” Jana Rybkowskiego (1972); Konstanty, lokaj barona Krzeszewskiego w „Wielkopańskich zabawach” (3) i „Damach i kobietach” (8) w serialu „Lalka” (1977) Ryszarda Bera.

Maklakiewicz zagrał też w dziesięciu spektaklach teatru telewizji, m.in.: żołnierza angielskiego w „Skowronku” Czesława Szpakowicza (1956), Nozdiriewa w „Martwych duszach” Zygmunta Hübnera (1966) i Molvika w „Dzikiej kaczce” Jana Świderskiego (1976).

@@  Lech Kurpiewski tak pisał o aktorze: "Maklakiewicz był obserwatorem wrażliwym, inteligentnym i twórczym. Wyczulony był szczególnie na Absurd, którego każdy przejaw natychmiast jakoś kwitował albo 'sprzedawał' w błyskotliwej opowiastce, lub sytuacyjnym gagu. (...) Dla swoich anegdot i scenek potrzebował żywo reagujących słuchaczy i widzów. Znajdował ich wszędzie, między innymi przy restauracyjnym stoliku. Obok desek teatralnych, planu filmowego właśnie kawiarniany stolik stał się trzecią sceną, przy której Maklakiewicz się spełniał. (...) Tu był aktorem nie mniej prawdziwym niż gdzie indziej. Tu był prawdziwym artystą - reżyserem i poetą. Tutaj snuł swoje opowiastki o - jak to wyraził Janusz Głowacki - polskim bohaterze niedorzecznym…" ("Film" 1992 nr 50).

"Nie był gwiazdą. Nie był nawet aktorem głównych ról. (...) A przecież był wybitną indywidualnością aktorską"- podsumował jego karierę Aleksander Jackiewicz w książce „Gwiazdozbiór” (1983).

Był współautorem (z Bogumiłem Kobielą) pomysłu scenariusza do filmu „Przeprowadzka” Jerzego Gruzy (1972). Opracował muzykę do kilku przedstawień teatralnych m.in. w Teatrze Wybrzeże: „Jonasz i błazen” (1958), „Poskromienie złośnicy” (1959), „Król” (1959), „Jezioro Bodeńskie” (1960) (za: Almanach sceny polskiej, sezon 1959-60).

@ Powtórzę samoocenę Zdzisława Maklakiewicza: „Jakoś tak się składa, że tych głównych ról nie gram, nie mam serca do repertuaru, do tych tam wiecznie niespełnionych nadziei, antybodźców bezinteresownej zawiści, czyli tego całego romantyzmu, krótko mówiąc, ja robię na pół etatu” – wyznał aktor na łamach „Filmu” (cytował go Tomasz Lengren ("Film" 2000 nr 11).

image

W notce grzechem byłoby pominąć Jego najlepszego przyjaciela i najlepszego partnera filmowego – JANA HIMILSBACHA. To prawdopodobnie najwybitniejszy naturszczyk w historii polskiej kinematografii. Trudno wymienić wszystkie zawody, którymi parał się, zanim trafił do filmu. Był m.in. rębaczem w kopani, tragarzem w Gdyni i palaczem na kutrach rybackich. Nauki pobierał na... Wojewódzkim Uniwersytecie Marksizmu-Leninizmu.;)) W międzyczasie pisał wiersze i opowiadania. Pierwszy raz przed kamerą stanął na planie kultowego „Rejsu”. Plotka głosi, że w dwa dni po pogrzebie Zdzisława Maklakiewicza Himilsbach zadzwonił do jego matki:

-- Zdzisiek jest? - spytał zachrypniętym głosem.
-- Ależ panie Janku, przecież pan wie, że Zdzisiek umarł. Był pan przecież na pogrzebie...
-- Wiem, k**wa, ale mi się w to wierzyć nie chce! Bardzo panią przepraszam.
----------------------------------------------------------------------------------------
To jedyny taki duet aktorski w polskim kinie. Powtórzę: Zdzisław Maklakiewicz i Jan Himilsbach zagrali w aż trzech filmach: „Rejsie”, „Wniebowziętych” i „Jak to się robi”.

@  Fragmenty rozmów z JANKIEM HIMILSBACHEM:   "Marcel Proust spod budki z piwem".

Marr jr   

 

   

 

Zobacz galerię zdjęć:

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura