PAP
PAP
Marek Różycki jr Marek Różycki jr
4843
BLOG

Wojciech Siemion: Szkoda ratować róż, gdy płoną lasy

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Kultura Obserwuj notkę 40

Mistrz Słowa. Czarodziej Mowy Polskiej. Wybitny Recytator Naszych Wieszczów Narodowych. Jeden z najwybitniejszych polskich Aktorów teatralnych i filmowych. W latach 1947 - 1950 studiował na Wydziale Prawa lubelskiego UMCS. W tym samym czasie uczęszczał na zajęcia Studia Dramatycznego Karola Borowskiego. W 1951 r. ukończył warszawską PWST. Od tamtej pory występował głównie na scenach warszawskich. Od 1972 r. był związany z teatrem "Stara Prochownia", którego był założycielem, głównym reżyserem i dyrektorem.

Dobry znajomy, by nie rzec – przyjaciel PIOTRA GANA, Kolberga Kielecczyzny. Wielokrotnie spotykali się i dyskutowali o kulturze ludowej, przekazując sobie wrażenia, doświadczenia, wiedzę, a także… tajniki popularyzowania dokonań Twórczości Ludowej.

W latach 60. występował w STS-ie a później w kabarecie "Pod Egidą". Był wielkim popularyzatorem Kultury Wsi - Tradycji Ludowej - Narodowej. W 1979 r. doprowadził do otwarcia we wsi Petrykozy Wiejskiej Galerii Sztuki. Wojciech Siemion był także długoletnim wykładowcą warszawskiej PWST.

@ Znany aktor zmarł w szpitalu w sobotę w południe. W czwartek 22 kwietnia 2010 roku pod Sochaczewem Wojciech Siemion miał wypadek samochodowy. Przedstawiam Państwu ostatnią rozmowę z Wojciechem Siemionem – przeprowadzoną miesiąc przed Jego tragiczną śmiercią.

______________________________________

Wojciech Siemion zawsze wielką wagę przykładał do kultury Słowa i poprawności językowej. "Podejrzewam, że reżyserzy boją się mojej indywidualności. Mam taki autorytet w sprawach słowa, że nie puszczę w żadnym spektaklu złej polszczyzny. Te moje wymagania - zapewne odstręczają" - był zdania.

Rozmowa z WOJCIECHEM SIEMIONEM - na miesiąc miesiąc przed tragiczną śmiercią

Marr jr: -- Pan w swoim dworku w Petrykozach – muzeum kultury i sztuki – jest dla wielu takim Robinsonem Kultury. Czy jako artysta, aktor i działacz społeczny ma Pan jakąś receptę na przetrwanie prawdziwie polskiej, Narodowej nie skomercjalizowanej kultury i kultywowanie twórczości wysokiej próby dla ludzi jej spragnionych?

Wojciech Siemion : -- Myślę, że rzeczywiście to COŚ, co jest przeżyciem w sztuce jest niezbędne każdemu człowiekowi. Ba, zaryzykowałbym nawet i takie twierdzenie, że ci, którzy oddają się wizytom przy 'budce z piwem', robią to tylko dlatego, że nikt im nie dostarczył, nie zmusił ich jak gdyby do tego, co później socjologowie kultury - nazwaliby przeżyciem w kulturze czy w sztuce. Myślę tu również o tych, co biorą udział w tak zwanym „wyścigu szczurów” i bardziej chcą MIEĆ niż BYĆ!  Ale jak można dostrzec obecnie – mamy wielkie problemy innej natury i kultura w zasadzie została zepchnięta na sam margines życia publicznego. Akurat tak się dziwnie składa, że zjawisk, wydarzeń w kulturze – nigdy nie musieliśmy się wstydzić. To Europa nie nadążała za nami...!

Marr jr: -- Właśnie, między innymi dlatego – jak myślę – ta poprzeczka w kulturze i sztuce ostatnimi laty szalenie nam się obniżyła, a dostępność – ograniczyła. Poraża i przeraża zalew Pustych Kalorii, komercyjnego 'kiczu pod publiczkę' płynący z mass-mediów. Wilczy, liberalny kapitalizm pokazuje swoje najbardziej drapieżne oblicze; nędza większości miesza się z bogactwem namaszczonych, a pieniądz i zdrożne namiętności "MIEĆ" -- rządzą bez reszty 'ludzkimi' poczynaniami w III RP...

WS: -- To nie musi tak być do końca. Weźmy doświadczenia historyczne. Niegdyś w krajach zachodnich także zaczął rozwijać się kapitalizm i wolny rynek – wcale to jednak nie oznaczało, że kultura czy sztuka tam upadła. Możemy z XIX wieku czy początków XX wyliczyć od razu wiele przecudownych nazwisk wielkich malarzy, poetów, pisarzy, kompozytorów, których twórczość jest wciąż obecna i weszła niejako do kanonu sztuki światowej. Nie na darmo ogłaszaliśmy poprzednie lata – Chopinowskim, Reymontowskim, Mickiewiczowskim, Słowackiego itd. Nie chciałbym jednak mówić o tym, że złe, dobre czy inne czasy w jakikolwiek sposób determinują powstawanie wielkich dzieł.

Marr jr: -- Mam wrażenie, że asekuruje się Pan... Mnie nie chodzi o kilka czy kilkanaście wielkich nazwisk w kulturze. Mówię o dostępności i przetrwaniu prawdziwie polskiej, Narodowej nie skomercjalizowanej kultury i kultywowanie twórczości powszechnie dostępnej dla biednego polskiego społeczeństwa.

WS: -- Niech mnie pan nie atakuje, bowiem mam podobne obserwacje, odczucia, wrażenia. Zawsze będzie kultura masowa, skomercjalizowana niestety i poprzeczka kultury wysokiej dla tych, którzy stają się – z różnych przyczyn –  smakoszami innego stołu sztuki.

Marr jr: -- …właśnie, nieporozumienie polega na tym, że Pan mówi o smakoszach,  a ja o głodzie, nie tylko kultury…

WS: -- Czy rzeczywiście to coś, co się dzieje w życiu społeczno-gospodarczym i ekonomicznym ma wpływ na konsumpcję kultury? Niewątpliwie - ma, ale to wcale nie znaczy, że już nie będziemy mieli wielkiej kultury, wielkiej sztuki. Nie tracę nadziei...

Marr jr: -- W takim razie niech mi Pan szczerze odpowie: Jak Pan – jako artysta i twórca – któremu zawsze na sercu leżała kultura „bliższej ojczyzny”, kultura i twórczość ludowa, odnajduje się w sytuacji, gdy padają ostatnie domy kultury, gminne ośrodki kultury, zamykane są biblioteki i ich filie, także kina, uniwersytety ludowe! – zaś jedyną rozrywką w „kraju za miastem” stała się telewizja lansująca kiczowate programy bez ambicji, wspierając się żenującymi telenowelami? Gdzie tu mówić o misji edukacyjnej?!

WS: -- Ma pan rację! Ale to wcale – dla mnie – nie znaczy, że pójdę i będę opowiadał tylko dowcipy o dupie Maryni. W dalszym ciągu będę mówił strofy Mickiewicza, Słowackiego. Nie tak dawno był Rok Norwida i ja mówiłem wiersze Norwida. Był Rok Juliusza Słowackiego i ja mówię wiersze i strofy Słowackiego…. Mnie to zupełnie nie przeszkadza. Zawsze byli tacy, co tylko życzyli sobie byle czego i ci co smakowali kulturę i sztukę. A fakt jest faktem, że na utrzymanie placówek kultury brak jest pieniędzy...

Marr jr: -- Czyli Pan ma nadal do życia „stosunek liryczny”, a nie ekonomiczny. Jak udaje się więc Panu nie ulegać wpływom presji nowego systemu?

WS: -- Oczywiście, że nie udaje się, bo dla przykładu podpisałem umowę z twórcami „Złotopolskich”, a więc telenowelą, która jest przecież oczywistym wyrazem nowej fali u odbiorców kultury. Ale to wcale nie znaczy, że na przykład nie pójdę na wystawę Henryka Musiałowicza, seniora warszawskich malarzy. Bo ja mam potrzebę obcowania ze sztuką przez wielkie „S”, ze sztuką z górnej półki...

Marr jr: -- ...bowiem kiedyś ktoś te potrzeby w Panu wykształcił. A obecnie ma Pan te możliwości dotarcia do tej sztuki i kultury z górnej półki. Spytam teraz  - jaka jest Pana naczelna dewiza życiowa, filozofia życiowa na dzisiejsze czasy?

WS: -- Robić swoje. Ale oczywiście, że czasy współczesne dotknęły mnie, bo nie ma pieniędzy na prowadzenie teatru Stara Prochownia, teatru poetyckiego; placówki, która nie może doskoczyć do jakichkolwiek warunków współczesnego rynku. W tym teatrze mieści się z biedą 100 krzeseł. Prowadziłem zawsze teatr poetycki – jak gdyby  p e d a g o g i c z n y. Z tego wielkiego działu pedagogiki społecznej, a więc zdecydowanie dla ludzi młodych, wrażliwych – „obowiązkowy” dla tych, którzy chcieliby wiedzieć coś więcej o poezji, o słowie poetyckim, o wierszu. Ale dziś każdy ekonomista powie panu, że teatrzyk, który ma mniej niż 350 miejsc w żadnym wypadku nie może być samowystarczalny. W tej chwili wiemy, że nawet super bogata Gmina Śródmieście, jednak nie pozwoli sobie na prowadzenie teatru Stara Prochownia, bo to kosztuje... Więc mnie to też bezpośrednio dotyka. To nie są czasy dla intelektualistów, inteligentów, smakoszy wysokiej kultury... Mogę powtórzyć za Juliuszem Słowackim: "Nie czas ratować róż, gdy płoną lasy"...

Marr jr: -- A więc jednak... Aż strach pomyśleć o biednych Bieszczadach, Mazurach czy Kielecczyźnie!... Właśnie, jak ocenia Pan sytuację mieszkańców wsi, dla których dostęp do kultury jest obecnie prawie zerowy?

WS: -- Odpowiem pytaniem na pytanie. Kto ma dać dotacje na gminne i wiejskie placówki kultury?

Marr jr: -- Cały majątek narodowy został wyprzedany lub sprywatyzowany. Ludzie płacą horrendalne podatki, więc z budżetu państwa: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego! Nie na wszystkim trzeba zarabiać! Jak mawiała dr Michalina Wisłocka: „Rozprzestrzenia się u nas straszliwa choroba – schamienie rozsiane!”  Czy my już obecnie umiemy się tylko modlić do bożka Mamony?!

WS: -- Teraz konstruowany jest budżet państwowy. Minister Kultury i Sztuki, który jeszcze pod koniec komuszego PRL-u miał chyba 2.2 procent z budżetu, obecnie dostanie może 0,2 procent... Bogdan Zdrojewski faktycznie nie ma pieniędzy...

Marr jr: -- Biedaczysko, a na wysokie apanaże dla niego i tabunu urzędników z PO – jak zwykle wystarczy… Nie tak dawno prasa doniosła, że ministerstwo kultury sprowadza specjalną włoską kawę w kapsułkach za 70 tysięcy złotych miesięcznie! Również stać nas na wielosettysięczne apanaże dla figurantów różnej maści, urzędników państwowych, członków rad nadzorczych etc. etc.  I tak wygląda właśnie „tanie państwo” Platformy Obywatelskiej...

      Po prostu podzielono się łupami, a potrzeby zwykłego zjadacza chleba - w ogóle nie są brane pod uwagę. Taki system. Panuje straszliwa hipokryzja, a 'ogłupiałym', nie wyedukowanym społeczeństwem łatwo jest manipulować, sterować i nim "zarządzać"...

WS: -- Zgodziliśmy się przecież na to, że gminne ośrodki będą utrzymywane wyłącznie z funduszów gminy. Jeżeli powiatowe – będą w powiecie. A województwo ma te instytucje artystyczne, które już zostały przekazane przez ministerstwo w budżet wojewódzki. Dla przykładu na Mazowszu mamy strasznie mało pieniędzy!

Marr jr: -- Aż strach pomyśleć o biednych regionach naszej ojczyzny!  „BYLIŚMY AMBITNIEJSI” – wyznała jedna z naszych najznakomitszych aktorek, Ewa Dałkowska. Środowiska twórcze nie kryją ogromnego rozczarowania, wręcz rozgoryczenia. Boją się o tym mówić publicznie, by nie podpaść władzy i nie daj Bóg - "kontestować obecny system"... A to przecież chora demokracja jest!

      Ciekaw jestem jak Pan się z tym czuje? Co Pan robi, aby żyć z własnym sumieniem i zachować swą oryginalność?

WS: -- Mam nadzieję, że nikt mi mej oryginalności już nie zabierze... A jeżeli chodzi o sumienie. Sumienie… Ja naprawdę nie mam sobie nic do zarzucenia. Czynię najrozmaitsze wysiłki i starania. Mam kontakty z sąsiednią wioską, a tam ochotnicza straż pożarna powołała młodzieżową drużynę artystyczną i coś na pewno zrobimy. A czy będzie to na jedną wieś, na dwie czy może na całą gminę – tego jeszcze nie wiem. Ja więc podejmuję tę rękawicę rzuconą przez Sejm, ale proszę, niech mnie pan nie atakuje za to, że nie wiem jak w Polsce uczcić naszych wielkich narodowych twórców – Reymonta, Mickiewicza, Słowackiego, Norwida, Chopina i innych. Ba, może bym i wiedział, ale za tym muszą iść pieniądze...

Marr jr: -- Jest takie słynne zdjęcie sprzed wojny – człowiek z tabliczką na szyi: „Jestem bezrobotnym inteligentem – przyjmę każdą pracę…” Ale przecież nie tylko o wszechogarniającą nędzę tu chodzi, a o świadomość, gdzie są te wartości i o tych nauczycieli, mistrzów – przewodników duchowych, autorytety. Gdzie można ich szukać? Czy doprawdy tylko na cmentarzu Powązkowskim?!

WS: -- Na pewno można szukać wszędzie, bo przecież są jeszcze znakomici pedagodzy, nauczyciele. No cóż, mam pod swoją moralną, ale tylko moralną opieką dwa sąsiadujące ze sobą wiejskie gimnazja. Chciałbym coś dla nich zrobić. Liczę się z tym, że gdyby znalazło się dziesięciu takich, którzy by gimnazjum w Wilczorudzie i gimnazjum w Józefinie dopomogli – byłby to znaczący i ciekawy zabieg. Ale, znowu, nie dojadę do wszystkich wiejskich gimnazjów... Ja wiem, co mam robić i robię to. Lubię rozmyślać tylko wtedy, jeżeli zakładam sobie od razu, że faktycznie – jeśli wymyślę, to zrealizuję. Dlatego też dotykanie spraw tak znakomicie wielkich, jak i co ma robić minister kultury i sztuki  – dopóki nie mam takiej potrzeby, dopóki nie kandyduję na to stanowisko – ani myślę się tym zajmować...

Marr jr: -- Jakie zadry nosi Pan w sercu?

WS: -- Bo ja wiem… Zadry… Moje zadry są, powiedziałbym, nietypowe. Był Rok Chopinowski. Nie chwaląc się, wiem co to znaczy dźwięk i melodyka poetyki Mickiewicza. Myślę sobie – nauczę chociaż garść Polaków, jak trzeba poprawnie czytać i rozumieć Mickiewicza. Nikt nie chciał mnie słuchać… To jest moja zadra. Jest Rok Słowackiego. Słowackiego też mógłbym nauczyć, bo przecież my ogłupiamy samych siebie mówiąc fatalnie, gubimy przesłanie Wieszcza. Dla przykładu Słowacki mówi nam od  tytułu począwszy „Testament mój”: „Ja umieram, lecz zaklinam niech żywi nie tracą nadziei”. Odczytanie tego wersu polega na tym – nie jak mówi cała Polska: „Niech żywi nie tracą nadziei”. Bo nie nadzieja jest ważna w tym wersie, tylko żywi. To jest jeden z tysięcy przykładów!   

Tylko poezja pozwala nam tworzyć to coś, co nazywa się odrębnością narodową. Jeżeli chcemy czuć wspólność narodową, która określa się słowami 'Jestem Polakiem', nie wolno zapominać o tym, że głównym wyznacznikiem naszej odrębności jest język, a ten kształtują nam przede wszystkim poeci.

Marr jr: -- A`propos: ja też wolę mówić o żywych, niż o nadziejach, bo te w dzisiejszych czasach bywają zdrożne i obłudne, niczym programy polityczne naszych partii. Ale kontynuując naszą rozmowę spytam: obecnie  jakiego typu sny nawiedzają Pana najczęściej?

WS: -- Trudno mówić o snach, ale jestem jednak dumny, że oto ten mały kraj, jakim jest Polska, w ostatnim czasie jest tak przez inne społeczności uznany. Oskar dla Wajdy – nie jest tylko dla reżysera „Popiołu i diamentu”, ale dla sztuki filmu całego świata. To, że Penderecki dostaje tytuł Noblisty Muzycznego – Najlepszego Kompozytora Roku 2000 – to  jest coś nieprawdopodobnie pięknego. Wszystko to pozwala jednak optymistycznie patrzeć na tak skomplikowane, biedne sprawy. Bo w kraju mamy mnóstwo straszliwej biedy.

Marr jr: -- Bardzo słuszna uwaga, bo przecież jeden Oskar dla Andrzeja Wajdy za całokształt twórczości, której lwia część przypada na czasy PRL-u, wiosny nie czyni…

WS: -- Nie trzeba oglądać tej komercji w telewizji. Przecież można kupić w antykwariacie i przeczytać dobrą książkę; mogę także polecić interesujące wystawy, wskazać do jakiego teatru warto pójść. Nie są to wielkie pieniądze. Ale oczywiście, jest bardzo wielu rodaków, którzy zamiast książki – wybiorą jakiś gorący posiłek, czy przysłowiowy „chleb”... Nie komentuję tych - jakże dramatycznych -  wyborów...

Marr jr: -- A ludzie w „kraju za miastem”, mieszkańcy wsi i miasteczek – cóż oni mają z twórczości tych wielkich, namaszczonych twórców kultury? Oni mają Badziewiaków, Kiepskich, „Modę na sukces” (chyba już trzy i pół tysiąca odcinków…) i inne trele-morele, tele-duperele w kolorowym telewizorze. Po cięciach na kulturę, jest to jedyny łącznik ze światem kultury i sztuki; ale doprawdy, sztuką jest odnaleźć w tych programach kulturę z nieco wyższej półki.

WS: -- Nic na to już nie poradzimy... Niedługo mieszkaniec wsi będzie mógł odbierać programy z całego świata, tylko nie wiem czy będzie umiał wybrać wartościowy program, który go zainteresuje i w jakim procencie go zrozumie. Na razie dominuje niskich lotów "lekka, łatwa i przyjemna" komercja; społeczeństwo karmi się PUSTYMI KALORIAMI, kiczem, który jest... sztuką łatwego szczęścia...

Marr jr: -- Ano właśnie, bo w edukacji kulturalnej społeczeństwa – nie tylko przecież moim zdaniem – mamy przerwę w oddychaniu. Kiedyś na wieś przyjeżdżały kina objazdowe z ambitnym repertuarem, były organizowane kiermasze książek w remizach czy gminnych ośrodkach kultury. Prężnie działały wiejskie biblioteki. „Gromada” organizowała darmowe wycieczki do kin i teatrów w miastach wojewódzkich. Gminy odwiedzali także wybitni artyści, pisarze, poeci sprowadzani przez Estradę…

       A dziś… Dziś na nic nie ma pieniędzy, bo liczy się tylko wielki biznes powiązany z polityką! Zapomina się, że poniżej minimum socjalnego żyje w kapitalistycznej, czy raczej kolonialnej III RP wiele milionów rodzin! Głównie na wsi i w miasteczkach. Między innymi ta lwia część społeczeństwa nie ma już wykształconych potrzeb kulturalnych. Nikt o to nie zadbał...!

*   *   *

Wojciech Siemion był powszechnie znanym propagatorem polskiego folkloru, znakomitym recytatorem poezji, wszechstronnym aktorem filmowym i teatralnym. Stworzył niezapomniane kreacje między innymi w "Eroice", "Zezowatym szczęściu", "Wojnie domowej", "Czterech pancernych", w "Poszukiwanym poszukiwanej", "Ziemi obiecanej", "Alternatywy 4".

Urodził się w 1928 roku w w Krzczonowie na Lubelszczyźnie, w rodzinie wiejskiego nauczyciela. Od dziecka kochał poezję i występował w wiejskim teatrzyku. Zanim jednak stanął na profesjonalnej scenie, pracował m.in. jako chłopiec sklepowy (pocieszał się wtedy, że w ten sam sposób zaczynał też Wokulski), studiował prawo, był lustratorem w Izbie Skarbowej.

Jego pierwszą sceną był Teatr im. Bogusławskiego w Kaliszu, potem występował w teatrach warszawskich, m.in. w Ateneum, Komedii, Teatrze Narodowym. Związany był też z STS-em. W czasach, gdy modna była poezja zaangażowana, on w spektaklu "Wieża malowana" prezentował piękno i bogactwo autentycznej poezji ludowej.

@  "Tak zwanej kulturze ludowej zawdzięczam to samo, co cała polska kultura, czyli wszystko. Jeżeli chce się znaleźć czystą wodę, trzeba iść w górę rzeki, aż dojdzie się do źródła. Tam ona jest najczystsza" - mówił aktor.

W 1969 roku wyprowadził się z miasta i wraz z rodziną osiadł w starym dworku w Petrykozach. Z początku budynek nie nadawał się do zamieszkania, nocowali więc w namiocie. Remontowali go wspólnie przez wiele lat. W zaadaptowanych piwnicach i na strychu umieścili bogate zbiory dawnej sztuki ludowej i dzieła współczesne, które stanowią Wiejską Galerię Sztuki. Wkoło dworku Siemion urządził mały skansen z wiatrakami, wiejską chatą, ludową karczmą. Sam wykonywał ręcznie wiele prac polowych - orał, bronował, siał...

@ "Wojciech Siemion jest człowiekiem renesansu, zna się na wszystkim, nie tylko na słowie, na poezji, on nie tylko mówi, on tworzy tę poezję, zna jej ducha. Zna się też na malarstwie, ale i potrafi jeździć traktorem, zna się na uprawianiu ogródka, wie kiedy i dlaczego śpiewają słowiki, wybuduje dwór, skansen, potrafi samochód wyciągnąć z zaspy, zna nazwy wszystkich drzew"- mówiła o Siemionie aktorka Joanna Kasperska.

Zawsze marzył o założeniu własnego teatru poezji. Udało się na początku lat 70. "Dowiedziałem się, że ktoś się tym projektem zainteresował i postanowiono zlokalizować go w Starej Prochowni. Na zorganizowanie tego przedsięwzięcia miałem... pięć dni" - wspominał. Działalność sceny zainaugurował poemat Broniewskiego "Wisła". Na scenie tej wystąpiły potem setki znanych aktorów - Kwiatkowska, Komorowska, Zapasiewicz, Łomnicki, Holoubek. Obecnie teatr, pod nazwą ProchOFFnia, prezentuje twórczość młodych teatrów offowych.

Siemion zawsze wielką wagę przykładał do kultury słowa i poprawności językowej. "Podejrzewam, że reżyserzy boją się mojej indywidualności. Mam taki autorytet w sprawach słowa, że nie puszczę w żadnym spektaklu złej polszczyzny. Te moje wymagania zapewne odstręczają" – był zdania.

Ważnym etapem w jego twórczości była współpraca z Kazimierzem Dejmkiem w Teatrze Narodowym. Zagrał tam wiele ról w przedstawieniach staropolskich, m.in. Jezusa w "Historyi o Chwalebnych Zmartwychwstaniu Pańskim". Publiczność pamięta go też m.in. z "Żab" w Teatrze Narodowym, "Wesela" w Powszechnym, "Mojego ojca" w Starej Prochowni, "Obrony Ksantypy" wystawianej w Teatrze Rozmaitości, "Kartoteki" w Małym.

Zajmował się też pisaniem scenariuszy i reżyserowaniem sztuk teatralnych, prowadzeniem warsztatów teatralnych dla młodzieży, seminariów poetyckich. Ostatnio aktor pozostawał trochę na uboczu -- sporadycznie występował w filmach, czasami pojawiał się w serialu "Złotopolscy". Nadal mieszkał w Petrykozach.

Niestety, 4 marca 2013 roku, trzy lata po tragicznej śmierci Mistrza, Muzeum Sztuki w Petrykozach w swej lwiej części strawił pożar. Nikt dotąd nie kwapi się, by odbudować DZIEŁO ŻYCIA WOJCIECHA SIEMIONA, a już najmniej - Ministerstwo Kultury i... Dziedzictwa Narodowego pod wodzą totalnie niekompetentnego Bogdana Zdrojewskiego, obecnie awansowanego na europosła! (który nic a nic nie ma wspólnego z Kulturą) oraz jego następczyni - także rodem z Platformy Obywatelskiej.

Placówka powstała w dawnym dworku, od 1969 roku należała do aktora Wojciecha Siemiona i jego żony Jadwigi. Budynek został odrestaurowany w latach 1970-79. Po śmierci właściciela w 2010 roku muzeum było prowadzone przez jego syna, Krzysztofa Siemiona i jego żonę Dorotę.

Tak, spłonął był zabytkowy, legendarny wręcz Dwór-Muzeum w Petrykozach. Pochodzący z I połowy XIX w. murowany dwór klasycystyczny to ciekawy przykład ówczesnej architektury szlacheckiej. Całkowitemu zniszczeniu uległo poddasze, gdzie zgromadzono galerię obrazów. Spaliły się także niektóre pomieszczenia mieszkalne. Podobno udało się uratować część zbiorów obrazów, także militariów.

Marr jr

Zobacz galerię zdjęć:

Wojciech Siemion. From Wikimedia Commons, the free media repository
Wojciech Siemion. From Wikimedia Commons, the free media repository Dworek Wojciecha Siemiona w Petrykozach – muzeum kultury i sztuki po pożarze.  Fot. PAP Dworek Wojciecha Siemiona w Petrykozach – muzeum kultury i sztuki przed pożarem. Fot. PAP

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura