„Hołd Pruski”. Photo. from the museum by Michał Łepecki.
„Hołd Pruski”. Photo. from the museum by Michał Łepecki.
Marek Różycki jr Marek Różycki jr
1147
BLOG

'Stańczykowanie na kontrze do króla', czyli satyra w służbie władzy

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 105

Śmiech krzepi! Satyra koryguje wady postawy... -- także władzy wszelakiej. Terapeutyzuje! Wprowadza Nowy, ozdrowieńczy,  Wymiar. Dopełnia Wizerunek -- także, przez wieki,  otaczającej nas rzeczywistości. Jest także zaworem bezpieczeństwa dla 'dusz trapionych wzniosłym niezadowoleniem'... Boję się ludzi pozbawionych poczucia humoru, a już szczególnie, ‘na własny temat’... Coraz więcej spośród nas -- brakuje satyrycznego dystansu do siebie, postaw i "PRAWD niejako objawionych i jedynie słusznych...", a przekazywanych bez cienia wątpliwości, ex cathedra.

 

Satyra pozbawia dość butną i nadętą postawę z -- jakże wątpliwego częstokroć -- MAJESTATU… To działanie terapeutyczne, niwelujące zacietrzewienie pieniaczy i przystawiające 'lustro', by się w nim przejrzeć... Bez satyrycznego dystansu refleksji nie mogli żyć nawet królowie, którzy mieli swoich 'Stańczyków', bowiem ci trzymali ich przy zdrowych zmysłach...!!!

 

Politycy, jak Georges Clemenceau czy Charles de Gaulle wpadali w czarną rozpacz, gdy przynajmniej raz w tygodniu nie ukazywała się w satyrycznej prasie ich karykatura, lub dowcip na ich temat. Uważali bowiem, że tracą popularność w społeczeństwie, a co za tym idzie – wśród potencjalnych wyborców...


W Polsce zawód satyryka jest bardzo trudny, dlatego, że u nas istnieje cała masa tabu i „świętych krów” oraz niemożliwości niejako „z definicji”. Jeżeli zaś pewne warstwy literatury zostały wyrugowane, jeżeli zostały zanegowane, jeżeli są one w zaniku, jeżeli nastąpiła atrofia pewnych sposobów pisania i… myślenia ludzi  – w tym momencie literatura jest niepełna! Musi istnieć literatura satyryczna, tak jak musi istnieć nieskłamana literatura dramatyczna na temat rzeczywistości, musi istnieć literatura tragiczna, także – lekka, bulwarowa, powieść, nowela itd. itd.

 

Tylko potrzebna jest równowaga bez przegięcia i DOSTĘPNOŚĆ a także stała praca u podstaw, polegająca na wyrabianiu w społeczeństwie dobrych gustów i zapotrzebowań; swoistego GŁODU  na PRZEKAZ  literacki, satyryczny, dramatyczny z wyższych półek wziętych!

 

Powiedział ktoś, że satyryk na rację bytu, dopóki istnieją ludzie, którzy sądzą, że wszystko, co czyni się z poważną miną – jest rozsądne i nie podlega dyskusji… Tych ludzi nam – w zastraszającym tempie – przybywa, niestety. Obnoszą wszędzie rozdęty patos swej osobowości i… wielu daje się na to nabrać...  A już szczególnie – w polityce (z lewa, z prawa i pośrodku...).

Jest takie zdanie Swifta, nie pamiętam dosłownie, ale chodzi o sens: „Ludzie, którzy w życiu kierują się uczuciem, czują ten świat bardzo tragicznie; ludzie, którzy kierują się rozumem, widzą to wszystko strasznie śmieszne.” Prawda najpewniej leży pośrodku, ale jest faktem, że jeżeli starać się to wszystko zrozumieć, pojąć i czynić w tym kierunku wysiłki – to jest to strasznie śmieszne…

U nas „od zawsze” bardzo wiele spraw i rzeczy 'nadawało się do satyry', w związku z czym zawód satyryka jest trudny do uprawiania. Ci poważni odbiorcy, a jest ich bardzo, bardzo wielu, czują się szalenie ugodzeni w te ich rozdęte i nadęte ambicje; ich wielka miłość własna jest wystawiona na ciężką próbę, jeżeli coś jest wyśmiane i „zaatakowane” przez satyryka.

Ideałem takiego systemu byłoby nie uprawiać tej dziedziny i wszystko traktować na serio. Uważam jednak, że jest rzeczą potrzebną i celową uprawiać działalność satyryczną i komediową – komediopisarstwo, wbrew powszechnie przyjętym zwyczajom. System, o którym mówię, chroni się wzajemnie w sposób bardzo sztuczny, dość żałosny i nieprawidłowy. Przypomnę, każdy władca potrzebuje Stańczyka, który by go trzymał przy zdrowych zmysłach... By nie „uleciał jak balon” nad mocno skrzeczącą rzeczywistością...

Przy pisaniu bardzo ważne jest, by zabić w sobie tego cenzora prywatnego -- autocenzora! – i zdobyć się na  odwagę sformułowań wbrew wszystkiemu. Piszący, który się zacznie samo-kontrolować, właściwie podciął sobie gardło – to znaczy ostrze pióra sobie podciął. To jest najgroźniejsze, co może być!

Humorysta rozśmiesza, satyryk – ośmiesza... Wśród typów twórczości satyrycznej występuje obecnie głównie tak zwana – satyra interwencyjna, odsłaniająca niedomogi życia codziennego. Znacznie gorzej jest z satyrą niejako ponadczasową, uniwersalną, która ośmieszała odwieczne przywary ludzkie i kpiła z ułomnej natury (kondycji)  człowieka; uprawiali ja dla przykładu Fredro, Molier, czy też biskup Ignacy Krasicki -- klasycy, prekursorzy satyryków...

Satyra to musi być coś, co ŻYCZLIWIE 'ATAKUJE', co dotyczy personalnie i indywidualnie jakichś zjawisk z codzienności, które natychmiast się kojarzą – mają swoje asocjacje dla inteligentnych, obytych z literaturą i kulturą odbiorców. Satyra to jest ostry dowcip, humor ośmieszający wady i przywary ludzkie, wszelkie ułomności natury ludzkiej,  naganne sposoby postępowania i poglądy, obyczajowość, stosunki społeczne i polityczne. Satyra zawsze musi mieć odniesienie do rzeczywistości. To jest STAŃCZYKOWANIE „NA KONTRZE DO...”. Obowiązkiem satyryka  jest właśnie mówienie tych dowcipów na kontrze do króla… To niejako sprowadzanie go na ziemię z jego wyżyn 'zacudowania się' sobą, swoją wielkością i... „mniemanologią stosowaną”, jaką on się częstokroć posługuje.

Tak było zawsze. Obowiązkiem satyryka na całym świecie jest śmiać się z zarządzeń administracji, rozmaitych ustaw i regulaminów itd. To nie o to chodzi, że zarządzenia są zawsze głupie, idiotyczne, że zawsze bez sensu, choć – niestety – dość często… Po prostu jest to wprowadzenie NOWEGO WYMIARU, nowego punktu widzenia spraw.

Nie znaczy to bynajmniej, że trzeba to wszystko gruntownie zmieniać, że jest to całkowicie do zanegowania. Nie w tym rzecz! Jest to – powtarzam – pewne DOPEŁNIENIE WIZERUNKU, nowy sposób widzenia spraw, dopełnienie obrazu. Nowy wymiar!...

Obowiązkiem satyryka jest wspomagać rzeczywistość, ludzi, władzę, wszystkich – w tym nowym spojrzeniu, w tym kpieniu, w tym najostrzejszym, rzetelnym, UCZCIWYM wyśmiewaniu. Obowiązkiem satyryka w Polsce jest to samo. Są to obowiązki ponadczasowe i ponadnarodowe, a nawet – ponad-ustrojowe! Taka jest satyryczna rola, misja, obowiązek, zadanie – z którego również nas kiedyś pokolenia rozliczą...

Można to nazwać inaczej – „BYCIE LUSTREM DLA SPOŁECZEŃSTWA”. Są tacy, którzy się w tym lustrze przeglądają i inni – którzy w to lustro rzucają, czym popadnie… Ponieważ oni myślą tak: jak stłuczemy lustro, TO JUŻ NIE  BĘDZIEMY TACY, JAK SIĘ W NIM WIDZIMY... Wtedy będziemy zupełnie inni...

* * * * * * * * * * *

Nie będzie nadużyciem, jeśli powiem, że obserwuję zjawisko coraz większej pauperyzacji naszego społeczeństwa; wyraża się ono m. in. dramatycznym wręcz obniżeniem  wymagań intelektualnych i poziomu estetycznego a także – wyrafinowanego poczucia humoru. Coraz trudniej satyrykowi ‘intelektualnemu’, który odwołuje się do ‘lektur z górnej półki’ o kontakt (komunikację) z publicznością, czytelnikami prasy, wszystkimi mediami -- na poziomie wyższym od potocznego.

Powtórzę: pauperyzacja intelektualna następuje w zastraszającym tempie. Widać to nie tylko w życiu codziennym, ale także po anonimowych komentarzach w Internecie. Im ktoś bardziej sfrustrowany i tępy – tym więcej wyrzuca z siebie żółci pod adresem innych bo sądzi, że w ten sposób się dowartościowuje. A co do działalności satyryków... Wiele osób nie rozumie różnic miedzy słowami: satyryk i humorysta oraz satyra i humor.

Tymczasem satyra wymaga minimum intelektu i wiedzy. Kto ich nie posiada – pyta: „Z czego tu się śmiać?”, jakby satyra służyła wyłącznie do wywoływania pustego rechotu. Zdaję sobie sprawę, że nie ze wszystkimi działaniami satyrycznymi można trafić w gusta przeciętnego odbiorcy. Zdarza się, że osoby inteligentne odbierają wiele spraw powierzchownie, nie rozumieją aluzji. Ale to już wina szybkości świata, w którym żyjemy. Chcemy mieć wszystko podane na talerzu, bo tak łatwiej! Czarne -- białe, mądry – głupi.

Najlepiej nie myśleć.. i wiedzę czerpać z tytułów tabloidów. Wielu osobom wydaje się, że magiczne „like” w Internecie, jedno dotknięcie klawisza klawiatury komputera jest w stanie podsumować jakiś istotny temat. Świat niestety idzie w tym kierunku. A estetyka? Nieważne czy autorem jest znany profesjonalny artysta czy malarz-amator, najważniejsze że mamy jakiś obrazek na ścianie. Kicz. Komercja. Jakość nieważna, najważniejsza okazuje się... cena obrazu...!

Kiedyś za dowcip satyrę można było nawet trafić do więzienia. Ale właśnie w tym czasie powstawały najlepsze dowcipy komentujące naszą siermiężną rzeczywistość, funkcjonowały słynne, kultowe już kabarety z najwyższej półki. I prawie każdy z nas sięgał po ten „owoc zakazany”. Natomiast obecnie – takie mam odczucie – polska demokracja jak gdyby podcięła skrzydła – zarówno twórcom, satyrykom, jak i odbiorcom satyrycznych przekazów komentujących to, co dzieje się w naszym kraju. Nawet Sławomir Mrożek (właśnie mija kolejna rocznica Jego śmierci) wyemigrował, bo – jak sądzę -- nasi politycy przez minione lata okazali się bardziej niż on uzdolnieni i kreatywni w tworzeniu absurdów...!

Odkąd padł był socjalizm, obserwuję coraz częstsze przenikanie się świata satyry i polityki. Politycy używają języka i środków satyryczno-kabaretowych na co dzień. Dlatego satyrycy pogubili się i nie wiedzą jakich środków używać, aby dotrzeć do odbiorcy. A odbiorcy nie wiedzą gdzie jest granica między działalnością polityczną i satyryczną, kiedy polityk mówi na serio, a kiedy „dla jaj”. Prasa jest coraz bardziej tabloidowa i coraz niższych lotów;  zamiast nas informować, pisze coś w rodzaju tekstów sensacyjnych, które w swej wymowie - jakże często - okazują się przekazami satyrycznymi dla myślących i mających intelektualne asocjacje (skojarzenia) czytelników...

Kabarety w swej lwiej większości idą na łatwiznę, bo chcąc coś zarabiać, muszą przypodobać się tzw. "gawiedzi". Do tego telewizja, której fetyszem są słupki oglądalności, serwuje papkę dla przeciętnego widza, któremu z kolei -- serwuje solidną porcję reklam... Uff...!

Mam wrażenie, że śmiech – to jednak smutna, psychoterapeutyczna konieczność i dla naszych rodaków biorących udział w kapitalistycznym, korporacyjnym  „wyścigu szczurów”.

Mam też odczucie graniczące z pewnością, że śmiech i uśmiech korporacje zaprzęgły do swoich celów. Pracownik ma się uśmiechać, bo zbadano, że wtedy jest wydajniejszy w pracy! (Sic!) Pracownicy wiedzą, że sztuczny śmiech ma im pomóc "sprzedać się". Uśmiech jest jak fetysz, jest jednym z elementów naszego image, dodatkiem do pięknej buzi wypełnionej botoksem oraz bielą 'reklamowanych' ząbków...  Niewymuszony uśmiech spotykamy coraz rzadziej i jego już nawet nie szukamy, nie oczekujemy. A szkoda...

Coraz częściej męczą mnie koszmary, że już cała nasza inteligencja – komunikująca się z przekazami twórców satyry i kultury z górnej półki -- wyginęła lub wyemigrowała... Ostatni zaś Robinsonowie schronili  się pod Krzyżem – modląc się o przywrócenie zmysłów, oraz gustów i wartości... --    także  tych... INTELEKTUALNYCH.

P.S.

IV RP. Rano:
-- Puk, puk
-- Kto tam?
-- ABW!!!
-- Nie wierzę...
-- My właśnie w tej sprawie!    ;)

---------------------------------------------------------------------------
Tekst powstał na kanwie rozmów między innymi z prof. prof. Haliną Kurkowską, Arturem Sandauerem, także -- ze  Stanisławem Bareją, Stanisławem Tymem, Szczepanem Sadurskim, Janem Pietrzakiem.

Kazimierz Żygulski: "Wspólnota śmiechu --  studium socjologiczne". PIW.

Marr jr.



Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura