Marek Różycki jr Marek Różycki jr
5033
BLOG

Jan Sztaudynger: Nie narzucaj światu swojego formatu

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Rozmaitości Obserwuj notkę 84

Mistrzostwo w literaturze polega między innymi na tym, by jak najmniejszą liczbą adekwatnych słów w różnorakich asocjacjach (skojarzeniach) – ogarnąć jak największy obszar rzeczywistości, problemu, zagadnienia, zjawiska... Mistrz Jan Sztaudynger szczególnie lubił wbijać szpile w nadęte-rozdęte 'balony' o przerośniętym ego, które z hukiem i patosem obnosiły się z bezdenną pustką swych osobowości; cięte fraszki adresował do tych, co w swym mniemaniu pozjadali wszystkie rozumy świata - wierząc święcie w swą Mądrość, Nieomylność oraz posiadanie patentu na 'jedynie słuszną' Prawdę. Szczególnie pamiętam Jego 'zauważenie', ujęte we fraszkę: "Trzeba dojrzeć, aby dojrzeć" (aby dopiero wówczas 'się wychylać'...!). Dla bardzo wielu była to tautologia - masło maślane, bowiem nie znali konotacji słów, które poznaje się dopiero po latach obcowania z wysoką Kulturą, Sztuką, Literaturą, a już szczególnie - strofami poezji. Nie zapominając przy tym, co powiedział Josif Brodzki: "Jestem przekonany, że nad człowiekiem, który czyta poezję, trudniej jest zapanować niż nad tym, który jej nie czyta." Niby proste, a jednak trudne...

Pamiętam, jak w Zakopanem Ojciec – nie bardzo wiedział, co ze mną zrobić – i zabrał mnie na jakieś zebranie, czy posiedzenie rady miasta… Mnie zaś zapowiedział, że... „zobaczę cyrk”… ;))

Gdy dość długo głos zabierał i 'przynudzał' znany nam pisarz i poeta Stanisław Nędza-Kubiniec, poprosił o głos jakiś jowialny pan i zaripostował: „Jedna jędza, druga jędza – i nędza!...”   Zapanowała martwa cisza, tylko Ojciec parsknął śmiechem. A ja nie bardzo wiedziałem, o co chodzi… Na szczęście Nędza-Kubiniec miał poczucie humoru, czego nie można było powiedzieć o nadętych urzędnikach magistratu zakopiańskiego, którym później też się dostało; była wielka afera, ale to już inna opowieść.

Było mi duszno, większość paliła papierosy, w tym i mój Ojciec – sporta od sporta… I wówczas znowu o głos poprosił ten pan… Bez namysłu „wypalił”: - „Ćma, co papierosy ćmi, podwójnie obrzydła mi!”, a patrząc na Ojca z udawaną przyganą: - „Palacze to gówniarze, kto im palić każe!”... I tak poznałem Jana Sztaudyngera, którego odwiedziliśmy kilka razy. Pamiętam, że mocno chorował i – co mi się bardzo podobało – potrafił „na poważnie” rozmawiać z dziećmi. Dostałem nawet od Niego jakąś książeczkę – pisaną dla dzieci, z dedykacją dla mnie… A Ojciec kilkakrotnie przeprowadzał z Nim rozmowy dla różnych tytułów prasowych.

Poeta, tłumacz literatury niemieckiej (m.in. Johanna Wolfganga Goethego), specjalista w dziedzinie teatru lalkowego i przede wszystkim satyryk. Urodzony 28 kwietnia 1904 roku w Krakowie, zmarły tamże w klinice neurologicznej 12 września 1970 i pochowany na Cmentarzu Salwatorskim. W Zakopanem mieszkał od 1955 do 1970. [Zbieg okoliczności, bowiem dokładnie w tych latach mój Ojciec - lecząc górskim powietrzem wojenną gruźlicę z lasu u prof. Wita Rzepeckiego - był korespondentem "Życia Warszawy" oraz Muzyki i Aktualności PR pr. I z Zakopanego i południowej Polski].

Satyryczny kronikarz obyczaju, Mistrz ciętej riposty używał pseudonimów Jan Korab, Jan Kokowski, Świerszcz, a także wielu wersji skrótów imienia i nazwiska.

Sztaudynger studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, w roku 1927 uzyskał stopień doktora. W czasie studiów należał do grupy literacko-artystycznej pod nazwą Helion. Przed wojną pracował głównie jako nauczyciel, równolegle zajmując się teatrem lalkowym - jako organizator teatrów oraz teoretyk lalkarstwa. W latach 1937-1939 był pracownikiem Kuratorium Szkolnego w Poznaniu oraz wykładał na Uniwersytecie Poznańskim (cykl wykładów nosił tytuł "Teatr lalek i jego wpływ na literaturę polską").

Aktywnie uczestniczył również w poznańskim życiu literackim, będąc między innymi członkiem Związku Zawodowego Literatów Polskich i działając w prowadzonym przez Artura Marię Swinarskiego kabarecie pod nazwą "Klub Szyderców". Był wówczas także redaktorem poświęconego teatrowi lalkowemu pisma "Bal u lal".

Po wojnie pisarz zamieszkał w Szklarskiej Porębie oraz w Łodzi. Do roku 1954 pracował tam w Państwowej Szkole Dramatycznej Teatru Lalek. Redagował również w latach 1950-1954 branżowe czasopismo "Teatr Lalek".

Pisał wiersze liryczne, bajki, mini-dramaty, scenariusze dla teatrzyków kukiełkowych, a w pamięci publiczności literackiej pozostał przede wszystkim fraszkopisarzem. Być może jego twórczość obudziła drzemiące (a jednak) w naszym narodzie pokłady poczucia humoru? Ale nie zawsze tak było…

Po tomiku „Rzeź na Parnasie” - przestano się kłaniać autorowi, choć wyraźnie zaznaczył w motcie, że pisze o twórcach „zdolnych”… Nie spodobały się niektórym jego ładne „Kantyczki śnieżne” z „Matką Boską na nartach” w roli głównej i „Małym świętym”… O czasy, o obyczaje… A przecież Sztaudynger - satyryk, okazał się tu wyznawcą poetyki wielu wierszy księdza Jana Twardowskiego! Piórka, transkrypcje, supełki, rysunki Mai Berezowskiej do tekstów nieco frywolniejszych, ilustracje Andrzeja Mleczki, tematy - od higieniczno-życiowych po hedonistyczno-refleksyjne…

I jakoś się nie zestarzał, mimo zmian dziejących się na obrzeżu literatury… Nawet jeśli wyrażanie dwuwierszem świata to (jak rzekłby kolega po piórze Sztaudyngera, arcybiskup Ignacy Krasicki) -- zuchwałe rzemiosło. Zwłaszcza bez intencji naprawiania w nas czegokolwiek. W końcu taka jest istota fraszki – bawić, a nie zanudzać na śmierć patosem moralizowania...!

Zakochani są ślepi!

Ale to może i dla nich lepiej…

- napisał w jednej z ostatnich fraszek. Zakochajmy się we fraszkach Sztaudyngera, doceńmy jego puentę i lapidarność. KWINTESENCJĘ ESENCJI… Zaręczam, że można fraszki czytać z oczami szeroko otwartymi. I śmiać się do siebie cichutko... Sztaudynger wyspecjalizował się w krótkich, jednozdaniowych, rymowanych fraszkach ("Fortuna toczy się kołem, / pod kołem to pojąłem"), często o tematyce erotycznej ("Kto śpi, nie grzeszy, więc miła osobo, / nie będzie grzechu, gdy prześpię się z tobą" albo "Rzekła lilia do motyla: / - nikt nie patrzy, niech pan zapyla!").


Niekiedy, jak w utworze Bajka o cyniku, popisywał się humorystyczną zwięzłością ("Mistyk / Wystygł. / Wynik: / Cynik"). Utwory te -- których, jak pokazuje pośmiertnie wydany zbiór „Piórka prawie wszystkie”, powstało ponad 2 tysiące - cieszyły się wielką popularnością. Świadczy o tym fakt, że w latach 1954-1957 wydano łącznie 65 tysięcy egzemplarzy dodruków zbioru „Piórka”.


Twórczość ta ma zagorzałych wielbicieli także i dziś - istnieje nawet propagujące ją stowarzyszenie pod nazwą "Puch ostu". Sztaudynger tworzył również teksty dla dzieci - w latach 1961-1968 opublikował w wydawnictwie "Nasza Księgarnia" cztery zbiorki przeznaczonych dla nich wierszy.

@ Nic tak serca nie studzi, jak poznawanie ludzi.

@ Niestety, rzadko koło zdarzeń obraca siła naszych marzeń.

@ Kto śpi, nie grzeszy, więc miła osobo,

nie będzie grzechu, gdy prześpię się z tobą.

@ Oto para idealna, on Amor, ona amoralna.

@ Jej drabina do kariery, ma cztery litery.

@ Czasami najwięcej rzucają cienia własne wyjaśnienia.

@ Ssać umieją z wszystkich cycy - Gdy z nich dobrzy politycy.

@ Prawda w oczy kole, a więc kłamstwo wolę.

@ Jestem taki, jak mnie Pan Bóg stworzył.

No - trochem świństwa od siebie dołożył.

@ Bóg mowę nam wymyślił dla ukrywania myśli.

@ Ludzkość - to brzmi butnie, i zawodzi okrutnie.

@ Zbytnia miłość do pieniędzy, To najgorszy rodzaj nędzy.

@ Mówię. Krzyczę. Piszę. Czy warto było mącić ciszę?!

@ Niewiele do szczęścia potrzeba: trochę piasku, morza, nieba...

@ W pogoni za ideałem, wszystkie świństwa popełniałem.

@ Nic od kobiety człowiek nie wymaga - może być naga.

@ Te łzy więzione pod powieką najwięcej nas pieką.

@ Nie lubię siebie sam, za dobrze siebie znam.

@ Boją się ciszy, wtedy się własne serce słyszy.

@ Cnota z okazją razem noc przespały; cnoty nie było, kiedy rano wstały.

@ Niektórzy wysoko lecą nie dzięki skrzydłom, lecz plecom!

Sztaudynger marzył, aby być poetą lirycznym, tworzyć religijne dramaty, ale najlepiej wychodziły mu drobne satyryczne fraszki. Do czytelnika swoich utworów zwrócił się tymi słowami: "Miły czytelniku, upraszam Cię wielce, Nie pij fraszek haustem -- sącz je po kropelce". Mistrz Jan swój niewątpliwy Talent poparł studiami nad literaturą, był szalenie oczytany, mógł cytować klasyków,  którzy pisali uniwersalne, ponadczasowe treści przekazów i zapisów, jak dla przykładu tylko Wolter: "Choćby łeb Salomona niebo komu dało,  musi łapy lizać, gdy ma w trzosie mało". Krótko, zwięźle, treściwie i z 'przytupem'. ;)  

Jak wspomina córka poety, Anna Sztaudynger-Kaliszewicz: "Łatwość pisania fraszek i zdolność natychmiastowej rymowanej riposty była dla ojca radością, ale i utrapieniem. We wspomnieniach pisał, że przekorne czy frywolne fraszki przychodziły mu do głowy w sytuacjach całkiem poważnych, kiedy właściwie licowała tylko zaduma czy powaga, a on krztusił się, powstrzymując śmiech". (...)

Niektóre fraszki Sztaudyngera były komentarzem do życia politycznego, np.: "A kiedy strzyżesz owieczki, opowiadaj im bajeczki" albo "Polska A Polsce B - Każe się całować w D..." czy "Forsy mają pełne kiesy, a w gębie same wzniosłe frazesy", a także -- "Nigdy z prądem. Zawsze z rządem!" Wiele z tych drobnych utworów odnosi się do stosunków damsko-męskich, jak fraszki: "Dniem czcić kobiety - po co? Ja czczę kobiety - nocą!", "Ja byłem zwierzę. Ona święta. Ale szeptała: - Lubię zwierzęta!" czy też "Każda jej pozycja to już propozycja", "Amor - to jest naturalne - lubi czyny amoralne". Do skarbnicy polskich przysłów przeszedł apel: "Myjcie się, dziewczyny, nie znacie dnia ani godziny".

Najwięcej z fraszek Sztaudyngera wyraża jednak życiowe mądrości i prawa, jak na przykład: "Cóż pozostało cioci, jak być aniołem dobroci", "Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, ale lepiej się łudzić przy dobrym obiedzie", "Fałszywych przyjaciół dziwi, /  Że bywają prawdziwi", "Powiedzą ci sąsiedzi, co masz wyznać na spowiedzi", czy -- "Innych nie sądzę, sam też lecę na pieniądze".

Kiedy w latach 50. nie umieszczono Sztaudyngera w antologii satyry, najpierw oburzony chciał napisać protest i wystąpić ze Związku Literatów, ale po chwili roześmiał się i powiedział: "Załatwię ich fraszką". Napisał: "Nie ma mnie w antologii stu trzydziestu trzech / Ach, jaki to dla niej, a nie dla mnie pech!". ;))

Jedną z ostatnich fraszek Sztaudyngera, napisanych przed śmiercią w 1970 roku, był "Testament": "Żyłem z wami, kochałem i cierpiałem z wami, Teraz żyjcie, kochajcie, cierpcie sobie sami" (...)

@ Rzekł ktoś rzucając chudą żonę: - Kości zostały rzucone!

@ Ja byłem zwierzę. Ona święta. Ale szeptała: - Lubię zwierzęta!

@ Nie narzucaj światu swojego formatu.

@ Boże, bądź ślepy i głuchy, idę do ładnej dziewuchy!

@ Jak ocalić takie jagnię, które samo wilka pragnie.

@ Takie ostatnio zasady mam: Lepiej bić brawo -- niż bity być sam.

@ Łatwo ci zachować twarz, gdy kilka na zmianę masz.

@ Szczęśliwi łysi, nic im nie stoi, nic im nie wisi.

@ Modli się pod figurą - a diabła ma za skórą.

@ Była piękna, dobra, święta, do dziś płacę alimenta.

@ Czas ludzi łudzi.

@ Niejeden pojmie na własnym pogrzebie, Że kąsał innych -- a zjadł siebie.

@ Dzięki szatańskiej pysze jednych nie słucham, drugich -- nie słyszę.

-------------------------------------------------------------------

Fraszka  (wł. frasca – gałązka, drobiazg, bagatela, błahostka) – krótki utwór liryczny, zazwyczaj rymowany lub wierszowany, o różnorodnej tematyce często humorystycznej lub ironicznej (satyrycznej). Często kończy się wyraźną puentą. Fraszka wywodzi się ze starożytności, swoimi korzeniami sięga do epigramatu, którego twórcą był Symonides z Keos. Były to krótkie napisy na kamieniach nagrobnych (epitafium) i przedmiotach codziennego użytku. Autorami fraszek było wielu znanych polskich poetów, między innymi Jan Kochanowski i Wacław Potocki, w literaturze współczesnej Julian Tuwim czy Jan Sztaudynger.

"Trudno mi będzie rozstać się ze światem. Był mi oprawcą, katem i... tematem."

TWÓRCZOŚĆ:

Satyry i fraszki: Piórka, 1954, Krakowskie piórka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1956, Nowe piórka, 1956, Krople liryczne, 1956, Puch ostu, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1958, Śmiesznoty, 1968, Piórka znalezione, 1974 - wydane pośmiertnie, Piórka prawie wszystkie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007 - wydanie pośmiertne.

Poezja: Dom mój, Księgarnia Świętego Wojciecha, Poznań 1925 (debiut, wstęp Karola Huberta Rostworowskiego), Kantyczki śnieżne, 1934, Strofy wrocławskie, Wydawnictwo Zachodnie, Poznań 1947, Poezje wybrane, 1974.

Prace teatralne: Marionetki, 1938, Teatr lalek w Polsce, 1961.

Wspomnienia: Szczęście z datą wczorajszą, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1974; Chwalipięta czyli rozmowy z tatą, spisała Anna Sztaudynger-Kaliszewiczowa, Wyd. Literackie, Kraków 2009.

-----------------------------------------------------------------------

Korzystałem także z opracowań twórczości Jana Sztaudyngera, w tym -- Pawła Kozioła; rozmów i wywiadów z Janem Izydorem Sztaudyngerem oraz wspomnień córki: Anny Sztaudynger-Kaliszewiczowej.

Marr jr

Zobacz galerię zdjęć:

Jan Sztaudynger

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości