Motto: Kultura jest próbą zmuszania dziejów ludzkości, żeby służyły Wartości. (Henryk Elzenberg). Verba docent, exempla trahunt - słowa uczą, przykłady kształcą (skłaniają do naśladowania, pociągają). Wartości ukazywane przez przykład - najbardziej trafiają do wyobraźni.
Edward Dziewoński - Dudek (1916-2002), podobnie jak Jeremi Przybora, Zygmunt Hubner, Kazimierz Rudzki, Irena Kwiatkowska, Erwin Axer, Gustaw Holoubek, Czesław Wołłejko, Adam Hanuszkiewicz, Wiesław Michnikowski, Andrzej Szczepkowski, czy Wojciech Siemion i wielu innych reprezentował sobą Najwyższą Kulturę - także, a może, przede wszystkim: Kulturę Osobistą - Bycia i Życia. Cechowała go Wrodzona Kindersztuba, Klasa, Dystynkcja - tak obca Dzisiejszym Celebrytom - "ludziom na sprzedaż" i wszelkim Uzurpatorom (bez korzeni Estetyk wypracowanych przez naszych Klasyków i Mistrzów), którzy wdarli się na Parnas, korzystając z sytuacji, że Bogowie przysnęli... A przecież w Kulturze jest ciągłość Kontynuacji, przejmowania wszystkiego co najlepsze, wynikania i Twórczego Przetwarzania, Rozwijania, Dopełniania a nie bezmyślnego KALKOWANIA obcych (nam) estetyk zachodniego świata.
Uzasadniam cel i przesłanie notki: Tak trudno o sens, gdy życie towarzyskie wyparła przeludniona tysiącami 'znajomych' okrutna Samotność w Sieci; tak trudno o sens - w epoce bezmyślnych memów, fake-newsów i powierzchowności, tudzież uwagi, która trwa pięć sekund (Facebook); w czasach powielania stereotypów i umysłowego lenistwa; przy całej naszej niechęci, by poddać się głębszej refleksji - co jest clou i stanowi memento dla Smartfonowego Poko-lenia XXI wieku.
- Jesteśmy na ziemi, żeby się pośmiać. Nie będziemy mogli ani w czyśćcu, ani w piekle. A w niebie nie będzie wypadało – wygłosił w pierwszym programie kabaretu Dudek i od tamtej pory nieustannie bawił Polaków, żartując sobie ze wszystkiego i wszystkich. Niezwykle utalentowany, na scenie od razu ściągał na siebie całą uwagę. Dobrze wychowany, inteligentny, prawdziwy dżentelmen, a przy tym niezwykle dowcipny, choć sam, na przekór wszystkim, mówił, że tak naprawdę jest bardzo smutnym człowiekiem. Być może kariera filmowa Dziewońskiego potoczyłaby się zupełnie inaczej, gdyby nie śmierć ANDRZEJA MUNKA. Reżyser podobno był zachwycony Dudkiem i widział, że aktor oprócz komediowego, posiada też wielki talent dramatyczny. Planował zresztą obsadzić go w kilku swoich kolejnych filmach - tak jak i BOGUMIŁA KOBIELĘ - ale los zadecydował inaczej.
Trudno dziś powiedzieć, co ostatecznie przeważyło, jaki impuls zadziałał, że ten „uśmiechowy kierunek” stał się domeną Jego pracy. Faktem jest, że dokonał wyboru, choć jako student Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej w przedwojennej Warszawie miał dylemat z obraniem scenicznego powołania. Zdaniem samego ALEKSANDRA ZELWEROWICZA – mógł grać w teatrze wszystko.
Przez lata perfekcyjnie wypracował komizm własnej postaci. Gra aktorska, mimika, gest, oszczędność środków wyrazu, elegancja, dystyngowana powściągliwość, nieskazitelna aparycja tego artysty były niepowtarzalne. Szczególnie charakterystyczne były Jego intonacje głosowe, zwłaszcza to nagłe podniesienie głosu do najwyższych rejestrów – co jest osobnym, swoistym źródłem komizmu.
@ "Edward Dziewoński był klasycznym przykładem artysty – przedwojennego warszawskiego inteligenta. I dlatego nie wyobrażał sobie życia bez towarzyskich spotkań, bez wymiany myśli, dowcipów, bon motów. Jego sposobem na życie towarzyskie stał się kabaret Dudek, gdzie umiał otoczyć się najwspanialszymi aktorkami i aktorami, (...) niekiedy bardzo zajętymi. Poza tym, że był doskonałym aktorem i reżyserem, (...) niezrównanym animatorem kabaretowego życia. Przez te dziesięć lat, trzy razy w tygodniu, dobrze po godzinie 22, spotykali się ludzie w „Nowym Świecie”, żeby oklaskiwać swoich ulubieńców. Mimo że za szybami tej kawiarni panował socjalizm, było szaro, ponuro i nudno, Dziewoński przeciwstawiał się temu kreując świat barwny i interesujący. Umiał doskonale „obchodzić” cenzurę, wykłócał się z cenzorami, żeby przepuszczali co odważniejsze teksty. Pod koniec życia był już oczywiście panem leciwym i niedołężnym, ale zapamiętam go jako człowieka niesłychanie aktywnego, pełnego dynamiki – takiego, jakim był w Dudku." - WOJCIECH MŁYNARSKI.
Dziewoński należał do odważnych. Reaktywowanie do życia po 13 latach przerwy kabaretu „Dudek” – było właśnie takim aktem dużej odwagi, bo powołanie do życia legendy z reguły kończy się fiaskiem. Nie tylko ja obawiałem się, że powstanie... "Izba Pamięci Kabaretowej", a jednak się udało. SPECYFIKA KABARETU DZIEWOŃSKIEGO – a kabaret i Dudek to jedno – polegała na tym, że było w nim i n a c z e j - inna polszczyzna, inny klimat, styl, smak, ale także inna forma zachowania się ludzi na widowni. Bo sposób mówienia do publiczności, także tę publiczność do czegoś zobowiązywało. Określało to Dziewońskiego, że przedkładał nad masowy artystyczny obyczaj szansę prywatnego wręcz spotkania z widzem na poziomie znacznie wyższym od przeciętnego.
Dziewoński (i blisko z nim współpracujący Wojciech Młynarski) prowadził ofensywę przeciw chamstwu, które stawało się swoistą barwą ochronną, ba wręcz nobilitowało w codziennym życiu – także na estradzie, w kabarecie. Nie bez kozery postawiła diagnozę zmarła w 2005 Michalina Wisłocka: Rozprzestrzenia się wśród nas straszliwa choroba zakaźna - schamienie rozsiane.
Dudek zaś wciąż zabiegał o to, by wszystkie teksty, które koledzy mówili w jego kabarecie, a także i to, co on mówił – przekazywane było dobrą polszczyzną, bardzo zwyczajnie i bardzo po ludzku, ale na poziomie kabaretu literackiego, który lansuje i pokazuje pewien gust, smak, ustawiając poprzeczkę dość wysoko, jeśli chodzi o poczucie humoru, kulturę odbioru, skojarzenia literackie! Był bardzo subtelny, apelował do inteligencji, oczytania i tym sposobem walczył z koszmarnym snem pt. „kotlet panierowany”, który nawiedził nasze społeczeństwo. Moim zdaniem, ów sławetny „kotlet panierowany” z powodzeniem można już obecnie zamienić nawet na pizzę i 'sushi', ponieważ sen stał się koszmarną jawą.
Określał Dudka sentyment do form dawno zapomnianych na estradzie – kupletu, skeczu, monologu, ballady. Ale przyznać trzeba, że w tym trwaniu przy tradycji nie było niczego staromodnego. Była świetna szkoła świetnego kabaretu. Dziewoński szczególnie wyczulony był na to, by żart, satyra, n i o s ł y r e f l e k s j ę , zadumę. Ważny był koncept, język, nieoczekiwana pointa, myśl, przesłanie – a więc dowody potęgę rozumu. „Dla mnie kabaret jest to miejsce intymnawe – powtarzał mi kilkakrotnie – w którym musi być wesoło i śmiesznie, ale nie tylko, bo jak jest tylko śmiesznie – może być niewesoło…”
Ten fanatyczny perfekcjonista, FACHOWIEC – walczył z trywializacją rozrywki i swoimi dokonaniami zadawał kłam twierdzeniom o powszechnej pauperyzacji publiczności czytającej, oglądającej, słuchającej… Wierzył w podstawowe prawo funkcjonowania kultury, w prawo ciągłości. Perfekcjonista, który wielką wagę przykładał do atmosfery pracy – porozumienia, wzajemnego zaufania, wspólnoty celów, chęci dogadania się bez żadnych rozkazywań, bez zdrożnej mniemanologii, bełkotu pieniaczy, bo świadom był faktu, że wówczas tylko może powstać, urodzić się dorzeczna nadrzędna Wartość w Sztuce.
Przy całym swoim doświadczeniu – do końca życia miał dość dużą dozę naiwności. Ufał ludziom na kredyt. To brzmi prawdopodobnie dzisiaj dość śmiesznie, ale tak było w istocie. Otóż kilka razy w życiu straszliwie sparzył się na ludziach. Wyznał mi kiedyś podczas kolejnej rozmowy: -- Będąc dalekim od ideału, mogę powiedzieć, że jestem w zasadzie dość przyzwoity. I jeżeli ktoś zachowywał się nagle w sposób, który nie mieścił mi się w głowie – piekielnie mnie to bolało, paraliżowało wręcz i powodowało zbędną pauzę w mojej działalności...
Dudek tu także był inny, bowiem większość z nas codziennie natrafiając w kontaktach 'międzyludzkich'(?) na imitacje, pozory, chamstwo i fałsze – 'zwyczajnie' – już niejako z przyzwyczajenia - wzrusza jeno ramionami... Tylko tych 'niedostosowanych', nadWrażliwych, nieodpornych - w końcu krew zalewa lub trafia ich zawał.
Dziewoński zaczął się wycofywać z życia zawodowego na przełomie lat 70. i 80., kiedy stracił pracę w Teatrze Kwadrat. Był to dla niego bolesny cios, który wpłynął negatywnie na zdrowie artysty. Dudek nie odszedł jednak na emeryturę - w latach 90. nadal grał i reżyserował spektakle telewizyjne. W 200 roku odcisnął swoją dłoń na Promenadzie Gwiazd w Międzyzdrojach.
Zmarł 17 sierpnia 2002 r. w wieku 86 lat.
SĘK W TYM: problem polega na tym; trudność tkwi w tym; cały wic polega na tym, cały dowcip polega na tym, tu leży pies pogrzebany: byśmy nie zapominali o naszych wspólnych 'korzeniach' w kulturze i sztuce (estetyki, wartości, które Łączą nas w jeden piękny Naród) - Pamiętali o Ogrodach, z których przecież przyszliśmy...
"Pamiętajcie o ogrodach -
Przecież stamtąd przyszliście
W żar epoki użyczą wam chłodu
Tylko drzewa, tylko liście
Pamiętajcie o ogrodach -
Czy tak trudno być poetą?
W żar epoki nie użyczy wam chłodu
Żaden schron, żaden beton" (...)
P.S.
@ Wielki skrót myślowy: Bacząc na nasze, polskie - bliższe i dalsze - archetypy w Kulturze i Sztuce wypracowujemy przez pokolenia (nie ma pokoleń 'złych' i 'dobrych'), jak każda nacja, taki swój własny "Kodeks Boziewicza" (honorowe "pojedynki" i wymianę stricte polskiej Myśli bez dezawuowania Interlokutorów, na której to 'wymianie' nikt nie traci a Kultura Narodu zakorzenia się i wzrasta), [kodeks] który należy przestrzegać, by nie utracić nic a nic z naszej Tożsamości. Nie należy zatem odgórnie dekretować, dyskredytować minionych Twórców i ich Dorobku, tylko dlatego, że żyli i tworzyli w "niesłusznej", a słusznie - minionej dekadzie. Uff, tylko nie starajcie się Państwo 'rozumieć tego przekazu' zbyt pospiesznie, by nie wylać 'dziecka' z kąpielą...
Marr jr.
Komentarze