Martynka Martynka
18922
BLOG

TROTYL BYŁ, ALE SIĘ ZMYŁ?

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 181

Sprawa materiałów wybuchowych na wraku TU 154 M  należy do tych aspektów katastrofy smoleńskiej, które wzbudzały i nadal wzbudzają zrozumiałe emocje i szereg pytań o to, jak wyglądał rzeczywisty jej przebieg. Już w pierwszych dniach po tragedii wiele osób podnosiło sprawę dość dziwnego i nienaturalnego rozrzutu szczątków rządowego samolotu, specyficznych uszkodzeń fragmentów maszyny, jednako całościową hipotezę, w której główną przyczyną katastrofy miał być wybuch/wybuchy na pokładzie maszyny, jako pierwszy sformułował doktor inżynier Grzegorz Szuladziński, specjalista od wybuchów, współpracujący z Zespołem Parlamentarnym Antoniego Macierewicza. W  swoim raporcie z maja 2012 roku stwierdził, iż głównymi przesłankami wskazującymi na wybuch jako pierwotną przyczynę tragedii, jest wygląd szczątków samolotu, wielka ilość odłamków, a także charakter zniszczeń poszczególnych fragmentów.  Również stan ciał, obrażenia, które odniosły ofiary przemawia za eksplozją. Niewątpliwie był to pierwszy, tak mocny głos w dyskusji nad przyczynami tragedii smoleńskiej, który całkowicie zaprzeczał tezom podanym przez komisje MAK i Millera.

Kilka miesięcy po tym wydarzeniu, jesienią 2012 roku, Prokuratura Wojskowa zorganizowała wyjazd ekspertów i śledczych  do Rosji, w celu zbadania detektorami szczątków TU 154 M spoczywających na smoleńskiej ziemi. Pod koniec października Cezary Gmyz opublikował sensacyjny artykuł, w którym można było przeczytać między innymi:

Do Smoleńska wraz z prokuratorami pojechali biegli pirotechnicy z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego oraz Centralnego Biura Śledczego, z nowoczesnym sprzętem. Już pierwsze próbki, zarówno z wnętrza samolotu, jak i poszycia skrzydła maszyny, dały wynik pozytywny. Urządzenia wykazały m.in., że aż na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje te znaleziono również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem. Było ich tyle, że jedno z urządzeń wyczerpało skalę. Podobne wyniki dało badanie miejsca katastrofy, gdzie odkryto wielkogabarytowe szczątki rozbitego samolotu.

Ślady materiałów wybuchowych nosiły również nowo znalezione elementy samolotu, ujawnione podczas tej właśnie wyprawy do Smoleńska”.

Wielu ta informacja zszokowała, widać było pełne niedowierzania spojrzenia zdezorientowanych Polaków, którym przecież od pierwszych minut po katastrofie skutecznie wybijano jakiekolwiek myśli na temat zamachu, czy wybuchu, wprowadzając na te słowa cenzurę. Również politycy rządzącej partii, na czele z Radosławem Sikorskim zapewniali, że wprawdzie samolot spadł, ale żadnego wybuchu nie było.

Jednak władza nie pozwoliła utrzymywać społeczeństwa w stanie napięcia, więc już tego samego dnia szef WPO pułkownik Szeląg pospieszył z pomocą i uspokoił opinię publiczną, iż nie jest prawdą jakoby polscy biegli oraz śledczy odnaleźli na wraku tupolewa materiały wybuchowe. Biegli nie stwierdzili takich substancji, co nie oznacza, że ich tam nie było, a ostateczną opinię będzie można wydać dopiero po szczegółowych badaniach laboratoryjnych, zapewniał Szeląg. Te pokrętne tłumaczenia, które nic nie wnosiły do sprawy, a jedynie ją zaciemniały powodując mętlik w głowach Polaków, zyskały nawet swoją  nazwę  -„szelągiki”.

Warto w tym miejscu dodać, że próbki zgromadzone przez polskich prokuratorów nie od razu wróciły do Polski, ale pozostawały przez kilka miesięcy pod wyłączną kontrolą służb rosyjskich. Co tam się z nimi działo tego pewnie nigdy się nie dowiemy, choć jak dają nam odczuć media i politycy rządzącej partii, tylko człowiek chory na umyśle lub  fanatyczny  rusofob mógłby podejrzewać, że owe próbki w postaci nasączonych wacików, mogłyby zostać poddane jakimś działaniom, skutecznie usuwającym wszelkie ślady, mogące zagrażać sojuszowi polsko-rosyjskiemu, czy nawet zamienione. Musimy wierzyć rosyjskim służbom i pozbyć się spiskowych teorii, wszak Rosja nigdy nie dała powodu do podważania jej wiarygodności, jako państwa.

Odpowiednio wygładzonej przez prokuratora Szeląga i media prorządowe narracji w sprawie TNT cios zadał szef NPW  prokurator Artymiak, który w grudniu 2012 roku na posiedzeniu komisji sejmowej stwierdził, że niektóre urządzenia użyte w Smoleńsku przez biegłych  jednak wskazały trotyl.

Należy podkreślić, że pobrano wówczas  kilkaset próbek, wskazanych przez  przenośne detektory (między innymi detektor MO – 2M) jako te, na których istniały ślady materiałów wybuchowych, co w połączeniu z wiedzą, iż błędne sygnały detektorów stanowią niewielki procent wskazań, pozwala przypuszczać, iż rzeczywiście na wraku tupolewa, jak również na elementach jego wyposażenia, znaleziono materiały wybuchowe. Potwierdzają to również eksperci  pracujący od lat z detektorami, jak były pirotechnik BOR major Robert Terela:

„Spektrometry są bardzo dokładne i bardzo dobre. Pracowałem na takich urządzeniach i nie pokazywały one błędnych wyników. Używane prawidłowo, w odpowiednich warunkach i według ustalonych metod, nie powinny dawać tak fałszywych wskazań”.

Z kolei Jan Bokszczanin, ekspert  z firmy produkującej detektory MO-2M, w swoich licznych wypowiedziach podkreślał, iż nie jest możliwe, aby detektory mogły się pomylić sygnalizując TNT w kontakcie z inną substancją. Skoro więc MO-2M  wskazywały TNT, oktogen, czy heksogen, to te substancje musiały tam się rzeczywiście znajdować. Bokszczanin ujawnił też dość sensacyjną informację  w czasie październikowej konferencji  poświęconej katastrofie smoleńskiej. Powiedział wówczas:

Znam zespół ekspercki, który wykonywał te badania, niestety nie jestem upoważniony do ujawniania ich nazwisk, bo współpracujemy naukowo. Chciałbym natomiast powiedzieć, że to, co przekazała nam prokuratura, a co jej przekazali eksperci, nie jest jednoznaczne. Interpretacja prokuratorów była taka, a nie inna i niekoniecznie musiało to wynikać z ich złej woli – może nie byli douczeni w tej kwestii. Natomiast ta interpretacja była troszeczkę inna w stosunku do tego, co przekazali jej ci specjaliści”.

Rzecz dotyczyła wypowiedzi prokuratorów wojskowych na konferencji w czerwcu 2013 roku, kiedy to ujawnili cząstkowe wyniki badań laboratoryjnych, które według nich miały  dowodzić, iż zbadane próbki były pozbawione śladów materiałów wybuchowych. Jednak w świetle wypowiedzi Jana Bokszczanina sprawa nabiera nieco innych kształtów i każe pytać o intencje oraz motywacje polskich śledczych.

Pytanie, na które nigdy nie odpowiedziano, dotyczy także próbek pobranych z ciał osób ekshumowanych. Dlaczego przez ponad dwa lata od pierwszej ekshumacji nie przedstawiono wyników badań na obecność materiałów wybuchowych? Co się działo z pobranymi z ciał próbkami przez ten czas? Kto je zabezpieczał i w jaki sposób?

Ostatni komunikat NPW, kolejny już dotyczący wyników badań próbek pobranych z wraku TU 154 M, zakrawa na farsę. Można w nim między innymi przeczytać:

Biegli z CLKP przedstawili swoje konkluzje w oparciu o wyniki badań laboratoryjnych próbek pobranych ze zwłok w toku przeprowadzonych czynności sekcyjnych ekshumowanych ciał ofiar katastrofy, wyniki badań laboratoryjnych próbek zabezpieczonych w Smoleńsku na przełomie września i października 2012 r. oraz lipca i sierpnia 2013 r., wyniki badań próbek pobranych w Smoleńsku na przełomie lutego i marca 2013 r., wnioski wynikające z oględzin wraku ww. statku powietrznego i miejsca katastrofy, jak również o całokształt zebranego w toku śledztwa materiału dowodowego.

Po wnikliwej analizie, prokuratorzy prowadzący śledztwo zasięgnęli w dniu 16 stycznia 2014 r. opinii uzupełniającej CLKP, uznając opinię fizykochemiczną za niepełną i w pewnych fragmentach niejasną.

Nadmienić jednak należy, że w konkluzji opinii fizykochemicznej biegli z CLKP ustalili m.in., iż w poddanych analizie próbkach pobranych podczas sekcji ekshumowanych zwłok oraz z powierzchni wytypowanych miejsc i elementów szczątków ww. samolotu nie ujawniono śladów pozostałości materiałów wybuchowych oraz substancji będących produktami ich degradacji.

Szczegółową informację dotyczącą opinii fizykochemicznej przedstawimy po uzyskaniu opinii uzupełniającej, co nastąpi po 31 marca 2014 r. (termin wydania opinii uzupełniającej).

Nie sposób nie zadać w tym momencie kilku pytań, które same się cisną do głowy. Dlaczego zdecydowano się po raz kolejny na publikację komunikatu opartego na, jak sami śledczy przyznali, niepełnej, cząstkowej opinii CLKP? Czy nie można było poczekać na pełną, kompletną opinię biegłych, którą można by było zaprezentować społeczeństwu, jak to uczyniono choćby z ekspertyzą zdjęć satelitarnych?

Dlaczego prokuratorzy uznali za stosowne podanie do publicznej wiadomości  kategorycznej informacji, jakoby biegli nie ujawnili śladów materiałów wybuchowych w badanych próbkach, choć chwilę później napisali, iż ta opinia w wielu miejscach jest dla nich niejasna i niepełna, co spowodowało zwrócenie się do CLKP o opinię uzupełniającą? 

Czego mogły dotyczyć niezrozumiałe dla prokuratorów fragmenty tej cząstkowej opinii? Być może sprawa dotyczyła jakichś niejasności, niejednoznaczności, które wbrew stanowisku NPW  jednak nie pozwalają ze 100% pewnością powiedzieć, że na pokładzie samolotu nie było eksplozji ładunku zawierającego trotyl, heksogen lub oktogen?

Inną sprawą, która w kontekście komunikatu NPW nie daje spokoju, jest skala błędnych wskazań detektorów. Jeżeli bowiem okazałoby się, iż śladów materiałów wybuchowych rzeczywiście w badanych próbkach nie było, musiałoby to oznaczać, że urządzenia wykorzystywane przez wiele służb na świecie, mające na celu eliminowanie zagrożeń terrorystycznych,  są do niczego nieprzydatne, wręcz niebezpieczne, gdyż wykazują w 100% przypadków błędne wskazania! W ślad za oświadczeniem prokuratury powinno pójść oświadczenie producentów detektorów do wykrywania materiałów wybuchowych, którym właśnie prokuratura odbiera chleb.

Pozostaje też inna możliwość, ale to, jak już wyżej napisałam, obszar zarezerwowany dla spiskowców i fanatycznych rusofobów.

http://www.npw.gov.pl/491-Prezentacjanewsa-52082-p_1.htm

http://www.rp.pl/artykul/947282.html

http://wpolityce.pl/artykuly/65213-jan-bokszczanin-producent-detektorow-podejrzewam-ze-polskie-spoleczenstwo-jest-manipulowane-i-to-bardzo-umiejetnie

http://niezalezna.pl/43252-12-pytan-ws-trotylu-i-nie-tylko

 

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka