Jan Herman Jan Herman
356
BLOG

Szczwany lis

Jan Herman Jan Herman Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Na podwórkach, które mnie gościły kiedy byłem pacholęciem, grało się w „pomidor”. Mogę po latach udostępnić tajemnice tej gry: strona zadająca pytanie miała za zadanie tak zapytać, by słowo „pomidor” w konkretnym kontekście było jak najbardziej absurdalne, a strona pytająca miała ten absurd z kamienną twarzą „unieść”. Więc zadawało się niebanalne pytania typu „co masz w spodniach”, albo „co dziś będziesz robił” – i już było fajnie. Przypominam, że bawiliśmy się w to jako nieletnie niewiniątka, niewyćwiczone w taktyce. 

W mojej grupie dziekańskiej studiował Masahiro Taguchi, a Czytelnik słusznie podejrzewa, że to jest Japończyk. Tytułowałem go przewrotnie z przymrużonym okiem: Masahiro-san (to zwrot grzecznościowy, wywyższający rozmówcę). Na roku mieliśmy kilkoro innych ludzi z różnych kontynentów, Masahiro był najmniej egzotyczny. Spędzaliśmy dużo czasu na rozmowach: mnie do dziś interesuję niebanalne kultury myślenia, on zaś lgnął do mnie jako do „lepiej zorientowanego”, bo byłem starostą roku, a potem piąłem się w górę jako aktywista (S)SZP.

Nie mam pewności, ale znany ekonometryk japoński Gen’ichi Taguchi, inżynier i statystyk, który wprowadził metody statystyczne do przemysłu w celu poprawy jakości produktów (minimalizowania strat jakości) mógł być kimś z jego rodziny (pokolenie naszych ojców) a on sam jest już >Profesor Graduate School of Humanities and Social Studies< w Okayamie (http://www.ce.vizja.pl/en/editorial-board/id/65 ), to by wyjaśniało kierunek studiów Masahiro.

Postawiłem sobie za punkt honoru, że zrobię ZSP-owca z Janusza Aliny, urodzonego w Polsce Węgra, lekko śniadego, przystojnego chłopaka stroniącego od wszelkiej polityki. Nie udało mi się go wciągnąć w swoje tryby, a kiedy nastał NZS – urwał mi się zupełnie, był nawet lokalnym liderem tej organizacji w SGPiS.

Masahiro-san znał moje ambicje co do Janusza, znał też moją „opinię”, kiedy Janusz ze zwinnością piskorza uniknął jakiejś mojej kolejnej pułapki (np. prosiłem go, by poparł mnie w czasie „buntu” w akademiku „Hermes”). Mój komentarz dla jego zwinności w unikaniu zaangażowania był niezmienny: „szczwany lis”.

A ja brnąłem w politykę, na przykład żądałem zgody rektora na wizyty pań w męskim akademiku. Jesteśmy dorośli, perorowałem, nie może być tak, że ja spokojnie odwiedzam moją dziewczynę na Mokotowie i jej rodzice mnie przyjmują bez przepustki, a ona wchodzi do akademika przez okno, jakbyśmy byli dzieciakami z podwórka. Na moją logikę, a tym bardziej na wymijające odpowiedzi rektora, Masahiro-san jak zwykle miał komentarz: szczwany lis.

Wciąż też mnie dopytywał Masahiro-san, czy ja może mam jakieś kłopoty z władzami uczelni. W jego japońskim wyobrażeniu nie mieściły się moje ustawiczne boje o to czy o tamto, jakieś nieposłuszeństwa, jakieś słowne przepychanki z rektorem w stylu „wet za wet”. Odpowiadałem: jak mnie wyrzucą (relegują) – to dopiero sobie narobią kłopotu, nawet ci z NZS się za mną ujmą, bo w Radzie Uczelnianej byłem jedynym, którego zapraszali na swoje (te otwarte) zebrania, a akademiki (w tym żeńskie Sabinki czy Grosik) wręcz przepadały za moimi brzdąkaninami na gitarze.

Jednym słowem, japońskie wyobrażenia o korporacjach studenckich zderzały się wciąż z naszą polska fantazją. Taki buntownik, czujący się bezkarnie przy rektorze – to był szczwany lis. Nie wiedział on jeszcze tego, co ja zaledwie wyczuwałem: moja przynależność do „właściwej” organizacji studenckiej w dobie festiwalu Solidarności – była moim najlepszym pancerzem. Janusza Alinę relegowano za jakąś bzdurną sprawę, nie pomogło, że pod moją „komendą” cały rocznik Finansów i Statystyki koczował przed dziekanatem w jego obronie.

* * *

No, porcja przechwałek biograficznych za nami.

Chciałbym Szanownym przybliżyć moje wyobrażenia na temat autorytarnego gambitu Pata i Pataszona, który postawił w stupor dzielną opozycję znad Wisły. Zaczne jednak od przypomnienia w stylu „ale o co chodzi”.

Formacja zwana w skrócie PiS-em jest w rzeczywistości co najmniej czteronurtowa:

1. Przechodzący do historii nurt weteranów Porozumienia Centrum , wyrosły na podważeniu „grubej kreski” Tadeusza Mazowieckiego i legitymacji Lecha Wałęsy do przywództwa w Polsce, dożył słusznego wieku z dużymi stratami. A szkoda, bo to formacja, która od początku była przeciwko tzw. Małej Konstytucji oraz Programowi Powszechnej Prywatyzacji;

2. Mający kłopot z ideową tożsamością nurt IV Rzeczpospolitej poddał się politycznie po rozbiciu idei POPiS, co skutkowało uruchomieniem „procesu plemiennego”, na tle którego oba „plemiona” polskie – przewrotnie – spotęgowały do wszystko, co miała znieść IV Rzeczpospolita, a szczególnie ów szczególny ryt „układu”. A szkoda, nieprawdaż…;

3. W stałej tendencji rosnąco-krzepnącej jest Delfinarium, skupione w przeważającej mierze wokół Solidarnej Polski: jest to ruch jastrzębi w średnim wieku (czyli politycznie – młodzieży), ruch wilczej, pamiętliwej inkwizycji-opryczniny-maccartyzmu, nie znający ani kompromisu w jakimkolwiek polskim wymiarze, ani litości za frajerów, kimkolwiek są;

4. Do poziomu „skoków ciśnienia” doszło Porozumienie, nadające całej formacji sznytu „wielebnej prawicowości”, sprawiające wrażenie grupy malkontentów, ale biegłe w długotrwałych „grach kurialnych”, przy czym jest to tutaj określenie Formuły, a nie tylko Miejsca uprawiania polityki: cierpliwość i konsekwencja – z pozorami chwiejności;

Tych kilkanaście głównych postaci całej formacji PiS objęło starannie i „sprawiedliwie” od dwóch pokoleń rozdzielane obszary „nomenklaturowe”: gospodarka (finanse, skarb państwa, fundusze), państwo stricte (służby i mundurówka, dyplomacja), prolet-kult (media elektroniczne, prasa-broszury, doktryna) i konferansjerka motywacyjna (rząd, samorząd, dwór).

Delfinarium postawiło na państwo stricte, nie zaniedbując konferansjerki motywacyjnej. Porozumienie postawiło na „wszystko po trosze”, koniunkturalny oportunizm, IV Rzeczpospolita czeka na okazję do powtórki (tu niech się strzeże Delfinarium), a zakon PC już tylko „zarządza kryzysami”, bo przesilenia stają się w formacji coraz częstsze.

Główna siła pasjonarna tkwi w Delfinarium, ale jest to siła funkcjonująca na pograniczu suicydalnym, ze swej natury niszcząca i zarazem samoniszcząca, łatwo jest w takim trybie wypaść przy kolejnym przechyle. Dlatego formacji PiS potrzebna jest polityczny stabilizator harmoniczny (w inżynierii konstrukcyjnej znany jako Tuned Mass Damper).

Dotąd zawsze takim TMD okazywał się Zakon PC, ale to już jest najwyraźniej przeszłość. Dlatego Pat ustępuje Pataszonowi, przynajmniej takie robi wrażenie.

* * *

Cała rozgrywka jest więc z pozoru prosta: w roli harmonicznego stabilizatora formacji zastępujemy PC – Porozumieniem. To oznacza jednak koszty polityczne: rezygnację z opryczniny, zbliżenie z hierarchią kościelną, utrata wpływu-panowania nad Decydenturą.

Osobliwa „wielebność” Pataszona jest więc kapitałem przejściowym, buforowym, zabezpieczającym PiS przed burzycielską katastrofą zamkniętą w „bombie zegarowej” Delfinarium. Ale nadchodzi przesilenie ponad siły Pata, który w sferze konferansjerki motywacyjnej chyba nie ma pomysłu.

Myślę, że Pat ostatecznie ogra Pataszona (choć na razie obaj zgodnie ogrywają opozycję), tyle że będzie musiał – tak to widzę – sięgnąć po głębokie rezerwy mentalne Suwerena, któremu kiedyś obiecał z jednej strony godny poziom materialny, a z drugiej – rzeczywistą obywatelskość (bierzemy władzę, by ją Wam oddać).

No, to by było na tyle…

Zadanie domowe: kogo dziś nazwiesz „szczwanym lisem?


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka