Jan Herman Jan Herman
239
BLOG

Odpowiedź jawno-szydercom

Jan Herman Jan Herman Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Dawno, od lat nie miałem tak świetnej sytuacji taktycznej jako wyborca. Oto mam wybór nie dwojaki, ale trojaki. Co prawda nie jest to wybór, jakiego bym chciał (swoboda gospodarcza, swoboda polityczna, swoboda obywatelska) – ale i to dobre, lepsze od dwu-biegunowości. Mam wybór nieco zastępczy państwo opiekuńcze za wszech-abdykację z obywatelstwa, państwo liberalne za poszerzający się margines wykluczeń, państwo teoretyczne za powstrzymanie się od głosowania. 

1. Duda symbolizuje państwo budżetowo-opiekuńcze, ale wymagające od nas lojalności i posłuszeństwa, pod rygorem postawienia w stan podejrzenia o cokolwiek (inkwizycja, oprycznina, maccartyzm);

2. Trzaskowski symbolizuje państwo liberalne, dające iluzoryczną swobodę przekonań (o tym za chwilę), ale pozostawiające szaraka na pastwę tych lepiej zorientowanych i zorganizowanych, by stał się obywatelem pozornym;

3. Mniej-więcej 10% wyborców woli jednak państwo obywatelskie, samorządowe, wręcz sołecko-lokalne (niemal kopię helleńskiej Symmachii czy teutońskiego Reichu) – ale nie ma swojej reprezentacji politycznej;

Swego czasu, całkiem niedawno, wyraziłem to (na razie utopijnym) postulatem, by nie dwóch, ale trzech finalistów weszło do ostatecznej rozgrywki, dwóch zwycięskich mogłoby utworzyć tandem prezydencki (Prezydent, Wiceprezydent), trzecia opcja musiałaby poczekać. Lepszej, nowocześniejszej demokracji w obecnych realiach globalnych – nie widać. Pisałem o tym TUTAJ: https://publications.webnode.com/news/nie-dwojka-a-trojka-w-dogrywce/ . w każdym razie wciąż poszukuje politycznej ucieczki przed plebiscytem, zastępującym na świecie rzeczywiste wybory.

Skoro nie mam aż takiego luksusu – skorzystam z PRAWA do odmowy udziału w plebiscycie.

Nie chcę państwa budżetowo-opiekuńczego, które nie robi kroku dalej, czyli nakarmiwszy pierwszy głód – nie daje okazji do zarobienia na siebie w godny sposób (spółdzielnia socjalna w każdej gminie). Wychowuje nas w trybie lenistwa roszczeniowego: państwo da bo musi, należy nam się.

Nie chcę państwa liberalnego, które pozornie pozwala każdemu na wszystko, ale w rzeczywistości premiuje gangi cwaniaków i łupieżców, dopuszczając do pęczniejących i liczniejących wykluczeń, więc sprawy „dozwolone” okazują się szyderczo zastepcze ekonomicznie i politycznie.

Chcę państwa obywatelskiego, w którym ja sam albo moje środowisteczko ma nieograniczona swobodę samo zatrudnienia (bez łaski tzw. pracodawców), a do tego nie skupia się na geszeftach budżetowych, tylko na rzeczywistej demokratyzacji (mechanizmach ludowładczych).

Wybieram tę ostatnią opcję, prawdziwie obywatelską, co w konkretnej sytuacji taktycznej (przed drugą rundą prezydencką, pod wielkim znakiem zapytania co do legalności-konstytucyjności głosowań) – oznacza powstrzymanie się od głosowania. Nawet, jeśli to oznacza, żee „przyłączam” się do tych, którzy „nigdy nie głosują, bez powodu”.

* * *

Zauważcie zatem, co się dzieje „w polityce”. Opcja socjalna agituje, by głosować, ale nie ma za złe nikomu, że nie chce głosować. Opcja zaś liberalna przeczy samej sobie, niemal pozbawiając takich jak ja prawa wyborczego, ustrojowego, bo „nie głosując – wspierasz tego drugiego”.

Bzdura. Stoję na stanowisku, że korzystając z panikodemii wąskie elity-kamaryle dogadały się naszym, powszechnym, obywatelskim kosztem i urządzają sobie czerwcowo-lipcowe igrzyska, nijak nie związane z praworządnością i legalizmem, a w tle jest jakiś paskudny „deal”, który wyjdzie na jaw niebawem, ale już będzie „pozamiatane”.

I ja mam brać w tym udział, i to bierny, poprzez oślo-baranie przyzwolenie? Nie, dobrzy przyjaciele różnych opcji, ja się zachowam przyzwoicie, czyli według wskazań sumienia. I proszę mnie nie poddawać symbolicznej opresji, nie wpędzać mnie w poczucie obywatelskiej winy, tylko dlatego bo nie reaguję tłumnie. Nie dajecie mi prawa rzeczywistego wyboru – to ja nie dam wam komfortu udawanego, plemiennego „uczestnictwa”.

* * *

Moja pamięć jest wybiórcza, jak każda pamięć biologiczna. Ale cośtam-cośtam kołacze mi się po głowie. Może z tego, co mi się kołacze, wybiorę kilka „złotych myśli”, których użyję w polemice z…, no właśnie, z kim…?

Oto myśl pierwsza: nie sądź ludzi, po prostu nie osądzaj, a jeśli cię korci – to nie sądź po upierzeniu. Od lat cytuję wiersz Stanisława Trembeckiego, MYSZKA, KOT I KOGUT, będący tłumaczeniem bajki La Fontaine’a z 1876. W skrócie – myszka cudem uniknęła śmiertelnego zagrożenia, bo bała się wrzaskliwego i szumnego koguta, chroniąc się przed nim w pobliże milusińskiego futrzaka: myszka nie wiedziała, bo i skąd, że ów futrzak akurat żywi się myszkami, a kogut – nie, i do tego płoszy koty lubiące zagryzać kury. W tej bajce ani kot, ani kogut nie są bohaterami pozytywnymi, po prostu z punktu widzenia myszy – kogut jest „korzystniejszy”.

Oto myśl druga: jeśli polityczne racje każą komuś działać samo-sprzecznie – to nie jest rozsądne potępianie w czambuł jednej racji, tej mniej dla nas smakowitej. Oto PiS (to skrót myślowy) doszukuje się lewactwa (komunizmu) u niemal każdego, kto pamięta PRL. I zarazem dokonuje klasycznego gierkowskiego zabiegu: zaspokaja lumpen-mieszczańskie potrzeby konsumpcyjne, kurczy do minimum „głodowe niedobory”. A PO (to też skrót) – skreśla wszystkich, którzy nie radzą sobie w sytuacji „rynkowej” stworzonej na mocy Transformacji, żałuje im elementarnego wsparcia (vide: soziale Marktwirtschaft ) i świadomie tworzy lawinę wykluczeń, z dziedziczną nędzą włącznie.

Oto myśl trzecia: kto zastawia stół – ten rządzi, dyktuje rozwiązania na „już” i na „jutro”. Polską Transformację poustawiali monetaryści, których nie obchodzi soczysta treść gospodarki, tylko budżetowy haracz dający się odessać z owej gospodarki. Kto dokłada do budżetu – ten się liczy. Przewrotność tego konceptu sięga szczytu hipokryzji: największe polskie orły gospodarce, w liczbie kilkunastu tysięcy – nauczyły się czerpać z budżetu nie wkładając doń nic, a do tego położyły łapę na dobru wspólnym, wypracowanym przez pokolenia. Przechwytując polski majątek i polskie strumienie, głoszą swoją dobroczynność i przydatność społeczną, choć są jawno-szkodnikami.

Oto myśl czwarta: Europa, jako żywioł kontynentalny, nie radzi sobie z własną tradycją społeczną, której tytularną kanwą jest solidaryzm, demokracja, egalitaryzm, humanitaryzm, pluralizm. Nieco inną drogą, ale podąża śladem patologii amerykańskiej, opartej na filozofii „zwycięzców nikt nie rozlicza, a dużemu wolno więcej”. Ofiarą tej patologii jest Europa Środkowa i Południowa. Trochę na własne życzenie (bo odurzyła się europejskością domniemaną), ale rolą demokraty jest pouczyć słabszego, a nie dyskontować jego naiwność dla własnych tryumfów. Europa zaś zachowuje się ewidentnie jak kolonizator, rozgrywając zresztą zręcznie np. polskie wojenki wewnętrzne.

Oto myśl piąta: w każdym większym społeczeństwie znajdzie się jakiś procent sukinkotów, którzy czniają powszechnie przyjęte wartości i dla małych, podłych korzyści sprzeniewierzają się racji społecznej, narodowej, państwowej. W warunkach kontynentalizacji (jeszcze nie globalizacji, choć ją pośpiesznie i wyrywnie ogłoszono) – Europa gra polskimi tęsknotami za pożyczonym, kredytowym nowobogactwem i stymuluje rozwój Polski w roli wyjaławianej, odsysanej z soków gleby-karmiciela ku swojej, europejskiej chwale, za cenę upodlenia nas. Klasycznym wzorcem jest Tusk, który niczym bananowy watażka zostawił kraj dla pozornej kariery swojej formacji w Europie. Pozornej.

Oto myśl szósta, tu-teraz doraźna: polska plemienność jest tak dojmująco durna, że aż powstaje podejrzenie, że jest świadomie preparowana. Ja ją datuję na okres porażki POPiS, tu zaś rola Tuska jest aż nadto wyrazista. Oczywiście, dziś „wina” obu plemion jest „równa”, ale wbrew pozorom liczy się, „kto zaczął”, bo inaczej nie da się potem nic logicznie wyjaśnić. Spodziewam się, że niedługo odium „polski w ruinie” przejdzie na stronę PiS, i to będzie największy sukces wizerunkowy PO. Zwolennicy „trzasków” albo „dudnień” są siebie warci, za to nie są warci zaangażowania społecznego, jakie na sobie skupiają, tu strasząc, tu czarując.

Oto myśl siódma, powiedzmy że ostatnia w tym spisie. Socjalista to taki ktoś, kto w powyższych sześciu zagadnieniach dąży do:

1. Nazwania kota kotem, a koguta – kogutem, nie daje sobie wmówić, że elegancki szalbierz i cyniczny rwacz lepiej zadba o CAŁY kraj i CAŁĄ ludność niż kogut, mający poczucie odpowiedzialności za kurnik, nawet jeśli jest apodyktyczny i hałaśliwy;

2. Ocenia politykę miarą rzeczową, a nie emocjonalną: totalitaryzm to Polska ma już przećwiczony i umie sobie z nim radzić, ale Rynek-Wolność-Przedsiębiorczość-Swoboda-Konkurencja – są dla nas fenomenami nieznanymi, są zapadniami-pułapkami;

3. Stara się odnaleźć polskość pośród racji bełtających się w tyglu, nie idzie na lep ani ustrojowych, ani marketingowych, ani techniczno-ekonomicznych gadgetów wmawianych Społeczeństwu ponad rządem albo wręcz z jego udziałem;

4. Uczestniczy w historycznym, odwiecznym procesie demokratyzacji (budowy świadomego obywatelstwa i samorządności) wyłapując zakusy kolonizatorów na nasze rodzime dobra, reagując zanim nastąpi strata (patrz: Sejm Kontraktowy, opór przeciw terapii szokowej);

5. Ruguje z przestrzeni publicznej państwowej, decyzyjnej – osobniki zdradzieckie, łase na prywatne i grupowe korzyści kosztem dobra wspólnego, nazywa po imieniu zło, które oni sieją, i nie daje się złapać na „mniejsze zło”;

6. Kiedy Polska jest plemiennie przepoławiana – poświęca się dla Polski łącząc, na pewno nie włącza się do któregoś z wrażych obozów plemiennych, z uzasadnieniem, że np. „koguty” są trudniejsze w pożyciu niż koty, albo że koty tylko śpią w dzień i kradną nocami;

/wyjaśniam punkt „2” powyżej: nie neguję euro-wartości, ale widzę ryzyko ich bezrefleksyjnego małpowania/

W Polsce mamy garstkę socjalistów i wiele garstek udawaczy lewicowości. Na niewielu palcach da się policzyć tych, którzy powyższy elementarz mają w sercach, duszach, umysłach i sumieniach.

Nie boli mnie ta wielobarwna rzesza udawaczy, która mnie wyzywa od PiS-olubów. Prowokują mnie, zadają pytania, na które nie ma prostej odpowiedzi (chyba że to odpowiedź „na życzenie”).

Bolą mnie ci socjaliści, którzy zagłosują na kota, bo im dopiekła inkwizycja, oprycznina, maccartyzm koguta. Czują się zagrożeni „kogutyzmem” bardziej, niż „kotyzmem”. Nie rozumieją, że ani kot, ani kogut nie traktują socjalizmu poważnie. Głosując na któregokolwiek – zaprzeczają sobie samym, dają wyraz płytkości swoich racji, tak ładnie brzmiących w chwilach uniesień, ale durnych i bezmyślnych, kiedy jest czas próby.

I nie ma znaczenia, na kogo zagłosują, bo jeśli zagłosują – to zawsze przeciw interesowi „podmiotu lirycznego lewicy”. I potem będzie im głupio. Tylko udawacze zawyją, obojętne kto wygra.

Gdyby Trzaskowski obiecał, że zajmie się szerzeniem obywatelskości – na przekór geszefciarskiej kastowości – zacząłbym się zastanawiać.

Gdyby Duda obiecał, że zajmie się nawracaniem nakarmionych plusami – na lokalną samowystarczalność – zacząłbym się zastanawiać.

Nie obiecają, to pewne. W tej sytuacji nie będę się zastanawiał, kto mi bardziej przywali po wyborach: ducze-nielegalista czy pachołek eurogeszeftu.

I tym wszystkim, którzy wciąż trzymają się myśli, że judzę, mieszam w głowach, że „nie głosować” znaczy „głosować na tego drugiego”, itp. – współczuję. Ja po niedzieli będę się czuł choć trochę przyzwoicie.


Jan Gavroche Herman


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka