Jan Herman Jan Herman
200
BLOG

List do Senatora W. Koniecznego. Trzeci i ostatni. Potem pisać przestanę

Jan Herman Jan Herman Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Oczywiście, że głównym wątkiem jest wynik głosowań. Ludzie zagłosowali, PKW poda wyniki sumaryczne, a rzecz rozstrzygnie się przed Sądem Najwyższym po protestach, nie zaś przy urnach. Właśnie to jest teraz grane, Wojciechu, i o tym chcę do Ciebie napisać. Myśl o wykluczonych i o zwykłych ludziach, a nie o swoim ciepełku politycznym darowanym przez Włodzimierza, który zdaje się nie kumać, co jest grane, choć zważniał przecież jako „państwowiec”. 

Dzisiejsze popołudnie (pisze wieczorem 12 lipca), skończę rano) spędziłem w sondażowni, pytając losowo obywateli jak głosują. Potem wróciłem na 21-wszą do „noclegowni” i widzę, że ludzie nie kłamali. Poza tym działo się – i będzie dalej się działo.

Zacznę od tego, że na gorąco napisałem trzy szybkie „memy” (nie jestem biegły internetowo, raczej nie porywam publiki swoją twórczością w mediach społecznościowych):

1. Mem pierwszy: Miara spsienia hołoty obywatelskiej: wmówić sobie konwalidację łańcucha sekretnych intryg plemiennych - niczym celebrę demokracji

2. Mem drugi: Duda zaprosił rywala tuż PO WALCE, a przed ogłoszeniem wyniku, aby uścisnąć sobie dłonie. Jak w boksie. A te kuce gest wyśmiały.

3. Mem trzeci: Lewico wytrzeźwiej: teraz jest politycznie najlepszy czas na projekt SPÓŁDZIELNIA SOCJALNA W KAŻDEJ GMINIE!!! szorstka cohabitacja

Niechcący memy te wpisały się w moją „kampanię prezydencką”, którą do dziś (12 lipca 2020) prowadziłem jako Jan Gavroche Herman. Przypominam, że celem tej kampanii było wyczulenie naszego PPS na to, co istotne w projekcie lewicowym, myszkującym po Europie od początku XIX wieku. Sam przyznałeś – a ja Ci wybaczyłem i nie będę się w tej sprawie awanturował – że fałszywie przed ważnym głosowaniem Rady Naczelnej ogłosiłeś moje wycofanie się z tej kampanii. PPS podobno poparła kandydaturę Roberta Biedronia, za darmo, i tak samo za darmo wyskoczyła z „odnowieniem ślubów” w drugiej, czerwcowej odsłonie, kiedy już nawet Czarzasty i Zandberg markowali jedynie swoje poparcie.

W polityce liczy się wiele umiejętności, których ja nie mam, bo politykę wolę komentować niż grać i uprawiać. Jedną z ważniejszych wydaje się zdolność odczytywania znaków – tej zdolności chyba jednak trochę mam.

Spróbuję „egzegezy” moich memów, bo czasem trzeba napisać więcej niż kilka słów.


A

Miara spsienia hołoty obywatelskiej: wmówić sobie konwalidację łańcucha sekretnych intryg plemiennych - niczym celebrę demokracji Nawiązuję do sformułowania mało wyrafinowanego, „chamska hołota”. Słowo „hołota” oznacza „golców” nie dysponujących niczym wartościowym, a słowo „cham” zawsze oznaczało w polskiej kulturze – żywioł kmiecy i proletariacki. Hołota obywatelska – w moich ustach oznacza golców-wykształciuchów, czyli „kastę nad-obywateli” medialno-teatralno-kawiarniano-salonowych, gardzących golcami-chamami. Inaczej: totalna opozycja. Nie bo nie. Nasz diabeł starszy od waszego.

I oto ta totalna opozycja, w swoim samouwielbieniu, w swoim łże-etosie, nosząc wdzianka z napisem KONSTYTUCJA – zarazem nie ma nic przeciwko cuchnącemu z daleka szwindlowi wyborczemu, polegającemu na cichej zgodzie na samo-się-anulowanie terminu 10 maja i na jeszcze cichszej zgodzie na podmiankę kandydata „demokratycznego”. Szwindel szyty grubym ściegiem, a demokraci – kupują to jako odświętną szatę dyrdymałów o demokracji, poszanowaniu prawa, równości, ludowładztwie, itp.

Wystarczyło, że Kaczor poszedł na układ i zaryzykował wygrane w cuglach wybory (czas pokaże, jaki to deal) – a już jest w porządeczku, OK


B

Duda zaprosił rywala tuż PO WALCE, a przed ogłoszeniem wyniku, aby uścisnąć sobie dłonie. Jak w boksie. A te kuce gest wyśmiały Godzina tuż po 21-wszej, 12 lipca, finał kampanii zwanej umownie wyborczą, a będącej pobojowiskiem, rumowiskiem cywilizacyjnym, trash-polityką plemienną. Rzygać się chciało, obie strony nie oszczędzały „tych drugich”. Przy okazji: rzetelnej lewicowości przy tym nie było. Biedroń wmawiał Polsce, że prawa pariasów są ważniejsze niż prawa proletariatu i tak ustawił „elektorat”, więc dostał co sam wykrakał.

Duda powiedział na gorąco: nie znamy wyników, ale już dziś zapraszam rywala, będzie można teraz, kiedy jeszcze wszystko kipi, uścisnąć sobie dłonie. Kwaśniewski w Onecie, a potem sam Trzaskowski odparował, że to jest Dudy próba wmówienia obywatelom wyniku przed ogłoszeniem. A ja twierdzę, że to był gest bezpośrednio po walce, odrzucony, delikatnie mówiąc, niegrzecznie, choć to Trzaskowski robił w końcówce kampanii za „człowieka ugody”.

Może w zaproszeniu Dudy było drugie dno (pogadajmy – wyczuwam przekaz – o podarowanej Ci szansie, bo dzięki Jarosławowi zastąpiłeś marną Małgorzatę). Może coś by się tam „ustaliło” w stylu „magdalenkowym”? Tak się w polityce robi, choć szarzy ludzie się tym brzydzą. Najwyraźniej Trzaskowski nie zrozumiał przekazu, albo nie chciał zrozumieć .


C

Lewico wytrzeźwiej: teraz jest politycznie najlepszy czas na projekt SPÓŁDZIELNIA SOCJALNA W KAŻDEJ GMINIE!!! szorstka cohabitacja. Jeszcze raz podkreślę, zanim poniżej coś wyjaśnię: PiS, a tym bardziej Delfinarium (ziobryści) dokonują w Polsce Sanacji 2.0 i choćby to ich dyskwalifikuje jako partnerów do współpracy na poziomie merytorycznym.

Ale swego czasu ktoś w Zjednoczonej Prawicy wpadł na pomysł, początkowo pewnie taktyczny, by „tuskowe nomenklaturowe kiście geszefciarskie” polikwidować, a wyciekające dotąd z budżetu strumienie przekierować na „pięścetki” socjalne. To był strzał w dziesiątkę. Margines patologii (np. pijackich) wcale się nie poszerzył, a najsłabsi w większości poczuli, co znaczy iść na miasto w poszukiwaniu roboty po śniadaniu, a nie na głodno.

Mechanizm udany jako socjal, ale niebezpieczny, jeśli stanie się roszczeniem stałym: socjal powinien motywować do samo-pracy, a nie osłabiać motywację do zaprzestania starań, bo rząd da. PiS celowo o tym zapomina, bo w ten sposób uzależnia „elektorat” od budżetu.

Tu jest miejsce dla lewicy, a zwłaszcza dla PPS, z jego bogatą tradycją spójni mieszkaniowych, kooperatywów pracy i zaopatrzeniowych, kas chorych, inicjatyw składkowych, mikro-pożyczkowych i wzajemniczych oraz dobrosąsiedzkich i samokształceniowych czy opiekuńczo-wychowawczo-skautowskich. Może w prawdziwym, nie szemranym sojuszu z ruchem ludowym, mającym podobne doświadczenie.

Szorstką cohabitacją (rêche cohabitation) nazywam stan, który może zaproponować lewica polska formacji „kaczystowskiej” (zanim abdykuje jej twórca): my, lewica, doceniamy wasz socjal i obawiamy się jego skutków, jeśli zatrzymacie się wpół drogi. Proponujemy projekt „spółdzielnia socjalna w każdej gminie”, aby lokalni wykluczeni mogli przejść kolektywnie z socjale na samozatrudnienie.

Kto rozumny odwróci się od takiej propozycji plecami? Żaden budżet nie wytrzyma pęczniejących roszczeń! Taki projekt jest lepszy niż znany w świecie i doceniany Soziale Marktwirtchaft! A i lewicy dostana się brawa za porządny projekt społeczno-ekonomiczny, w dodatku bez konieczności zżywania się w „związku partnerskim” z wrogiem ideowym!

Takiego projektu nie przyjmą liberałowie i finansjera oraz kapitał, reprezentowane przez Trzaskowskiego – na którego głosowało 12 lipca 90% lewicowców, widząc w tym ucieczkę przed kaczystami. Ucieczkę dokąd? Pod skrzydła autorów Transformacji, masowych wykluczeń, w tym bezdomności i bezrobocia idących w miliony?


***

Charakterystyczne jest dla naszej „debaty politycznej”, że ten drugi wczorajszo-wieczorny mem (jątrzący) natychmiast został podchwycony (wiele komentarzy i lajków), a oba sąsiednie (konstruktywne) – pominięte. Czemuż ach czemuż? Bo nie miały zastosowania plemiennego…?

* * *

WIELKI PRZYPIS

Kiedy mówimy o tym, że Trzaskowski (być może) NIE CHCE zrozumieć intencji Dudy zapraszającego go na gorąco do Pałacu tuż po walce – to mowa o tym, że nie bałbym się tu porównania przypuszczalnego geszeftu politycznego PiS-PO (nieznanego ogółowi, czyli nam, „pospólstwu”) – do którejś z transakcji przewidzianej procedurami INCOTERMS.

Ktokolwiek „robił w biznesie”, zna ten skrót. Sięgnę do Pedii. Incoterms (ang. International Commercial Terms) lub Międzynarodowe Reguły Handlu – zbiór międzynarodowych reguł, określających warunki sprzedaży, których stosowanie jest szeroko przyjęte na całym świecie. Reguły te dzielą koszty i odpowiedzialność pomiędzy nabywcę i sprzedawcę oraz odzwierciedlają rodzaj uzgodnionego transportu. Incoterms odnoszą się do Konwencji ONZ dotyczącej Kontraktów dla Międzynarodowej Sprzedaży Dóbr. Zostały opublikowane w 1936 roku i wielokrotnie je nowelizowano. Ostatnią wydaną wersją jest Incoterms 2020.

Reguły handlowe INCOTERMS:

• stosowane są przy obrocie dobrami materialnymi

• ich stosowanie jest fakultatywne

• obowiązują tylko eksportera i importera – z ich stosowania wyłączeni są spedytorzy, przedsiębiorstwa transportowe

• normy prawa rządzącego daną umową mają pierwszeństwo przed INCOTERMS.

Incoterms zajmują się kwestiami związanymi z transportem produktów od sprzedawcy do nabywcy. Obejmuje to m.in. przewóz produktów, rozliczenie odpowiedzialności eksportowych i importowych, pokrycie kosztów, w tym transportu i ubezpieczenia, przeniesienie ryzyka za stan produktów w różnych punktach procesu transportowego. Incoterms są używane zawsze w połączeniu z lokalizacją geograficzną. Incoterms określają również moment przeniesienia praw własności.

O to właśnie, o MOMENT PRZENIESIENIA WŁASNOŚCI – mogło chodzić obu panom. Bo umiem sobie wyobrazić, że majowo-czerwcowa „transakcja wyborcza” (utajniona przed obywatelami) wyglądała następująco:

1. PiS godzi się na roszadę kandydata PO;

2. Kandydat PO uzyskuje wynik porównywalny kandydatem PiS;

3. Kluczowy moment wymiany: wzmocnienie budżetowe Polski za zmianę osoby Prezydenta;

4. Nad wszystkim „czuwa” UE (patron transakcji);

Kto uzna te cztery punkty za fantastykę, niech weźmie pod uwagę, że negocjujący po stronie PO Trzaskowski jest bardziej Europejczykiem niż Polakiem, a negocjujący po stronie PiS Morawiecki jest „uśpioną delegaturą” globalnej finansjery. Stronami transakcji – powiedzmy że jest ona polityczna – są geszefty UE i geszefty giełd globalnych.

No, i wyjaśnia się „spięcie” wczorajszo-wieczorne: przypuszczam, że wstępnie PiS zaproponował transakcję jednego typu (np., odpowiednik FO (warunki żywcem Incoterms)), a PO (albo sam Trzaskowski wspierany prze UE) twardo negocjuje ciut inne warunki. Uzyskał już właśnie poważne wzmocnienie kulejącej do niedawna formacji PO, nagłośnienie swojej osobistej „marki” – ale chce więcej. Dlatego nie poszedł na wieczorne spotkanie Dudą, bo musi teraz z „mocodawcami” doprecyzować, o co walczy politycznie.

Spróbuję „odczytać” po ludzku, o co chodzi:

A. Duda mówi: chodź, pokażesz nam promesę Unii na wzmocnienie budżetowe;

B. Trzaskowski odpowiada: najpierw moja prezydentura, potem wzmocnienie;

Czyli zwykłe biznesowe negocjacje z polityka w tle.

Ktoś powie: hola-hola, są wyborcze głosy, jest PKW. Odpowiadam: nie takie numery zna świat, a na pewno Polska. Taka sama transakcją była przecież Konstytucja 3 Maja (Polska przegrała „deal” z caratem), albo I Wojna Światowa (dynastia brytyjska przegrała „deal” z USA, przegrała też wraz z Niemcami drugą rundę negocjacji, czyli II Wojnę. Dużo by gadać. Ale może polecę Czytelnikom Zbigniewa Brzezińskiego „Wielka Szachownica” (ang. The Grand Chessboard: American Primacy and Its Geostrategic Imperatives), albo coś podobnego. Świat geo-polityki nie bawi się w małe geszefciki.

* * *

Wojciechu, Senatorze, Dyrektorze, Przewodniczący. Twój mentor polityczny uzna mój tekst za bzdury.

Więc jako niedoszły kandydat PPS na funkcję Prezydenta RP, proszę Ciebie, Senatorze, o gest wobec mnie, którego wyeliminowałeś spod głosowania Rady (kłamstwem), i wobec wielu niedoszłych albo sfrustrowanych członków PPS, którzy z lupą w rękach szukają powodu, by nie oskarżać kierownictwa o abdykację z lewicowości na rzecz taktycznych zagrywek podpowiadanych nam (Tobie) i narzucanych ze strony SLD, czy jak się to ugrupowanie teraz nazywa.

To nie jest tak, że ja to tylko piszę górnolotne teksty „dużymi literami”. Jeśli zarysowany tu scenariusz jest bliski prawdy – to dla lewicy polskiej jest o co się droczyć. Bo może dać Europie sygnał: dorzućcie coś jeszcze dla polskiego Suwerena! Tak się buduje podmiotowość formacji, wzmacniając interesy masy żywych ludzi.

Włodzimierza to przerasta, nazwie to fantastyką (zwłaszcza że to ja jestem dawcą konceptu), choć Biedronia nie nazwał bzdurą polityczną (nie mówiąc o ideowej).

Tym bardziej go zostaw, on swoje już ugrał, nie jesteś mu potrzebny, chyba że jako trofeum, a proletariatowi spychanemu w pułapkę socjalnej roszczeniowości – wszyscy jesteśmy potrzebni. Zagłosowałeś na Trzaskowskiego – trudno, ja na wroga proletariatu nie głosowałem. Teraz masz okazję to naprawić projektem realnego upodmiotowienia „maluczkich”.

Jan Gavroche Herman

PS

Za chwilę PKW ogłosi wyniki. To niczego nie rozstrzyga w kraju, gdzie łatwo i bezboleśnie podmienia się 10 maja na 28 czerwca, tyle się już chyba nauczyłeś…? Gra o „deal” nadal się toczy…


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka