Jan Herman Jan Herman
422
BLOG

Ludzka twarz liberalizmu?

Jan Herman Jan Herman Ekonomia Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

Jedni stawiają na przedsiębiorczość: każdy, kto ma dryg do biznesów, to postać wartościowa społecznie, bo załatwia ludziom zaopatrzenie w dobra oraz załatwia tym samym ludziom możliwość zarobienia na oferowane dobra.

Inni stawiają na Patrymonializm: w każdym społeczeństwie są osoby wyposażone w zdolność patrzenia z lotu ptaka, i do ustalania hierarchii wartości, priorytetów. Te więc osoby powinny zawiadować sprawami publicznymi.

Jeszcze inni stawiają na humanizm społeczny: każdy człowiek ma prawo do godnego życia materialnego i duchowego, a przede wszystkim do podmiotowości w życiu publicznym, w tym gospodarczym, artystycznym, politycznym.

Te trzy poglądy – w dużym uproszczeniu, gubiącym subtelności – oddają racje prawicowe, konserwatywne i lewicowe. Panuje powszechnie pogląd, że te trzy racje są co do swej istoty w separacji i nie da się ich pożenić, wypośrodkować. Jest to pogląd najprawdopodobniej słuszny.

To zaś oznacza, że jakiekolwiek rozwiązanie systemowe (rządowe) – ma wymiar prawicowy (mówi się dziś: liberalny), lewicowy (mówi się dziś: socjalistyczny, komunistyczny), albo konserwatywny (na przykład: chrześcijański). Co najwyżej „liberałowie” tworzą rozwiązania liberalne „z ukłonem” chrześcijańskim czy socjalistycznym, a „komuniści” tworzą rozwiązania socjalistyczne z „rynkowym” ukłonem ku przedsiębiorcom.

Nie istnieją rozwiązania „mieszane” (gdzie dwie-trzy racje są równorzędne, jednakowo silnie, jednakowo znaczące) – które byłyby zarazem efektywne, sprawne. Chyba że zmienimy wskazany wyżej pogląd o „separacji” paradygmatów.

A teraz do rzeczy

Inspiracja ideowa – ta prawdziwa, a nie ta obecna w kampaniach politycznych – każda jest dobra. Liberalna idea wolności-swobód, chrześcijańska idea braterstwa-opiekuńczości, socjalistyczna idea solidaryzmu-równości – każda z nich jest ponętna i warta czynu, tego bohaterskiego i tego codziennego.

Rzecz w tym, że idee są zawsze, bez wyjątku:

a)      Oceniane przez „masy” z punktu widzenia przyziemnego interesu (co ja z tego będę miał);

b)      Chwytane przez politykę i przetwarzane pod kątem zmonopolizowania idei dla siebie;

To zaś oznacza niemal pewną patologię. Zamiast wolności-swobód – coraz ciaśniejszy reżim regulacji monopolistycznych, zamiast braterstwa-opiekuńczości – autorytarne „formatowanie” wymuszające i nagradzające lojalizm-klientyzm, zamiast solidaryzmu-równości – zamordyzm dyktatury proletariatu (czyli – w imieniu proletariatu – jaczejki komisarzy-sekretarzy).

 

*             *             *

Liberalizm to idea zrodzona, oporządzona ze smakiem w Galii. Pięciopak francuski, od Frondy, poprzez Rewolucję, po Komunę Paryską – poprzestał na „Liberté”, zaś Égalité-Fraternité sobie Galia odpuściła, pozostawiając je w strefie „udawanki”.

Od lat – w odpowiedzi na hasło „utopia socjalistyczna” – używam sformułowania „utopia liberalna”. Bo opowieści o Rynku, Demokracji, Wolności, które nie uwzględniają „ludzkiego” odruchu zaklepywania-monopolizowania – trącą utopią na dużą odległość.

Niewidzialna Ręka Rynku – obrazowy opis idei liberalnych – najpierw zachęca wszystkich przedsiębiorczych i nie-przedsiębiorczych, by rzucili wszystkie siły na swobodne tworzenie dóbr, wartości, możliwości – a następnie ich okrada i wprowadza złodziejskie reguły gry w całej przestrzeni gospodarczej. Po czym sięga ona (owa kradnąca ręka) – do innych rynków: na rynku swobód obywatelskich zamienia samorządność w żelazną pięść Biznesu Wszechmogącego, a na rynku „tysiąca kwitnących idei i racji” – zamienia rzetelną informację w propagandę, agitkę mega-biznesu.

Jakże żałośnie brzmią apele liberałów, którzy ani nie doczytali swojej „biblii” (Bogactwo narodów), ani nie pojmują, że jest ona (powtarzam się) załącznikiem d „The Theory of Moral Sentiments” – ale w imię projektu przypisywanego A. Smithowi (a potem F. Hayek’owi) walczą jak lwy o idee „wolnorynkowe”, nie sami, tylko zlecając odpłatne artykuły i audycje w zmonopolizowanej prasie i rozgłośniach, czy nawet w akademickich dysertacjach.

Liberalizm pojmowany poprzez to, co widzimy jako praktykę – tworzy w przestrzeni publicznej instalacje, przypominające nowoczesną pompę ssąco-tłoczącą. Ustawia się taką pompę na samym środku „rynku” i woła: patrzcie, oto najnowocześniejszy wyraz postępu, chodźcie wszyscy, każdy może sobie popompować! I gawiedź się zbiera, tłoczy się w kolejce, pomacha dźwignią, jak się zmęczy to idzie po darmową zupkę. A pompa odsysa spod gruntu wszystko co żywotne, więc pomlaskawszy po zupce – wracamy do domów i widzimy, że nic nie mamy, choć niby mamy wszystko. Woda – owszem, ale zapłać właścicielowi pompy. Ogrzewanie – oczywiście, po dwa złote. Lodówka – pod warunkiem że stać cię na prąd. Telewizja – ależ proszę, tylko pokaż opłacony abonament. Nowoczesność i postęp – owszem, ale kaskę zgarnia „pompiarz”. Trzeba zatem wracać na „rynek” i dalej pompować, to się człowiek rozgrzeje i zasłuży na zupkę…

W takiej przestrzeni zarówno Rynek, jak też Wolność czy Demokracja – to są imitacje, podświetlane przy jakichś rocznicowych okazjach, a na co dzień paskudne liszajami monopoli, które w Polsce mają obrzydliwą postać „państw w państwie”, bo prawdziwe Państwo jest teoretyczne, nawet nie daje rady „stróżować”, ani w nocy, ani za dnia.

 

*             *             *

Ostatnią poważną (rozmiarami i zamaszystością) próbą retuszu, makijażu, mimikry liberalnej był niemiecki ordo liberalizm, który wdrożono w życie jako Społeczną Gospodarkę Rynkową. Przestrzegam prędkich Komentatorów: już w latach 1985-87 (wspomnijcie, co to był za czas) organizowałem w SGPiS (SGH) ogólnopolski trzyletni cykl zatytułowany „Socjalizm a Rynek” (pierwotny tytuł Socjalizm Rynkowy, zmieniony po „sugestii” Prof. W. Baki).

Koncept SGR jest tak dobrze spreparowany, że wielu „socjalistów” w Polsce i na świecie sądzi, iż jest on lewicowy. W rzeczywistości jest to koncept liberalny, podbudowany przesłaniem: opłaca się nie dopuszczać zbyt wielkiego marginesu wykluczonych, bo „kimś trzeba robić” i „ktoś musi kupować”.

Koncept potem wyemigrował z Niemiec do Skandynawii, a nawet do Brytanii. I – najogólniej mówiąc – zdechł.

Polska go sobie nawet wpisała w Konstytucję (i nie wdraża, co oznacza Trybunał Stanu dla wszystkich Prezydentów i Premierów po 1997). Chyba że usprawiedliwia ich np. 500+ itp.

Rozwinięcie tematu – w wielu moich tekstach, nie tylko blogowych.

 

*             *             *

Najśmieszniejsze w tym wszystkim – i najbardziej bolesne – jest to, że najwięcej apostołów Rynku, Demokracji, Wolności – mamy pośród tej rzeszy, którą dawno już z tych trzech meta-dóbr ogołocono.

Samorządami nazywa się administrację lokalną otoczoną „podporządkowanymi” radnymi. Demokrację utożsamia się z głosowaniami na komendę, pod zadaną z góry sztancą, na listę tworzoną w gabinetach i w targach między Wszechmogącymi, Rynkiem nazywa się możliwość nadskakiwania mega-biznesowi, by dopuścił do roli podwykonawcy, Wolnością nazywa się swobodę decydowania o tym, którego kłamcę czytamy, oglądamy, lajkujemy przy urnie.

Akurat mamy wigilię inspekcji Dużego Gościa z Czupryną, który Wolność, Rynek i Demokrację ćwiczy od lat jako duży geszefciarz (i ćwiczy dalej jako „król-królów”), a do tego jest nosicielem-kontynuatorem zbożnego dzieła szerzenia demokracji i wolności oraz rynkowości zarówno w „wielkim amerykańskim domu” (np. Indianom za ludobójstwo i rabunek dano prawa kasyniarskie i bimbrownicze), jak i na całym świecie, o czym świadczy kilkadziesiąt zamachów stanu na wszystkich chyba kontynentach, kilkaset baz rozsianych wszędzie, kilkadziesiąt tysięcy szpiegowskich i terrorystycznych dronów-satelitów, kilka wojenek i intryg-prowokacji, ostatnio zaś Ukraina, przerabiana konsekwentnie na filię „żywotnych interesów” Dużego Kraju.

Liberalizm zatem ma się znakomicie…

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka