Jan Herman Jan Herman
151
BLOG

Dobra rada

Jan Herman Jan Herman Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Gdybym stał się kiedyś ważny – szkoda, ale nie stanę się – to po bratersku wyciągnąłbym do Was dłoń. Bo tego samego „nie lubimy”, tyle że capi od Was żądzami mało przyzwoitymi politycznie. To się da zdeodorować… 

* * *

Jako bloger używam do publikowania swoich uwag kilkunastu przestrzeni: dbam, aby środowiska, do których docieram, były różnorodne ideowo, politycznie, światopoglądowo, pokoleniowo, itd. To oznacza, że na niemal każdy tekst doświadczam reakcji od całkiem mroźnych po upalne i gorące, ze znakiem „plus” i ze znakiem „minus”. Odrębną sprawą jest zresztą reakcja redaktorów-adminów, którzy maja – mówiąc grzecznie – całkiem nieobojętny stosunek do mojej osoby i do moich treści.

Pojęcia nie masz, Czytelniku, jak wiele się uczę wkładając palce między te wszystkie drzwi…!

Mam stałe grono Czytelników, nie zawsze życzliwych, a ci reagują jak trzeba, czyli nie dają o sobie zapomnieć. Niektórzy traktują moje teksty jako wehikuły swoich własnych zadowoleń, frustracji i przemyśleń.

Ale niektórzy pytają. Np. testują, kiedy się wkurzę, albo sprawdzają czy wiem i rozumiem, o czym piszę. A jeszcze inni pytają szczerze, bo nie wiedzą co mam napisane między wierszami.

Odpowiadam na pytanie zadane mi wielokrotnie, które – zmontowane z czytelniczych pytań – brzmieć może na przykład tak:

OK., MOŻE I TO CO AUTOR PISZE, MA JAKIŚ SENS, ALE W TAKIM RAZIE CO MUSIAŁOBY SIĘ STAĆ, ŻEBY AUTOR NABRAŁ PRZEKONANIA, IŻ „SIĘ POPRAWIŁO”…?

Uwaga: zakładam, że Czytelnik mnie jako-tako zna, że nie muszę w szczegółach opisywać całej kuchni, w której dofermentowywały się moje poglądy i projekty. Koniec uwagi.

* * *

Przede wszystkim – szanując to, iż rzeczywistość jest bardziej bezwładna niż nasze chciejstwa – uważam, że zamiast z flagą, kosą i maczugą atakować to i owo – trzeba wcielić się w naśladowcę Anioła Stróża, i nie ciągnąc rzeczywistości za uzdę w pożądanym kierunku, tylko iść za nią krok-w-krok i lekkimi dotknięciami-pacnięciami w ramię podpowiadać tej rzeczywistości, że warto lekko się skorygować, a przynajmniej zastanowić się nad kontynuacją. Kto pływał żaglówką – ten wie, że wehikuł nigdy nie skręca w miejscu i nigdy nie zatrzymuje się natychmiast, podobnie nie startuje jak rakieta, tylko jakby bardziej leniwie. Warto też choć raz przelecieć się szybowcem i zrozumieć, jak ważne są tzw. prądy powietrzne, które są jeszcze powolniejsze, ale bardzo konsekwentne i stanowcze…

* * *

Moim zdaniem to, co jest do zrobienia, narasta od czasu uruchomienia w Polsce tzw. Transformacji. Pisałem o tym po wielekroć, a tutaj tylko wspomnę, że spośród możliwości (i realnie istniejących konceptów) wybraliśmy (wybrano raczej nas nie pytając) wariant z zakodowanym choróbskiem kolonizacji gospodarczej i politycznej.

W naszej przeszłości politycznej (RWPG, Układ Warszawski) doszukano się, dopatrzono się zniewolenia Polski przez ZSRR i – pod pozorem wyzwolenia – przeniesiono Polskę pod kuratelę Unii Europejskiej oraz NATO. Ze skutkiem identycznym do sytuacji poprzedniej, tyle że tamta sytuacja była oswojona, a ta nowa – była nowa, więc wywoływała rozmaite głupie kroki. Nasze oraz unijne i NAT-owskie.

Podstawowym dorobkiem Transformacji jest wielogłowa patologia (przestępczość, korupcja, bezdomność, bezrobocie, śmiercionośne używki, upadek obyczajów), utrata narodowej-państwowej kontroli nad wieloma strategicznymi sektorami gospodarki (w tym bankowość-ubezpieczenia, wielki handel, mega-inwestycje, infrastruktura krytyczna), bilionowe zadłużenia budżetów i podmiotów gospodarczych oraz ludności, rozdwojenie „nas wszystkich” na tych, którzy skorzystali z niewątpliwego postępu technologii i wolności-rynkowości-demokracji a nawet podwyższonej estetyki życia – oraz na tych, którzy zostali odstawieni od tych dobrodziejstw-beneficjów, mają do nich dostęp co najwyżej jako widzowie zza szybki.

Ważnym dorobkiem negatywnym jest postępująca znieczulica społeczna (mimo pozarządowych ochów i achów) oraz brutalizacja stosunków międzyludzkich (mimo masowych szkoleń w uśmiechaniu się do „respondenta” i w uprzejmościach).

Wszystko co powyżej – nie przeczy temu, że w wielu dziedzinach UROSŁO. Tyle że z tym urośnięciem jest kłopot interpretacyjny. Otóż nie każdy odróżnia dochód osiągnięty PRZEZ POLSKĘ (rodzime podmioty, ludność, samorządy, rząd) od dochodu uzyskanego PRZEZ ZAGRANICĘ W POLSCE, w dodatku KOSZTEM POLSKI. Trzeba się zatem strzec bezkrytyczności w studiowaniu i cytowaniu statystyk: tabel, wskaźników, parametrów, indeksów, słupków, wykresów.

Na pewno tego rozróżnienia nie czyni GUS, przynajmniej w ogólnie dostępnych materiałach.

Aha, może nie każdy Czytelnik pamięta: z zawodu podstawowego jestem ekonometrykiem, czyli facetem od matematycznych modeli gospodarczych. Mam też przeszłość dyrektorską (w sektorze uspołecznionym) oraz biznesową (w skali międzynarodowej). Mam więc wrażenie, że wiem i rozumiem to, co napisałem tuż powyżej.

Transformacja jest – wciąż – okresem intensywnego oduczania nas „ciągłości technicznej”: a przecież, zamiast zapuszczania, porzucania tego co „już jest” i czekania na zapaść-upadek-ruinę, by na gruzach radośnie tworzyć nowe – moglibyśmy dbać o stan torowisk, dróg, budynków, maszyn, organizacji, stosunków społecznych, praw. Byłoby i taniej, i mniej nerwowo, i dumniej…

Jest jeszcze ten szczególny element dorobku Transformacji, który czyni Polskę – RUINĄ. Otóż jest to fenomen „państwa w państwie”. Polega on – tak to widzę – na tym, że różne „lobby” oskubują Państwo (urzędy, służby, organy, legislaturę) z prerogatyw, regaliów i immunitetów, a kiedy już kosztem Państwa obrosną w piórka – przeciwstawiają się za ich pomocą właśnie Państwu, Krajowi (zasobom), Ludności. Tu dopatruję się praprzyczyny mega-afer, masowych wykluczeń, deficytów budżetowych, kolonizacji Polski przez – najogólniej mówiąc – zagranicę.

* * *

Kiedy nastały obecne rządy – byłem nielicznym nie-PiS-owcem, który wbrew amokowi KOD-owemu (kto nie skacze ten za PiS-em) bronił prawa tej formacji do rządzenia, nawet jeśli rządzi paskudnie i nieestetycznie, chce się rzec: nie po europejsku.

Liczyłem na to, że rządy te pójdą w kierunku:

1. Wyhamujemy wykluczenia, a z czasem „wyrównamy”, z-egalitaryzujemy;

2. Zdelegalizujemy „państwa w państwie”, rozsupłując plątaniny prawne;

Pamiętam też, jak z wielką emocją powtarzano: bierzemy władzę, by ją oddać Suwerenowi (w domyśle: Ludowi-Narodowi-Społeczeństwu).

Wyrażając się najtaktowniej, jak tylko się da, mówię w kierunku Władzy: spieprzyliście koncertowo własne zwycięstwo 2015. Zwycięstwo podwójne i dające wam wolną rękę w działaniu, więc nie schowacie się za formułkę „to nie ja, to kolega”..

Daliście ludziom oddech socjalny i obietnicę kilku następnych oddechów, zmierzających w kierunku Minimalnego Dochodu Gwarantowanego. Brawo, tak trzymać, ale teraz jest czas, by dać ludziom przestrzeń do tego, by sami sobie dochód wytwarzali w rodzimych społecznościach, środowiskach, wspólnotach (nie mówię o rwaczym dochodzie indywidualnym, grupowym, egoistycznym w stylu „tyle zysku co w pysku”).

Zabraliście się za uszczelnianie spraw okołobudżetowych. Brawo, tak trzymać. Ale jednocześnie wystawiacie polski zadek finansowy na „murzyńskość”, robiąc najdurniejsze z możliwych zakupy militarne i surowcowe idące w miliardy, podejmujecie wieloletnie zobowiązania polityczno-gospodarcze, które są nie najbardziej rozsądne (chyba jestem dość oględny?), odcinacie Polskę od bujających się wszędy międzynarodowych szans gospodarczych, wpisujecie ją w żarna finansjery, świata patentów, marek, firm – co drenuje Polskę a daje ochłapy, nawet nie zawsze ładnie opakowane (vide: instrukcje z ambasady dla Rządu, jak za Tuska).

W ostatnich głosowaniach na administrację lokalną zbrukaliście samą instytucję wyborów, marginalizując wszelką lokalność i oddolność, w ponad 80 procentach doprowadzając do plebiscytowego wyboru między Wami i Waszymi nieprzyjaciółmi. Nie będzie braw. Polska – dotąd podzielona kulturowo na przed-Wisłę i za-Wisłę – teraz jest podzielona klasowo (tak, tak, niczym u Marksa) na „miasta z rynkiem” i „pipidówy parafialne”. Wiem, że Wasza porażka w „miastach z rynkiem” jest ściemą, bo jak będą podskakiwać, to im zabierzecie główne place i obiekty, przekażecie wojewodom. Tyle będzie samorządności i oddawania władzy Suwerenowi…!

Przede wszystkim jednak zabraliście się za „piłsudczyznę”. Przypomnę: „Dziadek z Kasztanką” to był człowiek o niepohamowanym samouwielbieniu i takich ambicjach (wiem co piszę, sam mam wąsy, i to bujniejsze), który swoje skłonności do terroryzmu wpisał w działanie w ramach PPS, potem sprzedał Polskę europejskiej międzynarodówce obawiającej się – nowiutkiego wtedy „spod igły” – Bolszewizmu, wykonał zobowiązania wykrwawiając Polskę na Inflantach i na Rusi, potrzebował cudu by jej nie zgubić (wiem co piszę, ostatnio mieszkam w Radzyminie), do parlamentaryzmu odnosił się – mówiąc grzecznie – z rezerwą, a swoich „przyjaciół” z PPS jako pierwszych umieścił w różnych „łagrach i twierdzach”. Ciekawe, jak by się zachował, gdyby dożył Września…

A Wy – sprawując władzę w Polsce – robicie z niego nie tylko pół-boga, ale też używacie go jako wehikułu dla nowego kultu… Ktoś Wam doradza, czy tak sami z siebie…?

Wieczna chwała za dumnego Orła (w czapce, chroniącej od wiatrów) niech będzie Lechowi i wszystkim (w tym Lechowi „B”), którzy organ nazwany Głową Państwa oglądali od środka – ale – na Boga – nie powtarzajcie nam sanacji!

To już lepiej byłoby, gdybyście odwrócili „wajchę” Inkwicycji-Opryczniny-Maccartyzmu, przestali gnębić bogu ducha winnych „komunistów” (jeden na 1000 „lewaków” jest „komuchem”) i posłuchali, co mówią: samorządność, spółdzielczość, wzajemnictwo, lokalność, wzajemnictwo, dobrosąsiedztwo, składkowość (zamiast podatków-akcyz-opłat-narzutów) kasy sąsiedzkie, samopomoc humanitarna (nieopodatkowana, nie poddawana opresji „skarbówki”!). Przestańcie się wyżywać na pomnikach, placach i ulicach – choćby dlatego, że teraz sami takie budujecie i nazywacie. Przestańcie obkładać grzywnami „lewaków” za „lewakowanie” – bo to Wasz (antyliberalny, solidarny) elektorat, choć sami chyba tego nie wiecie…: lewakowanie nie jest przecież nielegalne, przestańcie się wygłupiać, przeczytajcie własne ustawy uważniej…

Na 100-lecie zgodziliście, aby do listy ojców Niepodległości – Piłsudskiego (wąsatego legionowca-naczelnika), Dmowskiego (narodowca), Korfantego (lokalnego patrioty), Witosa (ludowca), Paderewskiego (ambasadora polskości) – dopisać Daszyńskiego (socjalistę). Niskie ukłony za dobre miejsce na niedawno ustawiony pomnik. No, to dajcie w przestrzeni publicznej tyleż miejsca socjalistom i ich doświadczeniu społecznemu (Polska stała przed wojną samorządnością i spółdzielczością ludową i socjalistyczną), ile dajecie narodowcom, patriotom dowolnego autoramentu!

Zlikwidujcie raz na zawsze „państwa w państwie” (naliczyłem ich ponad 40), nie dzieląc ich na „swoje” i „tuskowickie”, pozwólcie żyć autentycznej samorządności, odetnijcie Polskę od uzależnień międzynarodowych (tych zniewalających, a nie wzajemno-kooperacyjnych) – a wykluczenia same – zwolna – ustąpią. I będzie Wam chwała, której pragniecie jak kania dżdżu…

I wypuśćcie zza krat Dra Mateusza Piskorskiego, którego wsadziliście „na zlecenie” za antyamerykańskość i za socjalistyczność, obświniliście go, połamaliście mu życie w najlepszych dla polityka i mężczyzny latach – i nie wiecie teraz, co z tym fantem zrobić… Nie dopuściliście do tego, by z aresztu mógł podpisać zgodę na kandydowanie do funkcji Prezydenta Warszawy, ale nie wygraliście: on będzie kandydował wkrótce do Europarlamentu. I tak dalej… Fajnie się zapowiada, no nie?

Ale Wy bardziej niż chwały – pożądacie władzy. I tę władzę Wasz Suweren sobie weźmie sam, jeśli nie oddacie zgodnie z obietnicą: im później – tym gwałtowniej.

Gdybym stał się kiedyś ważny – szkoda, ale nie stanę się – to po bratersku wyciągnąłbym do Was dłoń. Bo tego samego „nie lubimy”, tyle że capi od Was żądzami mało przyzwoitymi politycznie. To się da zdeodorować…

Niech zły pieniądz nie wypiera dobrego. To nie kopernikalia… (pożyczyłem tę uwagę od Czytelnika PR)


Jakem Obywatel, posłuszny, ale nie tępo uległy

PS:

I co mój Czytelniku, odpowiedziałem na pytanie…?


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości