Jan Herman Jan Herman
1991
BLOG

Dziwią mi się

Jan Herman Jan Herman Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 29

Mam problem ze swoimi przyjaciółmi. Z tymi, którzy uważają, że mylę się odmawiając uczestnictwa w kampaniach „BYLE NIE PiS”. 

Oczywiście, jest jasne-jasne, że Prawo i Sprawiedliwość wraz z tymi partiami i organizacjami, które przytuliło – ma fatalny wizerunek u tych wszystkich, którzy się mają za euro-podobnych: miłośnicy demokracji, wolnego rynku, swobody obyczajów, praw człowieka, organizacji pozarządowych, itd., itp.

W odpowiedzi na niezrozumienie, co mną kieruje, kiedy nie linczuję i nie nagonkuję, zajmę się porównaniami. Prostymi.

A

Wykluczenia ekonomiczne

Jest oczywiste, że otwarcie Polski o roku 1989 na swobodny przepływ towarów, usług i kapitałów spowodowało gwałtowny napływ do kraju rozmaitych towarów, markowych i tanich, a to podniosło wysoko w górę poziom wyobrażeń konsumpcyjnych i produkcyjnych. W ślad za tymi wyobrażeniami nie nadążyły jednak dochody ludności. Pojawiło się masowe bezrobocie, w tym całe wsie i miasteczka, w których największym pracodawcą był urząd i podmioty komunalne-municypalne. Oszczędności gospodarstw domowych topniały jak lodowiec w czasie upału. Pojawiła się patologia przestępczości rozpaczliwej. A w jej następstwie – „przemysł” preparowania długów i windykacji, osobliwość w postaci sektora „pomocy społecznej i zbiórek na niedostatki”, do tego bieda-profesje, takie jak akwizytorzy, ochroniarze, pożyczko dajnie, itp. Pojawiła się przestępczość zorganizowana oparta na drenażu, której generatorami były masowe prywatyzacje (plus reprywatyzacje i re-sakralizacje), rozkwitające łże-banki i ubezpieczalnie, szwindle biznesowo-urzędnicze. Pojawiły się biznesy „nomenklaturowe”, a przedsiębiorczość nabrała kolorytu budżetowo-spekulacyjnego i konkursowo-przetargowego. I tak dalej.

Na dobrą sprawę kolejne rządy przenosiły majątek zwany narodowym albo w niebyt, albo w ręce spekulantów zagranicznych, rzadko rodzimych. Powstawały fortuny nie usprawiedliwione wkładem w dostatek powszechny – powstawały też zagłębia biedy. Większość atrakcji konsumpcyjnych stała się niedostępna ze względu na krańcowe braki gotówki. I to wszystko w sosie rynku, demokracji, swobodnej działalności biznesowej. Całe branże „bezpieczeństwa społecznego” (zdrowie, edukacja, infrastruktura krytyczna) uległy rozkładowi i wrogim przejęciom spekulacyjnym.

Europa płaciła Polsce za drenaż gospodarczy – funduszami pomocowymi, wspierającymi infrastrukturę i przedsiębiorczość. Marginalnie – ochronę zdrowia i edukację (tzw. kapitał ludzki).

Tzw. lewica (w tym związkowcy) i tzw. demokraci ręka-w-rękę parły do ostatecznej euro-kolonizacji Polski, wytwarzając nowy korpus elit: urzędniczo-biznesowy, nomenklaturowy.

Prawie trzydzieści lat potem (dwa stracone pokolenia) pojawiła się formacja, której motywem przewodnim stała się ochrona ludności przed ostateczną nędzą i patologiami urzędniczo-biznesowymi. Rządzi ona paskudnie, nieestetycznie, do tego pod dyktando Zamorza – ale ma na to niepodważalne poparcie „elektoratu”.

To są bardziej złożone procesy, ale jest jasne, że mimo ewidentnej zapaści – formacje lewicowe i liberalne nie znalazły rozwiązań sanacyjnych, a zaserwowała je formacja z góry obsobaczana jako prawie-faszystowska i izolowana przez „salon rynkowo-demokratyczny”. Kto daje gwarancję, że obalenie tej formacji nie cofnie nas do zgubnych procesów, które już znamy z doświadczenia?

B

Kultura

Słowem „kultura” obejmuję tu takie obszary jak edukacja, życie artystyczne, religijność, społeczne współżycie, formy spędzania czasu wolnego. We wszystkich tych dziedzinach nastąpiło w Polsce śmiertelne zwarcie między modelem „parafialnym” a modelem „europoidalnym”. Podział nie jest jednoznaczny, ale w zgrubnych wymiarach – oczywisty.

Pierwszy model dominuje wokół „miast prowincjonalnych”, których „elity” zajęte są bogo-ojczyźnianą historią opartą na rozmaitych rocznicach, wspierają organizacje i przedsięwzięcia podkreślające polskość i jej 1000-letnią tradycję, przede wszystkim chrześcijańską. A w obszarze gospodarczym nastawione są na egzystencję (remonty, handel) oraz na „socjal”.

Drugi model dominuje wewnątrz „miast z placem głównym”, których „elity” są zajęte pozyskiwaniem inwestorów i funduszy pomocowych. Te miasta są otwarte na rozmaite liberalia kulturowe, ich życie wypełniają „eventy” akademickie i obywatelsko-pozarządowe. Ale poza „city” – ich europoidalność słabnie. Dlatego tam właśnie kwitnie „przemoc symboliczna” na rzecz „europejskości”.

Wytworzył się osobliwy kanon municypalno-komunalny: dom kultury, klub sportowy, parafie, budżet partycypacyjny, event raz na kwartał, przedsięwzięcia budżetowo-pomocowe, powiatowy klub przedsiębiorcy, kuźnie licealno-akademickie. Kto ten kanon opanuje i zagospodaruje – ten rządzi w całym terenie. Prawie zawsze wielkie miasta są „europoidalne” a ośrodki powiatowe są „parafialne”.

Osobną sprawą jest przestrzeń edukacji, z której zupełnie wyeliminowano element wychowania (formowania, kształtowania) młodego człowieka. Liberalizacja tego obszaru idzie w dwóch kierunkach: po pierwsze każdy kto chce może zająć się jakąś cząstką nauczania (umiejętności, wiedzy), po drugie uczniowi wmawia się, że jest dorosły i oddaje mu się prawa „separatystyczne” wobec kadry nauczycielsko-pedagogicznej, jakich niekiedy nie mają wieloletni pracownicy w obszarze gospodarczym. To wszystko degraduje szkołę, przepoczwarza ucznia w roszczeniowe zaprzeczenie obywatela. Jeśli nałożyć to wszystko na naturalna skłonność do buntu – wyrasta nam już trzecie pokolenie aspołecznych, eklektycznie wyszkolonych „specjalistów” od anglojęzycznych profesji, mających nadproporcjonalne poczucie własnej wartości, mylących asertywność z bezczelnością i brakiem zarówno taktu, jak i wrażliwości na drugiego człowieka.

Języczkiem u wagi są społeczne odczucia dotyczące wykluczeń. W tym kontekście lokalna „władza” albo jest w potocznej opinii zwana ONI (obcy), albo nie. Oczywiście, zaangażowanie religijne ma tu ogromne znaczenie. I mowa nie tylko o niedzielnych nabożeństwach. Nowym polskim zjawiskiem jest osobliwy „prozelityzm polityczny” skierowany na „przeciąganie duchownych” ku elitom liberalnym.

Nie bez znaczenia jest „tło społeczne i informacyjne”, jakie dają media. Po raz pierwszy od pokoleń niektóre gazety i (przede wszystkim) rozgłośnie wyszły poza ramy „jedynie słusznej racji”, co jest wielką wartością, nawet jeśli obie „strony” takiej debaty są nieobiektywne. I stało się to – aż trudno uwierzyć – za sprawą formacji obecnie rządzącej.

W zarysowanej tu przestrzeni kulturowej mamy więc zarówno eklektyzm, jak też chaos, a generalnie – coraz niższy poziom przy coraz bardziej wyrafinowanej tytulaturze i nazewnictwie. Nie ma to wiele wspólnego z pluralizmem i różnorodnością, tym bardziej z rynkiem, jakkolwiek rozumianym.

C

Gospodarstwo domowe

To jest bardzo niedoceniana „kategoria społeczna”. W statystykach występuje jako grupa ludzi, najczęściej krewnych, zamieszkałych pod jednym adresem.

Tymczasem gospodarstwo domowe – to przestrzeń dla wspólnoty zmierzającej do ustanowienia Domu, czyli miejsca, gdzie można bezpiecznie odkładać swój dorobek, ćwiczyć elementarne umiejętności społeczne oraz realizować się w tzw. biopolityce, czyli reprodukować swoją osobistą albo rodzinna podmiotowość na tle (wobec) innych. Gospodarstwo domowe bez Domu w podanym rozumieniu – równie dobrze może być firmą czy organizacją.

Czas Transformacji – to czas dezintegracji i upadku gospodarstw domowych. O ile w czasach PRL wciąż brakowało mieszkań i często konsumpcja powszechna okazywała się siermiężna – o tyle w dobie Transformacji konsumpcja powszechna rozpostarta jest między coraz bardziej śmieciową żywność, uzależniające gadżety osobiste oraz eklektyczne wyposażenie mieszkań. Mieszkań nie brakuje: większość z nich pochłania połowę albo i większą część dochodu gospodarstwa domowego. W społeczeństwie, o którym wciąż słyszymy, że jest coraz zamożniejsze – kwitną „ciucholandy” i bazary z „mydłem i powidłem”.

Na to wszystko – a jeśli dodamy lawinowo rosnący poziom zadłużenia, to w sposób ewidentny mamy regres gospodarstw domowych – doświadczamy wysypu troskliwości urzędniczej o kondycję substancji mieszkaniowej. Człowiek bezdomny potrzebuje przede wszystkim dachu nad głową, podłogi, nad którą ma jakąś kontrolę. Tymczasem wszelkie programy mieszkaniowe są nastawione na pilnowanie, by mieszkania spełniały wygórowane standardy. Mieszkanie w tzw. kontenerze, zwłaszcza rozbudowywanym modułowo – to standard na świecie – ale w Polsce ten model „nie przyjął się”, co dowodzi dużej siły przebicia lobby deweloperskiego. Korzystają na tym rzesze właścicieli mieszkań o nie-najwyższych standardach, z których niektóre na pewno nie spełniają standardów urzędniczych. O kampanii „kup mieszkanie i wynajmuj je frajerom” – nie ma co wspominać.

Wynik tego wszystkiego (i jeszcze kilku „składowych” okoliczności) – daje kolosalną bezdomność, utrwaloną na poziomie połowy mieszkańców. Prawie nikt z najemców mieszkań nie powie o sobie, że jest bezdomny. Tyle, że nie ma poczucia stabilizacji: wystarczy utrata możliwości stałego godnego dochodu…

Oczywiście, nie tylko Dom (choć przede wszystkim) jest konstytuantą gospodarstwa domowego. Warto tu spojrzeć na odwieczny (od zawsze obecny) fenomen Rodziny. I skonfrontować go ze wzrostem „społecznego zrozumienia” dla rozwodów, a także z – ostatnio nasiloną – kampanią na rzecz zjawiska znanego pod skrótem LGBT. Osób LGBT jest zapewne kilka procent, z tego duża część „nie wychyla się”. Ale robią one wszystko (ich reprezentacje), aby ich problemy i interesy zajmowały nam wszystkim uwagę kosztem innych spraw. Wykorzystują każdy błąd Państwa i Kościoła (np. odruchy dyskryminacyjne), aby swoje sprawy nagłośnić i zdyskontować przerysowując zarówno swoją krzywdę, jak i zaklepując przyczółki.

I znów formacja rządząca – niezgrabnie – jest jedyną, która widzi problem sztucznie budowanej „nadreprezentacji” sił podważających instytucję Rodziny (tak jakby rozwój społeczny był możliwy bez rodzinności jako tkanki podstawowej).

D

Formuły polityczne

Największym zarzutem wobec formacji rządzącej jest ten o „faszyzacji” życia publicznego: socjal, militaryzacja ludowa (koszaryzacja), jedyno-partia, racje Państwa ponad rację społeczną (obywatelską), formatowanie „wyznawcy”.

I to wszystko – prawda. Tyle że od kilkunastu lat używam pojęcia Mega-Neo-Totalitaryzm, i opisuję w ten sposób osobliwy „ryt” ideowo-polityczny. Na ten „ryt” składają się:

a) Nacisk ideowy, np. „prywatne jest sprawniejsze od uspołecznionego”;

b) Nacisk światopoglądowy, np. „związki partnerskie są równie cenne jak tradycyjne”;

c) Tendencyjna dystrybucja (alokacja) decyzji administracyjnych;

d) Równie tendencyjna dystrybucja funduszy-budżetów;

e) Dyskryminacja mediów i organizacji „inaczej myślących”;

f) Wspieranie „klientelizmu” np. biznesu i organizacji pozarządowych;

g) Rozwiązania kadrowo-nomenklaturowe wspierające powyższe;

h) Pełzająca (w podanym kierunku) legislacja o prawo powielaczowe;

Minęło ćwierćwiecze od znakomitego artykułu Michnika nt. nagonki i linczu. Ten sam Michnik – jedną ręka pisząc ów świetny materiał – druga ręka dowodził zmasowana nagonka na wszystko, co nie-europoidalne.

Szanowany przeze mnie dziennikarz-publicysta, jasno mi powiedział: teksty na taki temat nie będą publikowane w Studio Opinii. Również w tej formie nauczył mnie wiele o dziennikarstwie…

* * *

Powinienem zakończyć zgrabnym komentarzem do bieżących wydarzeń. Ale zakończę swoim tekstem z dnia 29 października 2015 roku, „O zabijaniu demokracji i obywatelstwa”, opublikowanym w redakcji zdecydowanie przeciwnej „kaczorom”. Może się przyda https://studioopinii.pl/archiwa/133382

A w sprawach bieżących powiem tyle: dla mnie jest nie do przyjęcia polityczne rozgrzeszenie „europoidów” z ćwierćwiecza Transformacji. I nie dziwi mnie ostatnio przeredagowana narracja: nie działamy przeciw PiS, tylko w obronie demokracji. Nie ze mną te numery…


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka