Jan Herman Jan Herman
365
BLOG

Jeszcze nowsza Rzeczpospolita

Jan Herman Jan Herman Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Jak dotąd za najnowszą uchodziła ta IV RP, koncept sanacji Polski Transformowanej, uzdrowienia niezbędnego wobec niszczącej, rujnującej patologii zżerającej Państwo i Społeczeństwo. W moich oczach „Polska w ruinie” – to były coraz liczniejsze i coraz bardziej znaczące, dolegliwe wykluczenia całych środowisk, coraz silniejszy biurokratyzm (pęczniejące organy, urzędy i służby nabierające pogardy wobec Ludności), coraz słabsza czujność obywateli wobec przemocy ze strony samego Państwa i ze strony ośrodków łże-ideologii, coraz bardziej chwiejna równowaga budżetowa i polityczna, coraz wyraźniejsze „państwa w państwie” oraz niemal jawny Pentagram (koniunkcja giga-biznesu, giga-służb, giga-polityki, giga-przestępczości i giga-mediów), coraz bardziej sobiepańskie Zatrzaski Lokalne (których „Konstytucją” były kliki, koterie, kamaryle), coraz silniejsze uzależnienie Państwa (w tym Konstytucji) od innych formacji państwowych (głównie UE).   

Projekt IV Rzeczpospolitej – znany nie tylko z Pedii, formułowany przez kilku działających niezależnie publikujących badaczy różnego autoramentu, np. Rafała Matyję, Pawła Śpiewaka oraz grupę różnych polityków związanych z rozmaitymi formacjami – ostatecznie przegrał z patologią, wedle mnie osłabiony najbardziej przez gwałtowny zwrot w 2005 kamaryli Donalda Tuska, nagle, tuż przed wyborami, szydzącego z projektu przyszłego koalicjanta (niedoszły POPiS). Przegrana projektu – oznaczała dwu-czteroletni, spazmatyczny, wybuchowy wzrost tych patologii, przeciw którym projekt był skierowany (rozkwit ten nastąpił przy biernej, nie-obywatelskiej akceptacji Elektoratu, czynnej zaś współpracy-uczestnictwie części aparatu państwowego i części żywiołu obywatelskiego). Polska stała się rajem dla gospodarczych i „pozarządowych” kiści geszefciarskich obsiadających Nomenklaturę gronami przy-przetargowymi i mackami cynicznych wyborów życiowych.

Siła rażenia i właściwie nieuchronność eksplozji III Rzeczpospolitej – kazały premierowi i przywódcy Tuskowi ujść z Polski na saksy brukselskie w sposób „bananowy”, niegodny średniej wielkości kraju unijnego. W drugiej połowie drugiej kadencji, czyli w szczycie „sukcesu” transformacyjnego. Rejterada Tuska zamknęła dwie „odfajkowane” fale Transformacji. Ta pierwsza fala nosiła imię Balcerowicza i zniosła PRL bez oglądania się, czy cokolwiek w tej pokonanej-porzuconej formacji było sensowne i praktyczne, twórcze i społecznie pożyteczne, wprowadziła drakoński komercjalizm nawet tam, gdzie nikomu nie służył poza obwiesiom. Druga fala – to uzależnienie czterech naw budżetowych od globalnej finansjery: nosiła imię Buzka i przenosiła na „zachód” panowanie-kontrolę nad czterema rodzajami budżetów: samorządowe (administracji lokalnej), lecznicze (fundusze zdrowotne), emerytalne (drugi filar, pośrednio ZUS) i oświatowe (pod pozorem reformy szkolnictwa).

Przygotowywano trzecią falę, która – począwszy od drugiego exposé Tuska – nosiła imię Polskie Inwestycje Rozwojowe, no i pod pozorem wyniesienia na piedestał partnerstwa publiczno-prywatnego tworzyła „mieszek regaliów” polskich pozostałych po dwóch pierwszych falach pod kontrolą polskich władz i przenosiła go we władanie „projektów międzynarodowych”. Operacja – jak dwie pierwsze fale plus podstęp z obaleniem konceptu IV RP – nadaje się do rozważań trybunałów powołanych w Polsce i niezbyt zajętych robotą, jak Trybunał Stanu. I to jej niepowodzenie ostatecznie przesądziło o brukselskiej rejteradzie Tuska.

* * *

Niezaprzeczalnym osiągnięciem formacji określanej jako Zjednoczona Prawica – było zahamowanie patologii budżetowych: przeniesienie akcentów na socjal (patrz: „plusy”), odzyskanie przez wykluczanych elementarnej zdolności postępowania zgodnego z własną wolą, zatkanie „planowanych dziur” budżetowych, postawienie tamy potokom pozostałym po „reformach” przypisywanych Balcerowiczowi i Buzkowi. Niestety, przy okazji wdała się w Państwo gangrena terroru „delfinowego”, którego wymiarem podstawowym jest iście polska (awanturnicza, bez opamiętania) kopia inkwizycji-opryczniny-maccartyzmu.

Społeczeństwo polskie (żywioł obywatelski i tzw. Multitude) – a także polskie Państwo (organy, urzędy, służby, legislatura, uzbrojone w regalia-nadania, immunitety i prerogatywy-moce) – dojrzały do czegoś zgoła innego, niż huśtawka, jaką politycy-euro-cynicy nam bezczelnie serwują od dwóch pokoleń.

Na przykład w polskiej tradycji (psycho-mentalu) głęboko tkwi „rzeczpospolita”, którą tłumaczy się bezkrytycznie na „republika”. Tymczasem Republika (rzecz publiczna, jawna) – to zupełnie inny fenomen niż Rzeczpospolita (rzecz wspólna, zwykła, powszechna). To nie jest drobna sofistyka-semantyka. Jawność-publiczność spraw nie jest tożsama z ich powszechnością-zwyczajnością-wspólnością. Elity działające jawnie i publicznie – nie stają się przez to rzecznikami, tym bardziej nosicielami dobra wspólnego, spraw zwykłych i powszechności jakkolwiek rozumianej.

Skracając: zmierzam do tego, że kiedy mówimy o demokracji (ludowładztwie) – to mówimy o tym że „każdy z Ludu” odrębnie i „Lud” jako emanacja rozmaitych konstelacji (rodzin, stowarzyszeń, sąsiedztw, środowisk, itp.) – stanowi o tym, jak będzie się miała jego osobista-konstelacyjna rzeczywistość. Nazwijmy ten postulowany przymiot samo-podmiotowości (autokefalizmu) – filarem demokratycznego ustroju. Jeśli go brakuje – to o demokracji mówimy wyłącznie „teoretycznie”.

I wiemy w sposób oczywisty – że brakuje. Na przykład to co nazywamy wyborami – to w rzeczywistości rozdanie w grze kamaryl politycznych, ogłaszających odgórnie zunifikowany termin i warunki głosowań, zatwierdzających listy kandydatów (nieznanych nader często głosującym), a tzw. programy wyborcze – to w rzeczywistości niejawne uzgodnienia z mocodawcami krajowymi i zagranicznymi gwarantujące finansowanie „kampanii” i fiksujące późniejsze zobowiązania parlamentarzystów i radnych oraz całych kamaryl.

Takich słabości Państwa możnaby wyliczyć kilka: najważniejszą z nich jest „państwo w państwie”, czyli cyniczny zamach środowisk „pentagramowych” zawłaszczających prerogatywy (moce sprawcze), regalia (majątek wspólny) i immunitety (szczególne traktowanie), aby następnie przeciwstawić je rzeczywistemu Państwu. To oznacza, że zamiast „demokracji” mamy „ludowe-masowe przyzwolenie” na to, by tupeciarze zawłaszczający to co nigdy zawłaszczone (grupowo-prywatyzowane) być nie może – dyktowali warunki-relacje społeczne.

* * *

Jeszcze nowsza Rzeczpospolita – w moich oczach nastąpi (a nastąpić musi), jeśli sprawy zaczną zmierzać ku demokratyzmowi. Jego podstawą polityczną – powtarzam jak mantrę – jest samorządność (rzeczywista), a podstawą materialną – spółdzielczość. Wyrażam absolutną zgodę na to, by inni mieli zdanie odrębne. Ale wolałbym, aby ci inni nie szmacili mnie za to, ze myślę akurat w ten sposób – tylko wskazali efektywniejsze społecznie rozwiązania. Po latach „krytyki” źle znoszę obalanie moich poglądów i starań prostym „bredzisz”.

Podstawą mentalną (cywilizacyjno-kulturową może) „jeszcze nowszej Rzeczpospolitej” – jest obywatelstwo przyswojone: nie pesel, nip, adres, regon – tylko realna zdolność do wybierania i kontrolowania poczynań wybrańców. I interweniowania w sedno, a nie „bo mi się nie podoba”.

Państwo powinno poświęcić zdecydowanie więcej uwagi na to, by kształtować Obywateli (elementarne kapsuły Państwa), a nie Publiczność. Wtedy Republika (scena z publicznością) odejdzie, a pojawi się Rzeczpospolita (przestrzeń samo-podmiotowych obywateli).

I to jest mój program, serwowany bezpłatnie od lat. Nie, to nie jest program wyborczy…

* * *

DOPISEK POZORNIE NIE NA TEMAT

Jeden z drugorzędnych polityków europejskich (drugorzędny, bo robi w Europie za ECHO), postanowił poszukać wsparcia w powrocie do polskiej polityki w mocarzach europejskich, pisząc laurki Ich Demokratycznościom. Z tej okazji – bo wracać chce do rządzenia bezpośrednio moim losem – muszę go zapytać wprost, jako ten, który czuje się Obywatelem, a do tego jest rówieśnikiem tego politycznego literata (nasze urodziny dzieli 35 dni), żyjącym w nieco podobnych realiach na Pomorzu, a potem w Warszawie:

1. Niech SZCZERZE wyzna, na czym polegała jego „najbliższa współpraca” z Lechem Bądkowskim, pierwszym rzecznikiem Solidarności, Kaszubem z wyboru – i dlaczego o sobie samym mówi „Kaszub” (i niech nie baja o swoim świetnym „piórze”);

2. Niech SZCZERZE wyzna, jak wyglądała jego heroiczna politycznie praca na kominach w spółdzielni „Świetlik” Macieja Płażyńskiego – i gdzie są jego ówcześni koledzy proletariackiego trudu;

3. Niech SZCZERZE wyzna, co nim kierowało, kiedy aktywnie uczestniczył w zamachu stanu przeciw Premierowi, do którego jedyny sformułowany zarzut brzmiał: zagraża interesom etosowej, okrągłostołowej multi-kamaryli;

4. Niech SZCZERZE wyzna, jak to się stało, że po porażce wyborczej jego rodzimego ugrupowania (trójmiejskich liberałów) – w kilka miesięcy zostawił je z grupą popleczników na lodzie i został wiceprzewodniczącym będącej „na fali” Unii Wolności;

5. Niech SZCZERZE wyzna, jak to się stało, że kiedy był przewodniczącym Platformy Obywatelskiej – z jego otoczenia znikali (samo-odsuwali się?) najbliżsi współpracownicy, a nawet współ-założyciele: Maciej Płażyński, Andrzej Olechowski, Paweł Piskorski, Jan Maria Rokita, Zyta Gilowska, wielu innych – a dokooptowali się tacy jak Balcerowicz, Rosati, inni…;

6. Niech SZCZERZE wyzna, dlaczego środowisko, w którym pełnił ważne role sprawcze, uchodzi(ło) za matecznik polityczno-gospodarczego geszefciarstwa, pod znaczącym przezwiskiem AFERAŁOWIE;

7. Niech SZCZERZE wyzna, jaka rolę w Polsce miał, a jaką ma do odegrania Murgrabia z Chobielina Dworu, którego „przyjął” do swojego rządu jako „wskazańca” jednego z mocarstw globalnych, w postaci „spadku” po rządzie Kaczyńskiego;

8. Niech SZCZERZE wyzna, jak to się stało (logistycznie), że zdążył przed „konkurencją polityczną” na miejsce Katastrofy i co sobie powiedzieli z Władimirem P. w kilkadziesiąt godzin po tym, jak widzieli się przy okazji „głównych” obchodów katyńskich i rozmawiali „międzyrządowo”;

9. Niech SZCZERZE wyzna, czy i dlaczego Pałac Prezydencki tuż po Katastrofie został cichcem splądrowany, i czy prawdą jest, że stał za tym późniejszy Prezydent RP i różne takie służby;

10. Niech SZCZERZE wyzna, dlaczego na użytek swojej drugiej kadencji premierowskiej nie ponowił umowy koalicyjnej z PSL, zarazem przyjął bez konsultacji z nowymi władzami PSL samowolną (obrażalską) dymisję Waldemara Pawlaka z funkcji wicepremierowskiej;

11. Niech SZCZERZE wyzna, na czym polegała (polegać miała) inicjatywa rządowa pod nazwą Polskie Inwestycje Rozwojowe, i dlaczego powierzono tę inicjatywę służalczemu niedoukowi udającemu że ma „zagraniczne studia wyższe”;

12. Niech SZCZERZE wyzna, jaki był powód (powody) odejścia z funkcji Premiera rządu RP u szczytu powodzeń politycznych na trzeciorzędną funkcję pomocniczą w strukturach brukselskich, z jednoczesnym „porwaniem” Wicepremierki rządu i pozostawieniem PO oraz Rządu RP osobie miernej, choć wiernej;

13. Niech na koniec SZCZERZE wyzna, co sądzi o tym, że przywódca najbardziej zbrojnego mocarstwa urządził sobie „publiczno-prywatne kino” z akcji terrorystycznego w istocie zamachu-zamordowania przywódcy oporu przeciw temu mocarstwu, choć należał mu się – szczególnie jemu – i był możliwy sprawiedliwy i publiczny proces w najfajniejszej demokracji świata;

14. Niech przy okazji SZCZERZE wyzna, odpowiedziawszy na te pytania, czy naprawdę czuje się UCZCIWY, niczemu niewinny…, czy nie złamał ani przysiąg, ani ślubowań, czy nijak nie sprzeniewierzył się z niskich pobudek sprawie polskiej, czy nie kuglował politycznie albo jakoś tak…;

Jednym słowem: jako rówieśnik i poniekąd „ziomal” nie wymagam, ale apeluję, aby zamiast służalczych laurek dla mocodawców globalnych – niech opowie (skoro publikuje po polsku) – swoje zdanie albo swoje wyznania dotyczące spraw nie zawsze jasnych, a bardzo wielu z nas interesujących.

Dodam na zupełnym marginesie, że choć – zrobiwszy coś-tam-coś-tam dla kaszubszczyzny, dostałem konkretną propozycję z Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą i stanem sumienia: w jednej ławce i w jednym sąsiedztwie, w jednej robocie spędziłem z Kaszubami całe swoje lata roześmiane aż do matury, kocham Kaszuby jako swoją przybraną małą ojczyznę, spółdzielczą tradycję maszoperii (i kilka innych) stawiam sobie za wzór w różnych inicjatywach publicznych, ale nie śmiem obrażać Kaszubów udawaniem, że jestem Kaszubem, tym bardziej etnicznym. W tej sprawie jestem UCZCIWY.


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo