Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski
503
BLOG

Sztokholm – piękne miasto smutnych ludzi

Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 3
„Witamy w Sztokholmie – najpiękniejszym mieście świata" – głosi slogan reklamowy, który usłyszałem kiedyś w audycji szwedzkiego radia, przeznaczonej dla turystów. I nie ma w tym nawet wiele przesady

„Witamy w Sztokholmie – najpiękniejszym mieście świata" – głosi slogan reklamowy, który usłyszałem kiedyś w audycji szwedzkiego radia, przeznaczonej dla turystów. I nie ma w tym nawet wiele przesady. Sztokholm jest istotnie jednym z najładniejszych miast, które widziałem, a na pewno jest najładniejszym miastem dla Szwedów, którzy cenią sobie głównie to, co szwedzkie. Zresztą cała Szwecja jest piękna, szczególnie latem. Inne kraje może też są dobre, ale przecież nieco gorsze...

Ten sposób myślenia i widzenia Szwecji nie jest jednak wyłącznie tutejszą specjalnością. Nie wiadomo czy to tylko sprawna szwedzka socjaldemokratyczna propaganda, czy też może tęsknota innych narodów za czymś lepszym, doskonalszym, przyczyniła się do powstania dość wyidealizowanego, lecz sugestywnego obrazu Szwecji, do powstania mitu przypisującego temu krajowi szczególną pozycję wśród państwa świata. Jednym z krajów, w którym mit ten zakorzenił się szczególnie mocno, jest Polska.

W Polsce znane są szeroko dobrodziejstwa szwedzkiego systemu socjalnego. Mówi się o łatwości otrzymywania zasiłków. Było to prawdą jeszcze kilka lat temu. Dziś nie jest wcale łatwo otrzymać zasiłek, bo pieniędzy w kasie państwa coraz mniej. Wielu osobom to się jednak udaje, bo bezrobocie w Szwecji coraz większe, a ludzie muszą z czegoś żyć. Zasiłki dostają przede wszystkim alkoholicy i narkomani, jako zupełnie straceni dla społeczeństwa. Wiadomo przecież, że i tak już nigdy w życiu nie dostaną żadnej pracy, a jak nie będą mieli pieniędzy to to mogą stać się niebezpieczni. Trzeba więc dać im jakieś pieniądze, które zresztą i tak zaraz przepiją, albo wydadzą na narkotyki. Jak przepiją, to pół biedy. Szwedzkie sklepy monopolowe należą do państwa i państwo w ten prosty sposób odzyskuje pieniądze wyłożone na opiekę społeczną. Ot, taki obieg zamknięty. Alkoholik zresztą, czy narkoman, nie pożyje długo więc nie trzeba będzie mu wypłacać pieniędzy przez wiele lat, tak jak czerstwym emerytom.

Społeczeństwo dzieli się z grubsza na trzy podstawowe grupy: pracodawców, pracowników i... ludzi z marginesu, korzystających z zasiłku dla bezrobotnych, z pomocy opieki społecznej, albo nawet nie. Mam na myśli takich, którzy śpią pod mostem albo w toaletach, zbierają puszki po piwie, a „wolny” czas spędzają w pobliżu sklepów monopolowych.

Piątek wieczór w Sztokholmie. Ostatnie chwile przed zamknięciem „Systemu”, czyli szwedzkiego sklepu monopolowego. Kolejka do kasy, długa, niecierpliwa. Przed „Systemem” rząd źle zaparkowanych samochodów, z dużym ryzykiem na wysoli mandat. Ludzie wychodzą z torbami pobrzękując flaszkami. Zatrzaskują drzwi samochodów i odjeżdżają. Inni idą do „tunnelbany”. Pod sklepem stoi obdartus i usiłuje sprzedawać gazetę o sytuacji bezdomnych w mieście „Situation Stockholm”. Część pieniędzy z każdego sprzedanego egzemplarza może zatrzymać dla siebie. Opłaci za to łóżko w noclegowni, lub kupi za to karton taniego wina i pójdzie spać do śmietnika lub ubikacji na dworcu. Jego koledzy siedzą na pobliskiej ławeczce i coś tam popijają, gestykulują, narzekają… Wreszcie podchodzi do nich:

– No i jak – pytają – jak się dziś czujesz?

– Tak samo źle, jak wczoraj i każdego innego dnia.

Siada obok nich, podkładając pod siedzenie plik niesprzedanych gazet. Zimno. Robią mu usłużnie nieco miejsca a jeden z nich podaje mu swoją flaszkę. Pociąga spokojnie łyk bez ocierania szyjki i oddaje flaszkę. Patrzą jak spod „Systemu” odjeżdżają Mercedesy i elektryczne Tesle, ale bez zawiści w spojrzeniu. Ot, każdy przecież ma swoje miejsce. Oni tu, na ławeczce, a później w noclegowni, albo w toalecie, a oni tam, w swoich willach.

Życie codzienne obraca się wokół osi – pensja, rachunki, pożyczki, podatki... i pustka w portfelu. Pensja trafia na konto osobiste do banku. Do banku wysyłasz dyspozycję opłacenia rachunków, spłaty pożyczki, pokrycie debetu na karcie. Po tych wszystkich operacjach z przeciętnej pensji pozostaje niewiele na bieżące wydatki albo wręcz nic. Kolejny minus na koncie usłużnego banku, który oferował ci właśnie złotą Visa z kredytem na 50 tys. koron. No to możesz jeszcze pójść do sklepu i kupić sobie nowe ubranie...

To jednak jak mieszkańcy Sztokholmu ubierają się i jak jedzą, może być zaskoczeniem dla niejednego mieszkańca środkowej Europy. Szwedzi ubierają się o wiele gorzej od Polaków, a to, co jedzą, na pewno też nie zadowoliłoby smaków naszych rodaków. Mają za to więcej gadżetów, które mogą imponować na krótką metę, ale nudzą na długą.

Znaczny procent mieszkańców Szwecji wiąże przysłowiowy koniec z końcem z wielkim trudem, nawet mając pracę. Raz w roku każdy obywatel dostaje „pomarańczową kopertę” zawierającą prognozę przyszłej emerytury i otwiera szeroko oczy... Czy to już czas, aby zacząć zbierać puszki po piwie? Niektórzy emeryci starali się się (do niedawna) przeżyć wydając na artykuły spożywcze około 10-20 koron dziennie. (Teraz inflacja podniosła poprzeczkę.) W ten sposób przeżyją kilkanaście lat, a potem trafią do domu przewlekłej opieki, w którym będą umierali przez kolejne kilka lat w coraz gorszych warunkach. Pacjent, którego leczenie zostało zakończone, ma bowiem najniższy priorytet w szwedzkiej służbie zdrowia. Prasa opisywała bulwersujący wypadek pozostawienia umierającej pacjentki bez jakiejkolwiek opieki medycznej, nawet bez szklanki wody... Opiekunka wyjaśniała zdziwoiona, przecież "hon har fått sitt..." Czyli, tłumacząc to swobodnie - ona dostała już wszystko w swoim życiu, co potrzebowała! I może dlatego tak tu wiele samobójstw. Kto zechce doczekać takiej chwili.

Wzrasta też gwałtownie liczba napadów na sklepy, transporty pieniędzy i liczba zwykłych pospolitych przestępstw – włamań do mieszkań, samochodów. Niektórzy twierdzą, że w Sztokholmie jest dziś niemal jak w Chicago… Zresztą strzela się ostro także w całej Szwecji! Napady to taki sposób na poprawienie sobie kasy emerytalnej na przyszłość, a pospolite napady to przeważnie sprawka narkomanów w godzinach wieczornych, kiedy kasy „socjalu” są już zamknięte. (Banki zresztą wpadły na pomysł, aby nie przyjmować gotówki od klientów, więc praktycznie nie warto już na nie napadać.)

Sztokholm jest bardzo kosmopolitycznym miastem. Jeżeli ktoś chce spotkać „prawdziwych Szwedów” to powinien pojechać do Norrland. Tu mieszkają potomkowie poszukiwaczy szczęście z całej Europy, którzy osiedlali w stolicy Szwecji w XIX wieku za panowania kosmopolitycznych królów z francuskiej dynastii Bernadotte. Tak charakteryzował ich August Strindberg:

„Sztokholmianin, który wywodzi się od wszystkich rodzajów imigrantów, jest zjawiskiem prawdziwie eklektycznym. Ociężały marzyciel podobnie jak jego niemiecki brat, chwali się, że jest Paryżaninem i zwykł przedstawiać się jako „Północny Francuz” nie uwalniając się mimo to całkowicie od angielskiej obłudy. Lekkomyślny aż do granicy frywolności uwielbia jednak ponurą filozofię Kanta. To birbant i żarłok z gębą pełną świętoszkowatych frazesów. Podobnie jak Anglik uważa, że wysokie morale to tylko balast dla człowieka światowego, zaś zasad religijnych należy wymagać tylko od dam z wyższych sfer. Sztokholmska moda jest pastiszem paryskiej, naukowcy imitują niemieckich profesorów, a przedsiębiorcy starają się naśladować maniery brytyjskich kolegów. Nie jest możliwe przeprowadzenie analizy narodowego typu sztokholmianina ponieważ jego krew jest do tego stopnia wymieszana, że wszystkie jego pierwotne cechy zostały z powodzeniem rozwodnione. Mieszkaniec Sztokholmu stał się kosmopolitą, człowiekiem, w którym zmieszało się wszystko.”

Złośliwi mówią, że ostatni „prawdziwi Szwedzi” wyginęli podczas wojen Karola XII… Cała ta osławiona szwedzkość Szwecji jest po prostu mitem, który od czasu do czasu odgrzebywano, aby sobie coś udowodnić, lub aby udowodnić innym, że przecież jesteśmy Szwedami i nic co „staro-nordyckie” nie jest nam obce. Tak twierdzili przez cały XIX wiek szwedzcy nacjonaliści skupieni w związku gotyckim. Ba, wymyślili nawet specjalne staro-nordyckie powitanie „hej”, które, o dziwo, przyjęło się całkiem dobrze w Szwecji. Do tradycji nordyckiej starał się nawiązywać już urodzony we Francji Oscar I, potem Carl XV, i w pewnym stopniu Oscar II, bo to właśnie za Oscara II zaczęto prowadzić badania nad czystością rasową Szwedów, co było reakcją na widoczny gołym okiem kosmopolityzm i wymieszanie etniczne ludności kraju, najbardziej jaskrawe w Sztokholmie i innych większych miastach. Zaczęto więc szukać „prawdziwych Szwedów” z odpowiednimi wymiarami czaszki i właściwym kształtem nosa. W roku 1873 powstało stowarzyszenie „Svenska sällskapet för antropologi och geografi”, które miało podejść „naukowo” do problemu. Później szwedzkie pomysły przejęli naukowcy niemieccy, z wiadomym skutkiem…

Sztokholm, mimo że jest pięknym miastem, nie jest miastem zbyt turystycznym, bo tak naprawdę to poza zmianą warty przed Zamkiem Królewskim i muzeum okrętu „Waza”, nie ma tu wiele do zwiedzania. Dodajmy do tego jeszcze, że na przełomie lat 50-tych i 60-tych wyburzono (sic!) centrum miasta, który było zbyt mieszczańskie dla socjaldemokratycznego rządu. Rozebrano wtedy około 700 budynków, w których mieściły się małe sklepy i warszaty. Zbudowano w tym miejcu bardziej poprawne politycznie budowle...

Cóż, sam widok miasta położonego na skałach nad wodą i wśród wody jest urzekający od końca czerwca do połowy sierpnia. Później już nie – pada przez cały czas, jest ciemno i ponuro. Miasto zaludniają bladzi ludzie z podkrążonymi oczami i ubrani byle jak. Wyglądają jakby właśnie wracali z nocnej zmiany po ciężkiej pracy w fabryce. I nie pomylimy się bardzo, tak myśląc. W jesienne dni rozwidnia się tu około dziewiątej rano, a ściemnia zaraz po czternastej, więc jak tu się cieszyć z życia? Władze miasta starają się jednak, jak mogą. Urządzane są rozmaite imprezy, mające przyciągać turystów i zmywać stempel „ponurego północnego piękna”. W sierpniu przez wiele lat urządzano np. „Water festival”, ale ostatnio zastąpiono go „Stockholm Pride parade” i na ulicach miasta odbywa się barwny festiwal dla mniejszości erotycznych. Ci ludzie jako jedyni, potrafią się jeszcze cieszyć swoją innością, a może dzięki swojej „inności”, przełamującej smutny, szary, szwedzki konformizm.

Cóż, Szwecja, jeżeli zwiedza się ją o odpowiedniej porze roku, jest naprawdę pięknym krajem, mającym doskonałą opinię w Polsce. Pewnie dlatego przejeżdża tu coraz więcej Polaków. Pracują przeważnie na czarno, bo to najprostsza forma zatrudnienia w Szwecji. Nie trzeba płacić podatków, ale państwo nie odpowiada też za ubezpieczenia społeczne i emeryturę. A jak spadniesz z dachu i rozbijesz sobie głowę? Trzeba po prostu pamiętać, aby przed wyjazdem ubezpieczyć się w Polsce.

PS.

Tak, tak! Szwecja, jeżeli zwiedza się ją latem, jest naprawdę pięknym krajem… Najlepiej widać to z góry, kiedy samolot podchodzi do lądowania na sztokholmskim lotnisku Arlanda. Wszędzie geometryczny porządek pól i lasów, a kiedy samolot zniży się jeszcze bardziej widać już wyraźnie pomalowane na czerwono, drewniane chaty z bielonymi narożnikami. Cała Szwecja jest właśnie taka. Nie zdziwcie się, jeżeli takie same chaty znajdziecie w samym Sztokholmie… Za chwilę wylądujecie na nowoczesnym lotnisku i przesiądziecie się na superszybki pociąg Arlanda Express, który zawiezie Was do centrum miasta. Stamtąd już niedaleko do otoczonego wodą Starego Miasta – Gamla Stan, gdzie wszystko jest piękne w letni słoneczny dzień, a przy nadbrzeżu cumują stare żaglowce.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo