Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski
472
BLOG

Ostatni lot Generała Sikorskiego

Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2
Podobno nie było żadnego wypadku nad Gibraltarem! Liberator generała Sikorskiego wystartował bez przeszkód, wzniósł się do góry a potem łagodnie wodował na morzu. Tonął, zgodnie z “zasadami sztuki” przez 8-10 minut. Lotnisko w Gibraltarze jest bardzo trudne i takie niepowodzenia przy starcie zdarzały się dość często, tak często, że nawet przestano już zwracać na to uwagę. Zresztą, zwykle po takim niefortunnym starcie i wodowaniu nie było żadnych ofiar tylko śmiech kolegów pilota.

Każde pokolenie pisze na nowo historię swojego narodu. Niekiedy nowa wersja odbiega dość daleko od poprzedniej... W serii artykułów opublikowanych przez polskie wydanie Newsweeka ich autor, Dariusz Baliszewski, stawiał np. tezę, że generał Sikorski nie zginął w katastrofie na pokładzie Liberatora, lecz już wcześniej na Gibraltarze, w pałacu gubernatora:

 “Jak sądzę, około 16.30 stwierdzono, że Sikorski nie żyje. Nie żyli też inni członkowie polskiej ekipy. Zostali zabici w łóżkach, gdy spali lub odpoczywali w samej bieliźnie. Nikt nie wiedział, kto był sprawcą.”

Wiele wersji

O samym wypadku i śmierci krąży wiele wersji. Są to relacje osób obecnych wtedy w Gibraltarze, listy, meldunki. Wersje te różnią się jednak tak bardzo od siebie, że warto się zastanowić, czy wręcz komuś nie zależało na zaciemnieniu obrazu. Ot choćby przytoczona kiedyś w Newsweeku opowieść brytyjskich żołnierzy, którzy obserwowali start z plaży, gdzie jakoby zażywali kąpieli o godz. 23.30... Kto na Boga kąpie się w morzu tak późno. Na pewno nie Anglicy, którzy o tej porze powinni siedzieć w klimatyzowanej kantynie i popijać whisky z lodem.

Henry Carr, angielski sierżant, który wcześniej na Skale wraz ze swymi żołnierzami doliczył się dwudziestu kilku ludzi wsiadających do samolotu, wobec przedłużającego się w nieskończoność startu zaproponował kolegom kąpiel w morzu. Zeszli na Catalina Bay - wąski pas piasku po wschodniej stronie Skały. Tu stali się chyba najbliższymi świadkami zdarzenia. W relacji Carra wielka maszyna, w pełni sterowna, lecąc bardzo nisko, po prostu ”wpadła do kałuży”, czyli wodowała. Na ten widok wszyscy zaczęli się śmiać i żartować z nieudolności pilota. W tym, co oglądali, nie było nic tragicznego ani niezwykłego. Podobne wypadki zdarzały się na Gibraltarze często - tutejsze lotnisko należało do bardzo niebezpiecznych. Nikt w nich nie ginął, a następnego dnia niefortunne załogi stawały się obiektem żartów. Zresztą kilkadziesiąt minut później Carr i jego żołnierze rozmawiali z żywym i całkowicie zdrowym drugim pilotem, który o własnych siłach dopłynął do plaży.”(...)

 ”Zezwolenie na start otrzymałem o godz. 23.10 - zezna kilka dni później uratowany pilot kpt. Edward Prchal - i natychmiast wystartowałem. Wzniosłem się w powietrze przy szybkości 130 mil na godzinę. Kiedy osiągnąłem wysokość 150 stóp, oddałem kolumnę sterownicy od siebie, aby nabrać szybkości. Po uzyskaniu prędkości 165 mil na godzinę chciałem wyciągnąć samolot w górę przez ściągnięcie kolumny sterownicy do siebie, niestety bez rezultatu. Kolumna sterownicy z całą pewnością zablokowała się. (...) Nagle samolot zaczął zbliżać się do powierzchni morza. Krzyknąłem wówczas do załogi: Lądowanie z uszkodzeniem samolotu i zamknąłem przepustnice gaźników. Samolot natychmiast uderzył o powierzchnię morza i więcej już nic nie pamiętam”.

Dwie niezależne relacje oficerów brytyjskich, którzy tego dnia pełnili służbę na wieży kontroli lotów, nie pozostawiają zdaniem Baliszewskiego wątpliwości: samolot wzniósł się co najwyżej na kilkadziesiąt stóp (śledzili jego lot na wysokości wzroku) i co ważniejsze, nie uderzył w powierzchnię morza, lecz łagodnie na niej lądował. Po czym - tu relacje są zgodne - tonął 6 do 8 minut, czyli zgodnie ze wszystkimi znanymi regulaminami wodowania maszyny.

W jednym z programów TVP ”Rewizja nadzwyczajna” Dariusz Baliszewski sugerował jeszcze, że śmierć Generała była na rękę Anglikom, dla których Sikorski stanowił przeszkodę w dogadaniu się z Rosjanam... Nie był jednak chyba do końca przekonany o bezpośredniej winie Anglików i w artykule w Newsweeku pisał:

Być może analiza (...) dokumentów przyniesie kiedyś także odpowiedź na pytanie, kto stał za tą zbrodnią i kto jej dokonał. Anglicy, jak się zdaje, tego nie wiedzieli. Na pewno to nie oni (i nie Rosjanie) zabili Sikorskiego. Natomiast na pewno to oni zniszczyli i zmistyfikowali prawdę o tym, co rzeczywiście wydarzyło się na Skale.”

Jeżeli to nie “oni” i nie Rosjanie, to znaczy, że Niemcy? A może wręcz Polacy? Ostatecznie Baliszewski sugerował dość operetkową wersję wydarzeń z Anglikami przebranymi za Polaków, wsiadającymi do Liberatora...

Ciekawa jest natomiast hipoteza, sformułowana w innym miejscu i przez inne osoby, m.in. przez łączniczkę AK, Elżbietę Zawacką, mówiąca, że zamach na generała Sikorskiego był możliwy dzięki współpracy trzech wywiadów - sowieckiego, angielskiego i niemieckiego - działających w tym wypadku ręka w rękę. Pewnym śladem w tej sprawie może być fakt, że Elżbieta Zawacka, podróżując przez Gibraltar, dopiero w latach 60-tych dowiedziała się, że meldunki, które przekazywała rezydentowi wywiadu brytyjskiego na Gibraltarze w istocie przekazywała równolegle wywiadowi niemieckiemu... Natomiast współpraca wywiadu brytyjskiego i sowieckiego była w pewnych momentach tak ścisła, że jeszcze wiele lat po wojnie Anglicy mieli kłopot z podwójnymi agentami, co ujawnia szef MI5, Peter Wright, w swojej książce ”Spy catcher”.

Kazimierz Pużak, przewodniczący parlamentu Polski Podziemnej tak natomiast pisze w swoich wspomnieniach:

”Sikorski zginął w Gibraltarze w początku lipca. Około tego czasu, bo 30 czerwca wpadł w ręce Gestapo komendant ZWZ Grot. Te straszliwe dwa ciosy jednocześnie przypieczętowały nasz los. Odtąd też pustka wyraźnie zaciążyła na naszych sprawach, może nie tak mocno w kraju, ale na pewno rozstrzygająco za granicą, gdyż dała pole do precedensów. Okoliczności tych dwóch spraw giną w tajemnicy dotychczas całkowicie niewyjaśnionej. Ale nie ma zbrodni, która by się ukryła. Przyjdzie jej czas na pewno. Dwaj koronni świadkowie mówią: Retinger - szara eminencja Sikorskiego - w kwietniu 1944 roku wyjaśnił mi podczas bytności w Warszawie (przybył jako skoczek), że katastrofę spowodowała aberracja światła powstała z racji zachodzącego zmierzchu nad wodą. W zetknięciu horyzontu z oceanem powstały jakoby dwa poziomy pułapu i dlatego pilot, straciwszy orientację rzeczywistego horyzontu - wpadł do morza. Taką tezę wykoncypowała komisja specjalna. Od siebie Retinger nic nie dodawał, chociaż po katastrofie niezwłocznie przyleciał na miejsce wypadku; toteż ze zdziwieniem przeczytałem kilkakrotnie w ”Gazecie Ludowej” cytowane słowa Mikołajczyka - szkoda, że tak późno odkrył tę tajemnicę, która mu ciążyła, - że sprawcami śmierci Sikorskiego są sanatorzy zagraniczni, a drugi raz, że w związku z rebelią Andersa Sikorski poleciał na Bliski Wschód, no i w drodze powrotnej zginął w katastrofie. Ta druga relacja odbiega jaskrawo od pierwszej. Czyli, że Mikołajczyk jeszcze mniej może powiedzieć o samej katastrofie aniżeli p. Retinger, który sam ani słowem nie wspomniał o rzekomych aferach rebelianckich gen. Andersa i jego kompanii. Swoją relację Retinger składał wobec mnie (powtórnie), Olzy, Urbańskiego i Grudzińskiego. O Andersie wówczas nie było mowy ani słowa.”

Wersja Retingera wydaje się być jednak mocno naciągnięta. Liberator startował przed północą, a więc praktycznie po zmierzchu, który w Hiszpanii nawet latem zapada wcześniej niż np. w Polsce. Opowiadanie takiej historii Pużakowi, który był najwyżej nad Bałtykiem, a o lotnictwie miał jako urzędnik poczty słabe pojęcie, wydaje się być próbą opowiedzenia czegokolwiek, co nosi pozory prawdopodobieństwa. Retinger uważany był zresztą przez polskie władze podziemne za osobistość co najmniej podejrzaną. Cytowany już Baliszewski, w kolejnym programie ”Rewizja nadzwyczajna” , mówił wręcz o wyroku śmierci na Retingera wydanym przez polskie podziemie. Wyrok miał zostać zakomunikowany grupie egzekucyjnej przez płk. Iranka-Osmeckiego.

Pużak, sprawujący najwyższą funkcję cywilną w ramach struktur Polski Podziemnej nic nie wspomina o rzekomym wyroku, a Bór Komorowski wspomina tylko raz postać Józefa Retingera przy okazji akcji ”Most” z 25 lipca 1944, gdzie Retinger odlatujący do Londynu wraz z kandydatem na prezydenta Tomaszem Arciszewskim wymieniany jest jako ”specjalny emisariusz rządowy”. O operetkowym wyroku na Retingera pisze natomiast Józef Mackiewicz w książce “Nie trzeba głośno mówić”. Czyżby polskie podziemie chciało wykonać wyrok śmierci na ”specjalnym emisariuszu rządowym” własnego rządu? Czy może taki wyrok śmierci chciano też wykonać i wykonano na Sikorskim? Tadeusz Bór Komorowski tak pisze w swoich wspomnieniach:

”W cztery dni po aresztowaniu Roweckiego spotkał nas drugi cios: Gen. Sikorski zginął tragicznie w Gibraltarze. Niemcy z triumfem rozgłosili tę wiadomość głośnikami po ulicach. Usłyszałem ją, idąc przez miasto. Wrażenie było olbrzymie. Dokoła głośników zbierały się tłumy wstrząśniętych głęboko ludzi. Niektórzy płakali. Sikorski miał olbrzymi mir i autorytet w kraju w szerokich warstwach społeczeństwa. Ufano mu i uważano go za tego, który wyprowadzi naród z wszystkich trudności na wolność. Cześć, jaką go otaczano, była jedną z podstaw wiary w lepszą przyszłość naszego kraju. W niespełna tydzień straciła Polska dwu wybitnych przywódców: jeden z nich znany był całemu światu, nazwisko drugiego okrywała tajemnica konspiracji.”

Oczyścić przedpole dla polskich komunistów

Czy eliminacja dwóch czołowych przywódców polskich w jednym czasie była przypadkiem? Sądzę, że nie, że stanowiło to oczyszczenie pola dla ”nowych przywódców” Polski, szykujących się do wkroczenia do naszego kraju od Wschodu, co wskazywałoby, kto zyskuje tu najwięcej... Spadanie po równi pochyłej zaczęło się jednak wcześniej: 13-04.1943 roku radio niemieckie doniosło o wykryciu masowych grobów polskich w lasku katyńskim pod Smoleńskiem, oskarżając o zbrodnię władze sowieckie.

15-04.1943 Sowieckie Biuro Informacyjnie zareagowało komunikatem stwierdzającym, że ” goebbelsowscy oszczercy usiłują (...) za pomocą kłamstw i oskarżeń zataić krwawą zbrodnię hitlerowskich zabójców” i tłumacząc, iż polscy jeńcy wojenni zatrudnieni przy robotach na zachód od Smoleńska wpadli w ręce niemieckie w lecie 1941 r. i zostali wówczas wymordowani. Zwrócenie się rządu Sikorskiego do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z prośbą z zbadanie sprawy sowieci potraktowali jako dowód, że między ”wrogiem aliantów Hitlerem i rządem pana Sikorskiego istnieje kontakt i zmowa w prowadzeniu (...) wrogiej kampanii”. (Cytat z: Andrzej Albrecht ”Najnowsza Historia Polski”.)

W nocy z 25 na 26 kwietnia 1943 Mołotow wręczył amb. Romerowi notę o zerwaniu przez Kreml stosunków z Rządem RP... Stalin sugerował następnie w depeszy do premiera Churchilla, że Wielka Brytania i USA ”ulepszą” teraz skład obecnego rządu polskiego, dając do zrozumienia, że w obecnej sytuacji rząd gen. Sikorskiego ma małe szanse na objęcie władzy w Polsce po wojnie. Takim ”lepszym” kandydatem na szefa polskiego rządu okazał się ostatecznie przeciwnik polityki Sikorskiego - Mikołajczyk, zatwierdzony przez Stalina jako możliwy kandydat do politycznej podróży do Polski po ”wyzwoleniu” przez Armię Czerwoną. Kazimierz Pużak pisze, że dla Mikołajczyka najważnieszej było ”schrupanie” Sikorskiego. ”Dochodziło między nimi do takich scycji na radzie ministrów, że walono sobie pod nos pięściami (Sikorski-Mikołajczyk).

Ostatnia ofiara Katynia?

”Ulepszanie” polskiego rządu i oczyszczanie przedpola dla prosowieckich kolaborantów przybrało jak widać dość dramatyczny obrót. Wygląda na to, że na zmianach polskich władz najmniej zależało Niemcom, którzy może nawet liczyli na zawarcie z Polską odrębnego pokoju, wykorzystując sprawę katyńską. Grot Rowecki został wydany Niemcom przez Polaków, pracujących być może dla jednego z zainteresowanych wywiadów. Jedna z zamieszanych w sprawę osób mieszkała potem w Londynie, a Anglicy odmówili jej wydania władzom PRL.

Jak pisał Dariusz Baliszewski - w Kairze w ostatnich dniach podróży przed odlotem na Gibraltar - Sikorski przyjmował i rewizytował miejscowe osobistości. Spotkał się m.in. z lordem Moyne’em, brytyjskim zastępcą ministra ds. Wschodu (rok później jego rozmówca zginie w zamachu zorganizowanym przez tzw. Grupę Sterna, żydowską organizację terrorystyczną). Zapoznawał się także z treścią depesz z Warszawy i Londynu, które donosiły m.in. o zamachu na jego życie w Bagdadzie, zorganizowanym przez sowieckiego agenta (w tym momencie musiał się gorzko uśmiechnąć), a także o niemieckich planach powołania polskiego rządu kolaboracyjnego z byłym premierem Kozłowskim lub byłym ministrem Beckiem na czele. Wszystko, co w tych dniach robił i planował Sikorski, otaczała atmosfera najgłębszej tajemnicy - tak głębokiej, że polskie archiwa nie zachowały żadnych dokumentów z kairskiej wizyty.

Prof. Janusz Zawodny zanotował znamienną wypowiedź Ludomira Rayskiego, jednej z najciekawszych polskich postaci tej wojny, generała, który zrezygnował ze stopnia, by walczyć w RAF-ie jako zwykły pilot. ”Sikorski, mówiąc otwarcie, był agentem niemieckim od czasu legionów. Coś tam robił na Middle East i Churchill wykończył go. Obawiano się, że Sikorski mógł być pośrednikiem między Niemcami, Rosją i Afryką”. Na pytanie prof. Zawodnego, czy życzy sobie autoryzacji wywiadu, gen. Rayski odpowiedział: ”Nie. To wszystko, co powiedziałem, może być udokumentowane. Jak czegoś nie wiem na pewno, to nie mówię”. Dokumentów jednak nie ma. Pozostaje tylko posądzenie rzucające cień na legendę Generała. 

Leszek Moczulski w artykule “Koniec świata szwoleżera (GW 6-7/07-02) pisał:

“Odkąd zaczęła się materializować wizja Stalina jako głównego zwycięzcy w wojnie, Naczelny Wódz coraz częściej zwracał się do tępionych piłsudczyków. Podczas swojej ostatniej wizyty na Bliskim Wschodzie kazał nawet zagrać defilującym oddziałom ”Pierwszą Brygadę”, a niewiele godzin przed śmiercią - gdy polityka polska tkwiła już w ślepym zaułku - polecił obecnemu w Gibraltarze Ludwikowi Łubieńskiemu zorganizowanie przerzutu b. ministra Becka z Rumunii do Londynu. Bliżej, niemalże pod ręką znajdował się Wieniawa. (...) W marcu 1942 r. do Waszyngtonu przyleciał Sikorski, szukający u Roosevelta wsparcie. Chodziły mu po głowie różne pomysły, niektóre równie diaboliczne jak naiwne. Straszenie aliantów, że Polska zawrze separatystyczny pokój z Niemcami w lipcu 1941 roku przyjęto by wzruszeniem ramion, a rok, dwa później może nawet z ulgą. (?) W toku tej wizyty Sikorski ściągnął z Nowego Jorku Wieniawę. Nikt nie wie o czym rozmawiali w cztery oczy, ale obaj panowie nie ukrywali, że osiągnęli pełne porozumienie. Długoszowski otrzymał nominację na ambasadora w Hawanie. Stolica Kuby była wówczas jednym z nielicznych miejsc, gdzie na co dzień mogli się spotykać przedstawiciele wszystkich walczących państw.”

Bazując na takich przesłankach łatwo można ulec pokusie próby rekonstrukcji wydarzeń w następujący sposób: Po ujawnieniu Katynia i sukcesach armii niemieckiej na wschodzie niewątpliwie wiele osob zadawało sobie pytanie, kto jest większym wrogiem Polski - Rosja Sowiecka czy Niemcy. Do porozumienia z Niemcami dążył np. były sanacyjny premier Leon Kozłowski, który zdezerterował z armii Andersa i przeszedł przez linię frontu na stronę niemiecką. Prawdopodobnie koncepcja podpisania odrębnego pokoju z Niemcami, jako jedna z wielu możliwości, rozpatrywana była także przez Generała Sikorskiego... Polityk nie byłby bowiem prawdziwym politykiem gdyby nie rozważył wszystkich ewentualnych wariantów postępowania i rozwoju sytuacji, co nie znaczy wcale, że musi je realizować. Nie sądzę, żeby Sikorski choć przez chwilę traktował taką koncepcję poważnie, ale oczywiście mógł postawić pytanie - co by było, gdyby... Równocześnie władze niemieckie kokietują Polaków obietnicami utworzenia polskiego rządu i Polski w niemieckiej strefie wpływów. (Podobną koncepcję mieli Rosjanie, ale im lepiej udało się jej wykonanie.) Ostatnim posunięciem Sikorskiego jest wezwanie Becka, rozważanego przez Niemców jako kandydata na premiera, na konsultacje do Londynu. Alianci odbierają to jako kolejny dowód ”polskiego spisku”. Generał ginie, praktycznie na oczach sowieckiego ambasadora Majskiego, ”przypadkowo obecnego” w Gibraltarze, tego samego Majskiego, z którym jeszcze tak niedawno Generał podpisał układ Sikorski-Majski o przywróceniu stosunków dyplomatycznych między Polską a Rosją Sowiecką. Już wcześniej zginął, jakoby śmiercią samobójczą, generał Wieniawa Długoszowski, który mógł, ale nie musiał, mieć kontakty w Niemcami w Hawanie. Dla Anglików w każdym razie Generał stanowił tylko kłopot. Utrudniał przecież porozumienie z Rosjanami i ”pokojowe” rozwiązanie sprawy polskiej. Bez Generała możliwy stał się Teheran i Jałta, bez Generała był po prostu święty spokój i politycy daleko mniejszego formatu, którymi łatwiej było manipulować. Oczywiście nie wiadomo kto zabił Generała, ale niewątpliwie Anglicy odetchnęli z ulgą. Niemcy natomiast wykorzystali sprawę propagandowo i ogłosili Generała ”ostatnią ofiarą Katynia”. Czy Niemcy coś wiedzieli, czy tylko bluffowali takimi kartami, jakie dostali w tym rozdaniu? Czy też Generała zabili po prostu Niemcy organizując to tak, aby podejrzenia spadły na Anglików, a Anglicy zręcznie zaaranżowali “katastrofę”, aby zniweczyć plan niemiecki?

Kto wie jak było naprawdę?

W “katastrofie” zginął także Anglik - pułkownik i poseł do Izby Gmin Victor Cazalet... A może była to “tylko” katastrofa? Może nie trzeba wcale szukać sensacji i rozważać koncepcji rzucających cień na osobę Generała - sugerujących podjęcie rozmów z Niemcami? Już raz zrobili to Sowieci... Prawda niewątpliwie jest gdzieś ukryta w archiwach. Brytyjczycy niezbyt chętnie udostępniają dokumenty na temat śmierci Generała i wiele lat upłynie zanim wszystko wyjdzie na jaw, o ile w ogóle wyjdzie, o ile w ogóle to jeszcze kiedyś będzie kogoś interesowało. Są jeszcze archiwa niemieckie i rosyjskie, ale trzeba odwagi, aby zacząć szukać i jeszcze większej odwagi, aby nie zważając na konsekwencje ogłosić to, co się znajdzie. Kilka niejasnych sugestii to chyba za mało.To fakt, że wszyscy właściwie są tu podejrzani, a prawda może okazać się bardzo niewygodna. Może lepiej nie wywoływać wilka z lasu?

(Tekst archiwalny. Polemizował z nim m.in. T. A. Kisielewski w publikacjach "Zamach", s. 120, "Zabójcy", s. 64, i "Po zamachach", s. 55.)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura