Piotr Piętak Piotr Piętak
1879
BLOG

Chłopi - "endeckie zwierzęta" - polemika z K. Wołodźką

Piotr Piętak Piotr Piętak Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 40

Tekst Krzysztofa Wołodźki pt. „Kultura niepamięci. Dlaczego Polacy wyrzekają się wiejskich korzeni”  zamieszczony na salon24, próbuje w gruncie rzeczy odpowiedzieć na pytanie: dlaczego w współczesnej kulturze polskiej zanikła całkowicie tradycja życia chłopskiego, dlaczego została ona wręcz unicestwiona i zepchnięta przez kulturę tzw. inteligencji do katakumb, na margines marginesu kultury i historii polskiego narodu? I drugie pytanie – dlaczego chłopi wyrzekli się swojej kultury, swojego pochodzenia, dlaczego się jej wstydzą i nienawidzą do tego stopnia, że sami biorą udział w jej niszczeniu? Z jednej strony pogarda inteligencji wobec wiejskich ciurów, z drugiej nienawiść do własnych korzeni. Spróbuję – zdają sobie sprawę, że temat jest jak rzeka i że można go analizować z odmiennych punktów widzenia niż moje własne – odpowiedzieć na te pytania. Zacznijmy od stosunku inteligencji polskiej do warstwy chłopskiej.

W najsłynniejszym fragmencie „Poematu dla dorosłych” w którym A. Ważyk dokonuje destrukcji komunistycznego mitu  Nowej Huty, Polacy –dokładniej mieszkańcy polskiej wsi, masowo przerzucani na socjalistyczne budowy– opisani są zgodnie z kanonem socrealistycznej estetyki jako bezkształtna ludzka masa – hałastra – przypominająca do złudzenia stado krów biegnące do wodopoju. Forma jest stalinowska. Jaka jest treść?

Ze wsi, z miasteczek wagonami jadą

zbudować hutę, wyczarować miasto,

wykopać z ziemi nowe Eldorado,

armią pionierską, zbieraną hałastrą

tłoczą się w szopach, barakach, hotelach,

człapią i gwiżdżą w błotnistych ulicach:

wielka migracja, skudlona ambicja,

na szyi sznurek – krzyżyk z Częstochowy,

trzy piętra wyzwisk, jasieczek puchowy,

maciora wódki i ambit na dziewki,

dusza nieufna, spod miedzy wyrwana,

wpół rozbudzona i wpół obłąkana,

milcząca w słowach, śpiewająca śpiewki,

wypchnięta nagle z mroków średniowiecza

masa wędrowna, Polska nieczłowiecza

wyjąca z nudy w grudniowe wieczory…


W tym opisie słyszymy odgłosy antyendeckich kompleksów polskiej inteligencji, która świadoma, że to właśnie ugrupowanie Dmowskiego uobywatelniło polskiego chłopa, wyobrażała sobie wieś jako oazę prymitywnego katolicyzmu i nacjonalizmu. Dla polskiego inteligenta – zasymilowanego Żyda czy potomka  szlachty -  chłopi nie należeli do rodzaju ludzkiego,   byli raczej, czymś w rodzaju bełkocących niezrozumiale zwierząt, które muszą być poddane ostrej tresurze by stać się istotami człekopodobnymi. Gdy A. Ważyk pisze o warstwie chłopskiej, że jest ona:

wypchnięta nagle z mroków średniowiecza

masa wędrowna, Polska nieczłowiecza

 

to reprezentuje punkt widzenia, który w genialny sposób został scharakteryzowany przez Gombrowicza w „Ferdydurke”. W tej proroczej powieści autor opisuje przygody dwóch klasycznych polskich inteligentów na polskiej wsi. Warto przypomnieć ich pierwsze spotkanie z chłopami.

„gdy z pobliskiego dołu po kartoflach wyjrzała głowa Chłopia i natychmiast skryła się z powrotem, a gdyśmy podeszli bliżej, z jamy ozwało się wściekłe ujadanie /…/. Okrążyliśmy dół z obu stron (a tymczasem z chat rozlegały się formalne wycia) i wykurzyliśmy chłopa oraz babę z czworaczkami, które karmiła jedna piersią (druga bowiem od dawna była nie do użytku) szczekających rozpaczliwie i zajadle. /…/ nagle dziecko przy piersi – szczeknęło, chłopka zaś, rozejrzawszy się, że nas jest tylko dwóch, zawarczała i ugryzła mnie w brzuch.”. [1].  Dla Ważyka, dla Gombrowicza, dla Miłosza – chłopi to zwierzęta, a nie ludzie. Ludzie to szlachta, Żydzi i ewentualnie robotnicy jeżeli wierzą w idee Marksa i Lenina.


A teraz z innej beczki – osobistej, za co proszę czytelnika o wybaczenie -, mój ojciec Stanisław Piętak urodzony był twórca tzw. chłopskiego nurtu w literaturze polskiej, był także awangardowym poetą debiutującym przed wojna razem z  Miłoszem i Rymkiewiczem. Był zaliczany do czołowych twórców tzw. drugiej awangardy. W 2009 roku przypadało 100 – lecie jego urodzin, myślałem, ze warto przypomnieć jego sylwetkę na łamach prasy, myślałem, że MKiDN powinno o nim zamieścić jakąś notkę, na swoim portalu. Pogarda z jaką urzędnicy ministerstwa i redaktorzy pism odrzucali moje teksty była nawet dla mnie zdumiewająca – chłopska poezja to nie poezja, brzmiała konkluzja jednej z redaktorek literackiego periodyku Byłem zszokowany – poezja mojego ojca nie była chłopska, ale musiałem zadać sobie pytanie – dlaczego inteligencja wrzuca do kosza na śmieci, po raz kolejny twórczość S. Piętaka. Jakie są przyczyny tego symbolicznego uśmiercenia czołowego twórcy awangardy poetyckiej przed II wojna światową, przez naszą biurokrację, bo niezależnie od moich rodzinnych pretensji, Stanisław Piętak zawsze był za takowego uważany?


Otóż sądzę, ze przyczyną podstawową, była chęć odcięcia się od swoich chłopskich korzeni, większości mieszkańców polskich miast wstydzą się swego społecznego rodowodu i robią wszystko co możliwe by zapomnieć o swoim wiejskim pochodzeniu. Mój ojciec był uznany przez krytykę za twórcę chłopskiego nurtu w literaturze polskiej, jego nazwisko biografia, a także po części twórczość – symbolizuje to wszystko co dzisiejsi konsumenci dóbr kultury, najchętniej wrzuciliby do kosza na śmieci (co zresztą robią). Stanisław Piętak, pisał o wsi. Tęsknił za wsią i w swej pozornie antyintelektualnej żywiołowej poezji był przeciwieństwem prawie wszystkich wybitnych twórców 20-lecia międzywojennego. Nie uprawiał poezji ironicznej czy społecznej, wręcz przeciwnie opisywał uczucia elementarne: głód , choroby, ciężką pracę wiejskich dzieci. Ta poezja nie nobilitowała warstwy chłopskiej, raczej przypomina brutalnie ich – czasami wręcz zwierzęce życie, ich śmierdzące gnojem rodowody, o których – jak już napisałem – chcieliby jak najszybciej zapomnieć. Ta chęć zapomnienia o własnej historii o własnym pochodzeniu, jest jednym z najważniejszych faktów dzisiejszej sytuacji kulturowej w Polsce charakteryzującej się skrajną sztucznością i wtórnością. Zapominając o naszym podstawowym kulturowym podłożu, którego objawem była m.in. poezja, S. Piętaka, synowie, córki i wnuki małorolnych chłopów zafałszowują nie tylko swoje biografie, ale także historie naszego kraju.


W dzisiejszej Polsce wszyscy kogoś udają: byli arystokraci, wczorajszych intelektualistów; robotnicy polityków; mafiosi – dobroczyńców kultury, chłopi –ziemiaństwo. Fałsz, który płynie strumieniami z ekranów telewizorów z przeróżnych telenowel, jest tak dojmujący, tak rzucający się w oczy, że normalny człowiek czerwieni się ze wstydu, za rodaków, którzy to oglądają i w dodatku sądzą, że te obrazy odzwierciedlają – po części – rzeczywistość. Ktoś kto nienawidzi swojego pochodzenia, nie może cenić kogoś kogo twórczość jest wyrazem wierności wobec swoich korzeni i swojej biografii. Taka jest – wg. mnie -  główna przyczyna wydania wyroku śmierci na poezje mojego ojca przez urzędników MKiDN.  Istnieje jednak także przyczyna kulturowo-literacka. S. Piętak i Cz. Miłosz są przedstawicielami tego samego pokolenia literackiego, ba większość krytyków i historyków literatury uważa, ze obaj poeci wraz z Czechowiczem i Świrszczyńską są czołowymi twórcami tzw. drugiej awangardy. Jak wszyscy wiemy, Cz. Miłosz oprócz tego, ze był świetnym poetą i eseista, to był także historykiem literatury polskiej, krytykiem poetyckim rozdającym laury na lewo i prawo, stworzył on pewien kanon lektury poezji polskiej szczególnie XX-wiecznej a już w szczególności awangardowej, który do dzisiaj króluje, więcej,  który stał się obowiązkowym wzorcem dla wszystkich krytyków. Otóż Miłosz nie wymienia w swoich esejach i książkach ani razu nazwiska S. Piętaka, tak jakby ten poeta nie istniał, tak jakby jego wiersze były nic nie warte. Więcej nasz laureat Nagrody Nobla –omawia i to z przejęciem wiersze poetów uznawanych przez krytykę za poetyckich uczni właśnie S. Piętaka i Czechowicza – myślę o H. Domińskim -, a o tym pierwszym ani słowa ani wzmianki. Czyż możemy dziwić się urzędnikom MKiDN? Polską Poezją XX wieczną rządzi Miłosz – można nawet nazwać to dyktaturą – on ustawia twórców w peletonie, on wywyższa jednych i skazuje na zapomnienie innych np. mojego ojca. Czy słusznie?


Z swego punktu widzenia, tak, ponieważ debiutancki tomik S. Piętaka pt. „Alfabet oczu” (wydanie – 1934 r.), jest całkowitym zaprzeczeniem tego wszystkiego co w poezji ceni przyszły noblista. Wiersze z „Alfabetu oczu” szokują wybujałą metaforycznością, zerwaniem z wszystkimi obowiązującymi kanonami poezji, więcej są apoteoza bezkształtu, maja ambicję odzwierciedlenia strumienia nieuformowanych wrażeń przewijających się przed oczyma chorego wiejskiego chłopca. To jest wulkan, być może w tym tomiku zawarte jest mityczne bogactwo kultury chłopskiej, których nie dało się odkryć i przekazać kulturze narodowej z przyczyn o których wcześniej pisałem. „Alfabet oczu” jest poetyckim manifestem warstwy chłopskiej, jest manifestem drażniącym, te wiersze szokują i denerwują. Wyrok krytyków , przede wszystkim tych, którzy wielbią Cz. Miłosza i których on samo podziwia i stawia im w książkach pomniki, jest jednoznaczny, to nie jest poezja ten potok nieuformowanych wrażeń, ta szczerość, wręcz obnażanie się są niegodne prawdziwego twórcy!


Bolesław Miciński, wybitny młody filozof, przyjaciel Miłosza, pisze wręcz: S. Piętak powinien spalić cały nakład „Alfabetu oczu” i przestać pisać. Ostro. S. Napierski łagodniej, ale w gruncie rzeczy wyrok jest taki sam: to nie poezja, to nie wiersze, może jakaś zapowiedź. Stara zakorzeniona w kulturze  inteligencja uśmierca tą poezję, a poetę symbolicznie rozstrzeliwuje. Czy ich oceny są miarodajne, jeżeli tak, to dlaczego jednocześnie wielu krytyków stwierdza, ze mamy do czynienia z „nieprawdopodobnym talentem”? Rozpatrzmy sprawę na chłodno. Poezja jest to co czytelnik po przeczytaniu wiersza zapamiętuje. Poetą jest ten kto uruchamia nasza pamięć i nasza wyobraźnię. Gdy otwieramy „Alfabet oczu” i czytamy pierwsze z brzegu wersy:


„Pytacie - kto jestem

na imię nie wiem jak mi jest”     lub

 

„nie z tego świata jest żałość roztęsknionych psów” lub

 

„Witaj mi wpływająca w mój wiersz wonią wiatru i ziół

nizinna nieśmiertelna ziemio”

 

to widzimy, że oceny naszych intelektualistów są funta kłaków warte, że w tych wersach odkrywamy prawdziwa poezję nawiązującą jednocześnie do Whitmana i Mickiewicza. Poezję dziką i zarazem zakorzenioną w literackiej tradycji. Dlaczego mielibyśmy te wiersze palić i unicestwiać? Dlaczego mielibyśmy skazywać na zapomnienie twórcę, który los człowieka XX wieku opisze pascalowską metaforą: człowiek czyli – „gałązka trzęsących się na wietrze snów”.  Piękne i prawdziwe -  a czyż jednoczesne odkrycie piękna i prawdy nie jest kolejną manifestacją korzenia europejskiej sztuki i kultury? Idźmy jednak dalej – „Alfabet oczu” jest opisem życia losów gromady wiejskiej – przy użyciu różnych środków poetyckich – w czasach I wojny światowej, odzyskania przez Polskę Niepodległości, wojny bolszewickiej, czasach moru, głodu i zarazy. Jak w jego wierszach odzwierciedla się ta okrutna rzeczywistość, w jakim stopniu poezja ta spełnia główne kryterium sztuki – stosowane np. przez Cz. Miłosza – prawdy o czasach, które opisuje? Poniżej zacytuje fragment krótkich wiersza pt.

„Dzień z igieł”

 

Trzy godziny patrzyłem w ziemie koło studni.

Rozsypało się, nasypało zachwytu, liliowych chmur   

                                                                i trzmieli,

że zadudnił w jelitach bunt glist.

Czarne ulice, szatani, czarne psy –

Od czekania – w uszach – słona krew

Matko i dzisiaj nie przyszedł do nas list!

 

Z białego puchu na niebie faramuszki.

Że nie można wyssać mleka z chmur,

Zakrwawiły ssie oczy od żegnania błękitu.

 

Gdym szedł szukając, co by zjeść

Na bagnie lśniły się kwiaty – złotoczerwone

                                                             kwiatuszki.

Żeby tak móc je w skibki chleba zmienić

Uciszyłby się może w mózgu rozszlochany oczu sznur.

 

Ten wiersz to w gruncie rzeczy poetycki reportaż, inny wiersz pt. „Głód” to zapis głodowych  majaków chłopskiego dziecka umierającego na przyzbie z głodu. Są to wiersze wstrząsające i prawdziwe, są to wiersze odzwierciedlające realne życie wsi polskiej w czasach I wojny światowej. Tak dotykalnych wizji głodu w polskiej poezji XX wieku nie ma. Te wiersze – jeszcze dzisiaj – porażają prawdą przeżycia i brutalnym pięknem opisu. Są na tle poezji XX- lecia międzywojennego czymś wyjątkowym i samoistnym. Dlaczego Miłosz i jego przyjaciele nie chcieli tego dostrzec? Dlaczego nasz noblista zachwycał się komunistycznymi reportażami z życia biedoty wiejskiej, przeładowanymi wulgarną sowiecka ideologią drukowanymi w „Miesięczniku Literackim”, a nie dostrzegał szczytów poezji polskiej swego pokolenia, które osiągał jego kolega w opisach głodu? Dlatego, że „Dzień z igieł”, „Głód” i inne wiersze z „Alfabetu oczu” są  pamiętnikiem dziecka polskiej wsi, który ani razu nie odwołuje się do ideologicznych „niuansów” socjalistycznej filozofii. Głód jest głodem a nie rezultatem kapitalistycznej gospodarki czy konfliktów między imperialistycznymi potęgami.


Głód upodabnia ludzi do ich wiejskich współbraci, krów przeżuwających trawy i kwiaty, koni szczypiących koniczynę. Ta zwierzęco-ludzka solidarność w głodzie jest w przejmujący sposób opisana przez poetę. „Alfabet oczu” jest skrajnie naturalistycznym, wręcz biologicznym opisem życia chłopów, jest pijaną od głodu piosenką śpiewaną przez chore dziecko przerażone wojną i cywilizacją. W tym poetyckim tomiku wszystko jest zadziwiające, oto dziecko polskiej wsi używając najbardziej wyrafinowanych awangardowych metod poetyckich ośmiela się zanegować ideał sztuki polegającej na szlifowaniu formy, na przerabianiu bezkształtu w kształt. To nie harmonia i forma jest poezją – zdaje się mówić poeta – lecz pierwotne uczucie zachwytu i przerażenia nieobleczone jeszcze w poetyckie konwenanse jest autentyczną sztuką. Tego było za wiele. To była bezczelność, to była szaleńcza odwaga kulturowa, którą należało uśmiercić, zniszczyć i ci, którzy wyrok wykonali – Miciński, Miłosz, Napierski – wygrali. Poeta, bard ruchu, biegu dzikości, głodu i nędzy, przestraszył się swojej odwagi; następne tomiki po „Alfabecie oczu” są jego bladym cieniem.


Poeta popełnia poetyckie samobójstwo, dokonuje symbolicznej kulturowej autodestrukcji by zostać zaaprobowanym przez szlachecko-inteligencką sztukę. A ponieważ miał talent to te blade grzeczne wierszyki z „Obłoków wiosennych” (wydanie – 1938 r.) przyjęte zostają chórem zachwytu. Karzemy cię za twoja oryginalność, nagradzamy za umiejętność imitacji. Historia „Alfabetu oczu” jest paradygmatem relacji społecznych między warstwa chłopska i warstwą szlachecko-inteligencką, która w Polsce sprawuje rząd dusz od stuleci. Władca – Bolesław Miciński – pisze, że tomik należy zniszczyć – i jego kulturowy poddany, bez słowa sprzeciwu rozkaz wykonuje. S. Piętak zniszczył bowiem w 1935 r. resztki nakładu tomiku, ba według relacji jego przyjaciół, do końca życia, szukał po bibliotekach i u znajomych tego tomiku, pożyczał go pod byle pretekstem a następnie wyrzucał go do śmietnika. Wiersze z „Alfabetu oczu” były wznawiane, ale poprawione -  a poprawki były przez poetę wykonane zgodnie z zaleceniami B. Micińskiego. Oto wzór kulturowego niewolnika, który na rozkaz pana unicestwia w sobie to co ma najcenniejsze. Podobno w Rzymie piękne niewolnice by przypodobać się swojej pani,  oszpecały sobie twarze i piersi.


Piotr Piętak 

 

[1] Patrz Witold Gombrowicz – „Ferdydureke” Państwowy Instytut wydawniczy Warszawa 1956 –str. 286 – cytat str.214 -215 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo