Marta Wawrzyn Marta Wawrzyn
77
BLOG

Gdzie możliwe staje się niemożliwe

Marta Wawrzyn Marta Wawrzyn Kultura Obserwuj notkę 32

Wisienka

Polska, miasto 250 do 500 tysięcy mieszkańców. Tramwaj. Za oknem osiedle z wielkiej płyty. Stała z tyłu, jedną ręką przeglądając gazetę, drugą próbując łapać równowagę, bezbłędnie przy tym wybierając momenty, w których w ogóle nie było to potrzebne. W połowie drogi między kolejnym tytułem a leadem (więcej w gazetach nie czyta, bo i po co, skoro to wszystko wiadomo dzień wcześniej?) podniosła wzrok.

Nieco zmieszana pulchna brunetka, stojąca obok, nabrała pewności:

- Czeeeeść. Wieki całe!!! Kiedyśmy się ostatnio widziały? Ze trzy lata będzie, nie?

- No taaak. Chyba jakoś tak... Cześć K. Co u ciebie?

- U mnie? Super! A jak u ciebie, powiedz? Skończyłaś studia, nie? Wracasz do domu? Masz męża? Albo chociaż narzeczonego? A może... jesteś w ciąży? Choć nie, nie, jaka ty chuda jesteś! No, opowiadaj wreszcie!

- Więc... Męża nie mam. Narzeczonego też nie. Ale ostatnio udało mi się wytrzymać ponad miesiąc z jednym facetem. Sukces, nie? Ale to chyba tylko dlatego że prawie się nie widywaliśmy. Niegłupia recepta na długi związek, swoją drogą... Wiesz, tak w ogóle to po cholerę nam w ogóle faceci? Dobre wino plus wibrator - taniej, prościej i przyjemniej, hehe. A właściwie... czemu ty mi tak źle życzysz? Męża, ciąży? K., ty jaja sobie ze mnie robisz, nie?

- Patrz!!! - K. wyciągnęła rękę ozdobioną pierścionkiem - Śliczny, nie? To już za miesiąc!!!

- O, no tak, ładny. Gratuluję. Ale słuchaj, bo ja już właściwie wysiadam. Miło było cię spotkać. No to... na razie.

Czekając na następny tramwaj, myślała, co następuje. Pierścionek był złoty. Kiczowaty. Miał jakieś kolorowe, błyszczące oczko. Skojarzyło jej się z odpustem. Przemknęła jej też przez głowę myśl o paciorkach dla tubylców. Per analogiam chyba. Nie była pewna, do czego ani czy nie przesadza. Tak czy siak pierścionek ładny nie był.

K. też nie była ładna. Wszystkiego było w niej i na niej za dużo. Czarnych tapirowanych włosów. Tłuszczu na brzuchu. Sztuczności w uśmiechu. Tuszu na rzęsach. Kolorów na paznokciach. Głupoty w głosie. Złota na torebce i pantofelkach. Kiczowaty pierścionek był idealną wisienką, wieńczącą to tak typowe dzieło Boże. Albo i nieboże.

Kiedy widziały się poprzednim razem, a było to prawie równe cztery lata temu, K. właśnie oblała egzaminy do łódzkiej filmówki. Po raz drugi. Podobno tym razem prawie się dostała. Przeszkodziły troszkę krzywe zęby. Wystarczyło wyprostować i już mogła startować ponownie. W międzyczasie studiowała polonistykę na zaściankowej uczelni. Na wszelki wypadek.

Kiedy poznały się w liceum, ponad osiem lat temu, K. była piękna, głośna i zajmująca. Miała wielkie marzenie. Co tam marzenie...! Cel. Aktorstwo. Przez cztery lata łaskawie pozwalała się uwielbiać kolegom i nauczycielom. Wszyscy, z nią samą na czele, wierzyli, że będzie drugą Krystyną Jandą. Albo chociaż Kasią Figurą. Nie będzie.

 

Książki w księgarni sprzedawać

Kawiarnia w centrum miasta. Rzadka, przesłodzona, słowem bardzo niedobra czekolada. Siedziała tam z A.

- Szkoda, że tak głupio minęłyście się z M. Ty pewnie znowu przyjedziesz za pół roku albo za kolejne pół roku, a M. tu będzie na początku września. Możliwe, że na trochę dłużej. Bo wiesz, M. ma trochę kłopotów ostatnio.

- ?

- No mówiłam ci, obroniła się, nie? A wcześniej pracowała na tej swojej stacji. I chyba tam zrozumiała, że tak naprawdę nie chce już tego, czego chciała cały czas. Znaczy myślała, że chciała. No i chyba wolałaby żyć prościej. Rozumiesz?

- Jak dotąd niewiele. Znaczy co chce robić? I jak doktorat, dostała się?

- No... właśnie zrezygnowała chyba.

- Całkiem?

- No... tak jakby. Bo widzisz, wyszło jej, że wcale tego nie chce. Że może wrócić do domu, pracować sobie spokojnie w kinie czy sklepie i być szczęśliwa. Wystarczy jej to. Rozumiesz?

- Znaczy... ona chce tu wracać na zawsze?

- Możliwe, że tak.

Rozumiała coraz mniej. M. była wariatką, fakt. Zdarzały jej się dziwne pomysły. Przez pięć lat studiów w większym mieście, takim od 500 tys. do miliona, z cichej blondynki z krzywymi zębami, zaczytanej w starożytnych książkach (w oryginale, a jakże!), nie znoszącej tracenia czasu na bzdury, takie jak picie, palenie i gadanie o niczym, przeobraziła się we wściekle rudą koneserkę wszelkich możliwych knajp i alkoholi, hodującą pod łóżkiem marychę. Specjalnie dla zielska zamieniła nawet zwykłe światło na jarzeniówkę, bo podobno dzięki temu lepiej rośnie. Słowem, zbzikowała co nieco.

I tylko zamiłowanie do starożytnych ksiąg jej nie minęło. Oprócz łaciny, którą poznała całkiem nieźle już w wieku lat nastu, na studiach nauczyła się greki. W ciągu pięciu lat pochłaniała jak leci zawartość biblioteki Instytutu Filologii Klasycznej i Kultury Antycznej. Wśród wszystkich dziwnych zawirowań, terroryzmu, lustracji, braku kasy na piwo i nie działającego ogrzewania w kamienicy, jedno było w jej życiu pewne - że zostanie panią doktor, a potem panią profesor. Bo co może robić filolog klasyczny? Czytać mądre książki i rozmawiać o nich z głupszymi od siebie. Z mądrzejszymi też, ale tych akurat na świecie jest niewielu. Ale książki można też sprzedawać. W księgarni.


Dewaluacja po częstochowsku

Częstochowa, jej (byłe) miasto 250-500 tys., z roku na rok coraz bardziej przekraczała jej możliwości pojmowania. Zwykle przyjeżdżała tam na dzień-dwa. Dworzec, autobus, zielony domek, pieski, cześć, cześć, ojej, ależ się stęskniłam, do zobaczenia za pół roku. Widywała wciąż te same twarze - z roku na rok coraz starsze, coraz smutniejsze, coraz brzydsze, coraz mniej znajome.

Zwykle myślała o Częstochowie jak o miejscu, w którym można wreszcie chwilkę odsapnąć. Uspokoić się, przestać gonić, zapomnieć, co to komórka (ach, wróćcie te piękne czasy, kiedy na obrzeżach miasta nie było zasięgu!) i internet. Z czasem zaczęła dostrzegać, że to nie tak. Że jej sielanka to zwykły, banalny zaścianek. Polska B. Miejsce, w którym nieomal każde możliwe ma szansę stać się niemożliwe. Nie na chwilę, nie na kilka lat nawet. Na zawsze.

Kiedy miała 12 lat, pani od polskiego zapytała dzieci z jej klasy, co chcą robić w przyszłości. Kim chcą być. Lekarze, podróżnicy, detektywi... Ona napisała: Jak dorosnę, będę sławną pisarką. Bo lubię pisać i lubię, kiedy ludziom podoba się to, co piszę. Właśnie tak. Nie chcę być, ale będę. Nie pisarką, ale sławną pisarką. Bo po co pisać, jeśli nikt tego nie przeczyta? Mają czytać tłumy. Miliony. I najlepiej składać hołdy - kwiaty pod oknem, listy od wielbicieli, takie tam. Strasznie głupia była, wie.

Pięć lat później, w liceum, otaczali ją sami przyszli aktorzy, prawnicy, psycholodzy, profesorowie. Ona nadal najbardziej chciała pisać i żeby ludziom podobało się to, co pisze. Kolejne pięć lat później nie zmieniło nic. Nic się zmieniło do dziś. W międzyczasie niedoszłe sławy estrady tudzież palestry pozakładały rodziny, powyjeżdżały na niekończące się saksy do Dublina albo innego Londynu, chodzą codziennie do nudnej pracy, którą kończą punkt 15./18., paplają o bzdurach, oglądają seriale produkcji polskiej, uprawiają nudny seks, wyjeżdżają na tydzień nad morze, gotują obiady.

A ona nadal jest głupia. I zwyczajnie nie rozumie, jak to się dzieje, że wokół niej postępuje dewaluacja marzeń. Że wszyscy rezygnują z walki o rzeczy wielkie i ze sztucznym uśmiechem wciskają się w schemat. Że zamieniają swoje największe życiowe pragnienia we wspomnienia o tym, jacy to byli głupi, kiedy byli dziećmi. W końcu zamykają je na zawsze w trumnie niepamięci i zabijają gwoździami, by nigdy do tych koszmarnych mrzonek z przeszłości nie wracać. I być szczęśliwymi ludźmi. Zwykłym, prostym, pokornym szczęściem.

I tylko czasem myśli sobie, że może już pora przestać roić o rzeczach wielkich. Bo prawda jest taka, że rzeczy wielkie mało kogo dotyczą. I jej pewnie też dotyczyć nie będą. A czuć się szczęśliwą, to byłoby coś.


PS. Fajna rzecz, taki blog. To moja 50-tka w Salonie i setka na swoim. Czyli podwójnie świętuję, drogie dzieci :D

PPS. Przepraszam K. i M.

PPPS. No i znowu trzeba przewijać i przewijać. Tym razem to już tylko moja wina;)

kontakt mailowy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura