mimm mimm
72
BLOG

Wielka gra...

mimm mimm Kultura Obserwuj notkę 0

„[…] Wałęsa – kontynuował Papież – stał się już dla społeczeństwa symbolem. Czy potrafi i będzie mógł tej roli sprostać? Zapewne jego zwolnienie jest nie na rękę tym, którzy zlikwidowali związki zawodowe i którzy teraz będą czynić wszystko, by symbol ten zniszczyć moralnie, by go spłaszczyć i skompromitować. Do tego nie wolno dopuścić”.

J. Zabłocki, Dzienniki, tom III: 1981 – 1986, cz. II.

Wprowadzenie Stanu Wojennego 13 grudnia 1981 roku było wydarzeniem, które odbiło się na życiu zarówno narodu, jak i jednostek. Z pewnością najbardziej dotknęło choćby prawie 3,2 tys., ludzi, którzy zostali zatrzymani już pierwszej nocy jego obowiązywania. Wśród tych osób stanowiących w wielu wypadkach czołówkę działaczy demokratycznych znalazł się również Lech Wałęsa. Przewodniczący Solidarności początkowo był przetrzymywany w Chylicach niedaleko Warszawy. Stamtąd już 15 grudnia 1981 roku przewieziono go do Otwocka, gdzie przebywał do 11 maja 1982 roku. Następnie komuniści przenieśli Wałęsę do Arłamowa, gdzie znajdował się do momentu zwolnienia tj. do 13 listopada 1982 roku.

Samo zatrzymanie Lecha Wałęsy, choćby ze względu na jego pozycję społeczną i polityczną, odbiegało od standardowych procedur, którymi tej dramatycznej nocy kierowały się służby. Warto w tym miejscu wspomnieć, że wielu zatrzymanych było podczas tej akcji bitych i poniżanych. Nie informowano ich o tym, gdzie są wywożeni, w związku z tym wielu z nich przypuszczało, że są transportowani do ZSRR.

W przypadku Wałęsy, który odmówił otwarcia drzwi, postawiono na negocjacje. Trwały one do 5 rano. Z ramienia władz prowadzili je Tadeusz Fiszbach, I sekretarz KW PZPR w Gdańsku oraz Tadeusz Kołodziejski, wojewoda gdański. Co ciekawe i warte podkreślenia początkowo przywódca wolnych związków zawodowych nie był formalnie internowany. Władze na tę okoliczność wymyśliły górnolotne określenie, iż jest on „gościem rządu” zaproszonym na rozmowy z ministrem Stanisławem Cioskiem. Wkrótce jednak tj. 26 stycznia 1982 roku, kiedy wręczono mu stosowną decyzję, jego status zmienił się na „internowany”.

W tym miejscu należy napisać, że zarówno formę zatrzymania Lecha Wałęsy, jak i warunki, w jakich przebywał w kolejnych miejscach odosobnienia, determinowały w głównej mierze plany komunistów, wobec jak to formułowały rządowe media, obywatela Wałęsy. Zamiary te związane były z chęcią odtworzenia Solidarności, ale już ze zmienionym charakterem i oczywiście jako organizację podporządkowaną władzom. Aby taka struktura mogła się uwiarygodnić w społeczeństwie, potrzebny był rządzącym Wałęsa, którego starano się pozyskać dla tej koncepcji. O tym o jak wysoką stawkę wówczas grano przypomina Władysław Frasyniuk, który pisze: „[…] załamanie się Wałęsy byłoby także naszą porażką. […] gdyby Wałęsa pękł, wykonał jakiś, jakikolwiek pozytywny gest w stronę władzy, my stracilibyśmy mandat. A już nie mówiąc o tym, że znaczna część ludzi po prostu zrezygnowałaby z tego ryzyka, które wiązało się z konspiracją”.

Takim gestem miało być w rozumieniu władzy stanięcie przez Wałęsę na czele neoSolidarności. Rządzący bardzo poważnie traktowali te plany, a przygotowania do ich realizacji biegły równolegle do przygotowań wprowadzenia stanu wojennego. Dlatego też po 13 grudnia związek nie został rozwiązany, a jedynie czasowo zawieszony. Spełnieniu oczekiwań władzy miało służyć m.in. oddzielenie Wałęsy od pozostałych internowanych, co miało ułatwić wywieranie na nim presji także psychicznej. Był to jeden z dwóch przypadków takiego postępowania rządzących wobec osoby internowanego. Dostęp do przewodniczącego Solidarności oprócz co oczywiste ludzi władzy mieli tylko księża oraz rodzina. Notabene żona Wałęsy, Danuta w momencie uwięzienia męża znajdowała się w ósmym miesiącu ciąży. Warto nadmienić, że osoby odwiedzające uwięzionego przywódcę Solidarności były w stanie zapewnić mu szczątkową łączność z innymi osadzonymi m.in. przenosząc listy. Były one kierowane m .in. do Jana Pawła II i abp Józefa Glempa.

Rozmowy na temat akcesu Lecha Wałęsy do odtworzonej pod egidą władzy Solidarności rozpoczęły się już w Chylicach, a prowadził je Stanisław Ciosek. Początkowo wyglądało na to, że zamiary rządzących mają szansę powodzenia, wkrótce jednak rozmówca Cioska postawił warunki dalszych rozmów, które okazały się nie do przyjęcia przez komunistów. Pierwszym i zarazem najważniejszym z nich było umożliwienie Wałęsie swobodny kontakt z doradcami. Władze owszem chciały taki kontakt umożliwić jednak z osobami, które przebywały na wolności tj. z Wiesławem Chrzanowskim, Władysławem Siła – Nowickim i Janem Olszewskim. Tymczasem Wałęsa uparł się na osoby Bronisława Geremka i Tadeusza Mazowieckiego oraz Karola Modzelewskiego, a więc ludzi, którzy byli internowani. Władza nie chciała przystać na nich, ponieważ oznaczałoby to konieczność ich uwolnienia, a to zostałoby odebrane jako jej porażka. Wkrótce jednak zaszły wydarzenia, które spowodowały, że stanowisko przewodniczącego Solidarności uległo usztywnieniu.

16 grudnia w kopalni Wujek zastrzelono 9 oraz raniono ponad 20 strajkujących górników. Reakcją Wałęsy na te wydarzenia było stwierdzenie, że w tej sytuacji „rozmowy są potrzebne partii, a nie nam”. Dodał przy tym, że warunkami dalszych rozmów jest przeniesienie ich za poręczeniem Kościoła na neutralny teren, zwolnienie jego osoby oraz umożliwienie mu stałego i bezpośredniego kontaktu z Prezydium Komisji Krajowej, oraz doradcami. Stanowisko Wałęsy oznajmił władzom ks. Orszulik. Trzeba zaznaczyć, że na tym etapie Kościół zaakceptował swoją rolę jako pośrednika. Wynikało to z tego, że duchowni chcieli uniknąć dalszej eskalacji wydarzeń. Dał temu wyraz 18 grudnia 1981 roku kard. Franciszek Macharski, mówiąc „w dalszym ciągu istnieje możliwość konspiracji i możliwość partyzantki jak w Salwadorze. Nie mogę uwolnić się od grozy; do nas wróciło wszystko, co jest na Zachodzie, poza jedną rzeczą – terroryzmem. Nie mogę uwolnić się od poczucia odpowiedzialności za to, co się stało. Nie jest tak dobrze, jak się wydaje. Nie jesteśmy w stanie opanować ludzkich sumień. Z trwogą myślę o tym, co może nastąpić”. Dlatego też Kościół powtórzył warunki stawiane przez Wałęsę władzy w Pro memoria Sekretariatu Episkopatu Polski z 4 stycznia 1982 roku.  Postawa przewodniczącego Solidarności zdaniem ks. Orszulika powodowała, że rządzący stracili inicjatywę w swoich dotychczasowych planach co do neoSolidarności.

Wkrótce zresztą komuniści zrezygnowali z prób wykorzystania postaci Wałęsy w swych zamierzeniach. 18 stycznia w trakcie rozmów w Episkopacie Kazimierz Barcikowski stwierdził: „Zastanawiamy się, czy nie wyjść z inicjatywą odrodzenia związku od dołu, przez organizacje zakładowe, potem organizacje branżowe. Ostatni etap stanowiłoby ustanowienie władz centralnych”. Jeszcze wcześniej 6 stycznia Barcikowski powiedział duchownym: „Straciliśmy sporo czasu na oczekiwanie na zmianę w postawie Wałęsy. Rozmowy z Wałęsą na temat porozumienia narodowego zostały wyhamowane”. Z kolei na początku stycznia w jednym z dokumentów MSW napisano, że Wałęsa przyjmuje „postawę nieodpowiadającą wymogom koniecznych przemian w związku”. Jednocześnie z tym pojawił się pomysł postawienia przewodniczącego związku przed Trybunałem Stanu. Sam Wałęsa w grypsie do Modzelewskiego pisał „w tej sytuacji, jaka powstała żadne paktowanie nie ma sensu. Ani kroku wstecz, żadnych ustępstw”. Jednemu z borowców oświadczył zaś, że „nie zamierza podjąć działalności związkowej w nowo tworzonych związkach zawodowych oraz proponuje, aby ich przewodniczącym został generał Jaruzelski lub redaktor Rakowski, albo działacz społeczny – minister Ciosek”. Redaktor Rakowski natomiast w swoich dziennikach zanotował "obaj z Cioskiem uważamy, iż nie ma pewności, kiedy to, co mówi Wałęsa, jest chytrą taktyką, a kiedy są to rzeczywiste poglądy".

Taka postawa Wałęsy spowodowała, że wkrótce stał się on kłopotem dla władz. Te zaś zaczęły rozważać, w jaki sposób od tego brzemienia się uwolnić. Pierwszym z pomysłów było oddanie osoby przewodniczącego Solidarności pod opiekę Kościoła. Ten uchylił się od tego, a ks. Orszulik powtórzył Kazimierzowi Barcikowskiemu słowa Prymasa, że „Kościół nie może być przedłużonym ramieniem władzy i więzić Wałęsy”. Inną koncepcją rządzących było uwięzienie Wałęsy w areszcie domowym w miejscu zamieszkania jakiegoś intelektualisty. Również ten pomysł nie wypalił. Na chwilę powrócono zatem do próby przeciągnięcia więźnia na swoją stronę. Miał tego dokonać w październiku 1982 roku Stanisław Ciosek podczas rozmów bezpośrednio z Wałęsą. I ta próba okazała się jednak nieudana. Władze zrezygnowały wówczas ostatecznie z próby „odbudowy” Solidarności. Widomym znakiem tego było jej rozwiązanie oraz uchwalenie nowej ustawy o związkach zawodowych. O rewizji stanowiska rządzących świadczyła również zmiana narracji mediów o Lechu Wałęsie. Wobec niepowodzenia pozyskania jego osoby do swoich planów władze podjęły bowiem próbę zniszczenia wizerunku przywódcy związkowego. Miało się to odbyć przede wszystkim dzięki tzw. rozmowie braci. Były to taśmy nagrane przez SB podczas odwiedzin brata Lecha Wałęsy Stanisława. Taśmy te spreparowane i zmontowane były używane w rządowych mediach jako oręż propagandowy.

Postawa Wałęsy nacechowana przekonaniem o swojej wielkości i sile spowodowała, że władze postanowiły zwolnić go z internowania. Stanisław Ciosek pisał zaś w tamtych dniach o przywódcy Solidarności, że „sprawia wrażenie odprężonego i pewnego siebie. Czuje się przywódcą związku”. Ze słów tych jasno wynika, iż Wałęsa miał świadomość, że dla przeciętnego robotnika, ale nie tylko, stał się symbolem walki z partią i jej reżimem. Z kolei partia doskonale sobie z tego zdawała sprawę, a także z tego, że wobec postawy przywódcy związku niewiele więcej można osiągnąć na tym polu. Wiedziano także, iż iż takie postrzeganie Wałęsy przez ogół społeczeństwa daje jednocześnie w pewnym sensie gwarancję bezpieczeństwa. Jakikolwiek bowiem uszczerbek na zdrowiu nie mówiąc już o utracie życie, groził nieprzewidzianymi konsekwencjami wewnętrznymi i zewnętrznymi. Zbigniew Romaszewski, współtwórca w podziemiu Radia Solidarność, rozpatrując wspomnianą wyżej zależność pomiędzy Wałęsą i przeciętnym robotnikiem, pisał: "ruch społeczny Solidarność patrzył, gdzie jest sztandar, a tym sztandarem był niewątpliwie Lech Wałęsa". Bezpośrednim zaś potwierdzeniem pozycji tego człowieka było, wydane już po jego zwolnieniu, oświadczenie Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej o gotowości do swego rozwiązania  i przejęciu tym samym władzy nad podziemnymi strukturami przez Wałęsę jako demokratycznie wybranemu przywódcy związku.

Partia więc więziła Wałęsę, ale niewiele mogła mu zrobić w gruncie rzeczy i to pomimo wrogiej jego postawy wobec niej. Pomimo więc opinii generała Kiszczaka, który na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR, stwierdził „będziemy mieli z nim kłopoty”, jedynym wyjściem dla rządzących było zwolnienie Lecha Wałęsy. Co też nastąpiło 13 listopada 1982 roku.

Na koniec, aby podkreślić niezachwianą wiarę Wałęsy w ostateczny sukces Solidarności, warto przywołać wywiad, jaki w marcu 1981 roku, a więc jeszcze przed swym uwięzieniem udzielił on Orianie Fallaci. Jak wspominała włoska dziennikarka, Lech Wałęsa podczas rozmowy powiedział wówczas nagle: „Zobaczy pani, że ja zostanę prezydentem”. Fallaci uważała wówczas, że przywódca związku żartuje. Następnego dnia więc dopytywała się go o tę wypowiedź. Ten potwierdził, że tak uważa. Co więcej, zażądał, by słowa te znalazły się w wydrukowanej wersji. Pomimo to żurnalistka nie zrobiła tego i pominęła ten fragment rozmowy w druku. Jak wspominała, sądziła wówczas, że przytoczenie tych słów może ośmieszyć przywódcę Solidarności w oczach Polaków i odbiorców zagranicznych. Jak bardzo się myliła, pokazała przyszłość.

Literatura:

T. Kozłowski, G. Majchrzak, Kryptonim 333. Internowanie Lecha Wałęsy w raportach funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, Chorzów 2012.






mimm
O mnie mimm

mimmochodem...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura