mimm mimm
1891
BLOG

Był wiek siedemnasty, rok dwudziesty siódmy...

mimm mimm Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 18


28 listopada 1627 roku ciszę poranka na Zatoce Gdańskiej przerwał armatni wystrzał. To dowodzący flotą polską admirał Arendt Dickman dał znać podległym sobie okrętom i załogom, że czas uderzyć na stojącą naprzeciw nim flotę szwedzką. W ten sposób rozpoczęła się bitwa pod Oliwą, najbardziej znane starcie polskiej marynarki z okresu pierwszej Rzeczpospolitej. Jest paradoksem, że o człowieku, który wówczas dowodził naszą eskadrą, wiemy tak mało. Zwłaszcza jeśli porówna się tę sytuację z innymi państwami morskimi, gdzie żywoty najwybitniejszych dowódców są powszechnie znane. Świadczy to o tym, że obecna Polska ciągle stoi plecami do morza. Ta notatka będzie drobną, bardzo drobną próbą zebrania dostępnych wiadomości na temat Arendta Dickmana.

Pierwsza Rzeczpospolita, określana także czasem może przesadnie jako „państwo bez stosów” była bezpieczną przystanią dla wielu narodowości ówczesnej Europy i nie tylko. Wśród nich znaleźli się także Holendrzy, nazywani przez naszych przodków Olędrami. Z czasem przybyszów tych było tyle, że nazwy tej zaczęto używać również w odniesieniu do innych nacji. Powodem migracji tych ludzi do Rzeczpospolitej były przemiany społeczno – gospodarcze zachodzące na zachodzie kontynentu, ale także prześladowania religijne. Można pokusić się o stwierdzenie, że owi Olędrzy dzielili się na dwie grupy, ludzi lądu i ludzi morza. Przy czym osadnictwo związane z życiem na lądzie, chronologicznie patrząc, było pierwsze. Co jednak warto zauważyć, nawet owym olęderskim szczurom lądowym, nie były obce sprawy morskie, choćby w zakresie melioracji, czego świadectwa możemy oglądać po dziś dzień np. na Żuławach. Z czasem wraz z nimi pojawili się ludzie morza. Ludzie, dla których morze było głównym źródłem utrzymania i sensem życia. Przyciągał ich tutaj dynamiczny rozwój handlu morskiego, głównie płodami rolnymi, ówczesnej Polski oraz związki polskich miast nadbałtyckich z Hanzą.

Takim właśnie człowiekiem był Arendt Dickman, a właściwie Arendt Dijkman. Dokładna data jego urodzin nie jest znana, aczkolwiek przypuszcza się, że przyszedł na świat w 1572 roku w (i to wiadomo), niderlandzkim mieście portowym Delft. Jak właściwie wszyscy mieszkańcy tego położonego we Fryzji miasta, był od najmłodszych lat związany z morzem i handlem morskim. Wiadomo, że w pierwszym okresie życia pływał na statkach handlowych między portami holenderskimi a bałtyckimi. Oczywiście oznaczało to, że zawijał także do Gdańska, będącego wówczas głównym portem Rzeczpospolitej i jednym z najważniejszych ośrodków handlowych na Bałtyku. Musiał poznać to miasto szczególnie dobrze, ponieważ w 1608 roku osiedlił się w nim na stałe. Wkrótce został członkiem Gdańskiego Związku Kapitanów Morskich, co świadczy o jego pozycji społecznej i zawodowej wśród tamtejszego mieszczaństwa.

W ten sposób nasz bohater zwrócił na siebie uwagę królewskich komisarzy, którzy zaproponowali mu wstąpienie do tworzonej właśnie przez Zygmunta III Wazę marynarki wojennej. Władca ten doszedł bowiem do skądinąd słusznego wniosku, że starcia ze Szwecją, którego nowa faza właśnie była widoczna na horyzoncie, nie sposób wygrać bez posiadania floty wojennej. W swych zamiarach polski władca był podtrzymywany przez otoczenie, w tym najwybitniejszego polskiego dowódcę tej doby, hetmana Stanisława Koniecpolskiego. Pisał on do króla m.in.: „gdyby było u WKMci ze dwadzieścia dobrze armowanych okrętów, wiele by z niemi mogło było robić i ciężko by było nieprzyjacielowi z portu swego wyniść”. Jako ciekawostkę można tu przywołać fakt, iż hetman ten odpowiedzialny wówczas za obronę Pomorza, po zlustrowaniu wybrzeża postanowił wybudować umocnioną redutę morską, a następnie port dla floty wojennej. Na miejsce tej bazy wybrał… Oksywie, położone obok niewielkiej wioski rybackiej Gdyni.

Tymczasem kariera Arendta Dickmana u progu nowej wojny ze Szwecją, nabierała rozpędu. W 1626 roku został mianowany nadkapitanem, a więc według ówczesnej nomenklatury polskiej, dowódcą eskadry. Dalsza jego służba na morzu związana była z działaniami wojennymi wokół blokowanego wówczas przez Szwedów Gdańska. W pobliżu tego portu krążyła wówczas silna flota szwedzka, której liczebność dochodziła momentami do 25 okrętów. Jej liczebność jednak zmalała, ponieważ w 1627 roku wraz z jesiennymi sztormami większość jednostek odeszła do portów macierzystych, a Gdańsk blokowało po 2 października jedynie dwanaście dużych okrętów nieprzyjaciela. Na początku listopada i te siły uległy uszczupleniu, gdyż część okrętów udała się do Piławy. Wówczas Komisja Okrętów Królewskich, czyli po prostu polska admiralicja, postanowiła o zaatakowaniu szwedzkiej eskadry, zanim i ona uda się przed zimą do baz w Szwecji. Decyzję tą podjęli komisarze 23 listopada 1627 roku. Tego samego dnia opracowano 20 punktową instrukcję, którą mieli kierować się polscy dowódcy w nadchodzącym starciu morskim. Instrukcję tą podpisał dzień później przewodniczący Komisji Gabriel Posse oraz czterech jej członków; Wolfgang von der Oelsnitz, Herman von der Becke, Jan Wendt, Daniel Riediger.

W dokumencie tym już punkt pierwszy oddawał władzę nad okrętami oraz ich załogami wraz z nominacją na admirała, w miejsce chorego dotychczasowego dowódcy Wilhelma Appelmana Arendtowi Dickmanowi. Jednocześnie dowódcą zaokrętowanych żołnierzy piechoty morskiej wyznaczono kapitana Jana Storcha. Obu polecono przeniesienie się na Świętego Jerzego, który miał być okrętem admiralskim. W pozostałych punktach zawarto wytyczne dotyczące dowodzenia, walki oraz dyscypliny. 25 listopada królewscy komisarze wręczyli na pokładzie Świętego Jerzego obu wyznaczonym dowódcom po jednym egzemplarzu instrukcji. Nazajutrz wydano zaś rozkaz wyjścia okrętów w morze.

Po opuszczeniu nie bez komplikacji Wisłoujścia polska flota przebywała na redzie. Tam też w nocy z 27 na 28 listopada admirał Dickman na pokładzie okrętu admiralskiego zwołał zgodnie z punktem 7 instrukcji radę wojenną. Przedstawił na niej swój plan stoczenia bitwy z eskadrą szwedzką blokującą Gdańsk. Podzielił jednocześnie 10 podległych sobie okrętów na dwie eskadry. Pierwsza złożona była ze Świętego Jerzego, Panny Wodnej (Adolf von Argen), Latającego Jelenia (Ellert Appelman), Żółtego Lwa (Hans Kizero) i Czarnego Kruka (Aleksander Blayr). W skład drugiej wchodził jako okręt wice admiralski Wodnik (Hermann Witte) oraz Król Dawid (Jakub Murray), Arka Noego (Magnus Wesman), Płomień (nn) i Biały Lew (Piotr Bose). Poszczególni dowódcy mieli zwracać uwagę na komendy i manewry swoich okrętów flagowych, a więc Świętego Jerzego i Wodnika. Było to tym bardziej ważne i trudne zarazem, że w nadchodzącym starciu admirał Dickman postanowił uformować podległą sobie flotę w szyku roju, a nie w torowym.

28 listopada 1627 roku około godziny 6 rano Polacy dostrzegli idącą w szyku czołowym od Helu w ich kierunku eskadrę szwedzką złożoną z 6 jednostek. Szyk szwedzki otwierał Tigern, za którym płynął Pelikanen. Nieco w tyle szły pozostałe szwedzkie jednostki tj. Solen, Manen, Papegojan i Enhorningen. Jeszcze przed rozpoczęciem bitwy po stronie polskiej powstała mała konfuzja, ze względu na to, że nie wiedziano, który z okrętów szwedzkich Tigern czy Solen jest okrętem admiralskim, przeciwko któremu miał zgodnie z zasadami ówczesnej taktyki i obyczaju stanąć Święty Jerzy. Po wskazaniu Dickmanowi, że to na pierwszej z wymienionych jednostek znajduje się szwedzki admirał (w rzeczywistości wiceadmirał) Nils Goransson Stiernskold, polski dowódca miał powiedzieć: „skierujcie się w imię boże przeciwko niemu, musimy dostać się na jego pokład”. Zdanie to świadczy o tym, że zamiarem Arendta Dickmana było rozstrzygnięcie bitwy za pomocą odchodzącego powoli w przeszłość abordażu. Takiej taktyce sprzyjał właśnie szyk roju, w jakim płynęła polska flota.

Za rozstrzygnięciem walki za pomocą abordażu przemawiała również ocena sił obu stron. Trzeba bowiem pamiętać, że jakkolwiek flota polska liczyła więcej okrętów (10 do 6), to jednak większość z nich stanowiły pinki i fluity, a więc statki handlowe przebudowane na potrzeby wojny. Natomiast w klasie okrętów wojennych tj. galeonów lekką przewagę posiadali Szwedzi. Posiadali bowiem 5 jednostek tego typu wobec 4 polskich. Jeśli chodzi o liczbę dział zgromadzonych na pokładach obu eskadr, to przewagę posiadali Polacy (174/175 wobec 140), z tymże szwedzkie armaty posiadały większy działomiar (kaliber). Jedynym elementem, w którym strona polska miała przewagę to liczebność załóg. Polska flota liczyła około 1160 ludzi, w tym 770 żołnierzy piechoty morskiej. Natomiast po stronie szwedzkiej do boju stanęło w sumie około 700 marynarzy i żołnierzy. Wobec zdecydowanej przewagi w ludziach, a także podobnego poziomu wyszkolenia decyzja admirała Dickmana by abordażować szwedzkie okręty była więc prawidłowa.

Jako też polski dowódca postawą swego flagowego okrętu dał przykład pozostałym polskim jednostkom, jak mają walczyć. Już bowiem na początku starcia Święty Jerzy po wstępnej wymianie ognia działowego podszedł do prawej burty Tigerna i dokonał abordażu. Na pokładzie szwedzkiego okrętu rozgorzała walka, w której poległ wiceadmirał Stiernskjold. Zginał również dowódca polskiej piechoty morskiej kapitan Jan Storch. Wobec tego kierowanie atakiem na wrogą jednostkę musiał przejąć polski admirał. Dzięki jego postawie, a także zwykłych żołnierzy i marynarzy udało się zająć Tigern. Dokonano tego, pomimo iż polski okręt admiralski został zaatakowany przez Pelikanena, a nawet został ostrzelany przez Latającego Jelenia. Wsparty jednak przez Pannę Wodną przechylił ostatecznie szalę walki na swą korzyść.

„Wówczas Dickman znów skoczył ze swoimi ludźmi na szwedzką zdobycz, ażeby sprowadzić jeńców na nasz okręt. Gdy zaś stał na kampanii i cieszył się zwycięstwem użyczonym przez Boga, Pelikan, który zamknął wszystkie boczne klapy, oddał z działa stojącego na rufie jeszcze jeden strzał. Strzał ten, jak sądzą niektórzy, miał mu strzaskać obie nogi. Od tego strzału w niecałe pół kwadransa potem zeszedł z tego świata, pochwaliwszy uprzednio Boga i podziękowawszy mu. Tak więc ten dobry, pobożny Arndt Dickman, któremu Jego Królewska Mość nasz najłaskawszy król i pan powierzył właśnie stanowisko admirała, rozpoczął tę zwycięską bitwę, jak wyżej opowiedziano, w imię boże i ze szczególnym nabożeństwem do Boga ją zakończył”.

Wbrew powyższemu cytatowi nie jest jasne, z jakiego okrętu padł feralny strzał, który pozbawił życia polskiego dowódcę. Wersję mówiącą, że oddano go z pokładu Pelikanena, przyjęto na podstawie zeznań porucznika ze Świętego Jerzego Henryka Oloffsona. Tak też sprawę przedstawiono królowi w pierwszym sprawozdaniu z bitwy przygotowanym dla niego przez komisarzy. Tymczasem bosman z tego samego okrętu Jakub Otto twierdził, że kula, która zabiła Dickmana, została wystrzelona przez Latającego Jelenia, który w tym czasie podszedł z drugiej burty zajętego już właściwie Tigerna i zaczął go ostrzeliwać nieświadomy sytuacji na jego pokładzie. Bosman zeznał także, iż w momencie śmierci admirała nie było już w pobliżu szwedzkich okrętów. Dotyczyło to także Pelikanena. Jak było naprawdę, chyba już się nie dowiemy. Zastanawiające jest jednak, że pierwsze sprawozdanie z walki na redzie gdańskiej do momentu trafienia Dickmana komisarze oparli o relację Jakuba Otto. Natomiast sam moment śmierci, a także dalszy przebieg walki odtworzyli według zeznań porucznika Oloffsona.

Sam Zygmunt III Waza wysłał do komisarzy list, który dotarł do nich 18 grudnia. W liście tym wyraził niezadowolenie zarówno z przebiegu walki, jak i sprawozdania z niej przygotowanego przez królewskich urzędników. Sugerował, że możliwe było uzyskanie pełniejszego zwycięstwa i całkowite rozgromienie szwedzkiej eskadry. Nakazał również ponownie zbadanie zarówno przebiegu samej bitwy, jak i w szczególności okoliczności śmierci polskiego admirała. Wobec tego komisarze 22 grudnia rozpoczęli przesłuchiwanie świadków. Wkrótce jednak je przerwano ze względu na nieobecność w Gdańsku Panny Wodnej, Arki Noego i Latającego Jelenia, które zostały wysłane na rozpoznanie pod szwedzkie wybrzeże. Po powrocie z rekonesansu dwóch pierwszych i utracie w tej misji ostatniego z wymienionych okrętów komisarze wznowili postępowanie w połowie stycznia 1628 roku.

Tymczasem 2 grudnia 1627 roku odbył się uroczysty pogrzeb admirała Dickmana i kapitana Storcha w Gdańsku. Ciało tego pierwszego spoczęło w kościele farnym Panny Marii, natomiast drugiego w kaplicy przy tej świątyni.

3 sierpnia 2006 roku w bazylice Mariackiej zespół archeologów i antropologów profesora dr hab. Lecha Czerniaka, dr. Arkadiusza Koperkiewicza, prof. dr hab. Janusza Piontka i mgr Beaty Iwanek odkrył w kwaterze 238 przy północnej ścianie prezbiterium szczątki Dickmana oraz Jana Storcha. 2 grudnia 2007 w bazylice poświęcono płytę nagrobną polskiego dowódcy w bitwie pod Oliwą admirała Arendta Dickmana.



Literatura:

H. Mąka, Admirałowie polskiej floty. Od Mieszka I do admirałów XXI wieku, Warszawa 2015.
E. Kosiarz, Wojny na Bałtyku X-XIX w., Gdańsk 1978.
E. Koczorowski, Flota polska w latach 1587 – 1632, Warszawa 1973.
J. Wójcik, Dzieje Polski nad Bałtykiem, Warszawa 1972.
E. Koczorowski, Oliwa 1627, Warszawa 2002.
M. Krwawicz, Walki w obronie polskiego wybrzeża w roku 1627 i bitwa pod Oliwą, Warszawa 1955.




mimm
O mnie mimm

mimmochodem...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura