Mirnal Mirnal
112
BLOG

Zniesławianie osób (nie)publicznych

Mirnal Mirnal Rozmaitości Obserwuj notkę 0
Kto decyduje i na jakiej podstawie, że w mediach można podać pełne dane obywatela A, natomiast nie można ujawnić pełnych danych obywatela B? Kto zna takie zasady? Jeśli Ty nie znasz, to nie martw się - sądy również nie znają!


Po niemal roku od katastrofy, wzięto się za innych pilotów, tym razem żywych, którzy byliby pewnie anonimowi do końca życia, gdyby nie tragedia i w zaistniałej sytuacji stracili status osoby nieznanej lub mało znanej, czyli niepublicznej. Ciekawe, na jakiej podstawie prawnej?


Media podają - "Porucznik Artur Wosztyl, pierwszy pilot Jaka-40, którym na uroczystości w Katyniu lecieli dziennikarze, w prasie nie przyznawał się do lądowania poniżej minimum. Z zapisów czarnych skrzynek Tu-154 wynika, że mówił, iż warunki gwałtownie się pogarszają, jednak nie odradzał kolegom lądowania. Po przylocie jaka w Smoleńsku próbował bez powodzenia wylądować rosyjski Ił-76 i cudem uniknął katastrofy. Rozbił się prezydencki Tu-154".


Porucznik w miarę szczęśliwie wylądował przez rozbiciem feralnego Tu-154M, ale jego pech ujawnił się niedawno - okazuje się, że lądował bez zgody rosyjskich kontrolerów. Wojska lotnicze były znane z tego, że piloci, jeśli będą musieli lecieć na akcję, to i na wrotach od stodoły polecą. Jeden z generałów, utrzymując konwencję tego typu powiedzonek, zadeklarował, że "wojsko nie zamierza niczego zamiatać pod dywan". Podobno tego pilota czeka postępowanie dyscyplinarne za lądowanie poniżej warunków minimalnych (może nawet stracić posadę), bowiem lądował w Smoleńsku, łamiąc regulamin lotów.


Faktem jest, że ów pilot niezbyt zdecydowanie odradzał lądowanie załodze prezydenckiego tupolewa, a nawet można doszukać się tonu zachęty do tego manewru. Ponieważ rosyjscy kontrolerzy lotów byli świadkami ryzykownego lądowania jaka z dziennikarzami, mimo niewydania zgody na przyziemienie, zatem mogli sądzić, że polskie samoloty mają na wyposażeniu jakieś cudowne natowskie urządzenia, umożliwiające lądowanie w całkiem niesprzyjających warunkach i że nasi piloci istotnie mają zadziwiające umiejętności, zwłaszcza że ich rosyjski ił nie poradził sobie na własnym lotnisku. To mogłoby wyjaśniać, dlaczego zamurowało ich podczas lądowania naszego pierwszorzędnego samolotu na ich trzeciorzędnym lotnisku i niezbyt okazali się im pomocni, a nawet - jak twierdzą niektórzy - świadomie wprowadzili ich w błąd (co wydaje się jednak nadużyciem). Z kolei nasza załoga, wiedząc, że ich kolegom udało się wylądować z dziennikarzami, to przecież im, z prezydentem na pokładzie, tym bardziej musi się udać. Nie udało się.


Bywają sytuacje, kiedy ludzie, mimo swej woli, zostają podawani z nazwisk w mediach, i to bez ceregieli - nikt nie zastanawia się, czy to osoby publiczne, czy nie, czy podanie nazwisk w aspekcie wypowiedzianych słów, nie przyniesie im ujmy. Media bywają bezlitosne. Dotyczy to zarówno żyjących, jak i nieżyjących już pilotów. I nie tylko pilotów, ale także osób (nawet) przypadkiem związanych z opisywaną katastrofą. Ale też nie tylko, bo i rozmaitych ludzi, którzy uczestniczyli w jakichkolwiek wydarzeniach, także podczas dyskusji na internetowych forach, gdzie wyznania, krytyka, pomówienia, domysły, spekulacje, to chleb powszedni i podstawa kwitnącego tam życia towarzysko-menelskiego. Dotyczy to osób mniej lub bardziej publicznych - pisarzy, studentów, doktorantów, inżynierów, dziennikarzy (w tym obywatelskich) płci obojga. Wystarczy, że ktoś tam zajrzy, coś napisze i może być ośmieszany, wyzywany, obrażany, zniesławiany oraz... ciągany po sądach, a to całkiem słusznie, a to całkiem niesłusznie. Gorzej, jeśli Temida traci rozsądek i wydaje kompromitujące wyroki.


Gdyby wspomniany pilot jaka (dotyczy to zresztą także poległych pilotów tupolewa) był kierowcą autobusu, taksówki lub ciężarówki, to występowałby pod niepełnymi danymi osobowymi. Dlaczego media niejednakowo traktują obywateli polskich, którzy znajdują się pod jednakową pieczą Konstytucji 1997? Dlaczego podają nazwiska pilotów, ale po wypadkach innych pojazdów, dane kierowców są ukrywane pod inicjałami?


Gdyby wcześniej na pasie lub w jego okolicy rozbił się nasz jak albo rosyjski ił, to tupolew, z oczywistych powodów, nie lądowałby i nie byłoby wieloletnich negatywnych następstw w stosunkach polsko-polskich i polsko-rosyjskich. Jeśli często mawia się "Bóg tak chciał", to czym się tutaj kierował? Całkiem inne rodziny opłakiwałyby swoich bliskich, sprawy odszkodowań nie byłyby tak szeroko omawiane (i byłyby one niższe!) oraz naciski na zmiany procedur także byłyby słabsze (może o nie Mu chodziło?). Byłoby znowu po polsku - "aby jakoś do kolejnej katastrofy".


Kamery rejestrujące zagrywane są kolejnymi ujęciami po pewnym czasie (w pętli i z oczywistych powodów) i nie można dotrzeć do nagrań incydentów (np. ulicznych), jeśli detektywi spóźnią się z ich zabezpieczeniem. Podobnie działają lotnicze czarne skrzynki. Okazuje się, że oficerowie sił powietrznych (oraz inni specjaliści lotnictwa, których mamy sporo) nie pomyśleli o tym zagadnieniu odpowiednio i skutecznie, i kiedy Jak-40 wystartował ze Smoleńska do Warszawy, nowe parametry nagrały się na poprzednie, jakże ważne, dane sprzed tragedii. W internecie można kupić (już za kilkaset złotych) kamery rejestracyjne (do montażu w aucie) rejestrujące jazdę pojazdu. Gdyby takie kamery były w tupolewie, to mielibyśmy już odpowiedzi na niemal wszystkie padające pytania, choć oglądanie ich byłoby - z oczywistych powodów - zastrzeżone wyłącznie dla śledczych. Wracając do tych fachowców - jakim oni wykazali się refleksem? A wymagali od załogi tupolewa wykonywania perfekcyjnych manewrów i podejmowania decyzji w parę sekund, podczas gdy oni mieli znacznie więcej czasu i... też spartolili. Czy podane będą ich nazwiska w mediach?


Aby już nie zawstydzać całkowicie jednego z pilotów 36. specpułku, pomińmy jego nazwisko, które było jednak wymieniane w mediach. Otóż ten lotnik nie chciał przyznać, że zachęcał kolegów z tupolewa, by mimo warunków poniżej minimum spróbowali wylądować. Mówił w maju ub.r., że przekazał meteorologiczne dane i ostrzegł, że są nieciekawe. Jednak ze stenogramu z czarnej skrzynki tupolewa wynika inny przekaz: "Wiesz co, ogólnie rzecz biorąc, to p#z#a* tutaj jest. Widać jakieś 400 m około i na nasz gust podstawy chmur są grubo poniżej 50 m. Nam się udało w ostatniej chwili wylądować i powiem szczerze, że możecie spróbować, jak najbardziej".


Media podają pełne dane polskich pilotów oraz rosyjskich kontrolerów lotu w aspekcie wybranych wydarzeń, w tym wypowiedzi, co mogłoby zostać uznane (w sądzie) za zniesławienie i naruszenie ich honoru. Teraz miliony ludzi jeździ sobie po nich do woli.


Inne sprawy dotyczące problemu ujawniania danych osobowych...


2 lutego 2011 jedna z telestacji ukazała filmik z kibolem w roli głównej, bijącym i opluwającym rodzinę na stadionie. Pseudokibic okazał się szefem Ogólnopolskiego Związku Stowarzyszeń Kibiców (organizacja przyjmowana przez urzędników Kancelarii Prezydenta, RPO i PZPN). Wymieniono jego pełne dane wraz z ksywką. Ponieważ nie zapytano go o zgodę, zatem czy za wyemitowanie filmu grozi telestacji proces sądowy?


Gdański sędzia prowadził auto pod wpływem alkoholu i nie stracił pracy. Dwa tygodnie temu sąd apelacyjny ponownie uznał, że przypadek Waldemara K. (tutaj jakoś nie można podawać pełnych danych, choć gdyby to był zagraniczny sędzia, to byłyby pełne - hipokryzja prawodawcy!) nie zasługuje na usunięcie go z zawodu. Zawieszony od 7 lat sędzia nadal pobiera pensję (ok. 6 tys. zł). Przykład, który kompromituje polską Temidę i nasz wymiar sprawiedliwości i nikt (z decydentów) nie ma zamiaru leczyć tej upadłej damy?


Gdański sąd skazał dziennikarza za ujawnienie fałszerstwa i wielokrotnych kłamstw dokonanych przez pewną pisarkę oraz za krytykę (omówienie kilku pomniejszych jej przewin) i za podanie inicjałów tudzież oryginalnej branży pisarskiej oraz za wyrwanie (czy powinien zacytować bez skrótów?) z kontekstu dowcipów (w tym seksistowskich). Jeden z zarzutów, to... brak zgody na umieszczenie jej wypowiedzi w internecie (a taką zgodę media uzyskują telefonicznie, czy na specjalnym formularzu?). Do apelacji nie doszło, bowiem minęły terminy wszelakie, a uczyniły to one, bowiem sędzia nie poinformował zainteresowanego o... wydaniu wyroku. Z wyjaśnień prawników wynika, że... nie musiał! Pisarka swoje krzywdy i cześć wyceniła w pozwie, wespół ze swoim znajomym prawnikiem, na niemal 7 tysięcy dolarów. Którą to uczelnię skończył sędzia i których unijnych procedur nie zna? Czy ten pan wie, czym zajmuje się Helsińska Fundacja Praw Człowieka? Może Wysoki Sąd skieruje go na krótkie a treściwe szkolenie, byle bez wyjazdu do Helsinek na koszt podatników...

* - nazwę tego organu, opiewanego przez artystów (choć pod zdecydowanie bardziej romantycznymi nazwami) podano w pełnej (soczystej a dźwięcznej) pisowni, nie zważając na zakaz używania wulgariów; zapewne błędnie zinterpretowano możliwości cytowania bez ograniczeń; inna sprawa - w jaki sposób to cudo może kojarzyć się z chmurami lub mgłą? słowniki jeszcze nie zawierają tak zdefiniowanego określenia...

Mirnal
O mnie Mirnal

przyjazny wobec wszystkich sympatycznych ludzi, krytyczny wobec wielu zjawisk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości