MMariola MMariola
7741
BLOG

Z kim i czym miala leciec sp.Agnieszka

MMariola MMariola Polityka Obserwuj notkę 7

 

 

 

Zeznania meza sp. Agnieszki Pogródka-Węcławek

"10 kwietnia żona wstała o 3 w nocy, wyszykowała sobie mundur i niechętnie ale udała się na lotnisko" - zeznał w prokuraturze wdowiec po funkcjonariuszce BOR. Jego zdaniem żona nie lubiła latać z Lechem Kaczyńskim. "Główny problem polegał na wiecznym spóźnianiu się (). W zasadzie nie zdarzało się, aby prezydent był o czasie. Prezydent potrafił się spóźnić trzy godziny".

Przypominam planowy odlot Jaka40 godz. 5.00

TU154 godz. 7.00!!!

fragment zeznan funkcjonariusza BOR Gerarda K.

"Była zmiana dwóch, trzech nazwisk. Wtedy właśnie dowiedziałem się, że choć na liście nie figurowała, na pokładzie była żona mojego dobrego kolegi, Agnieszka Węcławek. Miała lecieć jakiem, ale zamieniły się z koleżanką na Okęciu."

Agnieszki Pogródka-Węcławek podobno była ulubienica pierwszej damy.

Młodszy chorąży Agnieszka Pogródka-Węcławek - 35 lat, - Najbardziej doświadczona stewardessa w biurze, bardzo lubiana przez koleżanki. Perfekcyjna, dokładna, przygotowana do pracy. Serwetki i talerzyki musiały być poukładane tak, jak ona zaplanowała. Na początku bardzo bała się latać – opowiada pracowniczka BOR.

- Chroniła nas tyle razy na pokładzie samolotu, tak jak jej mąż, też funkcjonariusz BOR, chroni nas na lądzie. Pracowała w sekretariacie w oddziale finansów i rozliczała m.in. wyjazdy funkcjonariuszek BOR czy stewardes.

- Nie lubiła rozgłosu, bardzo ceniła swoją prywatność. Była też domatorem. Miała swoje ulubione powiedzonka np. "chłopczyku, czy jest kawa?" - powiedziała Kwiatkowska.

 To o niej właśnie wszystkie serwisy „zapominały”, nie było jej na liście osób odprawionych, sygnowanych przez Biuro Prezydenta

 

No to w koncu z kim i czym miala leciec/leciala  Agnieszka Pogródka-Węcławek?

Z zeznan BORowca wynika , ze miala leciec JAKiem

No dobrze….To ja pytam z kim !!!??? z dziennikarzami !!

Z dziennikarzami mial leciec funkcjonariusz BOR , ulubienica pani prezydentowej!!??

Z zeznan meza Agnieszki Pogródka-Węcławek wynika, ze miala leciec z prezydentem!!

No dobrze, ale skoro tutka mial planowy wylot o godz.7.00 to dlaczego wstala tak wczesnie rano o godz. 3.00!!

A moze to para prezydencka miala leciec JAKiem?

Raczej niemozliwe, o godz. 6.00 Prezydent rozmawial z Jaroslawem Kaczynskim.

wrocmy na chwile do notek arturb

http://arturb.salon24.pl/

arturb.salon24.pl/250027,bo-tu-juz-jest-delegacja

A moze jednak mieli leciec JAK ZWYKLE JAKiem z tym, ze o godz 6.50?

Wedug broszurki MSZ czas lotu JAK40 to 1.50

6.50 + 1.50 = 8.40 !!!!!

A moze  Agnieszka Podgrodka Weclawska mial leciec z generlami JAKiem?

 

„I jak ten głupiec u mądrości wrót

Stoję – i tyle wiem, com wiedział wprzód”

 

 

Cytuje calosc zeznan funkcjonariusza BOR Gerada K. Warto przeczytac

 

Według "Newsweeka" Gerard K. zeznał w prokuraturze m. in.:

„Już z samego rana wiedzieliśmy, że pogoda na lotnisku jest nieciekawa. Mówiło się o tym m.in. podczas śniadania przy stoliku ambasadora. (...)

Mgła była tak gęsta, że widzieliśmy tylko zarys znajdującej się przy pasie wieży kontroli lotów oddalonej od nas o sto metrów. Z minuty na minutę mgła gęstniała. Przed samą katastrofą widoczność spadła do około 50-60 metrów.(...)

Jest zimno, dwa stopnie, siedzimy w samochodzie, działa ogrzewanie. Nagle widzę, jak z lewej strony rusza rząd samochodów z kolumny prezydenckiej. Są dokładnie przed nami, 30-40 metrów. Nagle kolumna się zatrzymuje, z samochodów wysiadają ludzie z rosyjskiej Federalnej Służby Ochrony i nasłuchują. Coś nietypowego! Wysiadam. Czego nasłuchiwać — samolot wylądował albo nie.Potem powiedzieli, że usłyszeli wycie silnika, potężny huk i — cisza.

Mgła ma to do siebie, że trochę tłumi dźwięki. My nic nie słyszymy, ale oni się dziwnie zachowują, więc szybko wracam do samochodu. "Panie ambasadorze, coś jest nie tak". Jak dojechaliśmy do Rosjan, oni już odjeżdżali. "Co jest?" — krzyczę. "Tutka przejechała pas!". Tak powiedzieli — przejechała pas. Znaczy — nie wyhamowała.

(...) Jakoś docieramy do końca pasa. Muszą być ślady kół. Przejechaliśmy z 50 metrów po trawie. Nie ma nic, żadnego śladu.Zawracamy, wyjeżdżamy z lotniska na drogę. Tam widzimy jakby dywan ze ścinków drzewnych, mnóstwo kawałków drewna. Cała jezdnia nimi usłana. Widzimy stojących nieruchomo Rosjan. Stoją jak wryci i wpatrują się w niebo. Potem dowiedzieliśmy się, że chwilę wcześniej tuż nad ich głowami, nad jezdnią przeleciał samolot.

A my ciągle nie wiemy, co się stało. (...) W powietrzu unosi się silny zapach paliwa. Idąc, widzimy dwa, trzy kawałki metalu. I nagle — ogon.Dwadzieścia metrów od nas. Jeszcze straż gasi ogień. Dalej widzieliśmy podwozie z wysuniętymi kołami i z kawałkiem skrzydła. I wtedy do nas dotarło, że nie ma szans...

Staliśmy na lekkim wzniesieniu, więc widzieliśmy skalę katastrofy. Rosjanie z kolumny musieli usłyszeć wycie silników, kiedy pilot próbował poderwać maszynę. Ale widać, że lewym skrzydłem zaczął orać ziemię. Została świeżo wyrżnięta w ziemi bruzda. Większość elementów samolotu była wbita w ziemię na 30 centymetrów. Podeszli do nas milicjanci, którzy mieli zabezpieczać pobliskie skrzyżowanie w czasie przejazdu prezydenta. Powiedzieli, że raczej nikt nie przeżył.

Zacząłem dzwonić do kolegów z BOR w Katyniu.Jeden nie odbiera, drugi nie odbiera. Dodzwoniłem się do mojej żony, która była w Katyniu i grzała się w samochodzie telewizji polskiej. "Nie daj po sobie poznać, spadła tutka, chyba nikt nie przeżył. Znajdź mi kogoś od nas, bo nie mogę się dodzwonić". Potem okazało się, że wszystkie nasze połączenia z tego czasu, z tego miejsca zniknęły z telefonów, zostały wymazane. Nie wiem dlaczego, ani przez kogo.

Żona wyszła z samochodu, dziennikarze pytają: "Wylądowali już?". "Tak, chyba tak". Nie chciała nic mówić. Spotkała funkcjonariusza BOR, dała mu telefon. Mówię mu: "Słuchaj, spadła tutka". Stoimy przy niej, nie wygląda, żeby ktoś przeżył. Rosjanie twierdzą, że na pewno nie. Pakujcie się do samochodu i przyjeżdżajcie natychmiast na lotnisko.Tam jest broń naszych, ktoś musi od nas być, bo Rosjanie już ogradzają teren". "Ale tu mamy sprzęt, rzeczy..." - protestuje kolega. Mówię: "Zrozum. Tam do was już nikt nie przyjedzie".

Podszedł do nas ubłocony i umorusany gubernator Smoleńska z ludźmi z OMONu (jednostka specjalna rosyjskiej milicji). Poprosił o listę pasażerów. Zadzwoniliśmy do Warszawy i poprosiliśmy o zweryfikowanie, kto faktycznie leciał, a kto nie. Była zmiana dwóch, trzech nazwisk. Wtedy właśnie dowiedziałem się, że choć na liście nie figurowała, na pokładzie była żona mojego dobrego kolegi, Agnieszka Węcławek. Miała lecieć jakiem, ale zamieniły się z koleżanką na Okęciu.

Omon zaczął zabezpieczać teren. A my staliśmy przy szczątkach dogasającego ogona naszej "tutki". Ciągle czuć było mocny zapach paliwa. Podeszło do nas pięciu omonowców. Zaczęli krzyczeć, że trzeba opuścić teren, bo będą go zabezpieczać. Chcieli nas przegonić, zaczęła się szarpanina.Rozumiem, że mieli rozkaz usunięcia wszystkich z miejsca katastrofy, ale to było przykre. Tacy służbiści. "To nasz samolot spadł, a nie wasz!" — krzyknąłem. "Zostaw, zostaw" — jakiś wyższy stopniem uspokoił agresywnego Rosjanina. Dopiero wtedy odpuścili i odeszli. (...)"

Jak podkreśla tygodnik "Newsweek", Gerarda K. prokuratura przesłuchała dopiero 16 listopada, a więc ponad 7 miesięcy po katastrofie.Dlaczego zwlekano tak długo?

 

MMariola
O mnie MMariola

„I jak ten głupiec u mądrości wrót Stoję – i tyle wiem, com wiedział wprzod" Large Visitor Globe

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka