ORLICKY ORLICKY
711
BLOG

Stadion Narodowy to jednak przekręt

ORLICKY ORLICKY Gospodarka Obserwuj notkę 3

 

Jestem zarządcą nieruchomości podmiotów prywatnych gdzieś od ok. 10 lat. Wcześniej byłem drugie tyle członkiem kilku rad nadzorczych, które kontrolowały takich ludzi. Mam więc w tej dziedzinie spore doświadczenie.  Procesy inwestycyjne w których brałem udział, były inne niż związane ze sportem, bo dotyczyły obiektów mieszkaniowych. Różnice te określa projekt budowlany oraz specyfikacja materiałów i wyposażenia wraz ze wskazanymi z góry jego dostawcami (bo cena nie jest brana z sufitu tylko z konkretnych źródeł) i żadnych tutaj problemów z odmiennością zadań inwestycyjnych, w praktyce nie ma. Są to podobne tematy, różniące się tylko architekturą obiektów, parametrami technicznymi oraz czasokresem pracy. Innym tematem jest natomiast zarządzanie nimi po wybudowaniu. Myślę ze p. Rafał, mój imiennik, menager od budowy stadionu Narodowego również nie budował wczesniej wyłącznie stadionów (bo ile ich się buduje?), a być może do żadnego nie przyłożył ręki. :) :) :)
Zarządcy-menagerowie inwestycji, są w imieniu Zleceniodawcy jako podmiotu prywatnego, wybierani z konkursu przez Rady Nadzorcze i podobnie w przypadku Ministerstw czy innych urzędów, godząc się na warunki kontraktu/umowy, już na etapie przystąpienia do niego. Wybrany menager nie negocjuje wysokości wynagrodzenia, bo Zleceniodawca wie z góry, ile może mu zapłacić, jakie są zarobki na rynku. Może nastąpić w czasie konkursu tylko jego obniżenie, spowodowane konkurencją oferentów. Chyba, że są to inwestycje  małe. Wtedy, moga to być znajomi lub wcześniejsi pracownicy Zleceniodawcy. Dlatego, zdziwiło mnie, przedstawianie swojej pracy przy Stadionie Narodowym przez p. Rafała, jako dopustu losu. (ZREZYGNOWAŁ Z LEPIEJ PŁATNEJ PRACY). Tak, jakby został on zatrudniony z pominięciem drogi konkursu, prawdopodobnie wręcz namawiany przez Ministra Drzewieckiego do objęcia tej funkcji... Tak brakowało mu podobnych fachowców? Ile to więc stadionów wybudował wcześniej p. Rafał? Jakim jest wyróżniającym się fachowcem wśród mu podobnych? Czyli i  jego premia nie była elementem konkursu (przetargu), tylko prywatno towarzyskich negocjacji? Teraz, zdziwiony już nie jestem, bo zrozumiałem o co chodzi w przypadku tzw. fachowców wybieranych z pominięciem oficjalnej drogi konkursowej, przez Ministerstwa, za rządów PO. W każdym razie jeśli ktoś słyszał o konkursie na menagera tej stadionowej inwestycji, to proszę mi zaraz tutaj donieść. Ale wówczas podstawowe warunki kontraktu byłyby znane publicznie, bo startujące w nim licznie osoby by je poznały i przekazały prasie... Nie jest więc to prawdopodobne. A jeśli gdziekolwiek PO ogłasza i publikuje jakieś publiczne konkursy na zatrudnianie fachowców od czegokolwiek, to też proszę dać znać, bo coś mi się widzi że jest to jedna wielka koteria i pralnia ogromnych gaż do ktorych jest wielu udziałowców, gdy przeciętni obywatele ledwo wiążą koniec z końcem.
Przeciętnemu menagerowi-zarządcy zatrudnionemu do realizacji inwestycji finansowanych z budżetu państwa lub samorządu, wystarczy po prawidłowo przeprowadzonym przetargu (nie on odpowiada za wybór wykonawcy jak i projektu tylko odpowiednia komisja) nadzorować wykonawcę projektu a w zasadzie jedną, jedyną osobę – przedstawiciela prywatnego Wykonawcy projektu, jego pracownika; koordynatora inwestycji czy też kierownika budowy. Tak więc wybrany realizator inwestycji – firma prywatna, jest całkowicie odpowiedzialna za jej prawidłowe i terminowe wykonanie. Bo Ministerstwo sportu nie posiada własnych firm budowlanych. A może się mylę i jak za PRL-u jeszcze jakieś posiada?
W każdym razie, nadzór Ministerstwa nad przebiegiem procesu inwestycyjnego musi być (szczególnie gdy impreza związana jest z napiętymi terminami i wiąże się z nią prestiż kraju) realizowany przez własnego menagera, bo sam Minister lub jego nieprzygotowani do tej czynności zwykli urzędnicy, nie dostrzegą w porę błędów popełnianych na polskich budowach. Mnie się udało wielokrotnie, tak codziennie patrzeć na ręce inspektorom nadzoru każdej specjalności (zatrudnionych przeze mnie do pomocy w tej kontroli, bo przecież sam wszystkich kwalifikacji nigdy nie nabędę) że nie zwiodły nas rutynowe czynności i uniknęliśmy niepotrzebnych poprawek, sporów sądowych czy innych problemów z wykonawcami. Mimo że nie posiadam wykształcenia budowlanego. Bo tego typu menagera cechować powinna głównie praktyka. A przede wszystkim otwarte oczy i jedno bezustannie powtarzane zadanie; sprawdzić czy wszystko jest sprawdzone przez fachowców a co miało być sprawdzone.
Menager, kontrolujący z ramienia Zamawiającego proces inwestycyjny, to nie Wykonawca inwestycji, tylko pomocna dłoń i namiestnik tego kto trzyma kasę. Zaś Wykonawca procesu, może mieć swoich menadżerów/koordynatorów/kierowników ilu tam chce, ale głównego ma tylko jednego i on służy do kontaktów miedzy stronami, z menagerem inwestycyjnym ze strony Zamawiającego.
Skoro tak jest, to jak się rozkłada wynagrodzenie za ich pracę?
Otóż ten drugi, czyli pracownik prywatnego Wykonawcy, jakim jest kierownik budowy/koordynator/menager, bierze pieniądze wyłącznie od swojego szefa - Wykonawcy projektu. Właściciel firmy wygrał przetarg, wie ile dostanie i na tym koniec! Jak będzie się dzielił ze swoimi ludźmi, to wyłącznie jego sprawa! Jeśli nie odda obiektu na czas i w odpowiedniej (zamówionej), jakości, to nie dostanie nic i sprawa trafia do Sądu, bo jeszcze musi zapłacić karę umowną. Jeśli wszystko zrobi właściwie, to dostaje tyle ile na przetargu wynegocjował. Nic więcej! Żadnej premii! Bo za co niby, ktoś ma mu płacić dodatkowo? Za to, że coś wykonał właściwie? To byłby absurd! Za to, że wykonał to przed czasem? Można, ale tylko wtedy, gdy umowa to przewidywała, bo np. dotyczyła kwestii związanych z ratowaniem życia lub zdrowia obywateli lub bezpieczeństwem państwa. Słowem – śpieszyło się bardzo! Inaczej nie ma sensu nic przyśpieszać i narażać procesu inwestycyjnego na zamieszanie czy fuszerki, na wylewanie asfaltu czy też betonu w mróz, na tynkowanie gdy pada deszcz, na chodzenie po oblodzonym rusztowaniu i narażanie ludzi.  Dla każdego prywatnego wykonawcy krótszy okres inwestycyjny to premia sama w sobie, bo ma czas na wcześniejszą realizację kolejnego zamówienia i większe obroty, wyższy zarobek!
Czy temu pierwszemu, a więc menagerowi procesu budowlanego reprezentującemu Ministerstwo a wraz z nim Skarb Państwa, należy się coś poza zwykłym, umówionym wynagrodzeniem? Przecież to jest urzędnik państwowy! A jeśli nim nie jest, to kim on jest? Ani Wykonawcą procesu ani urzędnikiem? Jakiś dziwoląg wymyślony przez PO-wskich kolesiów… Coś pomiędzy jednym i drugim. Czyli ktoś, kto ani nie odpowiada własnym kapitałem (jak wykonawca budowy) ani stanowiskiem urzędniczym jak tez nie podlega pod przepisy o administracji państwowej? Ślizga się jako kto? Kim on jest u licha? I za co należy mu się premia? Za wykonaną prawidłowo robotę? Od tego jest solidna, miesięczna pensja bez żadnych tam trzynastek i innych tego typu! Przecież gdyby prawidłowo nie pracował, to zwalnia się takiego w trybie natychmiastowym i natychmiast zatrudnia następnego!
Otóż uważam proszę Państwa, że premie i nagrody pieniężne - za to ze ktoś pracował uczciwie, można wypłacać komukolwiek gdy ktoś rządzi się swoimi własnymi pieniędzmi. Nie powinno tego praktykować żadne Ministerstwo! Niestety, praktykują. Wszystkie! Ponadto, tego rodzaju politykę finansową praktykują urzędy miast z wysokimi premiami rodem z Warszawy na czele, samorządy Gminne i tym podobne, co czynią rokrocznie wobec swoich urzędników….
To wszystko jest od podstaw chore! Brak w tym sensu i logiki. Ci co dostają pieniądze od podatników (obywateli), czyli nie swoje pieniądze, nie przez siebie wypracowane, wymyślają sobie rozmaite zadania inwestycyjne, potrzebne lub nie – to jest tu akurat nie istotne w tym temacie, a później sami je oceniają, sami decydują czy były one dobrze wykonane, na czas, w dobrej jakości – jaką naprawdę poznamy dopiero po kilku latach. I przyznają swoim ludziom za to premie – nagrody za ich prawidłowe wykonanie. Dochodzi do takich paranoi w tym systemie, ze już policjant dyżurny czy strażak, otrzymuje nagrodę lub medal za podanie przez telefon prawidłowych czynności w pierwszej pomocy i opanowanie. Za to co powinien potrafić zrobić, nawet gdy codziennie mu się nie zdarza.
U prywatnego inwestora, wszystko, co zaoszczędzi, co zostawi w swojej kieszeni, jest jego premią, bo taki gość kapitału potrzebnego do przeprowadzenia inwestycji nie otrzymał w podarku ściąganym z podatków, tylko ze swojej pracy, wypracowany z zysku lub przez zaciągniecie kredytu. Odpowiada więc wyłącznie za to, co jest jego. Dlatego też, może to co zarobił, rozpieprzyć lub komuś podarować.
Dlatego psim obowiązkiem urzędnika, jest szanowanie pieniędzy podatników, bo nie ryzykuje on kapitałem własnym tylko cudzym (z podatków) a tym samym nie należy mu się żadna premia!  Za jednym wyjątkiem. Za wyjątkiem umowy, w której zgodził się on nie pobierać żadnego wynagrodzenia miesięcznego aż do zakończenia procesu inwestycyjnego! Wtedy, za ryzyko utraty tego wynagrodzenia można byłoby przyznać mu jakiś bonus. Ale takich kontraktów urzędnicy nie zawierają.  
Dlatego wiem swoje. Według mnie, system wynagradzania, jaki panuje w naszej administracji państwowej, sprzyja temu, aby olbrzymimi premiami można było się z ręki do reki dzielić z nieznajdującymi pracy na rynku po ukończeniu kariery politycznej,  premio-dawcami. Szczególnie, gdy są tak wysokie jakby chodziło właśnie o to, aby było, czym się podzielić. A przeznaczonych na nie kwot, nie można uznać za upłynnione  nielegalnie, bo przecież wypłaca się je w świetle prawa i kamer. W ten sposób, są to na czysto zarobione lewe pieniądze.
Żyjemy w takim systemie, jaki sobie wybraliśmy, wybierając PO. Tu akurat PiS ma rację, że jest to jden wielki układ, służący finansowo towarzysko środowiskowemu utrwalaniu swojej władzy i szybkiemu nachapaniu się. Ale to oczywiście moje prywatne zdanie. Kiedyś, gdy znowu będzie rządził PiS, gdy może odejdzie od swoich socjalistycznych pomysłów w gospodarce (mniej socjalistycznych jednak niż to, co do tej pory robi PO), gdy uwolni ją z więzów podatkowych i biurokratycznych, będą realizowane jakieś nowe inwestycje rządowe, typu; port lotniczy, dworce lub niedokończone odcinki autostrad. Wtedy proszę rzucić na mnie łaskawym okiem i zatrudnić na menagera jednej z nich. Pokażę Państwu, jak się szanuje pieniądze podatników, realizując inwestycję za gołą pensyjkę bez żadnej tam premii. Jak się ściąga kary za każde opóźnienie procesu inwestycyjnego. Wystarczy mi jak na dzisiejsze czasy, 30 tys./mc.
Rozumiecie teraz państwo, dlaczego na Ministrów, którzy trzymają łapki na premiach, na prezydentów miast i wojewodów, wybiera się kumpli spośród elyty partyjnej, bez praktyki a co najwyżej z dobrymi studiami i to przeważnie w zupełnie innym kierunku niż przydzielony im urząd? Bo ważne jest, by mieć do nich zaufanie, jako do kumpli, nie jako do fachowców. Fachowiec wykona dobrze robotę i jeszcze ochrzani za złą umowę podpisaną przez Ministerstwo, za wybranie złego Wykonawcy. A tylko kumpel wie, jaki jest prawdziwy cel przepływu środków. Do kogo mają trafić.  
Przykład pękajacych autostrad, jest kolejnym, wręcz wzorcowym przykładem zatrudnianiem pseudo fachowców nie poprzez konkurs ofert a po znajomości z politykami PO. Mam tu na myśli nie same firmy wykonawcze a menagerów nadzorujacych ich kooperację i patrzacych na robotę z ramienia Ministerstwa. Ostry mróz tej zimy przetestował wstępnie jakośc wykonanych dróg i sprawił że na wadliwie łączonych odcinkach, gdzie nie pozostawiono wystającej siatki zbrojeniowej do wylania kolejnej warstwy betonowego podkładu a do tego podkład ten zbyt głeboko nacinano wyrównując krawędż wylanego odcinka, nastapiły liczne pękniecia. Wykonawca realizując prace ulegajace zakryciu ma obowiązek dokonania ich przeglądu przez inspektorów nadzoru, w czym powinien uczetstniczyć również menager koordynujący ich pracę z ramienia Ministerstwa. Gdzie wtedy byl i kim on jest? Jaką otrzymał premię za zeszły rok? Warto byłoby przejrzeć ilu PO ma podobnych fachowców, jak ich sobie dobrało i jakie otrzymali premie do podziału?
Słyszę w TiVi wypowiedzi jednego z nich, właśnie na temat pękajacych autostrad. Usmiechnięty, zadowolony z życia fachura, zatrudniony przy budowie autostrad przez podległą Ministerstwu dyrekcję nadzoru budowy dróg. Mówi oto że pękające w naszym klimacie drogi to naturalne zjawisko. Że tak byc musi bo zastosowali twardy podkład który ma zapobiec robieniu kolein przez tiry. No to cieszmy sie że mosty i budynki z twardego betonu tez nam nie pekają. Tylko że tam, dawno wymyślono jak temu zapobiec, stosując przerwy dylatacyjne wypełnione bardziej elastycznym materiałem, rolki po których przesuwa się obiekt zmieniający swoją powierzchnie pod wpływem temperatur czy inne rozwiązania (np. materiały wielowarstwowe, z których kazda warstwa ma inne parametry kurczliwości i elastyczności, dające w efekcie wytrzymałość znacznie wyższą niz materiał jednego typu - jak stal damasceńska wykuwana z kilku prętów żelaza, twarda ale i elastyczna). Tutaj ich po prostu zabrakło, bo ktoś nie pomyslał. A wystarczyło zbadać autostradę (dzisiaj jest zalana asfaltem ale to nie problem) wybudowaną jeszcze przez Histera właśnie z twardego betonu, tą pod Wrocławiem, która przeszła wiele mrożnych zim i lat. Pobrać próbki materiału i spojrzeć na ułożenie wylewek. Niestety, gdy się dobiera fachowców po znajomości to nie można patrzeć na ich robotę, bo to są wówczas koledzy z boiska.   
 
ORLICKY
O mnie ORLICKY

Normalny, zrównoważony facet, trzeżwo myślący. Dlatego wiem, że niedługo będzie ta cholerna III wojna.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka