wiesława wiesława
4836
BLOG

Kto odpowiada za mord sądowy na rotmistrzu Pileckim

wiesława wiesława Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 64

Istnieje grupa ludzi, dla których nie ma takiej sprawy, której nie można wykorzystać aby zademonstrować swoją nienawiści do PiSu. Przykładem takiej postawy jest notka: 

https://www.salon24.pl/u/kaczka-moralna/1049529,72-lata-temu-sedzia-roman-kryze-zamordowal-rotmistrza-pileckiego

72 lata temu w więzieniu mokotowskim w Warszawie władze komunistyczne wykonały wyrok śmierci na rotmistrzu Witoldzie Pileckim, oficerze ZWZ-AK, który w 1940 r. dobrowolnie poddał się aresztowaniu i wywózce do Auschwitz, aby zdobyć informacje o obozie; po ucieczce z Auschwitz walczył w powstaniu warszawskim, po upadku powstania trafił do niewoli niemieckiej.

Wrócił do Polski, by prowadzić działalność wywiadowczą na rzecz II Korpusu gen. Władysława Andersa. Został schwytany przez UB, był torturowany i w 1948 r. skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano strzałem w tył głowy 25 maja 1948 r. w więzieniu mokotowskim przy ul. Rakowieckiej.

Autor wspomnianej notki oskarżył o ten mord sądowy sędziego Romana Kryże. Nie zająknął się nawet słowem o innych komunistach odpowiedzialnych za tę sądową zbrodnię. A było tych zbrodniarzy kilkunastu. Autor wybrał jednak tylko jedną postać. Postanowił bowiem wykorzystać rocznicę zbrodni sądowej której ofiarą padł rotmistrz Pilecki do zdyskredytowania przeciwnika politycznego. Jedzie więc prosto, bez najmniejszych zahamowań:

„Syn Romana Kryże i jednocześnie kolega Zbigniewa Ziobro Andrzej Kryże w marcu 1980 jako sędzia Sądu Rejonowego w Warszawie skazał na karę aresztu zasadniczego Andrzeja Czumę, Wojciecha Ziembińskiego i Bronisława Komorowskiego za publiczne stwierdzenie, że PRL nie jest państwem niepodległym i zorganizowanie w Warszawie 11 listopada 1979 obchodów Święta Niepodległości.

Takich bohaterów ma PiS.”

Wypada zatem przypomnieć okoliczności sprawy, w której podsądnymi byli wymienieni Andrzej Czuma i Bronisław Komorowski. W dniu 11 listopada wymienieni panowie, w towarzystwie Wojciecha Ziembińskiego, człowieka niezmiernie zasłużonego dla podtrzymywania pamięci historycznej Polaków, po złożeniu wieńca na Grobie Nieznanego Żołnierza zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy MO i doprowadzeni do tzw. kolegium orzekającego, które orzekało w sprawach wykroczeń. Kolegium nałożyło na nich karę administracyjną 3 miesięcy aresztu (bez zamiany na grzywnę). Od wyroku kolegium orzekającego przysługiwało odwołanie do sądu. Przed sądem w charakterze świadków wystąpili milicjanci, którzy zatrzymali Ziembińskiego i Komorowskiego, i zeznali, ze wymienieni uczestniczyli w nielegalnym zgromadzeniu naruszając w ten sposób porządek publiczny. W tej sytuacji sędzia nie mógł ich uniewinnić, ale mógł zmniejszyć karę nałożoną przez kolegium I to zrobił sędzia Andrzej Kryże. Alternatywą było wystąpienie z zawodu sędziego. Dopatrywanie się w tym wyroku jakiegoś przestępstwa, niemal zbrodni komunistycznej jest obrzydliwym nadużyciem. Owszem, ojciec Andrzeja Kryże, sędzia Roman Kryże był zbrodniarzem komunistycznym, orzekał karę śmierci w wielu procesach, w których sądzeni byli żołnierze i działacze podziemia niepodległościowego. Ale to nie oznacza, że jego syn jest odpowiedzialny za te zbrodnie.

Należy jeszcze przypomnieć przyczynę agresji wobec sędziego Andrzeja Kryże. Agresji nie spotykanej wobec innych sędziów PRLu. Np. w 1982 r., w stanie wojennym, Jerzy Kropiwnicki i Andrzej Słowik za udział w takim nielegalnym zgromadzeniu dostali po 4 lata więzienia i odsiedzieli ten wyrok co do dnia. W Gdyni Sąd Wojskowy skazał Annę Kołakowską, która miała wówczas lat 18, na 10 lat więzienia. I jakoś te wyroki nigdy nie były przedmiotem oburzenia tutejszych miłośników sprawiedliwości. O tych wyrokach nigdy się nie zająknęli. Nigdy nie słyszałam od tych person postulatu aby zrobić lustrację w sądownictwie i usunąć sędziów, którzy wydawali skandaliczne wyroki. Od lat natomiast czytamy tylko o wielkiej krzywdzie jaka spotkała Bronisława Komorowskiego – okrutny sędzia Kryże skazał go na 3 tygodnie aresztu. A PiS „wynagrodził” Andrzeja Kryże posadą wiceministra sprawiedliwości w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza.

Warto przypomnieć, co jest przyczyną tej zapiekłej nienawiści do sędziego Andrzeja Kryże.

Ustawą z 15 lutego 1989 r. został utworzony Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (FOZZ), który oficjalnie miał spłacać zadłużenie, faktycznie skupywał pokątnie polskie długi na rynku wtórnym, taniej niż wynosiła ich nominalna wartość. Rynkowa cena długu wynosiła wtedy 22 centy za 1 dolara, a wielu wierzycieli wolało odzyskać część należności niż nic. Było to niezgodne z prawem międzynarodowym, wymagało więc maksymalnej dyskrecji – dlatego powierzono całą operację wojskowym służbom specjalnym. Dyrektorem Funduszu został Grzegorz Żemek, współpracownik tych służb. W radzie nadzorczej FOZZ, powołanej w marcu 1989 r., znaleźli się m. in. wiceminister finansów Janusz Sawicki oraz późniejszy prezes NBP Grzegorz Wójtowicz.

Później zresztą okazało się, że obaj ci panowie niewiele mieli do powiedzenia. Jak tłumaczył Janusz Sawicki – „statut FOZZ, nadany przez rząd Mieczysława Rakowskiego, dawał dyrektorowi Funduszu możliwości prowadzenia niektórych operacji w ścisłej tajemnicy, nawet przed radą nadzorczą”. Gdy powstał rząd Mazowieckiego, do rady nadzorczej FOZZ wszedł nowy wiceminister finansów, Wojciech Misiąg.

W maju 1991r. prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nadużyć w FOZZ. Ostatecznie w 1993 r. do sądu trafił akt oskarżenia, który objął 6 osób, w tym Grzegorza Żemka, Janinę Chim, Janusza Sawic-kiego, Grzegorza Wójtowicza. Zwrócono go jednak prokuraturze w celu „usunięcia istotnych braków”. Zanim napisano go na nowo, minęło 5 lat. Proces ciągnął się w sumie… 16 lat! Przerwało go powołanie orzekającej w tym procesie sędzi Barbary Piwnik na stanowisko ministra sprawiedliwości w rządzie Millera. Wywołało to spekulacje, że SLD-wska ekipa rządząca chce ukręcić łeb monstrualnej aferze, doprowadzić do przedawnienia, które miało nastąpić pod koniec 2005 r.

Po Barbarze Piwnik sprawę dostał sędzia Andrzej Kryże. Walcząc z czasem, zdołał przekopać się przez dziesiątki tomów akt i wydać wyrok. W czerwcu 2009 r. warszawski Sąd Apelacyjny utrzymał w mocy 9 lat dla Żemka, 6 lat dla Janiny Chim i 2,5 roku – zaocznie - dla Przywieczerskiego.

Prokuratura uznała, że rada nadzorcza FOZZ zaniechała swych obowiązków, niewłaściwie nadzorując Fundusz, co pozwoliło Żemkowi i Chim dysponować ogromnymi środkami bez żadnej kontroli. W skład rady wchodzili w różnych okresach Sawicki (początkowo oskarżony w tej sprawie, postępowanie wobec niego jednak umorzono), b. wiceprezes NBP Grzegorz Wójtowicz, pracownik Ministerstwa Finansów Jan Boniuk, a także ówczesny naukowiec ze Szkoły Głównej Planowania i Statystyki Dariusz Rosati oraz prof. Zdzisław Sadowski, później też wiceminister finansów Wojciech Misiąg oraz prof. Jan Wołoszyn i Sławomir Marczuk. Postawienie przed sądem tych osób okazało się nie możliwe, bo minął termin przedawnienia.

Determinacja, pracowitość sędziego Andrzeja Kryże spowodowały, ze polski wymiar sprawiedliwości uniknął całkowitej kompromitacji. I za te wyroki skazujące byłych funkcjonariuszy WSI sędzia Andrzej Kryże jest od lat opluwany w tzw. mediach społecznościowych.

****

A co do zbrodni sądowej której ofiarą padł rotmistrz Witold Pilecki. Winę za tę zbrodnię ponoszą przywódcy komunistycznej partii i państwa, kierownictwo Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, prokuratorzy, sędziowie, „oficerowie” śledczy. Nigdy nie odpowiedzieli za swoje zbrodnie.

Wśród „przesłuchujących” Witolda Pileckiego w więzieniu mokotowskim był m.in. Eugeniusz Chimczak, jeden z najbrutalniejszych oprawców MBP. Chimczak jako jedyny jeszcze za życia odpowiedział za współudział w zamordowaniu Pileckiego, niestety jedynie w symbolicznym wymiarze. W 1996 roku został skazany w głośnym procesie innego komunistycznego zbrodniarza Adama Humera na 7,5 roku więzienia. W więzieniu nie spędził jednak ani jednego dnia ze względu na zły stan zdrowia. Zmarł w Warszawie w październiku 2012 r., na miesiąc przed swoimi 91. urodzinami. Do końca życia w III RP otrzymywał wysoką emeryturę.

Chimczakowi pomagali maltretować więźnia śledczy Marian Krawczyński i mjr Bronisław Szymański, kierownik sekcji śledczej na Mokotowie. 

Oskarżycielem rotmistrza Pileckiego był wyjątkowo dyspozycyjny i krwawy stalinowski prokurator Czesław Łapiński. Jego przypadek jest szczególnie odrażający. Przed zgłoszeniem się na ochotnika do Ludowego Wojska Polskiego działał w konspiracji - już od jesieni 1939 roku był członkiem Polskiej Ludowej Akcji Niepodległościowej (PLAN), później pracował w wywiadzie ZWZ-AK. Gdy wybuchło Powstanie Warszawskie dowodził kompanią AK na Ochocie i 2 sierpnia został ranny w rękę. Po upadku powstania walczył w partyzantce na Zamojszczyźnie.  

W LWP został skierowany do pracy w sądownictwie wojskowym. Komunistyczna władza miała do niego pełne zaufanie, o czym świadczą kolejne awanse z Wydziału do Spraw Doraźnych Sądu Okręgowego na Białostocczyźnie na szefa Prokuratur Wojskowych Rejonowych w Łodzi i wreszcie w Warszawie. Łapiński uczestniczył w tzw. sądach doraźnych, w których regularnie zapadały wyroki śmierci na żołnierzy wyklętych. Przed przeniesieniem do Warszawy oskarżał m.in. w procesie dowódcy Konspiracyjnego Wojska Polskiego kpt. Stanisława Sojczyńskiego ps. Warszyc. Warszyc został skazany i rozstrzelany wraz z pięcioma podkomendnymi 17 lutego 1947 roku, tuż przed ogłoszeniem amnestii.

31 stycznia 2001 roku IPN wszczął śledztwo ws. zbrodniczej działalności Łapińskiego. Zgromadzono 18 tomów akt i przesłuchano żyjących świadków, w tym wdowę po Pileckim. W listopadzie 2002 roku powstał akt oskarżenia, ale do skazania nie doszło. Prokurator, do końca cieszący się wysoką emeryturą, zmarł na raka w warszawskim Centrum Onkologii mieszczącym się przy ulicy Rotmistrza Witolda Pileckiego...  

Śledztwo w sprawie Witolda Pileckiego nadzorował zastępca Naczelnego Prokuratora Wojskowego do spraw szczególnych ppłk Henryk Podlaski (właściwie Hersz Podlaski). Zwolniony z prokuratury w marcu 1955 r., nie poniósł żadnej odpowiedzialności za zbrodniczą działalność.  

Przewodniczący składu sędziowskiego w procesie Pileckiego ppłk Jan Hryckowian służył wcześniej w AK, tak jak oskarżyciel Czesław Łapiński. Zajmował się m.in. organizacją oddziałów partyzanckich na Podhalu. Od sierpnia 1941 do stycznia 1945 dowodził batalionem, którego jednym z celów było niszczenie niemieckich obiektów telekomunikacyjnych w Krakowie. Dowództwo odznaczyło go Krzyżem Walecznych za udział w akcji na niemiecki transport kolejowy oraz Srebrnym Krzyżem Zasługi.

Po wejściu do Polski Armii Czerwonej Hryckowian zgłosił się do LWP, gdzie przydzielono go do korpusu oficerów służby sprawiedliwości. Jako sędzia orzekał Najwyższym Sądzie Wojskowym. Skazał na śmierć co najmniej 16 oficerów AK oraz Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Zmarł w 1975 roku, nie ponosząc odpowiedzialności za swoje winy.

Do składu sędziowskiego wyznaczono również kpt. Józefa Badeckiego, zawodowego prawnika, który podczas kampanii wrześniowej dowodził plutonem w batalionie marszowym 5 Pułku Strzelców Podhalańskich. Podczas okupacji przebywał m.in. w Lublinie. Tam po „wyzwoleniu” miasta przez Armię Czerwoną został zmobilizowany do Wojska Polskiego i również podjął służbę w korpusie sprawiedliwości.  

W latach 1945 - 1955 Badecki orzekł co najmniej 29 kar śmierci. Do jego ofiar należał też m.in. mjr Hieronim Dekutowski „Zapora”, cichociemny, legendarny dowódca oddziałów partyzanckich AK, DSZ i Zrzeszenia WiN. Jeden z najkrwawszych sędziów wojskowych zmarł 15 lipca 1982 roku.

Ławnikiem był Stefan Nowacki, funkcjonariusz Informacji Wojskowej. Obecność tylko jednego ławnika była niezgodna z prawem, które przewidywało, że podczas rozprawy powinno być dwóch ławników. Protokolantem był Ryszard Czarkowski, który przekonywał po 1989 roku, że procesu „grupy szpiegowskiej Pileckiego” nie pamięta, gdyż po pobycie w czasie wojny w niemieckim obozie zagłady w Treblince zachorował na psychozę poobozową.

Płk Jacek Różański (Goldberg), szef Departamentu Śledczego MBP, w porozumieniu ze swoimi kolegami z prokuratury podyktował wyrok w sprawie grupy Pileckiego. Pomagał mu jego zastępca – naczelnik Wydziału II ppłk Adam Humer i dyrektor Departamentu III MBP (ds. walki z bandytyzmem, czyli niepodległościowym podziemiem), płk Józef Czaplicki, ze względu na swoją nienawiść do AK-owców nazywany „Akowerem”. Podstawą oskarżenia grupy Pileckiego były wymyślone przez bezpiekę plany zlikwidowania „mózgów MBP” – właśnie Różańskiego, Czaplickiego i szefowej Departamentu V MBP Julii Brystygier „Luny”.

W drugiej instancji sędziowie Najwyższego Sądu Wojskowego utrzymali z kolei wyrok na rtm. Pileckiego w mocy. Prezydent Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski.

W składzie sędziowskim NSW znalazł się płk. Kazimierz Drohomirecki, który w 1943 roku wstąpił ochotniczo do Wojska Polskiego w ZSRR. Służył jako oficer śledczy i sędzia Sądu Polowego. W PRL odpowiadał za śmierć wielu żołnierzy wyklętych, m.in. Tadeusza Pleśniaka „Żbika”. Zmarł w 1953 roku.

Wyrok podpisali również por. Jerzy Kwiatkowski i mjr Leo Hochberg. O „dorobku” tego drugiego świadczy fakt, że wspomniana Komisja Mazura sugerowała, by obniżyć mu m.in. stopień wojskowy do kapitana oraz zakazać piastować żadnych stanowisk publicznych. Mimo dyskwalifikującej opinii Leo Hochberg pracował dalej. W latach 1957–1968 był naczelnikiem wydziału w Ministerstwie Sprawiedliwości. Zmarł w Warszawie w 1978 r., został pochowany na Wojskowym Cmentarzu Powązkowskim. 

Pochodzenia żydowskiego był również mjr Rubin Szwajg z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Kilka miesięcy po śmierci Pileckiego wyjechał do Izraela, gdzie w 1992 roku zmarł nie niepokojony przez nikogo w wieku 94 lat.

W składzie NSW był również ppłk Roman Kryże. Podczas kampanii wrześniowej służył on jako oficer 65 Pułku Piechoty. 18 września dostał się do niemieckiej niewoli, w której przebywał aż do lutego 1945 roku. Po oswobodzeniu walczył na Pomorzu. Po wojnie całą swoją chwalebną historię zniszczył, stając się jednym z najkrwawszych stalinowskich sędziów. Roman Kryże został pochowany w kwaterze Ł, czyli na „Łączce” na Powązkach, na kościach swoich ofiar. W odróżnieniu od pomordowanych żołnierzy wyklętych jego grobem nie była anonimowa zbiorowa mogiła. 

Katem rtm. Witolda Pileckiego był st. sierż. Piotr Śmietański. W dokumentach funkcjonował jako „dowódca plutonu egzekucyjnego”, ale egzekucje wykonywał sam, strzelając w tył głowy. „Kat z Mokotowa” był ledwo piśmienny, jednak zarabiał znacznie więcej niż np. nauczyciele. Za egzekucję brał 1000 zł, podczas gdy pensja nauczycieli wynosiła sześćset zł. Według ustaleń IPN zmarł w 1950 roku na gruźlicę.

Egzekucję rtm. Pileckiego przeprowadzoną 25 maja 1948 roku. nadzorował Ryszard Mońko, zastępca dyrektora mokotowskiego więzienia.

Wyrok skazujący Witolda Pileckiego został unieważniony w 1990 roku przez Sąd Najwyższy. W 2006 roku rotmistrz został pośmiertnie odznaczony Orderem Orła Białego, w 2013 roku – awansowany do stopnia pułkownika. Jego szczątków do dziś nie udało się zidentyfikować.

***

Przy pisaniu notki autorka korzystała z publikacji Tadeusza M. Płużańskiego

 


wiesława
O mnie wiesława

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka