wiesława wiesława
1984
BLOG

78 lat po bitwie pod Surkontami

wiesława wiesława Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 35

21 sierpnia 2022 r. minęło 78 lat od bitwy stoczonej przez oddział Armii Krajowej pod dowództwem mjr Kalenkiewicza z batalionem żołnierzy NKWD. Była to pierwsza bitwa Wojska Polskiego z Sowietami od czasu zdradzieckiego ataku we wrześniu 1939 roku. 

Oddziały partyzanckie na Wileńszczyźnie powstały już w pierwszych dniach po agresji sowieckiej na Polskę z 17 września 1939. Po zjednoczeniu rozproszonych jednostek stawiały one skuteczny opór pięciokrotnie zmieniającym się okupantom.

W końcowym okresie okupacji niemieckiej Okręg Wileński AK liczył ok. 12 tys. żolnierzy, w tym około 8 tys.w oddziałach skierowanych do akcji „Burza”. Okręg Nowogródzki AK liczył w tym samym czasie ponad 10 tys. żolnierzy, z czego ok. 7.5 tysięcy żołnierzy służyło w oddziałach partyzanckich.

***

Celem operacji „Ostra Brama”, którą rozpoczęto 7 lipca 1944 r., było odbicie Wilna z rąk niemieckich przez Armię Krajową, która zamierzała wówczas wystąpić w charakterze gospodarza wobec nacierającej Armii Czerwonej. Mimo fiaska pierwszego uderzenia Wilno udało się opanować 13 lipca. Armia Czerwona potraktowała wtedy oddziały AK jako siły sojusznicze W takiej sytuacji komendant połączonych okręgów Wileńskiego i Nowogrodzkiego ppłk Aleksander Krzyżanowski „Wilk” przystąpił do rozmów na temat kontynuowania wspólnej walki przeciw Niemcom z gen. Iwanem Czerniachowskim, dowódcą 3. Frontu Bialoruskiego.

Rozmowy były tylko grą pozorów ze strony sowieckiej. Już 14 lipca Stawka przekazała dyrektywę, skierowaną do wojsk frontów białoruskiego i ukraińskiego, nakazującą rozbrajanie oddziałów AK na ziemiach inkorporowanych do Związku Sowieckiego w 1939 r. (terytorium Litwy, zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy). W celu sprawnego przeprowadzenia akcji likwidacji polskich sił zbrojnych z Moskwy przybył gen. Sierow z 12 tysiącami żołnierzy NKWD. Pod pozorem „planowanego rozmieszczenia polskich jednostek na terenie przyfrontowym" spenetrowano ich miejsca pobytu, zwracając szczególna uwagę na kadrę oficerską i uzbrojenie oddziałów.

17 lipca 1944 roku oddziały NKWD wraz z polskimi komunistami rozpoczęły wyłapywanie żołnierzy Armii Krajowej. Tego dnia na spotkaniu w Boguszach, gdzie miało dojść do porozumienia z Sowieta-mi, aresztowano dwudziestu kilku oficerów z wileńskich oddziałów partyzanckich z komendantem Okręgu Wileńskiego gen. Aleksandrem Krzyżanowskim "Wilkiem", dowódcą operacji „Ostra Brama”.

Po 17 lipca 1944 ponad sześć tysięcy żołnierzy zostało rozbrojonych i przez obóz w Miednikach wy-wiezionych w głąb ZSRR, do Kaługi.

Żołnierze, którzy uniknęli aresztowań wycofali się w stronę Puszczy Rudnickiej. Większość została w krótkim czasie rozbrojona przez ścigające ich wojska NKWD. Jednak tym, którzy przetrwali udało się odbudować struktury organizacyjne i prowadzić dalszą walkę. Pod komendą ocalałych oficerów stworzono dwa zgrupowania: oddziały wileńskie znalazły się pod komendą mjr Czesława Dębickiego „Jaremy”, a nowogródzkie - ppłk Macieja Kalenkiewicza „Kotwicza”.

Wg przyjętych wtedy założeń, postanowiono ograniczyć walkę zbrojną do samoobrony, koncentrując się na obronie ludności i pracy propagandowej. Wysłane w teren dyrektywy KG AK nakazywały pozostałym oddziałom partyzanckim rozwiązanie się i przejście do konspiracji. Nim jednak do tego doszło, wileńscy partyzanci zostali częściowo rozbici przez siły sowieckie, tak jak np. zgrupowanie komendanta Okręgu Nowogrodzkiego AK mjr Macieja Kalenkiewicza „Kotwicza” w Surkontach (w okolicach Puszczy Rudnickiej).

***

21 sierpnia 1944 roku, na skutek donosu, naczelnik raduńskiego rejonowego Oddziału Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych kapitan bezpieczeństwa państwowego Czikin skierował w okolice wsi Surkonty, celem likwidacji „zgrupowania bandyckiego”, Grupę Wywiadowczo-Poszukiwawczą 3. batalionu 32. Zmotoryzowanego Pułku Strzelców Wojsk Wewnętrznych NKWD.

Żołnierze NKWD zaatakowali liczący 72 żołnierzy oddział „Kotwicza”. Stosunek sił wynosił 10:1 na niekorzyść Polaków. Sowieci otoczyli wieś, ale niespodziewanie zostali ostrzelani przez Polaków w trakcie pokonywania podmokłych terenów otaczających Surkonty. Ostrzał zmusił ich do ucieczki, przegrupowania sił i oczekiwania na nadejście posiłków. Major "Kotwicz" pozostał we wsi z ciężko rannymi towarzyszami broni. Pozostali akowcy wycofali się na bezpieczne pozycje.

Po kilku godzinach Sowieci ponowili atak - zdobyli wzgórze, na którym ustawili cekaem. W tym czasie nastąpił nalot kilku sowieckich samolotów, które ostrzelały pozycję Polaków z broni pokładowej. Sowiecki cekaem swoim ogniem ze wzgórza zniszczył polski punkt dowodzenia, zabijając polską obsługę rkm, majora „Kotwicza”, rotmistrza „Ostrogę” i adiutanta „Orwida”. Ten fakt spowodował wycofanie się pozostałych partyzantów.

Według dokumentów sowieckich: „w wyniku 5-godzinnego boju (bandę) całkowicie zniszczono – zabito 53 bandytów, w tym 6 oficerów białopolskiej armii. Schwytano do niewoli – 4”.

Sowieci szybko zdobyli wieś, którą następnie spalili i zabili pozostałych przy życiu Polaków.

Major Maciej Kalenkiewicz hubalczyk, cichociemny, kawaler Krzyża Srebrnego Orderu Wojennego Virtuti Militari i dwukrotny Krzyża Walecznych, poległ wraz z 35 swoimi żołnierzami.

Nie wszyscy zginęli w walce. Jedna z ocalałych sanitariuszek tak wspomina ostatnią fazę walk:

[…] Ale najgorsze było to, że oni razem ze mną robili obchód placu boju i wszystkich nieżyjących, ciężko rannych i lekko rannych, wszystkich dobijali bagnetami. Wszystkich! Pamiętam twarz kapitana „Hatraka” [kpt. cc Franciszek Cieplik]. On miał taką złotą szczękę i patrzył na mnie przytomnie, patrzył na mnie tak, jakby jemu było mnie żal. Ja to widziałam po jego oczach. Sołdat podszedł i pchnął go bagnetem w bok. Ja tylko widzę jego zęby wyszczerzone, bo on jego walił w brzuch, w klatkę piersiową, ile tylko chciał. I tak po kolei, każdego […]. Obok twarzą w dół leżała Gienka. Nie żyła. Potrącił ją nogą, przewrócił na wznak, chciał też przebić, ale oficer zawołał: „Nie trogaj!”. Poszli dalej. [...]

Na pobojowisku w Surkontach zostały dwie kobiety: „Czarna Magda”, łączniczka „Kotwicza” i warszawianka Zosia – szyfrantka. Kto żyw i mógł się ruszać – uszedł, a rannych i bezwładnych dobito lub zastrzelono. We wsi było więcej trupów niż ludności. Nim żołnierze z okrzykiem „Gdie biełyje?”  wpadli do obejścia, Zosia zakopała szyfry i papiery „Kotwicza”, a „Czarna Magda” złoto komendy.

Z relacji Czarnej Magdy” ” [Helena Nikicicz], spisanej przez siostrę „Kotwicza” Annę Kalenkiewicz – Mirowicz w 1944 r.:

[…] O wschodzie słońca wracam na pobojowisko. Zosia poleciała jeszcze wcześniej, żeby wydostać zakopane papiery. Już jej nie widziałam nigdy. Później się dowiedziałam, że ją sowieci przyłapali.

Widzę: nasi leżą w błocie. Pierwszy jest w cywilu, ale to oficer z odprawy. Drugi ma książeczkę do nabożeństwa w kieszeni na piersi; mam ją oddać bratu, Murkowi, ale brata widzę zabitego opodal. Dalej chłopak, który jadł z nami ostatnie śniadanie, […]. Od prawego skrzydła, gdzie atakowano sowiecki ciężki karabin maszynowy, nie mogę dojść, bo jeszcze stoją sowieci. Wreszcie odchodzą. Major leży na wznak, Henryk twarzą na jego nogach. Jego krew spływała Majorowi na nogi.

Nikogo więcej już nie widziałam. Położyłam się obok, objęłam obydwóch. Słońce świeciło. Zwłoki były ciepłe. Leżałam długo, przeszło godzinę. Bałam się ich zostawić. Major miał zdjęty mundur, obaj buty. Obmyłam ich. Wykopałam przy pomocy jednego człowieka płytki dołek, nakryłam własnym płaszczem, liśćmi, darniną. Potem poszłam do ludzi, prosiłam, żeby zrobili trumny. Każdy się bał. Wreszcie zgodził się człowiek mieszkający 5 km stąd.[…]

Oddaniem poległym ostatniej posługi zajęli się „Zbigniew”, w owym czasie szef nowogródzkiego BIP-u i łączniczka „Czarna Magda”. Ciała ich pogrzebali miejscowi chłopi, zaznaczając miejsce pochówku resztkami płyt z grobów powstańców 1863 roku. Podczas Powstania Styczniowego nieopodal tego pola bitwy Rosjanie rozbili oddział Ignacego Narbutta.

Pogrzeb miał miejsce 23 sierpnia 1944.

Opowiada „Zbigniew”:

We środę o świcie przyjechaliśmy do Surkont. Wieźliśmy dwie trumny. „Czarna Magda” wystarała się o 2 mundury i 2 koszule. Ten sam człowiek, który zrobił trumny, pomógł nam wydobyć zwłoki, obmyć, włożyć do trumny i zasypać bose stopy kwiatami. Tylko „Kotwicz” i „Orwid” pochowani zostali w trumnach.

Zwróciłem się do miejscowego księdza z prośbą o pogrzeb i pozwolenie pochowania wszystkich na parafialnym cmentarzu przy kościele. Napotkałem opory – chyba zresztą zrozumiałe: on tu zostawał i nie mógł narażać się władzom. Był to zresztą ksiądz Litwin, co go jeszcze bardziej usprawiedliwiało. Wobec tego prosiłem go tylko o ostatni akt pogrzebu: pokropienie trumien i zwłok oraz odmówienie modlitwy za zmarłych. Grób postanowiliśmy wykopać przy leśnym cmentarzyku powstańców z 1863 roku. Okoliczna ludność chętnie – powiedziałbym nawet: zdumiewająco chętnie – wzięła udział w tym smutnym obrządku. To oni wykopali głęboką mogiłę, dość długą, by pomieścić 36 ciał.

Zwoziliśmy poległych z różnych miejsc, ponieważ oddział był rozrzucony. Miejscowi prowadzili nas, bo sami nie moglibyśmy do nich trafić. Kładliśmy zwłoki na wóz i przewoziliśmy kolejno do wspólnej mogiły.

Ostatnie zwłoki przywieźliśmy już wtedy, gdy ksiądz stał nad mogiłą i odprawiał egzekwie. Zaraz też przystąpiliśmy do zasypywania grobu.

Władze sowieckie interesowały się trumnami: odkopano je w 1945 roku, i po oględzinach i potwierdzeniu tożsamości, pozwolono je zakopać.

***

Na początku lat 90., Cezary Chlebowski, autor książki, poświęconej mjr. Janowi Piwnikowi „Ponuremu”, pt. „Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie”, wraz z grupą ludzi z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa postanowili dopisać epilog tej pierwszej bitwy Antysowieckiego Powstania.

[…]Jesienią 1989 r., gdy skończyła się PRL, znalazłem się w dwuosobowej grupie, której powierzono dokonanie weryfikacji składu personalnego dotychczasowej Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa przy Urzędzie Premiera RP. W jakiś czas później premier powołał mnie na stanowisko wiceprzewodniczącego nowej Rady. W czerwcu 1990 r. wyjechałem do Grodna na zjazd organizacyjny Związku Polaków na Białorusi. Właściwie był to pretekst, by znaleźć się w Surkontach i zbadać możliwości pchnięcia tamtej sprawy w Mińsku.

Przygotowywałem się do tego wyjazdu dość gruntownie. Po drodze z Grodna do Mińska razem z konsulem Henrykiem Kalinowskim odszukaliśmy Surkonty. Jak tam jest, wiedziałem – teoretycznie – już rok wcześniej od zafascynowanego tą sprawą pracownika naukowego Uniwersytetu Warszawskiego Marka Gołkowskiego, który wraz ze swoją rodziną całą tę okolicę objechał, obfotografował, nagrał na taśmy magnetofonowe rozmowy ze świadkami dramatu i zebrany materiał pieczołowicie mi przekazał. Ale co innego obejrzeć zdjęcia, a co innego znaleźć się samemu na pięknej olbrzymiej polanie i zobaczyć to wszystko na własne oczy.

Na ledwo dostrzegalnym wzniesieniu stała olbrzymia blaszana obora, z której dochodziło porykiwanie kilkuset krów. Od jej wrót do odległych o pół kilometra pastwisk prowadził wydeptany trakt, pokryty zeschłą skorupą krowiego łajna. Pod tą skorupą leżeli ONI. „Kotwicz” i 35 żołnierzy jego pocztu. Zabici lub ciężko ranni i dobici długimi, wąskimi, czterograniastymi bagnetami. Zakopano ich płytko, niektórych tylko na pół metra. Tu i ówdzie wystawała kość. Właśnie owe kości oraz dwa głazy odwalone na bok z zatartą inskrypcją z 1863 r. wskazywały niezbicie, gdzie był ongiś powstańczy cmentarzyk, do którego w osiemdziesiąt lat później dołożono kotwiczowców. A następnie stale wyrównywano to wszystko racicami 800 krów przepędzanych tędy dwa razy dziennie. I tak trwało to przez prawie pół wieku.

[…]

jeszcze w grudniu 1989 r., nasza Rada poprosiła konsula generalnego w Mińsku o pisemne zapytanie Ministerstwa Spraw Zagranicznych Białoruskiej jeszcze wtedy SSR, jakie są możliwości szybkiego nadania właściwej formy zbiorowej mogile w Surkontach. Na to pismo przez pół roku ministerstwo nie odpowiadało. […]przestudiowaliśmy otrzymane pismo. Była to odpowiedź na notę konsulatu sprzed pół roku. Wyrażała zdziwienie, że Polska nadal chce upamiętniać miejsce pochówku takich elementów, o których do dzisiaj okoliczni mieszkańcy mówią jako o okrutnikach i gwałcicielach. Miejscowa ludność nie zgadza się na żadne specjalne upamiętnianie, może być tylko mowa o ogrodzeniu tego kawałka ziemi i umieszczeniu tam tablicy z napisem: „Polskim Żołnierzom Armii Krajowej, poległym w 1944 roku”. Była to wyjątkowo podła propozycja, nie uwzględniająca umieszczenia na owej tablicy dokładnej daty boju, co oczywiście sugerowało działania Niemców.[…]

Podczas rozmów w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Białoruskiej SSR zapytano konsula generalnego RP w Mińsku i Cezarego Chlebpwskiego, jakie są życzenia polskiej strony w sprawie Surkont.

Opowiada Cezary Chlebowski:

Sprowadziłem je do czterech punktów:

1. Doprowadzenie do zamknięcia wrót fermy krowiej z obecnie używanej strony i uruchomienie ich ze strony przeciwnej,

2. Zgoda na zbudowanie przez stronę polską cmentarzyka żołnierskiego, ogrodzonego i składającego się z pojedynczych grobów,

3. Uroczyste poświęcenie go z zachowaniem polskiego ceremoniału wojskowego,

4. Zgoda na umieszczenie na kurhanie odpowiedniej tablicy z napisem zgodnym z polską tradycją.

Zauważyłem, że ten ostatni punkt zaniepokoił ich najbardziej. Aby więc dobrze ich usposobić do rozmowy na ten temat, przekazałem im podarunek od naszej Rady – tekę zawierającą kilkanaście fotogramów przedstawiających wyjątkowo zadbane cmentarze sowieckich żołnierzy w Polsce. Do tego dołączyłem jedno ze zdjęć wykonanych przez Marka Gołkowskiego w Surkontach. Zestawienie było szokujące.

Nasza propozycja tekstu tablicy brzmiała: „Żołnierzom Armii Krajowej Okręgów «Nów» i «Wiano» poległym za Polskę pod Surkontami 21 VIII i w Poddubiczach 19 VIII 1944 r.”

[…]Zgarnęli złożone im materiały i zapewnili, że to rozważą. Ja zaś uznałem sprawę za definitywnie załatwioną. […] Po przyjeździe do Warszawy od razu zdecydowaliśmy w Radzie o skierowaniu do realizacji budowy cmentarzyka w Surkontach. Podjęła się tego PAX-owska Fundacja Ochrony Zabytków. Jej dyrektor, obecny prezes Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, ppłk Stanisław Karolkiewicz, przed 60 laty dowodził 1 kompanią w III batalionie 77 pułku piechoty AK na Nowogródczyźnie, dawał więc gwarancję najlepszego z możliwych wykonania tej pracy.

Na realizację naszych zamierzeń w Surkontach czekaliśmy 15 miesięcy. Wreszcie w niedzielę 8 wrze-śnia 1991 r. na zadeszczonej polanie surkonckiej zgromadziło się prawie 2 tys. ludzi. Połowa przyje-chała z kraju, reszta przybyła stąd, z całej ziemi lidzkiej i z Wilna, mimo iż nikt żadnych zawiadomień nie dawał. Były poczty sztandarowe AK z Okręgów Białostockiego, Wileńskiego i Nowogródzkiego, parę autobusów kombatantów, wojskowi werbliści i fanfarzyści oraz proboszcz katedry polowej Wojska Polskiego z Warszawy, dziś już śp. ks. mjr Tadeusz Dłubacz, celebrans uroczystości religijnych. Przyjechały rodziny poległych z żoną i córkami ppłk. dypl. Macieja Kalenkiewicza. Cmentarzyk okolony niskim murkiem kamiennym gromadził wyciągnięte w szeregi mogiły z krzyżami. Po raz pierwszy od pół wieku był uporządkowany, uznany i uczczony.

Po 47 latach, na polu walki, wśród ugorów i łąk, nieopodal wielkiej obory kołchozu, stanął wojenny cmentarzyk: groby i symboliczny kamienny pomnik z krzyżem i tablicą pamiątkową następującej treści:

ŻOŁNIERZOM ARMII KRAJOWEJ/ OKRĘGÓW „NÓW” I „ WIANO „/ POLEGŁYM ZA POLSKĘ/ POD SURKONTAMI 21 VIII 1944 R. I W PODDUBICZACH 19 VIII 1944 R.

Po mszy polowej Cezary Chlebowski wygłosił krótkie przemówienie:

Czas i miejsce naszego modlitewnego spotkania mają wymiar historyczny. Trafi ono bowiem nie tylko do historii rodzin przybyłych tutaj poległych żołnierzy AK, do historii ziemi lidzkiej. Stanie się początkiem zapisu nowego historycznego rozdziału niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej i stojących na progu niepodległości Białorusi i Litwy. 47 lat temu na tej polanie rozegrał się jeden z największych dramatów wojennych. Siły bezpieczeństwa ZSRR uderzyły na tkwiący w obronie poczet ppłk. «Kotwicza». Bój był nierówny, oddział polski został pokonany. Do 13 poległych w walce akowców doszło ponad 20 dobitych bagnetami i kolbami. Rzucono ich w to miejsce. Trzykrotnie przyjeżdżały różne komisje. Wydobywano trupy, aby sprawdzić, czy jest wśród nich «bezrukij major». Niestety był. 47 lat w tej niepoświęconej ziemi czekali na katolicki pochówek. Mówię to dlatego, iż przed nami nowy rozdział historii, nowe zapisywanie naszych przyjaźni z narodami Litwy i Białorusi. Przyjechaliśmy z ziemi polskiej, na której znajduje się 475 cmentarzy wojennych żołnierzy radzieckich. Pochowaliśmy ich godnie i pięknie. Postąpiliśmy tak, gdyż śmierć łagodzi urazy i nakazuje tak nasza wiara. Ten cmentarz pozostanie pod opieką ludności zawsze wiernej Polsce i, miejmy nadzieję, także obecnych gospodarzy tej ziemi. Proszę was, gospodarze, bądźcie ludzcy dla tych, których powierzamy waszej opiece. Niech odpoczywają w spokoju”.

Niestety ten pokój nie trwał długo. Po 31 latach od tej uroczystości, cmentarz wojenny w Surkontach został zrównany z ziemią. 25 sierpnia 2022 r. na Tt pojawiła się informacja: 

Portal ZPB Znad Niemna informuje, że od rana niszczony jest cmentarz AK w Surkontach, miejsce spoczynku ppłk Macieja Kalenkiewicza "Kotwicza" i jego żołnierzy, poległych w bitwie z sowietami 21 sierpnia 1944 roku. Prosimy o nagłośnienie sprawy.

Informacje o zdarzeniu przekazał także portal Głos znad Niemna:

"Według uzyskanych przez nas informacji, dewastacja cmentarza przypomina zakrojoną na szeroką skalę operację specjalną. Drogi do miejsca, w którym odbywa się akt barbarzyństwa, są blokowane przez milicję. A oburzeni miejscowi mieszkańcy, próbujący zarejestrować popełnianą zbrodnię są straszeni więzieniem. To jest też powód, dla którego jak dotąd nie udało się zrobić zdjęcia tego dziejącego się niewyobrażalnego dla XXI wielu bestialstwa".

Zniszczenie wojennego cmentarza w Surkontach nie jest pierwszym aktem wandalizmu na Bialorusi:

W końcu lipca portal Głos znad Niemna informował, że władze białoruskie zburzyły pomnik na zbiorowym grobie żołnierzy Armii Krajowej w Stryjówce w obwodzie grodzieńskim.

Wcześniej w Mikuliszkach w obwodzie grodzieńskim zrównana z ziemią została kwatera żołnierzy AK, poległych w 1944 r. Nie pozostał żaden z 22 krzyży postawionych w tym miejscu pamięci.

***

Przy pisaniu notki autorka korzystała z publikacji:

• Kazimierz Krajewski, Piotr Niwiński, Kresy w walce z nowym okupantem na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie, [w] Żołnierze podziemia niepodleglościowego w latach 1944-1963, pod redakcją Kazimierza Krajewskiego i Tomasza Łabuszewskiego, Warszawa 2017

Mjr Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz” i bitwa pod Surkontami – 21 VIII 1944 r. http://www.podziemiezbrojne.pl/?p=685

• Cezary Chlebowski , W armii Państwa Podziemnego, Warszawa 2005,

• https://polskieradio24.pl/5/1222/artykul/3025631,bialoruskie-sluzby-zniszczyly-cmentarz-ak-w-surkontach-dworczyk-winni-poniosa-konsekwencje

***

Biogram Macieja Kalenkiewicza

Maciej Kalenkiewicz urodził się 1 lipca 1906 r. w Pacewiczach, pow. wołkowyski. Był synem Jana, ziemianina, właściciela majątku Trokienniki i działacza Narodowej Demokracji, posła na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej (1922-1927), i Heleny Zawadzkiej.

Uczył się w Gimnazjum Nauczycieli i Wychowawców w Wilnie (późniejsze Gimnazjum Państwowe im. Zygmunta Augusta) i w Korpusie Kadetów nr II w Modlinie (1920-1924), gdzie uzyskał maturę. Ukończył Oficerską Szkołę Inżynierii i 17 października 1927 r. został przydzielony do 1. Pułku Saperów Legionów im. T. Kościuszki jako dowódca plutonu. Mianowany podporucznikiem w sierpniu 1926 r., dwa lata później porucznikiem. Od września 1928 r. był instruktorem w Szkole Podchorążych Rezerwy Saperów w Modlinie. 23 sierpnia 1929 r. otrzymał przydział do Centrum Wyszkolenia Saperów.

Przeniesiony służbowo na Wydział Inżynierii Lądowej Politechniki Warszawskiej, w 1935 r. uzyskał dyplom inżyniera urządzeń i komunikacji miejskich. W 1934 r. powtórnie otrzymał przydział w Centrum Wyszkolenia Saperów. Awansowany na kapitana 19 marca 1936 r. oraz dowódcę kompanii w Szkole Podchorążych Rezerwy Saperów w Modlinie. W styczniu 1938 r. został przyjęty do Wyższej Szkoły Wojennej, 1 lipca 1939 r. ukończył I rok studiów. Wybuch wojny uniemożliwił mu ich dokończenie, jednak rozkazem Naczelnego Wodza w Wielkiej Brytanii przyznano mu tytuł oficera dyplomowanego.

Uczestniczył w kampanii wrześniowej. Był oficerem sztabu Suwalskiej Brygady Kawalerii, a od 15 września 1939 r. grupy gen. Wacława Przeździeckiego. Po 18 września pełnił funkcję adiutanta (oficera taktycznego) 110. pułku ułanów. Od 28 września był adiutantem, a potem zastępcą mjr. Henryka Dobrzańskiego „Hubala”, dowódcy Oddziału Wydzielonego WP.

W grudniu 1939 r. przedostał się do Francji. Następnie służył w Oddziale III (operacyjnym) Sztabu Naczelnego Wodza w Wielkiej Brytanii. Był współtwórca łączności lotniczej z okupowanym krajem (idea cichociemnych) oraz polskich wojsk spadochronowych. Zrzucony do Polski nocą z 27 na 28 grudnia 1941 r. w trzeciej ekipie skierowanych do kraju cichociemnych. Omyłkowo zostali zrzuceni na tereny wcielone do III Rzeszy. Podczas przedostawania się do Generalnego Gubernatorstwa stoczyli potyczkę ze strażą graniczną; Kalenkiewicz został ranny w lewe ramię.

Po dotarciu do Warszawy otrzymał przydział do Oddziału III KG AK jako referent operacyjny. Był autorem wielu instrukcji organizacyjnych AK, a także współtwórcą koncepcji planu akcji „Burza”.

W lutym 1944 r. został skierowany do Okręgu Nowogrodzkiego AK jako inspektor z pełnomocnictwami dotyczącymi normowania wielu zagadnień tego terenu, zwłaszcza spacyfikowania tzw. buntu rtm Świdy „Lecha”. Kalenkiewicz wykonał to zadanie i na własną prośbę pozostał na Nowogródczyźnie. Komendant okręgu powierzył mu dowództwo Nadniemeńskiego Zgrupowania Partyzanckiego. Uczestniczył w walkach z niemieckimi siłami okupacyjnymi i partyzantką sowiecką.

Pod koniec czerwca 1944 r. mjr Kalenkiewicz „Kotwicz” wyruszył na czele batalionu operacyjnego znad Niemna na wschód, by dopomóc oddziałom AL. Okręgu Stołpce w opuszczeniu Puszczy Nalibockiej i wzięciu udziału w operacji „Ostra Brama”. W czasie bitwy z Niemcami pod Dyndaliszkami i Kwiatkowcami został kolejny raz ranny w rękę. Konieczna stała się jej amputacja, co wyłączyło go z czynnego udziału w ataku na Wilno nocą z 6 na 7 lipca 1944 r.

Po rozbrojeniu przez wojska sowieckie oddziałów AK skoncentrowanych pod Wilnem, mjr Kalenkiewicz „Kotwicz”wycofał się do Puszczy Rudnickiej. 20 lipca 1933 r. udało mu się wyjść z obławy NKWD w lasach nad jeziorem Kiernowo. Miesiąc później został zaatakowany przez oddziały NKWD we wsi Surkonty. W zaciekłej walce jego oddział został rozbity – poległo 36 żołnierzy AK, w tym 5 oficerów z dowódcą „Kotwiczem”.

Swój partyzancki szlak mjr Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz” rozpoczął jako zastępca legendarnego majora Henryka Dobrzańskiego „Hubala”, a zakończył jako symbol oporu żołnierzy Niepodległej Rzeczypospolitej, walczących o Polskość Kresów Wschodnich przeciwko Sowietom i jako jeden z pierwszych poległych z ich ręki dowódców Antysowieckiego Powstania.


wiesława
O mnie wiesława

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka