wiesława wiesława
1308
BLOG

„Nadzwyczajna kasta ludzi” – refleksje historyczne

wiesława wiesława Społeczeństwo Obserwuj notkę 10

Całe życie broniłam sędziów. Uważam, że to jest zupełnie nadzwyczajna kasta ludzi i myślę, proszę państwa, że damy radę – przekonywała uczestników Nadzwyczajnego Kongresu Sędziów Polskich sędzia Irena Kamińska (z Naczelnego Sądu Administracyjnego) w ubiegłą sobotę, 3 września 2016 roku. Wypada więc przyjrzeć się, w jaki sposób w powojennej Polsce uformowała się ta „nadzwyczajna kasta ludzi”.

W Rosji po rewolucji październikowej bolszewicy przecięli ciągłość prawną i odrzucili dotychczasowy system prawny: nowe prawo należało tworzyć w sądach ex nihilo, przy pomocy rewolucyjnej świadomości. W Polsce pojałtańskiej komuniści zdecydowali się na inne rozwiązanie, ponieważ zależało im na zachowaniu pozorów, że władzę zdobyli w sposób legalny, czyli zgodny z prawem. Implikowało to zachowanie, przynajmniej w zasadzie, stanu prawnego II RP. Pozorom  przejęcia władzy w sposób legalny miało służyć „uchylenie” konstytucji kwietniowej w Manifeście PKWN. Uchylając konstytucje kwietniową odbierano legalność polskim władzom na uchodźstwie.

Obowiązki zorganizowania struktur resortu sprawiedliwości na terenie Polski „lubelskiej” (czyli między przesuwającą się linią frontu sowiecko-niemieckiego a linią Curzona) przewodniczący PKWN, Edward Osóbka-Morawski powierzył Leonowi Chajnowi, oficerowi politycznemu z armii Berlinga, który nie miał pojęcia jaki ma być stan prawny i kadrowy resortu sprawiedliwości. Po latach w swoich wspomnieniach Kiedy Lublin był Warszawą Chajn napisał:

Przed wyjściem zapytałem jeszcze, czy nadal ma obowiązywać przedwojenne ustawodawstwo, czy utrzymujemy stary, przedwojenny aparat sądowy, czy też idziemy na zbudowanie sądów ludowych. „A mówiliście, że znacie Manifest – padła odpowiedź – Tam przecież wyłożyliśmy nasz program.” Zrobiło mi się gorąco, ale Osóbka nie zwracając uwagi na moje zmieszanie wyjaśnił, że uchylamy jedynie faszystowską konstytucję kwietniową i oparte na jej podstawie antyludowe akty prawne.

Z wypowiedzi premiera Osóbki wynikało więc, że władze komunistyczne zdecydowały się  utrzymać w mocy zarówno k.k. z 1932 r., jak i k.p.k. z 1928 r. Jednak treść wspomnień Chajna pokazuje, że od pierwszych chwil Polski Ludowej wyznaczono prawu karnemu nowe zadania.  Ogólnie mówiąc były one związane z walką - realizowaniem walki klasowej, walki o ustrój, walki z przeciwnikami politycznymi, walki o wykonanie zadań gospodarczych itd. Realizacja tych nowych zadań wymagała zasadniczych zmian w prawie karnym, co uzyskano przez uzupełnienie przedwojennych kodeksów powojennymi dekretami (rzadziej ustawami), które znacznie odbiegały swoim charakterem od prawa II RP.

Formalnie zachowując kodeks karny z 1932 roku w okresie pierwszych 10 lat Polski Ludowej wydanych zostało ponad 100 aktów prawnych poświęconych prawu karnemu. Pierwsze zmiany wprowadzano w okresie między listopadem 1945 r. a czerwcem 1946 r. ogłaszając dekrety, których celem było represjonowanie opozycji politycznej i dokonanie odwetu na żołnierzach AK, na działaczach Polskiego Państwa Podziemnego, a także na funkcjonariuszach państwowych okresu przedwojennego i księżach. Te dekrety szybko spowodowały zmarginalizowanie przedwojennych kodeksów i na bardzo długo utrwaliły stalinowski reżim w prawie karnym.

Należy jednak podkreślić, że nowa władza wprowadzała zmiany w prawie nie tylko drogą ustawodawczą, ale także drogą orzecznictwa Sądu Najwyższego. Szczególne znaczenie miała uchwała Zgromadzenia Ogólnego Sądu Najwyższego z 25 listopada 1948 r., mówiąca o historycznym już tylko znaczeniu orzecznictwa SN II RP, jeżeli orzeczenia i zasady prawne II RP nie są zgodne z ustrojem i ustawodawstwem obowiązującym w Polsce Ludowej.

Jeśli chodzi o prawników, Leon Chajn był zmuszony sięgnąć po przedwojenne dawne kadry sędziowskie i prokuratorskie oraz adwokackie. Nie było to jednak łatwe. Leon Chajn tak wspominał czasy PKWN:

„Nie mogłem zdobyć prawników dla Resortu Sprawiedliwości. Sędziowie i prokuratorzy Apelacji lubelskiej wyrazili gotowość powrotu do pracy w magistraturze – tak głosiła deklaracja złożona przez prezesa Sądu Okręgowego, Szczepańskiego, z której wynikało, że >>są zdyscyplinowani i powinni dbać o porządek w państwie<< natomiast żaden nie chciał przyjść do pracy w PKWN. Odbyłem dziesiątki, a może nawet setki rozmów z lubelskimi prawnikami, z adwokatami, notariuszami, sędziami, prokuratorami, młodymi i starymi – niestety bez pozytywnego rezultatu. W zasadzie nie ukrywali politycznych motywów swojej odmowy współpracy. Godzili się na reformę rolną, na nacjonalizację przemysłu, nie sprzeciwiali się potrzebie uregulowania na zasadach przyjaźni naszych stosunków ze Związkiem Radzieckim, ale pracy politycznej, za jaką uważali prace w PKWN, podjąć nie chcieli. Wielu mówiło dość szczerze: "Jesteśmy związani przysięgą służbową na wierność rządowi londyńskiemu i dopóki z tej przysięgi nie będziemy zwolnieni, nie możemy z wami się wiązać i dla was pracować". Sytuacja wyglądała niemal beznadziejnie”.

Chajnowi udało się pozyskać zaledwie trzech ludzi.

„Na tym skończył się werbunek pracowników lubelskich. Kiedy pytałem o przyczynę tego stanu rzeczy, po długich naleganiach wyjaśnili: od czasu, gdy zaczęli pracować w PKWN, wszyscy się od nich odwrócili, nikt z nimi nie chce rozmawiać, koledzy i znajomi bojkotują ich towarzystwo. Jeden nawet wyznał mi, że jego żona bez przerwy płacze, bo wszystkie znajome i przyjaciółki nie chcą jej znać, a rodzina nie wpuszcza jej do mieszkania”.

Ocena postawy sędziów i prokuratorów przez komunistyczną władzę była negatywna, ponieważ władza komunistyczna nie oceniała ich wiedzy, etyki, postawy moralnej, ale żądała od tych wykształconych i doświadczonych ludzi służenia nowemu ustrojowi. Zarzuty stawiane przedwojennym sędziom i prokuratorom zostały wyartykułowane w notatce dla KC PPR, sporządzonej przez Antoniego Skulbaszewskiego (płk Armii Czerwonej, oddelegowany do służby w WP) i Henryka Holdera (prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej):

„Przyczynę takiego stosowania prawa przez sądy powszechne upatrujemy w składzie osobowym tych sądów oraz w stosowanej przez Ministerstwo Sprawiedliwości polityce niewtrącania się do spraw orzecznictwa. Faktem jest, że przytłaczająca większość kierowników sądów i szefów prokuratur to przedwojenni sądownicy, wychowankowie faszysty Grabowskiego, tęskniący w cichości ducha do sanacyjnych „dobrych czasów”. Sanacji służyli oni wiernie przez dziesięciolecia [sic] i nie ma słusznej podstawy do przypuszczenia, że zmienili swój światopogląd. Ludzie ci, jeżeli nawet nie sabotują celowo wysiłków Rządu, to w każdym razie mają do nich stosunek obojętny, co oczywiście znajduje wyraz w ferowanych przez nich wyrokach. Oczekiwać od nich zrozumienia, inicjatywy, energii, a tym więcej entuzjazmu dla sprawy utrwalenia nowego ładu w kraju, wydaje nam się nieuzasadnione [...].”

Zgodnie z dewizą polskich komunistów „Przyjaźń, pomoc, przykład Związku Sowieckiego, to gwarancja naszych zwycięstw”, w ówczesnym wymiarze sprawiedliwości kierownicze stanowiska sędziowie i prokuratorzy sowieccy, którzy nie mieli takich obiekcji i zahamowań jak przedwojenni polscy sędziowie i prokuratorzy. Np. ważną funkcję w organizowaniu wojskowego wymiaru sprawiedliwości pełnił oficer służby sprawiedliwości Armii Czerwonej, generał brygady Aleksander Tarnowski, który pilnował, by system wojskowego wymiaru sprawiedliwości był realizowany przez oficerów sowieckich w interesie tego państwa.

Wzorując się na sowieckich rozwiązaniach utworzono w Polsce średnie szkoły prawnicze, rzecz przed wojną nieznaną. Podstawą prawną ich powołania był dekret z 22 stycznia 1946 r. „O wyjątkowym dopuszczaniu do obejmowania stanowisk sędziowskich prokuratorskich i notarialnych oraz do wpisywania na listę adwokatów”.

Powstały one w wyniku zapotrzebowania społecznego, bowiem wymiar sprawiedliwości nie mógł się oprzeć wyłącznie na przedwojennych kadrach sędziów i prokuratorów, którzy dzięki ciążącemu na ich umysłowości balastowi ideologii burżuazyjnej, z trudem tylko przystosowali się do nowych stosunków i nie podążali za biegiem wypadków. Chodziło o wprowadzenie do organów wymiaru sprawiedliwości ludzi świeżych, nowych, nie mających wprawdzie matury licealnej, posiadających natomiast pewien staż pracy politycznej lub społecznej, doświadczenie życiowe, a nade wszystko – instynkt klasowy. Uniwersytety ludzi takich dostarczyć nie mogły. Dlatego stworzono Szkoły Prawnicze, do których wstęp maja tylko odpowiednio dobrani ludzie, skierowani przez partie polityczne i związki zawodowe. […] Szkoły Prawnicze to nie tylko awans społeczny dla ich absolwentów, to w pierwszym rzędzie olbrzymi sukces Demokracji Ludowej na drodze zwycięskiego marszu ku Socjalizmowi – tak określił cel ich powstania dr Emil Merz (doktorat obojga praw Uniwersytetu Wiedeńskiego z 1917 roku ), sędzia Sądu Najwyższego w latach 1949 – 1962, całkowicie dyspozycyjny politycznie wobec władz komunisty cznych.

Płk Bogdan Dzięcioł, który w latach 40. był sędzią Wojskowego Sądu Rejonowego, w swej rozprawie doktorskiej z 1977 r. ujawnił, że partia komunistyczna zalecała kierowanie do „szkół prawniczych” oprócz dzieci kapepowców z najbardziej zaufanych rodzin, kandydatów ze środowisk robotników niewykwalifikowanych (czyli właściwie lumpenproletariatu), bowiem dzieci robotników wykwalifikowanych (rzemieślników, mistrzów) mogą już mieć… skażoną świadomość klasową.

W 1948 roku została utworzona Centralna Szkoła Prawnicza im. Teodora Duracza, której uczniami mogły być osoby skierowane przez zarządy centralne partii politycznych, związków zawodowych lub organizacji społecznych w wieku od 21 do 40 lat, posiadające co najmniej wykształcenie licealne. Od tego ostatniego wymogu kandydatów mógł zwolnić Minister Sprawiedliwości. W ciągu dwuletniego cyklu nauczania uczniowie, jak stanowił statut szkoły, mieli zdobyć wykształcenie teoretyczne i praktyczne umożliwiające im pełnienie stanowisk sędziowskich i prokuratorskich. Obok przedmiotów prawniczych uczono w niej materializmu dialektycznego, materializmu historycznego oraz ustroju ZSRR.  Pierwszym dyrektorem CSP zwanej „duraczówką” został Igor Andrejew, który z dumą głosił, ze CSP jest pierwsza wyższą uczelnią prawniczą, w której wszystkie przedmioty są wykładane zgodnie z założeniami marksizmu-leninizmu; obowiązki dyrektora pełnił do 1953 roku. W 1950 roku w miejsce Centralnej Szkoły Prawniczej im. Teodora Duracza powołano Wyższą Szkołę Prawniczą im. Teodora Duracza, która z kolei 1 lipca 1953 roku przekształcono w Ośrodek Doskonalenia Kadr Sędziowskich i Prokuratorskich (patron pozostał ten sam). Zadaniem tego ośrodka było podnoszenie „kwalifikacji zawodowych i poziomu ideologicznego sędziów i prokuratorów”.

CSP/WSP ukończyło 421 osób, które następnie „utrwalały władzę ludową”.  Ta liczba zbyła zbyt mała do obsadzenia wszystkich sądów, więc pozostałych prawników poddawano intensywnemu szkoleniu ideologicznemu. W tym celu w 1948 r. utworzono Ośrodek Szkolenia Kadr Ministerstwa Sprawiedliwości w Józefowie, gdzie przeszkolono 3646 osób, w tym 1222 sędziów. Były to półroczne kursy marksistowsko-leninowskiej ideologii. Szczególną uwagę zwracano na „opornych” bezpartyjnych pracowników sprawiedliwości. Szkolenia Organizowane przez Ośrodek Doskonalenia Kadr Sędziowskich i Prokuratorskich były jeszcze dłuższe, w zasadzie jednoroczne.

Absolwenci tych szkół prawniczych byli często półanalfabetami, jednak mimo to powierzano im wysokie stanowiska w sądownictwie. Niektórzy nawet byli sędziami Sądu Najwyższego, np. Teofil Karczmarz, który przed wojną edukację zakończył na szkole podstawowej. Z wniosku z 1955 roku dotyczącego kandydatury sędziego Teofila Karczmarza na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego: ma poważne trudności w dokładnym poznaniu zagadnień prawniczych z uwagi na małe wykształcenie,  a co za tym idzie ma znaczne trudności w pracy zawodowej. Jednak powierzone mu sprawy załatwia bardzo dokładnie, z właściwym zrozumieniem walki klasowej i interesu Polski Ludowej. Bardzo aktywny członek PZPR. […]

Implikacją postawy „zrozumienia walki klasowej i interesu Polski Ludowej” było 8 tysięcy wyroków śmierci dla „wrogów Polski Ludowej”, wydanych w  latach 1944 – 1956 przez przeszkolonych ideologicznie sędziów i prokuratorów. Większość z nich została wykonana. Komunistyczne władze straciły więcej członków polskiego podziemia niepodległościowego niż niemieckich zbrodniarzy. Do dziś w naszym kraju żyje jeszcze około 50 sędziów i prokuratorów, którzy mają krew na rękach.

Główny ideolog „walki o nowy typ sędziego”, Igor Andrejew, od 1947 r. pracował na Wydziale Prawa UW, dochodząc do tytułu profesora zwyczajnego; cieszył się uznaniem naukowym i szacunkiem. W 1950 roku obronił doktorat na Uniwersytecie Warszawskim (tytuł rozprawy: Istota czynu w rozwoju nauki burżuazyjnej); promotorem był prof. Stanisław Ehrlich. Od 1964 profesor nauk prawnych; dyrektor Instytutu Nauk Prawnych PAN, organizator studiów zaocznych prawa na Uniwersytecie Warszawskim, wieloletni prodziekan Wydziału Prawa. W 1954 opublikował podręcznik Prawo karne Polski Ludowej (współautorzy: Jerzy Sawicki i Leszek Lernell),  w którym prawu karnemu wyznaczono nowe zadania: wspieranie władzy i wojnę z przeciwnikami.

Igor Andrejew łączył teorię z praktyką – od 1951 r. był sędzią w Sądzie Wojewódzkim dla m.st. Warszawy; w 1952 r. delegowany do Sądu Najwyższego. Jednocześnie orzekał w tzw. sekcji tajnej Sądu Najwyższego (wydział III Izby Karnej SN), rozpoznającej odwołania od wyroków sądów pierwszej instancji. Od 1949 roku przewodniczącym tej tajnej sekcji był Emil Merz. Większość kar śmierci orzeczonych przez sąd pierwszej instancji była utrzymywana. 20 października 1952 roku na posiedzeniu tej sekcji rozpatrywano odwołanie od wyroku śmierci na gen. Emilu Auguście Fieldorfie, wydanego w kwietniu przez sąd pod przewodnictwem Marii Gurowskiej. Pod nieobecność oskarżonego sędziowie Emil Merz, Igor Andrejew i Gustaw Auscaler utrzymali karę śmierci na gen. „Nila”. Trzy tygodnie później, 12 grudnia 1952 roku ten sam skład sędziów negatywnie zaopiniował prośbę o ułaskawienie.

Po latach w wywiadzie prasowym Andrejew tłumaczył nieudolnie swój udział w mordzie sądowym - że dopuścił się „fałszywej kwalifikacji prawnej czynu A. Fieldorfa” bowiem był przekonany, że Fieldorf był volksdeutschem, który miał pracować na rzecz Niemców.

 W 1986 r. prof. Andrejew przeszedł na emeryturę, a w 1989 r. ukazała się księga pamiątkowa, którą wydali jego koledzy dla uczczenia jego pracy naukowej i działalności; równocześnie z opuszczeniem drukarni przez księgę wyszedł na jaw jego udział w sądzie tajnym i morderstwie sądowym dokonanym na gen. Fieldorfie „Nilu”. Zmarł w 1995 r.

Igor Andrejew współtworzył uchwalony w 1969 roku kodeks karny. Jego podręczniki przez pół wieku  widniały w spisie lektur na wydziale prawa Uniwersytetu Warszawskiego, był cytowany w specjalistycznych publikacjach naukowych. Przez cały PRL Andrejew wychowywał pokolenia sędziów na Uniwersytecie Warszawskim – jego uczniem byli m.in. prof. Lech Falandysz, w III RP wiceszef Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy i prof. Lech Gardocki, pierwszy prezes Sądu Najwyższego z lat 1998–2010.

W czerwcu 1989 roku pewna aktorka ogłosiła w TVP, że „4 czerwca skończył się w Polsce komunizm”. Polska Rzeczpospolita Ludowa  przekształciła się w Rzeczpospolita Polską. 24 sierpnia 1989 roku  premier Tadeusz Mazowiecki w exposé wygłoszonym w Sejmie kontraktowym zadeklarował:

Rząd, który utworzę, nie ponosi odpowiedzialności za hipotekę, którą dziedziczy. Ma ona jednak wpływ na okoliczności, w których przychodzi nam działać. Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania.

Zdaniem Jerzego Szczęsnego, prawnika i publicysty Gruba kreska z 1989 r. była tak gruba, że w jej wyniku nastąpiło przekroczenie granicy, poza którą takie kwestie jak skrupuły, sumienie i odpowiedzialność, stały się iluzoryczne, a pojęcia takie jak hańba, wina, skrucha i przebaczenie zyskały status staroświeckich anachronizmów. 

Wprawdzie w jednym z orzeczeń Trybunał Konstytucyjny podkreślił, że „powaga wymiaru sprawiedliwości w demokratycznym państwie prawa wymaga, by z sądów odeszli ci, którzy celom politycznej represji podporządkowali najbardziej podstawowe wartości sądownictwa – niezawisłość i bezstronność”, to żaden z sędziów orzekających w czasach PRL-u nie wziął tych słów do siebie – nikt nie odszedł.

Od sędziów funkcjonujących w PRL nie odebrano przysięgi na wierność nowemu państwu – Rzeczypospolitej Polskiej. Środowisko sędziowskie odrzuciło projekt  uchwały wzywającej do złożenia urzędu wszystkich sędziów, którzy w czasach PRL-u sprzeniewierzyli się godności współpracując z organami bezpieczeństwa.  Zdecydowana większość sędziów była (i jest do tej pory) przeciwna rozliczeniom przeszłości.

Podstawę prawną do pociągnięcia do odpowiedzialności karnej sędziów i prokuratorów, którzy w czasach PRL prowadzili postępowania karne w sprawach, mających polityczne podłoże, daje ustawa o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, uchwalona dopiero 18 grudnia 1998 roku. Dla postawienia zarzutu popełnienia zbrodni komunistycznej konieczne jest udowodnienie, że działania funkcjonariusza publicznego stanowiły przestępstwo w świetle przepisów polskiej ustawy karnej obowiązującej w czasie ich popełnienia.

Sytuacje, w których wyrok skazujący mógł mieć charakter zbrodniczy, ujął w sześć grup Witold Kulesza, uznając, że dotyczyło to przypadków:

  1. wymierzenia kary niewspółmiernej do zarzucanego czynu,
  2. wyjścia poza semantyczną treść przepisu w celu pociągnięcia do odpowiedzialności karnej,
  3. wymierzenia kary niewspółmiernej do udowodnionego czynu,
  4. wydania wyroku po śledztwie prowadzonym z naruszeniem praw człowieka,
  5. gdy skazanie nastąpiło na podstawie fałszywych dowodów, niezweryfikowanych w procesie
  6. każdego innego aktu bezprawia dokonanego przez sędziego.

W praktyce pociągnięcie do odpowiedzialności karnej sędziów  jest niezwykle trudne, bowiem w orzecznictwie prezentowany jest pogląd, iż „działalność członków składów orzekających nie zawierała cech bezprawności, albowiem jako członkowie składu orzekającego mieli oni prawo do wydawania wyroków [...] a w konsekwencji do wymierzania kary”.

Pociągnięcie do odpowiedzialności karnej sędziego staje się możliwe dopiero wtedy, gdy zostanie udowodnione, iż w konkretnym przypadku doszło do przekroczenia uprawnień, a w konsekwencji sędzia wydał wyrok wbrew zebranym w sprawie dowodom, czyli dopuścił się częściowej lub całkowitej dowolności w ocenie prawnej postępowania oskarżonego. Wówczas wydany wyrok może zostać uznany za formę represji politycznej.

Żaden z sędziów którzy w okresie istnienia PRL-u orzekali w tajnych sądach, a także żaden z sędziów sądów wojskowych, których nazwiska ujawniono i żyli jeszcze w 1990 r., nie został postawiony w stan oskarżenia. Zbrodnie, których się dopuścili, nie zostały osądzone. W sumie przed sądem postawiono dziesięciu komunistycznych sędziów i prokuratorów. Skazano tylko jednego, Tadeusza Nizielskiego, ale i ten wyrok uchylono.
Każdego roku kolejni sędziowie i prokuratorzy z krwią na rękach umierają, unikając odpowiedzialności. Jak wynika z danych IPN, w latach 1990 – 2010 zmarło około 150 z nich.
W 1998 roku zmarł w Warszawie prokurator Stanisław Zarakowski, szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej, organizator najważniejszych procesów politycznych PRL. Niepodległa Polska miała więc dziewięć lat, by postawić go przed sądem. Jedyna kara, jaka go spotkała, to odebranie stopnia generalskiego. W tym samym roku zmarła Maria Gurowska, sędzia, która skazała na karę śmierci generała Augusta Emila Fieldorfa „Nila”.
Nie oskarżeni i nie skazani zmarli sędziowie: Mieczysław Widaj (105 wyroków śmierci), Ryszard Wiercioch (67 wyroków śmierci),  Władysław Sieracki (57 wyroków śmierci),  Zbigniew Furtak (ponad 50 wyroków śmierci), 

Sędziowie, którzy wydając wyroki, naruszyli zasadę niezawisłości sędziowskiej, mogą także zostać pociągnięci do odpowiedzialności dyscyplinarnej. 3 grudnia 1998 roku uchwalona została ustawa o odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów. Artykuł 1 ust. 1 tej ustawy stanowi, iż w postępowaniu dyscyplinarnym dotyczącym sędziów, którzy w latach 1944–1989, orzekając w procesach będących formą represji za działalność niepodległościową, polityczną, obronę praw człowieka lub korzystanie z podstawowych praw człowieka, sprzeniewierzyli się niezawisłości sędziowskiej, do 31 grudnia 2002 r. nie stosuje się przepisów o przedawnieniu. Wobec sędziów, którzy dopuścili się przedmiotowych naruszeń, sąd dyscyplinarny może orzec karę wydalenia ze służby sędziowskiej. Krzysztof Szwagrzyk stwierdził, ze w trybie przewidzianym w przedmiotowej ustawie Krajowa Rada Sądownictwa pozbawiła przywilejów emerytalnych 9 (słownie: dziewięciu) sędziów.

Jakakolwiek próba oczyszczenia środowiska sędziowskiego ze współpracowników UB i SB była i jest torpedowana prawnicze „autorytety”. Po uchwaleniu w 1997 ustawy lustracyjnej, w porównaniu z innymi krajami łagodnej i nie represyjnej, prof. Marek Mazurkiewicz, były przewodniczący Komisji Konstytucyjnej i późniejszy wiceprezes TK, porównał ją do ustaw norymberskich. Ustawa ta była bojkotowana skutecznie przez środowisko sędziowskie, które przez ponad pół roku opóźniało wybór 21 sędziów Sądu Lustracyjnego. Następnie Sąd Najwyższy, naruszając kompetencje ustawodawcy, zmienił w ustawie lustracyjnej ustawową definicję współpracy ze służbami specjalnymi PRL.

Ważną role w zapewnieniu bezkarności sędziom odgrywa immunitet, czyli zakaz wszczęcia postępowania karnego wobec sędziego bez uprzedniej zgody sądu. Immunitet ma chronić sędziów przed bezpodstawnym oskarżaniem z powodów politycznych, chęci zemsty czy innych niskich pobudek. Został wpisany do konstytucji jako gwarancja niezawisłości sędziów. Trzeba jednak pamiętać, że istnienie immunitetu sędziowskiego nie jest integralną cechą demokratycznego państwa prawa. Mozna bowiem wymienić kilka państw (USA, Austria, RFN, Francja), w których immunitet sędziowski w ogóle nie istnieje lub nie jest konstytucyjnie zagwarantowany, a mimo to tych krajach sądy cieszą się wysokim autorytetem jako organy niezależne i niezawisłe. Natomiast w III RP immunitet sędziowski ulegl wynaturzeniu i stal się grupowym przywilejem korpusu sędziowskiego - zwykłego obywatela podejrzanego o popełnienie przestępstwa prokurator stawia przed sądem, natomiast w przypadku sędziego podejrzanego o przestępstwo prokurator  musi zapytać, czy sąd dyscyplinarny immunitet uchyli. A sąd bardzo często, dając wyraz źle pojmowanej korporacyjnej solidarności, odmawia uchylenia immunitetu.

Fakt, że prokurator Instytutu Pamięci Narodowej musi występować do sędziowskiego sądu dyscyplinarnego o uchylanie immunitetu sędziego, którego podejrzewa o kłamstwo lustracyjne, jest dowodem wynaturzenia immunitetu sędziowskiego. W kwietniu 2015 roku Trybunal Konstytucyjny Trybunał (sygnatura akt: P 31/12) uznał, że przepis ustawy o ustroju sądów powszechnych, który stanowi, że sędzia nie może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej bez zezwolenia sądu dyscyplinarnego, jest niekonstytucyjny w zakresie, w jakim nie obejmuje odpowiedzialności za złożenie niezgodnego z prawdą oświadczenia lustracyjnego. Trybunał uznał, że także w sprawach lustracyjnych sędziemu przysługuje immunitet, o którego uchylenie IPN musi się zwrócić do sądu dyscyplinarnego, by móc wystąpić o uznanie jego kłamstwa lustracyjnego. Zdaniem TK trzeba chronić sędziego przed pochopnym wszczynaniem wobec niego postępowania lub instrumentalnym wykorzystaniem – co może być zagrożeniem dla jego niezawisłości.

Reasumując – w III RP korpus sędziowski jest środowiskiem hermetycznym, wyróżnionym przywilejami płacowymi i emerytalnymi, a przy tym niezdolnym do osądzania nieprawości popełnianych przez swoich członków. Mamy rzeczywiście do czynienia z kastą.

 

***

Przy pisaniu notki autorka korzystała z publikacji:

 

wiesława
O mnie wiesława

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo