propatrian propatrian
1454
BLOG

e-Bibliografia adnotowana (12) relacji "świadków smoleńskich"

propatrian propatrian Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

           Moskiewskie identyfikacje
 

Tam, w Moskwie, pani Ewa Kopacz powiedziała przy stoliku w hotelu z papierosem w ręku, że jeśli ta tragedia miała się gdzieś wydarzyć, to dobrze, że wydarzyła się u Rosjan,a nie u nas, bo w Polsce – jak dodała – byłby jeszcze większy bałagan i chaos.  http://naszdziennik.pl/polska-kraj/29629,falstart-z-aktem-zgonu.html

 

Spis treści:

Część A. INFORMACJE OFICJALNE

I. PRZYBYCIE CIAŁ

II. ROSYJSKIE SEKCJE

III. WSTĘPNE IDENTYFIKACJE

IV. IDENTYFIKACJE Z UDZIAŁEM RODZIN OFIAR

V. „NIEPRAWIDŁOWOŚCI” IDENTYFIKACYJNE

VI. ZAKAZ, KTÓREGO „NIE BYŁO” I JEGO NASTĘPSTWA

Część B. RELACJE RODZIN I BLISKICH OFIAR

I. WYJAZD RODZIN

II. RELACJE OSOBISTE

Część C. USTALENIA I ANALIZY BLOGERÓW (linki)

 

 

A. INFORMACJE OFICJALNE -ORGANIZACJA PRAC, DEKLARACJE, DONIESIENIA

 

I. PRZYBYCIE CIAŁ

Sobota, 10 kwietnia: rian.ru/PAP, TSz/19:45
Rosyjskie władze: wydobyto wszystkie ciała
Rosyjski minister ds. sytuacji nadzwyczajnych Siergiej Szojgu poinformował, że wydobyto ciała wszystkich 96 ofiar katastrofy pod Smoleńskiem http://www.asme.pl/newspro/arc32.shtml

Rosyjski minister ds. sytuacji nadzwyczajnych Siergiej Szojgu około godziny 19-tej poinformował, że wydobyto i zebrano ciała wszystkich 96 ofiar z miejsca katastrofy pod Smoleńskiem. Brakowało tylko szczątków załogi samolotu w liczbie osób siedem. Rosyjscy śledczy będą prowadzić oględziny miejsca katastrofy samolotu przez całą noc - poinformowała Natalia Chomutowa z pionu śledczego prokuratury rosyjskiej.  http://www.macierz.org.pl/artykuly/spoleczenstwo/smierc_prezydenta_lecha_kaczynskiego_i_wladz_panstwowych.html

12 kwietnia 2010 (08:53)Aktualizacja, 12 kwietnia 2010 (11:02)

Ewa Kopacz: Dzisiaj w nocy zostały przewiezione ostatnie trzy zwłoki z lotniska. Będzie bardzo trudno. Do wczoraj zwłok, które nawet dawałyby szanse identyfikacji z panią prezydentową - nie było.  http://fakty.interia.pl/raport/lech-kaczynski-nie-zyje/news/zidentyfikowano-cztery-kolejne-ciala-ofiar,1463295,6911

kiedy stałem tam na zewnątrz, powtarzam, to była noc z 12. na 13., to przyjechało auto ciężarowe, z którego na takie wózki wyładowano takie no zapakowane w czarne worki części ludzkie. Nogi, ręce, generalnie były to nogi, ręce i takie większe worki, więc można się było domyślać, że to są być może korpusy, i mniejsze worki, nie wiem co w nich było. W każdym razie nogi i ręce rozpoznać można było wyraźnie, bo nogę się rozpoznaje po kształcie prawda, no rękę też widać, bo się ten worek zginał po prostu, więc no załadowano to na takie dwa wózki. No było tego dużo. No ja byłem tam obok tego i to widziałem, to była noc z 12. na 13., i wwieziono to tam do wewnątrz do, do tego no prosektorium, gdzie jak się później okazało no było, były przetrzymywane zwłoki i tam je, no przygotowywano. Jak ja zrozumiałem tam przeprowadzano takie wstępne przygotowania zwłok. http://orka.sejm.gov.pl/opinie6.nsf/nazwa/78_20101029/$file/78_20101029.pdf

Z ekspertyzy Instytutu Medycyny Sądowej w Moskwie wynika, że przebadano 320 fragmentów zwłok. http://www.wprost.pl/ar/215756/Zapis-smierci/?pg=6

 

II. ROSYJSKIE SEKCJE

Po przewiezieniu ciał do Moskwy, Rosjanie od razu przystąpili do oględzin i sekcji zwłok. Gdy następnego dnia, w niedzielę, około godz. 16 do instytutu dotarli polscy prokuratorzy i delegacja rządowa, otrzymali informację, że sekcje zostały już zakończone. http://gosc.pl/doc/1311808.Bez-spokoju-po-smierci

Padło pytanie, co z sekcjami, i otrzymaliśmy od min. Kopacz i min. Arabskiego odpowiedź, że sekcje zwłok wykonywali polscy lekarze z rosyjskimi oraz że nie będzie można otworzyć trumien w Polsce. Pan Arabski zapewniał też, że wszystkie szczątki ofiar zostały wydobyte, a wówczas jeden z nas wstał i powiedział, że mija się on z prawdą, bo w tym samym czasie prokurator Seremet informował, że trwa wydobywanie ciał z kokpitu. http://gosc.pl/doc/1311808.Bez-spokoju-po-smierci/4

 

20.07.2010

O tym, że polscy patolodzy nie byli obecni przy sekcjach zwłok, poinformowała niedawno prokuratura. Jako powód podano, że przybyli oni do Moskwy za późno, kiedy sekcje zwłok już wykonano. Tuż po katastrofie minister zdrowia Ewa Kopacz przekonywała, że polscy patomorfolodzy uczestniczyli w oględzinach i sekcjach zwłok. Teraz okazuje się, że z informacji pochodzących od rodzin ofiar bynajmniej nie wynika, czy takie sekcje przeprowadzono w przypadku każdej z nich.  http://www.rp.pl/artykul/2,511174.html

06.10.2012

Dymitr Książek: W poniedziałek dojechaliśmy do prosektorium, wszystkich posadzono w auli i kazano czekać. Na dole, siedzieli nasi patomorfolodzy na ławce przed prosektorium. Siedzieli na drewnianej ławie, przed nimi biurko, na biurku sprzęt m.in. do badań DNA. I czekanie. I nic nie wiadomo, bo nic nie było uzgodnione. Oni byli poinformowani, że będą pomagali w sekcjach, w pobieraniu materiału genetycznego, w identyfikacjach. To są specjaliści wysokiej klasy, a okazało się, że Rosjanie do niczego nie dopuszczają. Cały poniedziałek tak siedzieli. I cały poniedziałek trwało dogadywanie, żeby w końcu weszli do tego prosektorium.
http://www.wprost.pl/ar/351418/Nie-moge-milczec/?pg=1

 

Prokuratorzy wojskowi, m.in. szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk. Ireneusz Szeląg, wielokrotnie mówili że śledczy nie mogli brać udziału w sekcjach – choć mają taki obowiązek – bo kiedy przyjechali do Rosji 11 kwietnia to wszystkie sekcje się zakończyły.- Niemożliwe. Sekcje trwały przez kilka kolejnych dni. Wiem, bo wchodziłem do sal sekcyjnych, widziałem na własne oczy że te ciała jeszcze leżały na stołach i były w trakcie sekcji. Poza mną wchodzili tam też nasi lekarze sądowi. A prokuratorzy nie wchodzili? - Byli piętro wyżej, w salach okazania. Nie pamiętam czy którykolwiek zszedł do sal sekcyjnych. Nie przypominam sobie bym widział tam kogoś w mundurze.  http://zawszepolska.eu/putina-zbrodnia-smolenska/

 

III. WSTĘPNE IDENTYFIKACJE

Niedziela, 11 kwietnia, godziny dopołudniowe:

Mer Moskwy Jurij Łużkow poinformował, że zidentyfikowano 12 ciał, a po kilku godzinachzastępca przewodniczącego Komitetu Śledczego przy prokuraturze Rosji Wasilij Piskariew ogłosił, iż potwierdzono tożsamość 24 osób, które zginęły w katastrofie. http://rynek.de/index.php?option=com_content&view=article&id=304:smolensk-wydarzenia&catid=34:wiadomosci&Itemid=94

Niedziela, 11 kwietnia 2010 (10:25)

[Minister Sprawiedliwości] Krzysztof Kwiatkowski: tę informację mam sprzed kilkunastu minut po rozmowie z naczelnym prokuratorem wojskowym, który na miejscu nadzoruje pracę polskich prokuratorów - w tej chwili mamy wstępną identyfikację już 24 ciał.

Mamy informacje, czyje ciała zostały już zidentyfikowane, czy tylko dysponujemy tą liczbą 24?

Możemy teraz powiedzieć o identyfikacji zwłok pana prezydenta. Ja mam jeszcze wstępną listę kolejnych nazwisk, ale nie chciałbym o niej teraz mówić publicznie, ponieważ mówimy o identyfikacji na podstawie zdjęć czy innych materiałów, ale jednak żeby ostatecznie potwierdzić, że tą są zwłoki danej osoby, wymagana jest identyfikacja najbliższych przedstawicieli rodziny. Stąd nie chciałbym podawać w tym momencie żadnych nazwisk. http://www.rmf24.pl/raporty/raport-lech-kaczynski-nie-zyje-2/fakty/news-krzysztof-kwiatkowski-do-tej-pory-zidentyfikowano-24-ciala,nId,271945?parametr=embed_tyt_zdj_lead

Niedziela, 11 kwietnia 2010 (10:38)

Warunkowo rozpoznano 24 osoby i będziemy prowadzic dalsze prace – ujawnił Wasilij Piskariew z Komitetu Śledczego przy prokuraturze FR; słowo: warunkowo oznacza, że ciała rozpoznaje się dzięki odzieży i dokumentom w procedurze biorą udział przedstawiciele polskiej ambasady, ale Rosjanie oczekują przyjazdu polskich ekspertów; na razie ciałami ofiar zajmuje się kilkudziesięciu rosyjskich śledczych i specjalistów medycyny sądowej (relacja audio Przemysława Marca z Moskwy)  http://www.rmf24.pl/raporty/raport-lech-kaczynski-nie-zyje-2/fakty/news-zidentyfikowano-24-ciala-ofiar-katastrofy-niedaleko-smolensk,nId,271947

11.04.2010 11:29   Aktualizacja: 19.11.2010 7:48

Jak mówi szef Biura Prokuratora Generalnego, da się w ten sposób zidentyfikować tylko 24 ciała. Pozostałe zwłoki sątak zmasakrowane, że konieczne będzie zastosowanie analizy DNA i sprawdzanie przedmiotów osobistych  http://www.se.pl/wydarzenia/swiat/moskwa-zidentyfikowano-tylko-24-ciala-reszta-jest-_136076.html

W niedzielę po południu pojechałem na miejsce zbiórki do hotelu Novotel. W hotelu było ok. 200 osób, pobrano od nas materiał do badań DNA. Później przedstawiciel MSZ, koordynator tego wyjazdu, oraz lekarz-ratownik powiedzieli nam, że to będzie dla nas straszne przeżycie, ponieważ ciała są w takim stanie, że w większości nie można ich zidentyfikować. Powiedziano, że mają czternaście ciał,które można rozpoznać. Początkowo nie chcieli podać ich nazwisk, ale po naszych naleganiach w końcu je wymienili. http://www.blogpress.pl/node/4374

PAP 11.04.2010 , aktualizacja: 11.04.2010 18:11

Ekspert: Identyfikacja ciał będzie niełatwa

 Szef Biura Medycznych Ekspertyz Sądowych w Moskwie Władimir Żarow oświadczył, że identyfikacja ciał ofiar katastrofy polskiego samolotu prezydenckiego Tu-154M "jest niełatwym zadaniem, gdyż wielu zabitych doznało bardzo poważnych obrażeń".

- Zadanie identyfikacji komplikuje właśnie to, że wizualnie nie we wszystkich przypadkach można dokonać rozpoznania. Dlatego planuje się wykorzystanie molekularno-genetycznej i medyczno-kryminalistycznej metody identyfikacji - powiedział. - Niektóre ciała są zdeformowane, a częściowo nawet rozczłonkowane - dodał. W czynnościach identyfikacyjnych uczestniczą też polscy eksperci z zakresu medycyny sądowej. http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,7759566,Ekspert__Identyfikacja_cial_bedzie_nielatwa.html

 

IV. IDENTYFIKACJE Z UDZIAŁEM RODZIN OFIAR

12 kwietnia 2010 (08:53)Aktualizacja, 12 kwietnia 2010 (11:02)

Ewa Kopacz: specyfika tej tragedii jest taka, że te zwłoki są bardzo mocno uszkodzone. Dzisiaj rozpoczęliśmy, już cztery zespoły w tej chwili rozmawiają z rodzinami. Pracują na 4 gabinety, to są 4 sale, w których potem, po tych rozmowach, po obejrzeniu zdjęć - bo, jak państwo wiecie - zwłoki, zanim trafiły na stół patomorfologa, były fotografowane, więc rodziny mogą już na tym etapie, kiedy rozpoznają na tych fotografiach, po znakach szczególnych, po biżuterii, po ubraniu, mogą odmówić już tej ostatecznej fazy, czyli wejścia na tę salę i ewentualnie obejrzenia. Ale staramy się, żeby wszystko było zgodnie z procedurą, więc wtedy w obecności ambasadora czy przedstawiciela ambasady wchodzi ktoś z delegacji, najczęściej jestem to ja. To będzie dotyczyło między innymi pana Kochanowskiego, którego będę identyfikować i wielu następnych osób, które w tej chwili w tym swoim żalu są jednak mimo wszystko bardzo, bardzo wyczerpane psychicznie i twierdzą, że to, co widzą na zdjęciach, wiedzą, że to jest na pewno ta osoba i chcą sobie oszczędzić...  http://fakty.interia.pl/raport/lech-kaczynski-nie-zyje/news/zidentyfikowano-cztery-kolejne-ciala-ofiar,1463295,6911

 12-04-20109:59

„Rodziny ofiar identyfikują swoich bliskich na podstawie zdjęć, po znakach szczególnych, odzieży, biżuterii. Na tym etapie mogą poprzestać i odmówić ostatecznej identyfikacji”
Ewa Kopacz przyznała, że pomimo doświadczeń, związanych z medycyną sądową, prace nad identyfikacją zwłok były dla niej traumatycznym przeżyciem. Stąd decyzja, że rodziny mogą poprzestać na oględzinach zdjęć. Na tej podstawie bliskim Joanny Agackiej-Indeckiej, prezes NRA, senator Janiny Felińskiej, Janusz Kochanowskiego, RPO i Mariusza Kazany, dyrektora Protokołu Dyplomatycznego w MSZ udało się zidentyfikować ciała.

Ewa Kopacz, po oględzinach ciał ofiar katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem poinformowała dziennikarzy, że tylko 14 ciał ofiar jest na tyle dobrze zachowanych, iż identyfikacja może odbyć się bez problemu. W przypadku kolejnych 20 identyfikacja prawdopodobnie będzie mogła się odbyć dzięki znakom szczególnym.

- W przypadku reszty ofiar konieczne będą badania genetyczne, żeby ustalić tożsamość. http://www.rynekzdrowia.pl/Po-godzinach/Probki-DNA-dotra-do-Moskwy,17151,10.html

Około północy do Moskwy przyleciała pierwsza grupa rodzin ofiar w celu identyfikacji zwłok. Od poniedziałku rano grupami rodziny udawały się do instytutu. Tam procedura wyglądała następująco: rozmowa najpierw z rosyjskim prokuratorem, często w formie przesłuchania, w czasie którego śledczy zbierał jak najwięcej informacji, które mogły przyczynić się do zidentyfikowania zmarłego. Potem śledczy zestawiali zebrane informacje z opisem ciał i rzeczy, które znaleziono przy zmarłych. Jeśli dane uzyskane od rodzin odpowiadały opisowi z oględzin, najpierw pokazywano zdjęcie ofiary, a gdy została ona rozpoznana, rodziny przechodziły do tzw. sali okazań, w celu bezpośredniej identyfikacji. Ze względu na stopień destrukcji niektórych ciał, nie pokazywano ich w całości, lecz tylko charakterystyczne miejsca, np. bliznę czy tatuaż, na podstawie których można było rozpoznać tożsamość. Po identyfikacji ciała były oznaczane nazwiskiem. Potem rodzina wracała do śledczego i potwierdzała identyfikację. Według informacji min. Kopacz, w ten sposób rozpoznano 75 osób. Tożsamość pozostałych ustalano na podstawie badań genetycznych. Po identyfikacji ciała były przygotowywane do transportu – owijane w worek, po czym przewożone do sali, gdzie były trumny. Tu rodzina mogła pomodlić się przy zmarłym i włożyć do trumny jakieś pamiątki, np. różaniec. W większości przypadków ciała nie były ubierane, gdyż ich stan na to nie pozwalał. Ubrania kładziono na zwłokach.  http://gosc.pl/doc/1311808.Bez-spokoju-po-smierci

21 kwietnia 2010

ks. płk. Marek Wesołowski, kapelan BOR:

Byłem przy rozpoznawaniu ciał wielu ofiar tej strasznej katastrofy. Jak wiemy, ich identyfikacja była w niektórych przypadkach znacznie utrudniona. Nadal nie wszystkie osoby udało się rozpoznać... mamy jeszcze 21 niezidentyfikowanych dotąd ofiar tej tragicznej katastrofy samolotowej… http://stary.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100421&typ=wi&id=wi14.txt

                                                                     ***

Siostra Maria Ślipek: Tak jak nam mówiono, że mniej więcej gdzieś około chyba 40-tu ciał to było takich, które można było jakoś zidentyfikować http://pomniksmolensk.pl/news.php?readmore=5443#.U7QPIHmKClg

Ksiądz Henryk Błaszczyk: Wbrew temu jednak, co się mówi, dużo ciał było zespolonych, chociaż oczywiście bardzo poranionych. To nie była destrukcja zupełna. Te, które były rozczłonkowane, w każdej części objęte były badaniem DNA, nie było ciała, które nie zostałoby potwierdzone badaniem DNA. http://www.polityka.pl/kraj/wywiady/1510386,1,wywiad-ksiadz-mowi-o-identyfikacji-ofiar-katastrofy-smolenskiej.read#ixzz2K4AxDxUV

"Wbrew obiegowej opinii w większości wypadków nie było problemu z identyfikacją. To bardzo delikatna materia i nikt o tym nie mówi, ale zwłok w stanie trudnym do rozpoznania była zdecydowana mniejszość". http://polska.newsweek.pl/-prosze-o-prawde---malgorzata-wassermann-o--fikcyjnej--sekcji-swojego-ojca,76400,2,1.html

Nie wiem, dlaczego od początku przedstawiciele rządu odwodzili rodziny od wyjazdu do Moskwy, mówiąc, że ciała są w strasznym stanie. Po wielu rozmowach z bliskimi ofiar katastrofy dowiedziałam się, że większość ciał była w całości. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego już na początku wprowadzono taką dezinformację. Przyjmowaliśmy wszystko za prawdę, a to było na etapie, kiedy byliśmy w szoku, zmęczeni, załamani http://www.rodaknet.com/rp_art_4720_czytelnia_misiak_mgla_nad_katastrofa.htm

75 ciał były całe resz­ta była ..... http://www.fakt.pl/Zadzwonili-do-zmarlego-w-Smolensku-i-tak-rozpoznali-cialo,artykuly,179887,1.html

Andrzej Melak: Generałowie, kapłani, a także zwykli obywatele, którzy, chyba 70 ciał było w takim stanie, że można je było ubrać.  http://www.polskieradio.pl/7/129/Artykul/1691793

Antoni Macierewicz: Tylko 28 ciał było w takim stanie, w którym można było fizycznie zidentyfikować – nie poprzez badanie DNA, tylko poprzez ogląd https://www.youtube.com/watch?v=u-13J4Hcca8#t=578  (9.35’’- 9.46’’ mat. wideo)

 

V. „NIEPRAWIDŁOWOŚCI” IDENTYFIKACYJNE

Dr Jakub Czarny (39 l.) z Instytutu Genetyki Sądowej Podkreśla także, że rosyjscy genetycy sądowi, a oni prowadzą badania, są jednymi z najlepszych w świecie w swojej dziedzinie. - Możemy im zaufać. Nie będzie mowy o pomyłce, o tym, że w trumnie mogą być szczątki kogoś innego - mówi ekspert. To ważne dla rodzin zmarłych. http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/oddajcie-ciao-mojego-synka_136805.html?p=2

6 kwietnia 2012

do tej pory moja rodzina nie otrzymała pełnych protokołów z sekcji zwłok. Dowiedzieliśmy się, że polscy prokuratorzy tylko na początku towarzyszyli w tych czynnościach prokuratorom rosyjskim. Byli obecni tylko przez pierwsze trzy, cztery dni. A przecież badania DNA robione były jeszcze po tygodniu. Myślę, że będą się pojawiać kolejne wątpliwości, a prokuratorzy nie potrafią odpowiedzieć na wszystkie pytania. Bazują tylko na tym, co otrzymali od Rosjan. Nie mogą niczego zweryfikować. Świadczy o tym m. in. fakt, iż dopiero rok po katastrofie wzywali nas do Warszawy, żeby zapytać o szczegóły dotyczące naszych bliskich. Pytali, gdzie i na co się leczyli, ile mieli zębów, których dentystów odwiedzali itp. Może sobie pani wyobrazić, co to było za przeżycie. Były to kolejne przykre chwile dla naszej rodziny. http://www.dziennikpolski24.pl/artykul/3133332,jest-mi-go-zal,2,id,t,sa.html

27.09.2012

„W wielu sytuacjach Rosjanie wprowadzili nas w błąd”

Sławomir Nowak: Wielu ludziom nie starczyło odwagi, nawet najbliższym – żeby pojechać do Moskwy i identyfikować zmarłych. http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/w-wielu-sytuacjach-rosjanie-wprowadzili-nas-w-blad,279247.html

27.09.2012

Prokurator generalny opisał m.in. procedurę, jaka była stosowana po katastrofie smoleńskiej w odniesieniu do ciał ofiar: do 16 kwietnia 2010 r. w czynnościach identyfikacyjnych i oględzinach na terenie Instytutu Ekspertyz Sądowych w Moskwie brał udział obok rosyjskich prokuratorów także polski zespół biegłych. Składał się on z: prokuratorów, specjalistów medycyny sądowej z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, specjalistów z Centralnego Laboratorium Kryminologicznego Komendy Głównej Policji oraz specjalistów Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Stołecznej Policji. "Od dnia 12 kwietnia 2010 r. członkowie tego zespołu uczestniczyli w czynnościach identyfikacyjnych ofiar, które trwały do 16 kwietnia 2010 r. Czynności te prowadzone były przez śledczych i prokuratorów rosyjskich przy udziale przedstawicieli rodzin zmarłych, tłumaczy, w obecności polskiego psychologa" – powiedział (…) „zidentyfikowane ciała były przygotowywane, a następnie umieszczane w trumnach, które zawierały lutowane wkłady i filtry. Istniała także możliwość indywidualnej obecności rodziny przy zamykaniu trumny. Niektórzy z członków rodzin ofiar skorzystali z tego uprawnienia" - poinformował prokurator generalny. "W lutowaniu wkładów i zamykaniu trumien brali udział żołnierze 10. Brygady Logistycznej w Opolu, a przy wielu tych czynnościach obecni byli również przedstawiciele polskiej firmy pogrzebowej, polscy technicy policyjni, polscy duchowni"  http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/650588,przyczyna_nieprawidlowej_identyfikacji_dwoch_cial_ofiar_katastrofy_bylo_nietrafne_ich_rozpoznanie_przez_czlonkow_rodzin.html

Polscy lekarze nie uczestniczyli w sekcjach zwłok. Z informacji prokuratora Seremeta wynika, że przy zamykaniu trumien nie był obecny żaden urzędnik ze strony polskiej. Przed zamknięciem ciał w trumnach polski konsul powinien ostatecznie potwierdzać tożsamość zmarłych. Tego zabrakło. http://gosc.pl/doc/1311808.Bez-spokoju-po-smierci/2

Jak mi opowiadali konsulowie, identyfikacja ciał była mitem. Mówili, że tylko „klepali” pieczątki na zalutowanych trumnach, nie wiedząc, kto naprawdę znajduje się wewnątrz. Wyglądało to tak, jakby celowo odizolowano ich od wykonania tych czynności, by zbyt dużo nie widzieli – relacjonuje nasz informator. http://niezalezna.pl/33548-czy-msz-z-prokuratura-zastraszali-swiadkow

Jedna z żon dostała zdjęcia z miejsca katastrofy. Trzy. Na każdym inny człowiek. Wszystkie podpisane nazwiskiem jej męża. Pyta więc prokuraturę, o co chodzi, i słyszy, że to jakiś urzędniczy błąd i prokuratura zapewnia, że mąż został zidentyfikowany również dzięki badaniom DNA. W związku z tym żona pisze do rosyjskiego instytutu, czy ciało jej męża poddano badaniom genetycznym. I dostaje pisemną odpowiedź, że nie poddano. Inna sprawa: jakim cudem rosyjskim patomorfologom udało się w ciągu 24 godzin od katastrofy zrobić sekcje zwłok prawie wszystkich ofiar? Jedna z rodzin, jeszcze w Moskwie, dostała od Rosjan dokumenty, w których jest napisane, że sekcję zwłok przeprowadzono 11 kwietnia o 23.15. Jednak dwa dni później, 13 kwietnia, na ciele osoby, którą identyfikowali, nie było żadnych cięć sekcyjnych... („Wprost”, 40/2012, 01/10/12 – za: http://niezadowolona.salon24.pl/452859,wywiad-z-j-racewicz-calosc-wprost)

7 listopada 2012 

w sprawie błędów przy identyfikacji ciała prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego bronią Jacka Najdera, który ich zdaniem padł "ofiarą sytuacji" i podkreślają, że nikt nie miał wątpliwości, że zidentyfikowano ciało ostatniego prezydenta na uchodźstwie. - To była pomyłka wywołana olbrzymią presją i ciągiem zdarzeń, nad którymi w tamtych strasznych dniach trudno było zapanować - Te zwłoki od początku zostały uznane za zwłoki prezydenta Kaczorowskiego. Jako prezydent Kaczorowski zostały oddzielone od innych i ułożone z prezydentem Kaczyńskim  http://wiadomosci.onet.pl/wstrzasajaca-relacja-ze-smolenska-smrod-przesladuje-mnie-do-dzis-to-byl-horror/d960k

8.10.2012 

Po­spiech jest dobry przy ła­pa­niu pcheł, a nie przy sek­cjach i iden­ty­fi­ka­cjach ofiar ka­ta­stro­fy. Nie wy­star­czy pra­co­wać non stop przez trzy doby po ka­ta­stro­fie, żeby mieć pew­ność, bo czę­sto trze­ba jesz­cze prze­pro­wa­dzić badania, próby krzy­żo­we. Tego tutaj za­bra­kło – tej ze­gar­mi­strzow­skiej do­kład­no­ści. Ko­lej­ną przy­czy­ną jest fakt, ze do Mo­skwy ścią­ga­no le­ka­rzy są­do­wych z te­re­nu, z róż­nych ma­łych ośrod­ków. Dla więk­szo­ści z nich to było pierw­sze ze­tknie­cie z ofia­ra­mi ka­ta­stro­fy!Ja z po­ko­rą już 42. rok pra­cu­ję przy sek­cjach i eks­hu­ma­cjach. Tutaj po­trze­ba nie tylko wie­dzy, ale bar­dzo du­że­go do­świad­cze­nia, są rze­czy, któ­rych nie wy­czy­ta się w żad­nym pod­ręcz­ni­ku. Bli­scy ofiar, które były eks­hu­mo­wa­ne, mówią, że ciała za­cho­wa­ły się w do­brym sta­nie, bo były w spe­cjal­nych trum­nach. Czy dzię­ki temu na­szym pol­skim eks­per­tom bę­dzie teraz ła­twiej usta­lać toż­sa­mość ofiar, co do któ­rych są po­dej­rze­nia, że zo­sta­ły za­mie­nio­ne?Dzię­ki tym trum­nom do­stęp po­wie­trza był ogra­ni­czo­ny. Ale tutaj ten roz­kład był po­wol­ny rów­nież dla­te­go, że w mo­men­cie za­ist­nie­nia tej tra­gicz­nej ka­ta­stro­fy tem­pe­ra­tu­ry nie były wy­so­kie. To też wpły­nę­ło kon­ser­wu­ją­co. Po­nad­to od ka­ta­stro­fy mi­nę­ły do­pie­ro ponad dwa lata, dla­te­go nie do­szło do in­ten­syw­ne­go na­mna­ża­nia bak­te­rii tle­no­wych i bez­tle­no­wych. Stąd ten pro­ces póź­nych prze­mian po­śmiert­nych jest opóź­nio­ny. Dla­te­go ciała są w re­la­tyw­nie do­brym sta­nie. Ja tylko ubo­le­wam, że do tych czyn­no­ści na miej­scu katastrofy smo­leń­skiej, jak i póź­niej w Rosji nie zo­sta­li do­pusz­cze­ni Po­la­cy, także po to, by wy­mu­sić na Ro­sja­nach od­po­wied­nie mo­de­le po­stę­po­wa­nia. Choć do Mo­skwy po­le­cia­ła ekipa pol­skich le­ka­rzy, nie do­pusz­czo­no ich do pro­wa­dze­nia badań iden­ty­fi­ka­cyj­nych, do­pusz­cze­ni byli je­dy­nie do roz­mów z ro­dzi­na­mi. A jak wiemy, nie wszyst­kim ro­dzi­nom nawet oka­zy­wa­no szcząt­ki ze wzglę­du na bar­dzo dra­stycz­ne roz­ka­wał­ko­wa­nie ciał. Źle się stało.  http://www.fakt.pl/prof-mlodziejowski-rosjanie-w-ogole-nie-szanuja-zmarlych,artykuly,179147,1.html

 

VI. ZAKAZ, KTÓREGO „NIE BYŁO” I JEGO NASTĘPSTWA

ktoś powiedział, że po identyfikacji nie będzie można otworzyć trumien". - Był to jeden z naszych urzędników państwowych. http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,12591625,Wdowa_po_Stanislawie_Mikke__Ciala_mialy_zapach_paliwa_.html

Pamiętam takie spotkania, takie przekazy wtedy w Moskwie: proszę państwa, proszę się dobrze zastanowić, bo w Polsce nie będzie już szans otwierania trumien. Bo takie są procedury, takie są przepisy sanitarne. http://zawszepolska.eu/putina-zbrodnia-smolenska/

Pani minister Ewa Kopacz powiedziała, że nie możemy otwierać trumien. Później okazało się, że rodziny jednak miały do tego prawo.http://f.kafeteria.pl/temat/niewygodne-fakty-dotyczace-tragedii-w-smolensku-p_4432481/280

Już wcześniej, jeszcze w Moskwie, otrzymaliśmy od minister Kopacz informację, że trumny przyjadą zamknięte na stałe i nie będzie można ich otworzyć. Teraz pojawiają się głosy, że błąd popełniony w Moskwie można był naprawić otwierając trumny w Polsce. Wojskowi śledczy zasłaniają się, że nie mieli podstaw prawnych do takich decyzji. Minister Boni, który w kwietniu 2010 roku koordynował sprawy związane z przewozem ciał tłumaczył wczoraj, że z zasady trumien z zagranicy się nie otwiera ze względów sanitarnych, ale w tym przypadku oficjalnie zakazu nie wydano, więc rodziny mogły to zrobić (...) urzędnicy tuż po katastrofie przekonywali rodziny ofiar, że działania w tej sprawie będą w pełni profesjonalne. To nie chodzi tylko o błędy, które popełniono. Dziś wiem, że nami manipulowano. Uśpiono naszą czujność http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20120928/REGION00/120929600

Minister Arabski powiedział na nim, że trumny będą plombowane w Rosji. Powiedział również, że prawo rosyjskie nakazuje, aby śledztwo było prowadzone przez Rosjan, a my występujemy w roli obserwatorów, że nie ma żadnej możliwości, aby Polska przejęła sprawę oraz ciała. Dodał, że gdyby ktoś w Polsce chciał otworzyć trumnę, to musi mieć zgodę prokuratora. http://www.bibula.com/?p=21554 

SANEPID rozesłał do rodzin ofiar, poprzez Kancelarię Premiera, pismo zabraniające - na podstawie konkretnych paragrafów kodeksu - otwierania trumien. http://niezlomni.com/byly-pulkownik-agencji-wywiadu-dlaczego-dzialania-polskiego-rzadu-po-katastrofie-w-smolensku-byly-programowane-kto-to-robil-i-jakim-celu/


Polscy prokuratorzy, opierając się na Europejskiej Konwencji o Pomocy w Sprawach Karnych i polskiej procedurze karnej, nie uznali za konieczne ponownego przeprowadzenia w Polsce sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej. W pierwszych miesiącach po katastrofie strony, czyli rodziny ofiar i ich pełnomocnicy, także nie zgłaszali takiej konieczności. Wbrew doniesieniom medialnym, żaden z prokuratorów wojskowych nie wydawał w jakiejkolwiek formie zakazu otwierania trumien, po ich sprowadzeniu do kraju. Nie wydawał go również prokurator generalny, ani żaden prokurator prokuratury powszechnej - zaznaczył Seremet. http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/650588,przyczyna-nieprawidlowej-identyfikacji-dwoch-cial-ofiar-katastrofy-bylo-nietrafne-ich-rozpoznanie-przez-czlonkow-rodzin.html

Denerwowała mnie służalczość przedstawicieli Polski wobec Rosjan. Gdy spytałem, dlaczego tak wyglądają procedury, wówczas także inni mówili o zdarzeniach, które pokazywały ze strony Rosjan brak wyczucia i delikatności, że nie obchodzili się z należną czcią z ciałami. http://gosc.pl/doc/1311808.Bez-spokoju-po-smierci/4

W trakcie [dotychczas przeprowadzonych] sekcji okazało się, że Rosjanie zbezcześcili ofiary katastrofy smoleńskiej. Nie dość, że wykonali pozorną sekcję, to w jamach brzusznych zwłok zaszyli rękawiczki, gazy, kawałki drewna, ziemię i śmieci, które znalazły się na stole sekcyjnym. Następnie brudne nagie ciała włożyli do foliowych worków i zamknęli w trumnach.  – W siedzibie żandarmerii w Mińsku Mazowieckim widziałem nietknięte garnitury, widziałem galowe odprasowane mundury, w których mieli być pochowani wojskowi, którzy zginęli w katastrofie. Nie rozumiem, dlaczego polskie władze tego nie wyjaśniły, dlaczego nie pozwolono nam otworzyć trumien – mówi zbulwersowany Dariusz Fedorowicz. http://wiadomosci.wp.pl/wiadomosc.html?opage=5&wid=14355267&kat=119674&title=Sekcje-ofiar-katastrofy-smolenskiej-podwazaja-wersje-Rosjan&ticaid=117f69

15.06.2010

Chowane w ubraniach były tylko te ciała, których bliscy dostarczyli stroje – takie zeznania przed prokuratorami złożyli lekarze z warszawskiego uniwersytetu medycznego i biegli lekarze sądowi z Centralnego Laboratorium Kryminalistyki Komendy Głównej Policji.  Ci, którzy ubrań nie przywieźli, dostali trumny z gołymi ciałami. Polskie władze od samego początku powinny być przy każdym kroku z rodzinami i zapewniać im wszelką pomoc. Rodziny ofiar nie zawsze były na miejscu, gdy zamykano trumny. Poza tym ci ludzie byli przecież w szoku. A władze wciąż powtarzały, że wszystkie kwestie związane z pochówkiem zostaną załatwione – mówi mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik rodzin ofiar. http://www.fakt.pl/Rosjanie-chowali-do-trumien-nagie-ciala,artykuly,74545,1.html

 

B. RELACJE RODZIN I BLISKICH OFIAR -ORGANIZACJA PRAC, SPOSTRZEŻENIA, UWAGI

I. WYJAZD RODZIN

Jeszcze w sobotę rodziny dostały informację, że w niedzielę o poranku do Moskwy wylecą pierwsze rodziny, by na miejscu dokonać identyfikacji zmarłych tragicznie osób.Wylot do MoskwyW niedzielę o poranku na lotnisku w Warszawie zbierały się rodziny. Wśród nich byli m.in. Jolanta Wiktoruk, siostra funkcjonariuszki BOR Agnieszki Pogródki-Węcławek, Paweł Deresz, wdowiec po posłance Jolancie Szymanek-Deresz i Maciej Komorowski, syn Stanisława Komorowskiego, byłego wiceszefa MON i MSZ. Deresz skarżył się, że odlot z Warszawy opóźnił się o kilka godzin. - O godzinie 8 powiedziano nam, że odlot będzie dopiero koło godziny 12. O godzinie 12 powiedziano nam, że odlot będzie znacznie, znacznie później. Rzeczywiście odlecieliśmy w okolicach godziny 3 po południu - wspominał. Po przylocie do Moskwy rodziny zostały zakwaterowane w hotelu. Od rana miały się rozpocząć identyfikacje bliskich. Komorowski i Deresz pamiętają ogromny chaos panujący na miejscu.  http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/pamietam-to-lotnisko-ten-przerazliwy-chlod-bliscy-ofiar-smolenskich-wspominaja-tamte-dni,416989.html

W sali konferencyjnej w hotelu „Novotel” przed wylotem do Moskwy, gdzie znajdowało się ok. 200 osób, był przedstawiciel MSZ, który powiedział nam, że tam nie ma po co jechać. Że przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji on chce nam uzmysłowić, że to był wypadek samolotowy. Że tam są przeważnie szczątki ludzkie i że jest dziesięć ciał, które można zidentyfikować. Lepiej oddać krew do badań na miejscu w hotelu Novotel. Ludzie byli zdruzgotani. A my nie mogłyśmy uwierzyć, że takie zniszczenia spowodował upadek samolotu z wysokości kilku metrów. Urzędnik MSZ wymienił nazwiska osób, które można zidentyfikować? Początkowo nie. Nie potrafił też odpowiedzieć na pytanie, czy jest więcej osób do identyfikacji. W końcu zebrane rodziny poprosiły, aby się dowiedział i przedstawił nam konkretne informacje. Przedstawiciel MSZ wyszedł, a gdy wrócił, przeczytał te nazwiska  http://www.bibula.com/?p=21554

odradzał pan Arabski. Zobaczyłam go w centrum wsparcia rodzin w hotelu Novotel. Przekonywał nas, żeby nie lecieć. Że to może być przeżycie ponad nasze siły.    http://polska.newsweek.pl/toranskiej-wywiad-o-smolensku,96584,1,1.html

Krystyna Łuczak-Surówka: jeszcze na Okęciu usłyszałam, że jego koledzy już go rozpoznali i jeśli chcę, mogę zostać w Warszawie http://www.wprost.pl/ar/315314/Nasza-prywatna-katastrofa/?pg=1

- Ale w Warszawie był tak skołowany, że już nie wiedział: lecieć, czy nie. Psychologowie odradzali, bo widok straszny i większość ciał da się zidentyfikować tylko za pomocą testów DNA, a jego próbkę można pobrać na miejscu. http://www.polskatimes.pl/artykul/457038,katyn-jest-dla-polakow-przeklety-niezmiennie-mimo-oplywu,3,id,t,sa.html

Był bardzo wyraźny nacisk, abyśmy nie jechali do Moskwy. Przedstawiciele rządu mówili, że ten wyjazd jest nie dla każdego i niektóre osoby zrezygnowały. http://www.blogpress.pl/node/4374

Uległem argumentacji, którą przedstawiał minister Cichocki, który w pewnym sensie zniechęcał nas do wyjazdu. Przed traumą, jaką może stać się identyfikacja ofiar katastrofy lotniczej, ostrzegali również obecni tam lekarze. http://waldemar-zyszkiewicz.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=543&Itemid=32

W czasie spotkania z rodzinami urzędnicy bardzo nas straszyli, że to, co zobaczymy, będzie szokujące i lepiej tego nie oglądać, bo zostanie trauma na całe życie. Wiem na pewno, że co najmniej jedna osoba z tego powodu wycofała się i do dziś bardzo tego żałuje. http://gosc.pl/doc/1311808.Bez-spokoju-po-smierci/4

Marek Karpiniuk:  – Na identyfikację nie polecieliśmy, bo odradził nam psycholog. http://www.gk24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20101101/KOLOBRZEG/582027725

Rodzina posła nie zdecydowała się pojechać do Moskwy. Odradzali jej to psychologowie. http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,35640,7800085,Cialo_posla_PSL_Edwarda_Wojtasa_zidentyfikowane.html

wszechogarniająca rozpacz. I młoda pani psycholog, chyba tuż po studiach, którą nam przysłano „do pomocy”. I która kompletnie się posypała. To my ją pocieszaliśmy. http://gosc.pl/doc/1319783.Bog-sie-kiedys-wytlumaczy/3

W rozmowie z „Naszym Dziennikiem” rodziny ofiar przyznawały wielokrotnie, że usiłowano je odwieść od wyjazdu do Moskwy. Pana też? – Nie, mnie nikt bezpośrednio nie namawiał do rezygnacji z wyjazdu. Ale już później – na miejscu w Moskwie – piloci wojskowi odradzali członkom rodzin identyfikację ciał po własnych przykrych doświadczeniach po wypadku CASY. http://naszdziennik.pl/polska-kraj/29629,falstart-z-aktem-zgonu.html

 

II. RELACJE OSOBISTE

 

29.04.2010 |Aktualizacja: 13.01.2011

Rosjanie w wielkim szacunkiem podchodzili do przybyłych Polaków. Wszyscy zostali zakwaterowani w bardzo dobrym hotelu. Zorganizowano i umożliwiono im dostęp do kaplicy zlokalizowanej w moskiewskim Instytucie Medycyny Sądowej. Przez cztery dni pobytu towarzyszyła im też nieustannie minister Ewa Kopacz. 
Na jaką pomoc mogli liczyć bliscy ofiar? Każda rodzina miała przydzielony czteroosobowy zespół. Psycholog i tłumacz, przedstawiciel Ministerstwa Spraw Nadzwyczajnych oraz śledczy. Pomoc nieśli pracownicy polskiej ambasady w Moskwie i prywatne osoby, głównie biznesmeni, którzy prowadzą w Rosji interesy.
http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/tak-rodziny-identyfikowaly-ciala-katastrofy-tu-154_137855.html

Leszek Karpowicz, po katastrofie smoleńskiej zgłosił się do pomocy jako tłumacz. – Jestem menadżerem, odpowiadam za Europę Centralną i Wschodnią. Zadzwoniłem do polskiej ambasady i zapytałem, co mógłbym zrobić, Początkowo nie miał oglądać ciał, tylko służyć jako tłumacz. Pytania, jakie rosyjscy eksperci zadawali członkom rodzin ofiar były jednak tak szczegółowe, że nie miał wyjścia – musiał wejść do prosektorium. Podkreśla, że pracy było tyle, że zespół patologów praktycznie nie wychodził z kostnicy. – Oni tam nocowali  – wspomina tamte dni Karpowicz. Mężczyzna towarzyszył także rodzinom ofiar. Często bały się one momentu, gdy zobaczą zmasakrowane zwłoki osoby bliskiej. To polski wolontariusz pierwszy oglądał więc ciała i opowiadał o tym, co zastał  http://www.tvp.info/4288273/chcialem-by-rodziny-nie-przezyly-szoku

prosiłem osoby przygotowujące rodziny, dla których ta intencja też była zresztą oczywista, aby przygotować ciała tak, żeby rodzina nie miała problemów z identyfikacją, a jednocześnie nie musiała się konfrontować z tym bezmiarem obrażeń. To było możliwe?W wielu przypadkach tak, zwłaszcza kiedy były wyraźne znaki identyfikujące, jak narośle czy blizny po przebytych operacjach http://www.polityka.pl/kraj/wywiady/1510386,1,wywiad-ksiadz-mowi-o-identyfikacji-ofiar-katastrofy-smolenskiej.read#ixzz2K4AxDxUV

Sam proces identyfikacji zwłok też był przygotowany tak, żeby bliscy ofiar doznali jak najmniejszego szoku. Rozpoczynał się od wywiadu. Rodziny były przepytywane odnośnie cech szczególnych ofiary katastrofy. Następnie śledczy weryfikowali uzyskane informacje. Kiedy znaleźli identyczny lub podobny szczegół do przedstawionego przez członków rodziny okazywali zdjęcia lub prezentacje komputerowe. Tylko niektórzy widzieli ciała. http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/tak-rodziny-identyfikowaly-ciala-katastrofy-tu-154_137855.html

Wszystko trwa bardzo długo i zgodnie z rosyjskimi procedurami. Najpierw czekaliśmy na wyniki sekcji zwłok, bo takie tu obowiązują przepisy. I wiem, że jeszcze nie wszystkie sekcje zakończono.Muszę jednak podkreślić, że Rosjanie zachowują się wspaniale - są dla nas bardzo delikatni, cierpliwi i ze zrozumieniem wytrzymują nasze wybuchy i łagodzą stresy. Dostaliśmy dobry hotel, mamy transport, opiekę tutejszych służb. Po przyjechaniu do zakładu medycyny sądowej każda z rodzin dostaje do pomocy tłumacza i lekarza, a jeśli jest potrzeba, także psychologa. Na miejscu jest nawet kaplica, w której się modlimy. Na początku procedury identyfikacji zwłok jest przesłuchanie. Sadzają nas przy biurku i prokuratorzy wypytują o masę szczegółów. Pytają o wzrost, kolor oczu, fryzurę, znaki szczególne... Bardzo odwlekają moment okazania ciała. Kolejny etap to przeglądanie zdjęć. Biżuteria, okulary, części garderoby, telefony i setki innych fotografii rzeczy osobistych, które znaleziono na miejscu katastrofy. Dopiero wtedy, gdy ktoś rozpozna jakąś rzecz, prowadzony jest do miejsca, w którym okazywane są mu ciała. I bardzo dobrze, że jest to zorganizowane w ten sposób. Gdybyśmy musieli oglądać wszystkie te zmasakrowane ciała, to każdy z nas skończyłby chyba w szpitalu psychiatrycznym!  Obserwowałem twarze osób, które już widziały ciała swoich bliskich. Tego nie da się opisać... Pamiętam minę młodego mężczyzny - on rozpoznawał zwłoki swojego brata, który nie miał połowy głowy. Ten człowiek na pewno nigdy nie zapomni tego widoku. Po tym doświadczeniu wszyscy będziemy cierpieć do końca życia. Ciała są zwęglone, niekompletne, potwornie okaleczone, czasem jest to tylko noga, która przetrwała w mocnych spodniach lub ramię, które zachowało się w marynarce czy mundurze. Wiele rodzin nie jest w stanie rozpoznać swoich krewnych. Zostawiają tylko próbkę DNA i wracają do kraju. Wyniki badań kodu genetycznego mają być znane podobno w sobotę. Uważam zresztą, że w każdym przypadku powinno być zrobione badanie DNA. Aby nie było błędów, bo przecież bardzo łatwo o pomyłkę. Był przypadek, w którym dwie rodziny rozpoznały jedno ciało jako swojego bliskiego! Obie rodziny były pewne, że to ich krewny! Na szczęście, udało się ostatecznie potwierdzić tożsamość tej osoby po telefonie komórkowym, który przy niej znaleziono. Jedna z rodzina potrafiła rozkodować ten telefon i sprawdzić informacje na karcie. Ktoś inny opowiadał natomiast, że jego krewna miała olbrzymią bliznę na brzuchu. Okazało się jednak, że cały tułów tej osoby był zwęglony, więc identyfikacja i tak nie była możliwa. To wszystko jest po prostu przerażające.  http://www.se.pl/wiadomosci/swiat/nie-wiem-jak-mam-rozpoznac-moja-ewe_136458.html

Kilkugodzinne przesłuchanie kończyło się przejściem do innej sali, w której rodziny na zdjęciach z miejsca tragedii szukały swoich bliskich. Inni identyfikowali zmarłych po przedmiotach znalezionych przy ciałach. - Ja ochraniałam rodziny przed tym, żeby niektórych zdjęć nie widziały - powiedziała Agata Ejsmont, psycholog, która poleciała do Moskwy z rodzinami. Dodała, że eliminowała te fotografie, które niczego nie wnosiły do śledztwa, a nie nadawały się do pokazania osobom, którym zginął ktoś bliski.Rodziny nie spodziewały się, że zdjęcia będą aż tak drastyczne, część osób z własnej woli zrezygnowała z tego etapu. Niektórzy twierdzili, że było to gorsze nawet od oglądania zwłok. Niektóre rodziny zdecydowały się od razu na identyfikację w prosektorium. - Pokazywano na ogół te fragmenty ciała, które mogły dać jakąś informację. Nie pokazywano całego ciała - powiedziała towarzysząca rodzinom tłumaczka. http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/pamietam-to-lotnisko-ten-przerazliwy-chlod-bliscy-ofiar-smolenskich-wspominaja-tamte-dni,416989.html

Jedna z osób pasowała i śledczy powiedział, że pozwoli zobaczyć to ciało mojemu synowi. Okazało się, że to był pan Szmajdziński– rozpoznała go jego rodzina. http://gosc.pl/doc/1311808.Bez-spokoju-po-smierci/4

Pani męża rozpoznała. Małgorzata Wypych: Tak. 12 kwietnia. A 14 kwietnia Paweł wrócił z pierwszym transportem ciał, przyleciał na Okęcie. Część osób wciąż jeszcze pozostała w Moskwie, by rozpoznawać swoich bliskich. Cieszyłam się, że mogę zabrać Pawła z powrotem do Polski. http://www.polskatimes.pl/fakty/katastrofa-smolenska/a/malgorzata-wypych-10-kwietnia-2010-r-skonczyl-sie-pewien-etap-to-drzwi-ktore-sie-zamknely,9850170/2/

Paweł Deresz: Rozpoznawaliśmy zwłoki żony: najpierw znaleźliśmy zdjęcia jej ciała wśród  kilkudziesięciu fotografii, potem okazano je nam w prosektoriumhttp://waldek-myst.blog.onet.pl/2010/08/12/polityka-rodziny-smolenskie/

Barbara Nowacka: – Ojciec poleciał później. W środę[13.04] albo w czwartek. Jerzy Nowacki: – Pierwsze wiadomości były, żeby nie lecieć, bo nie będzie można zidentyfikować. Dopiero później przyszła wiadomość, że jest szansa na identyfikację. I rzeczywiście, słusznie. Bo zidentyfikowałem, bez najmniejszych wątpliwościhttp://www.tygodnikprzeglad.pl/bylismy-dumni-mamy/

Andrzej Melak: przyniesiono mi telefon brata i zdjęcie już po wypadku. Rozpoznałem go. Był w całości, na twarzy nie widać było uszkodzeń (...) Pokazano mi ciało, które rozpoznałem.(...) przyniósł mi zdjęcie, na którym rozpoznałem zwłoki śp. generała Nałęcz-Komornickiego, kanclerza Orderu Virtuti Militari. Powiedziałem prokuratorowi kto to jest.  http://gosc.pl/doc/1311808.Bez-spokoju-po-smierci/3

Beata Gosiewska:ciało męża nie miało większych obrażeń, było w całości. http://www.rodaknet.com/rp_art_4720_czytelnia_misiak_mgla_nad_katastrofa.htm

Barbara Stasiak: nie miałam problemu z rozpoznaniem Władka. http://gosc.pl/doc/1319783.Bog-sie-kiedys-wytlumaczy/2

"W niedzielę mój młodszy syn wyleciał do Moskwy. Bardzo szybko udało mu się rozpoznać Bartosza i Teściową." http://www.blogpress.pl/node/7406

Joanna Racewicz:  – Byłam przy moim mężu do ostatniej chwili. Do ostatecznego zalutowania trumny. http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1507824,1,niewspolne-interesy-rodzin-smolenskich.read#ixzz2K8wfiNep  -Mój mąż, jego ciało było integralne. Można go było ubrać w garnitur, buty, koszulę, spinki, wszystko. Krawat. Nie jest w żadnym worku ani otulinie foliowej, jak to się ładnie i enigmatycznie nazywa. http://www.wprost.pl/ar/350075/Czuje-sie-oszukana/

Irena Kazimierczuk, siostra dr BożenyŁojek:Ja miałam możliwość identyfikacji ciała swojej siostry, byłam przy wkładaniu ciała siostry do trumny, plombowaniu jej i przybijaniu tabliczki, a więc mam przynajmniej spokój sumienia. Nie przypuszczam, żeby później mogło dojść do jakiejś zamiany czy też pomyłki.http://stary.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100719&typ=my&id=my11.txt

Zrobił wszystko „tak jak być powinno, jeśli chodzi o identyfikację i inne posługi wykonane dla mojej siostry”. Poprosił o rekonstrukcję twarzy, utrwalił ją po raz ostatni na zdjęciu. Był z siostrą przez cały czas, aż do chwili włożenia ciała do trumny i jej zalutowania. Dał jej różaniec od Jana Pawła II.

(ks. Płk Marek Wesołowski, b. kapelan BOR:) Przyglądałem się twarzy pana prezydenta [Prezydenta Kaczorowskiego], który tak wyglądał, jakby spał  https://www.youtube.com/watch?v=mQyVGsBYuFE#t=251   (4.05’ – 4.10’   mat. wideo)
(Marek Uleryk) - We wtorek ciało zidentyfikowali, siostra rozpoznała brata po twarzy
na policzku miał duży plaster , a pod nim widać było dziurę zaklejoną jakąś masą , po przeciwnej stronie policzka na szyi tak samodziura czymś wypełniona i zaklejona plastrem.
(Izabela Tomaszewska) Jedyną przesłanką, na podstawie której identyfikowałem żonę w Moskwie była dłoń  http://www.blogpress.pl/node/12159
28.01.2011
Zdzisław Moniuszko:
ciało mojej córki po tak strasznej katastrofie było niemal w stanie idealnym. Miała jedynie małą ranę na głowie. http://www.fakt.pl/Ojciec-sp-stewardessy-Jej-cialo-bylo-w-stanie-idealnym-,artykuly,94207,1.html
 
(Joanna Agacka-Indecka) Matka i mąż polecieli w niedzielę pierwszym samolotem do Moskwy, żeby rozpoznać zwłoki. Rozpoznali.

Wyglądała, jakby spała. Rozpoznaliśmy ją z zięciem bez problemu. Miała tylko ranę przy lewym oku. Chciałam zostawić jej pierścionek z brylantem i obrączką na palcu, ale pani Kopacz, obecna przy tym rozpoznaniu, była za tym, żeby jednak zabrać. http://m.lodz.gazeta.pl/lodz/1,106512,17728402,Katastrofa_smolenskaJoanna_uwazala__ze_powinna.html

Ja rozpoznałem żonę w Moskwie http://fakty.interia.pl/raport-lech-kaczynski-nie-zyje/aktualnosci/news-maz-jarugi-nowackiej-urzednik-ambasady-powiedzial-ze-nie-moz,nId,923057?parametr=embed_linki

(Mariusz Kazana) Rodzina i bliscy nie mieli problemu z rozpoznaniem jego ciała. http://www.wprost.pl/forum/197604/271357/Nagrania-z-TU-154-analizowane-niezaleznie/

Kiedy ostatni raz widziałem ojca był w stanie, można powiedzieć, dobrym. Nie żałuję więc, że pojechałem z bratem do Moskwy na identyfikację zwłok – mówi Sebastian Putra.– Bo wiele rodzinpojechało do Rosji po ciała bliskich i wróciło z niczym, nie było co identyfikować. http://www.wspolczesna.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110410/MAGAZYN/591310206

Bardziej to było takie ostatnie pożegnanie z tatą niż jakaś próba rozpoznania. Nie mieliśmy takiego kłopotu- wspominał Maciej Komorowski. http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/pamietam-to-lotnisko-ten-przerazliwy-chlod-bliscy-ofiar-smolenskich-wspominaja-tamte-dni,416989.html

Jolanta Przewoźnik: Pomoc w identyfikacji była dla mnie zupełnie wystarczająca. Nie miałam wątpliwości, że to był mój mąż, który mógł wrócić ze mną do Polski, mogłam się z nim pożegnać.

siostrzeniec Katarzyny Piskorskiej: Ja byłem w Moskwie i rozpoznałem moją ciotkę http://www.nowa.tv/24-godziny/spor-o-ekshumacje-ofiar-katastrofy-smolenskiej-rodziny-ida-do-sadu,151/
„Poprosiliśmy też, by umożliwiono nam pożegnanie się z naszymi przyjaciółmi, z i innymi. Jak się okazało, nie było to wcale takie proste. Nic nie dało się z Rosjanami jednoznacznie ustalić. Wszystko było na zasadzie "zaraz, zaraz, za chwilę, później". Zanim dopuszczono nas do miejsca, gdzie znajdowały się ciała naszych przyjaciół, była już 6.00. Trwało to wszystko blisko sześć godzin! Na trzech metalowych wózkach przywieziono zwłoki Pawła Wypycha, Władka Stasiaka i Kasi Doraczyńskiej. Opisane, już po identyfikacji. Kasia była przykryta prześcieradłem i wyglądała, jakby spała. Nie było widać żadnych uszkodzeń. Ciała Władka i Pawła były w czarnych foliowych workach. Stanęliśmy nad nimi. Odmówiłem modlitwę. Na pożegnanie położyłem na każdym z nich rękę i odeszliśmy.” http://www.bibula.com/?p=3296
 
Kasia Doraczyńska . Też wyglądała jakby zapadła w spokojny sen. Kontrast ogromny, bo pamiętaliśmy jej zaraźliwą energię i radość życia. Minister Duda spytał Rosjan, czy możemy zobaczyć ciała naszych kolegów ministrów. Czy możemy zobaczyć ich twarze. Rosjanin, który był z nami, spytał zdezorientowany… Kakoje lica? U nich niet lica…http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/381201,to-ona-pojechala-po-cialo-prezydentowej-marii-kaczynskiej,3,id,t,sa.html

 

                                                                         ***

 
16.04.2010 (aktualizacja: 19.11.2010)
„oczko z masy perłowej po prostu wyparowało”
Pan Zagrodzki dwa dni spędził na oglądaniu tych zdjęć. I dopiero po wielu koszmarnych godzinach rozpoznał pierścionek, który pani Ewa nosiła na środkowym palcu lewej dłoni.
Był pewien, że ma ten koszmar za sobą, że może już wracać do domu i oddać się żałobie. - Miałem nadzieję, że nie będę musiał oglądać Jej ciała. Niestety, było to konieczne. To przerażające doświadczenie. Połowa Jej ciała była... - mężczyzna zawiesza głos i dopiero po dłuższej chwili jest w stanie kontynuować: - Powiem tylko tyle, że z kolczyków, które Ewa miała w uszach, został sam drucik, a oczko z masy perłowej po prostu wyparowało...
 
16.04.2010
„Rozpoznali-mamę…”
W prokuraturze pan Przemek i jego żona spędzili kilka godzin na opowiadaniu o szczegółach wyglądu pani Gabrieli (wzrost, waga, nr buta, blizny). - I po tych szczegółach identyfikowali: najpierw 96 zdjęć, potem 70 zdjęć, potem 30, a na końcu trzy - opowiada pan Przemek - Widziałem kilka zdjęć z tej pierwszej serii, zrobionej tuż po wypadku. Były okropne - ciała ubłocone, z gałązkami powszczepianymi we włosy, brudne. Potem w Moskwie, jak umyli zwłoki, porobili nowe zdjęcia, żeby rodzinom zaoszczędzić bólu - opowiada pan Przemek.
Ciała większości ofiar były bardzo zmasakrowane - Już w kostnicy zidentyfikowałem mamę - poznałem ją po dłoniach. Żona - po kawałkach ubrań. Po buzi - posiniaczonej i poharatanej, nie dałoby rady - tłumaczy syn Gabrieli Zych.
Niestety mało ciał było w takim stanie. W moskiewskiej kostnicy na stołach porozkładane były zupełnie nie dające się rozpoznać szczątki ludzi. - To było straszne. To naprawdę były nierozpoznawalne szczątki. Rozerwane, bezbronne kawałki kobiet i mężczyzn - opowiada.
Panu Przemkowi w pamięci z pobytu w Moskwie na pewno zostanie obraz mężczyzny, który po wyjściu z prokuratury krzyczał, że zna wszystkie blizn swojej żony i pierścionki. Jednak prokuratorzy mu ich nie dają, gdyż mają tylko głowę jego żony, a on chce zobaczyć jej blizny i pierścionki na palcach, bo on je dobrze zna…
 
wt., 04/05/2010
Ile trwało przesłuchanie?Prawdopodobnie około sześciu godzin. Dlaczego tak długo?
Zaczęło się od spisywania moich danych. Prokurator mając przed sobą mój paszport, w którym były moje dwa imiona, zapytał mnie, czy używam jednego imienia, czy dwóch. Odpowiedziałam, że jednego. Wpisał jedno imię w protokół, a ja na chwilę wyszłam. Po powrocie stwierdził, że w paszporcie są dwa imiona i trzeba na nowo spisać protokół. Wówczas odpowiedziałam, że przecież o tym wiedział, mało tego, dokładnie mnie o to pytał. Powiedziałam, że jestem prawnikiem i z mojej wiedzy wynika, że na dole protokołu możemy dopisać informacje o drugim imieniu. Usłyszałam, że tego nie przewiduje rosyjska procedura i wszystko trzeba spisać na nowo. Pytano mnie, gdzie pracuję, jaki jest adres mojej pracy i telefon, gdzie mieszkam. Po zakończeniu odbierania danych ponownie na moment opuściłam pokój. Kiedy wróciłam, któraś z tych osób podała mi długopis i ja się podpisałam. Za chwilę okazało się, że znowu pojawił się problem, bo na jednej stronie podpisałam się na niebiesko, a na innej na czarno. I znów prokurator powiedział mi, że wszystko musimy zrobić od nowa, ponieważ w rosyjskiej procedurze dokumenty muszą być podpisane jednym kolorem długopisu. Po jakimś czasie odmówiłam udziału w dalszych czynnościach, na co Rosjanka przedstawiająca się jako psycholog, tłumaczyła mi, że jestem w szoku, dlatego nic nie rozumiem, i chciała podać mi leki uspokajające Zażyła je pani?
Nie byłam w szoku, wiedziałam, co się dzieje, i żadne leki nie były mi potrzebne. Zresztą polscy psychologowie powiedzieli później, że byliśmy jednymi z najbardziej opanowanych i spokojnych ludzi, którzy przyjechali na identyfikację. Po spisaniu danych przesłuchanie trwało nadal?
Tak. Samo spisywanie danych i poprawki trwało ponad dwie godziny. Później prokurator pytał mnie, kto mieszka z ojcem w domu, jak ma na imię druga wnuczka i po co przyjechał do Rosji. Odpowiedziałam, że siedemdziesiąt lat temu zostali tutaj zamordowani polscy oficerowie i przyjechał oddać im hołd. O co jeszcze pytał rosyjski prokurator?
Czy przyjechałam razem z ojcem do Rosji, kiedy ostatni raz się z nim widziałam, kiedy przekraczałam razem z nim granicę. Kolejne pytanie dotyczyło tego, kto z nim przyjechał. Zapytałam, czy mam wymienić nazwiska wszystkich pozostałych 95 osób, które zginęły w katastrofie. Po tym pytaniu powiedziałam, że chcę już zakończyć czynności i nie będę dalej zeznawać. Tym bardziej że moja bratowa i dyrektor biura ojca czekali na mnie na dole. Stwierdziłam, że chcę zabrać rzeczy taty, i mimo że wcześniej powiedzieli, że będę musiała oddać krew – bo ich nie interesuje materiał genetyczny pobrany w Polsce – odmówiłam. Wówczas dowiedziałam się, nie oddadzą ciała ojca, dopóki nie pobiorą mi krwi. Zgodziła się pani?
Tak, ale zanim to nastąpiło, prokurator zapytał mnie, na ile wyceniamy to, co się stało. Odpowiedziałam, że ta tragedia nie ma ceny i nie jest w stanie wyobrazić sobie, co przeżywamy. Dodałam, że nie będziemy skarżyć państwa rosyjskiego za tę katastrofę, na co on stwierdził, że nigdy nic nie wiadomo. 
Ponieważ towarzyszące mi osoby musiały opuścić budynek, zadzwoniłam do polskiej ambasady i po kilkunastu minutach przyjechał nasz przedstawiciel, który towarzyszył mi do końca czynności. Nie skorzystałam z propozycji prokuratora, że osobiście odwiezie mnie do hotelu.
Jak zakończyło się przesłuchanie?Powiedzieli mi, żebym podpisała oświadczenie, że mogą spalić rzeczy ojca. Zadzwoniłam do mamy, ona chciała je odzyskać. Wtedy rosyjska psycholog stwierdziła, że są to strzępy ubrania pobrudzone krwią, benzyną i błotem i właściwie nic z nich nie zostało. Ostatecznie zgodziłam się więc na ich spalenie i podpisałam dokumenty. Teraz tego żałuję. Dlaczego? Bo czas na analizę i przemyślenia przyszedł w Polsce. Rozpoznałam rzeczy ojca, które mi oddano: prawie niezniszczone blankiety biletów LOT, z których korzystał w Polsce na trasie Kraków–Warszawa, różaniec i etui, harmonogram pobytu w Katyniu, telefon komórkowy, który nie był uszkodzony i działał. Jeżeli ubranie było kompletnie zniszczone, to gdzie był telefon i dlaczego ocalał? Skąd Rosjanie wiedzieli, że to jest właśnie jego telefon? Dlaczego w tak dobrym stanie zachowały się papierowe bilety i harmonogram, które ojciec miał przy sobie, a ubranie w katastrofie zostało całkowicie zniszczone?     http://www.blogpress.pl/node/4078
 
12.05.2010                                                                                                                                                                       
Państwo nas opuściło
Marta Kochanowska: została odczytana lista osób, które zgłosiły się na wyjazd do Moskwy, i zapytano nas, czy rzeczywiście chcemy jechać. Większość się zdecydowała. Po północy wylądowaliśmy w Moskwie. Na lotnisku zastaliśmy tylko umundurowanych rosyjskich wojskowych i w ich asyście wsiedliśmy do podstawionych autobusów.  Gdzie was zawieziono?Do hotelu, gdzie zostawiliśmy bagaż w pokoju i zeszliśmy na spotkanie, które zaczęło się o drugiej dwadzieścia pięć rano. Ze strony polskiej był minister Tomasz Arabski, minister Ewa Kopacz i wiceminister Jacek Najder. Był też przedstawiciel ze strony rosyjskiej z tłumaczem. Pani Kopacz powiedziała, że jest czternaście ciał, które można zidentyfikować, że rodziny muszą się liczyć z tym, że są to przeważnie szczątki i że ona czegoś takiego w życiu nie widziała, mimo że przez piętnaście lat była patologiem. Zapytałam, czy z nami przyleciały materiały do badań DNA i zdjęcia rentgenowskie. Okazało się, że nie, nie powiedziano nam dlaczego. Poinformowano nas, że rano pojedziemy w grupach do centrum patologii. Jak się odbywała identyfikacja? Na tym pierwszym spotkaniu w Moskwie podzielono nas na cztery grupy, my byłyśmy w pierwszej. Rano o godz. 8.40 wyjechałyśmy autokarem do centrum patologii, gdzie wprowadzono nas do sali konferencyjnej. Podczas tego spotkania poinformowano nas o procedurze identyfikacji – że zostanie spisany protokół, w którym należy podać znaki szczególne osoby identyfikowanej, przedmioty, które mogła mieć ze sobą, po czym zostaną przedstawione zdjęcia ofiar, a na końcu nastąpi okazanie ciał rodzinom lub osobie wskazanej do identyfikacji. Powiedziano nam, że po zakończeniu tych czynności i zidentyfikowaniu zostanie nam wydany akt zgonu. Po tym ogólnym wprowadzeniu podzielono nas na grupy rodzin. Nam przydzielono dwóch Rosjan – tłumacza z polonistyki z uniwersytetu moskiewskiego oraz prokuratora. Była z nami również polska psycholog i rosyjska lekarka oraz przedstawiciel ambasady polskiej w Moskwie. Czekałyśmy na korytarzu około pół godziny przed rozpoczęciem procedury, a w tym czasie do pokoju wstawiono ławkę i biurko. Ten budynek niedawno został oddany do użytku i nie został w pełni wyposażony. Czy podczas przesłuchania byli także polscy prokuratorzy?Gdy czekałyśmy na przesłuchanie, byłyśmy przekonane, że wejdzie na nie także polski prokurator, ponieważ przedstawiciele naszej prokuratury byli na miejscu. Tymczasem podczas przesłuchania był tylko rosyjski prokurator, osoba z ambasady i rosyjska lekarka, która siedziała z nami cały czas i była rzeczywiście bardzo pomocna.  Jak wyglądało przesłuchanie?Młody rosyjski prokurator nie był zbyt doświadczony i miałyśmy wrażenie, że zapoznawał się z tymi formularzami po raz pierwszy. Kilka razy wszedł jakiś starszy Rosjanin, który rozmawiał z „naszą” lekarką i raz czy dwa z prokuratorem. Jedyny moment, kiedy on się do nas zwrócił bezpośrednio, dotyczył informacji o komórce Taty. Mówiłyśmy, że powinna zachować się w całości, ponieważ była w skórzanym etui, a on powiedział, że to był plastik i wszystko się spaliło. Później gdy oddano nam część rzeczy Taty, m.in. legitymację służbową i wizytówki nasiąknięte paliwem lotniczym – nie było na nich śladu ognia. A gdzie pan dr Kochanowski nosił komórkę?Ewa Kochanowska: Zawsze w kieszeni marynarki, podobnie jak legitymację. Co się działo dalej?M.K.: Podałyśmy do spisania dowody osobiste, opisałyśmy wygląd Taty i rzeczy, które miał przy sobie. Prokurator najbardziej zainteresował się komórką i jej wyglądem. Podałyśmy jej model i powiedziałyśmy prokuratorowi, że może sprawdzić, jak ona wygląda.  Ile czasu zajęło przesłuchanie?M.K.: Spisywanie samego protokołu ok. dwóch godzin. Podczas tego spisywania weszła osoba, która identyfikowała Tatę i powiedziała, że nie ma żadnej wątpliwości, i że ciało jest w całości. Na podstawie zdjęć i oględzin ciała zidentyfikował go również przesłuchujący nas prokurator. Pobrano też ode mnie krew na badanie DNA. Naszą rozmowę z rosyjskim prokuratorem trudno nazwać przesłuchaniem, ponieważ to my dyktowałyśmy wszystko: nasze dane, rysopis Taty, znaki szczególne, szczegółowy opis ubrania i przedmiotów, które miał ze sobą. Co się stało z ubraniem dr. Kochanowskiego?
M.K.: Podczas przesłuchania do naszego pokoju wszedł jeden z polskich lekarzy i poprosił mnie na zewnątrz. Tam spytał, czy chciałybyśmy, aby do trumny zakupiono nowe ubranie dla Taty. Chciałam za wszelką cenę, aby Tatuś ubrany był w swoje własne rzeczy. Minister Najder, który był akurat w pobliżu, zaproponował, że jeżeli uda nam się je dostarczyć na drugi samolot wylatujący z kraju, to taka możliwość istnieje. I rzeczywiście – przyleciały. Nie było żadnej innej rozmowy o ubraniach, które Tato miał na sobie. Nie wiemy też, co się z nimi stało. Ubrań takich jak koszula, spodnie, marynarka, również nie ma w Mińsku Mazowieckim, chociaż jest bielizna. (W Mińsku Maz. znajduje się siedziba Żandarmerii Wojskowej, gdzie rodziny mogą odbierać rzeczy należące do ofiar katastrofy – red.). Kiedy zakończyły się czynności w centrum patologii?
E.K: Po wydaniu aktu zgonu. Figuruje na nim godzina śmierci – 10.50 czasu moskiewskiego. Gdy protestowałyśmy, powiedziano nam, że wszystkie ofiary katastrofy miały wpisaną tę właśnie godzinę. Jako przyczynę śmierci podano obrażenia wewnętrzne, bez podania szczegółów. Czy w Rosji przeprowadzono sekcję zwłok dr. Kochanowskiego?
E.K: Nic na ten temat nie wiemy. Nikt nawet tego nie sugerował.
Wspomniały panie, że oddano wam przedmioty należące do dr. Kochanowskiego.
M.K: Po podpisaniu aktu zgonu dano nam szarą kopertę, w której była m.in. legitymacja, wizytownik, zegarek, który zatrzymał się na godzinie pierwszej dwadzieścia. Był cały w błocie – wyczyściłam go, założyłam na rękę i zaczął chodzić. Nie wiem, dlaczego zatrzymał się wcześniej i akurat na tej godzinie – nie był uszkodzony. Dano nam też klucze, które na pewno nie były nasze, więc zostawiłyśmy je na miejscu. Na koniec spisałyśmy protokół odbioru rzeczy. Zapytałyśmy też o inne przedmioty, które powinny być w kieszeniach ubrania: komórka, karty kredytowe, portfel, klucze do domu i do samochodu, ale tych przedmiotów nie dostałyśmy.    http://www.bibula.com/?p=21554

27/05/2010

W Moskwie byliśmy około północy. Tam po krótkiej odprawie paszportowej w asyście rosyjskich żołnierzy weszliśmy do autokarów i zawieziono nas do hotelu. Był pan na spotkaniu z przedstawicielami polskiego rządu?Godzinę po dotarciu do hotelu spotkaliśmy się w sali konferencyjnej m.in. z ministrem Tomaszem Arabskim, gdzie nastąpiła weryfikacja listy osób, które przyleciały do Moskwy. Pani minister Kopacz potwierdziła to, co było mówione w Polsce: że ciała są w strasznym stanie i żeby przemyśleć decyzję o ich identyfikacji Kiedy pojechał pan do centrum patologii na identyfikację brata? W poniedziałek około czternastej. Przydzielono nas do grupy śledczej, w której była polska psycholog, rosyjska tłumaczka i rosyjska prokurator. Przez trzy godziny spisywano moje dane, informacje dotyczące wyglądu brata, jego ubrania i rzeczy, które mógł mieć przy sobie. Jako najbardziej charakterystyczny przedmiot wymieniłem telefon typu Nokia. Był to stary, dziesięcioletni aparat, który dałem Stefanowi i który był zarejestrowany na mnie. Po zakończeniu przesłuchania podpisałem protokół. Poinformowano mnie, że spotkamy się następnego dnia i wtedy będą przygotowane następne ciała do identyfikacji. We wtorek rano w hotelu przedstawiciele rządu ponownie odczytali nazwiska osób, które mają jechać do centrum patologii. Czy byliście państwo na bieżąco informowani o działaniach prowadzonych przez Rosjan?Na spotkaniu pytaliśmy ministra Arabskiego, dlaczego Polska nie uczestniczy w tym śledztwie czynnie i czy prawdą jest, że jeszcze nie wszystkie ciała są w Moskwie. Odpowiedział, że wszystko jest w porządku, że on w pełni ufa prowadzącym śledztwo Rosjanom, a Polacy nie mogą prowadzić postępowania, bo tak przewiduje konwencja chicagowska. Mówił, że trumny będą plombowane w Moskwie i nie można ich w Polsce otwierać, bo takie jest rosyjskie prawo. Jak wyglądała pana następna wizyta w instytucie patologii?Gdy przyjechaliśmy na miejsce, procedura rozpoczęła się od nowa. Ja byłem już po przesłuchaniu, ale nie widziałem jeszcze ciała brata. Po informacji z poprzedniego dnia, że będą nowe ciała do identyfikacji, przyjechałem tam pełen nadziei, że to, po co przyjechałem, wreszcie się dokona. Pokazano nam przedmioty znalezione przy ofiarach, wśród nich aparat telefoniczny brata. Byłem po prostu szczęśliwy, że wreszcie trafiłem na jakiś trop. Z tym zdjęciem, tłumaczem, psychologiem skierowano mnie do rosyjskiego prokuratora, który rozpoczął procedurę od nowa. Wyjaśniłem mu, że przecież jest protokół mojego przesłuchania z poprzedniego dnia i nie rozumiem, po co mamy jeszcze raz to robić. Wtedy tłumaczka powiedziała mi, że taka jest rosyjska procedura. I znów rozpoczęła się kilkugodzinna męczarnia. Przy moich przesłuchaniach nie było żadnego przedstawiciela polskiej ambasady lub konsulatu. Czy poza aparatem telefonicznym okazano panu jeszcze jakieś inne przedmioty należące do brata?W końcu pan prokurator przyniósł telefon, który znaleziono przy bracie, dwie monety, plakietkę klubu Legia Warszawa i tasiemkę, prawdopodobnie od woreczka, w którym na piersiach nosił paszport. Dał mi telefon, który próbowałem uruchomić, ale niestety nie znałem kodu PIN. Zadzwoniliśmy do rodziny w Warszawie, by skontaktowała się z operatorem, i otrzymałem informację, jak ten telefon włączyć. Natychmiast to zrobiłem – okazało się, że jest sprawny, naładowany, z zachowanymi wszystkimi danymi. Był to stuprocentowy dowód, że to jest właśnie telefon Stefana i że osoba, przy której go znaleziono, jest moim bratem. Później pan prokurator pokazał mi zdjęcie brata wykonane po wypadku. Bez trudu go rozpoznałem – Stefan był na nim cały, nie był spalony ani zniekształcony. Zanim zakończono procedurę przesłuchania, rosyjski prokurator spytał mnie o rodzinę i rodzeństwo. Odpowiedziałem, że to nie ma nic do rzeczy, że nie ma żadnego wpływu na toczące się postępowanie. Powiedziałem, że przyjechałem identyfikować brata, a nie opowiadać o swojej rodzinie. Gdy to zostało przetłumaczone prokuratorowi, zrezygnował z dalszych pytań i udaliśmy się do sali, gdzie okazano nam ciała. Stefan był już po sekcji. Ciało okazywali mi polscy patolodzy. Trzeba przyznać, że polscy specjaliści zachowywali się niezwykle profesjonalnie. Miałem szczęście, że trafiłem na polską ekipę. Dlaczego?Poprzedniego dnia na spotkaniu z przedstawicielami polskiego rządu jeden z uczestników identyfikacji mówił, że poszedł rozpoznać jednego z polskich generałów. Okazano mu ciało, które nie było absolutnie przygotowane do identyfikacji: ubrudzone ziemią, benzyną, całe we krwi. Na pytanie, dlaczego ciało nie jest umyte, towarzyszący przy identyfikacji Rosjanin wziął wodę w butelkę i zaczął myć te zwłoki. Człowiek, który miał dokonać identyfikacji, był wstrząśnięty. Gdy ja oglądałem brata, był już umyty. Polski lekarz wypytywał o szczegóły: czy miał jakąś operację, znaki szczególne, złamania. Powiedziałem, że nie. Zapytał mnie też, czy chcę zobaczyć ubranie. Odpowiedziałem, że tak i mi je pokazano.Było zniszczone? Nie widziałem żadnych zniszczeń, było natomiast przesiąknięte paliwem lotniczym. Marynarka była cała, podobnie jak buty i bielizna. Co się stało z tym ubraniem?Zgodziłem się, żeby je spalono, ale teraz żałuję. Mogło przecież być ważne w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy. W Moskwie byłem w szoku, zabrakło zdrowego rozsądku. Już w Polsce, w siedzibie żandarmerii wojskowej w Mińsku Mazowieckim, odebraliśmy tylko kurtkę brata, jego paszport, legitymację. Te przedmioty nie były ani spalone, ani zniszczone. Co się działo dalej, już po identyfikacji pana Stefana Melaka?Wiem, że to zabrzmi tragicznie, ale byłem szczęśliwy, że to jest on, że ciało jest w całości. Oddałem jeszcze krew na próbki DNA, podpisałem akt Czy w akcie zgonu pana Stefana Melaka jest podana przyczyna i godzina śmierci?Na karcie zgonu figuruje godzina śmierci brata – 10.51. czasu moskiewskiego. Jako przyczynę wpisano obrażenia odniesione w katastrofie lotniczej. Kiedy wyjechał pan z Moskwy?W czwartek. Nasz wylot poprzedziła odprawa paszportowa – była niezwykle dokładna, o wiele bardziej, niż kiedy lecieliśmy do Moskwy. Przed wejściem do samolotu sprawdzano nas specjalnymi urządzeniami, musiałem wyrzucić piankę do golenia w aerozolu. Rosjanie kazali nam nawet zdejmować buty, co było bardzo upokarzające. Nie zgodziłem się na to. http://www.blogpress.pl/node/4374

Z Zuzanną Kurtyką, wdową po prezesie Instytutu Pamięci Narodowej Januszu Kurtyce, który zginął w katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, rozmawia Mariusz Kamieniecki: Minął już ponad miesiąc od tragedii z 10 kwietnia. Oceny poszczególnych rodzin co do sposobu traktowania przez rosyjskie służby są zróżnicowane. Jak Pani i osoby Pani towarzyszące byli traktowani? Pobyt w Moskwie był bardzo dobrze zorganizowany przez Rosjan. Właściwie nikt nam się nie naprzykrzał i przez cały czas mieliśmy zagwarantowaną pomoc medyczną, opiekę psychologów, którzy się nami zajmowali. Dotyczy to także obsługi hotelowej, która była bardzo miła i gotowa do niesienia wszelkiej pomocy. Byliśmy także chronieni przed fleszami aparatów fotoreporterów i dziennikarzami. Rosjanie byli bardzo dyskretni. Mieliśmy do dyspozycji zorganizowane na ten czas kaplice zarówno w Instytucie Medycyny Sądowej, jak i w hotelu. Na czym polegały procedury i jak przebiegała sama identyfikacja ciał?  Każdą rodziną zajmowały się trzy osoby: rosyjski śledczy, polski tłumacz i psycholog. Na początku zbierano dane osobowe od rodzin, które przyjechały do identyfikacji. Pytano o dokładny opis ofiary: wygląd, znaki szczególne, ubranie, jakie ewentualnie rzeczy mogła mieć przy sobie, typu biżuteria, zegarek, telefon komórkowy czy chociażby pamiątki. Na podstawie tego, co mówiliśmy, odszukiwali w swoich materiałach najbardziej dopasowane do tego opisu ciało ofiary. Pierwszego dnia, w poniedziałek, nie znaleziono żadnego ciała pasującego do naszego opisu. Co było w kolejnych dniach?  Drugiego dnia Rosjanie zwiększyli swą bazę danych o opis rzeczy i cała procedura rozpoczęła się od czytania tych opisów. Na tej podstawie typowano worki z rzeczami i przypisanymi do nich numerami, które można było obejrzeć. Rosjanie - prawdopodobnie po to, aby oszczędzić nam dość przykrych przeżyć - nie chcieli pokazywać razem wszystkich rzeczy ofiar. Proszę uwierzyć, że rzeczy te wyglądały okropnie. Właściwie trudno było je porównać z ubraniami. Były bardzo zniszczone, ubłocone i zakrwawione, nie przypominały swoich pierwotnych kolorów. Ponadto kiedy rozpakowano przed nami kilka wytypowanych worków, okazało się, że rosyjskie opisy były bardzo niedokładne. Pokazano nam np. spodnie z lampasami, gdy w opisie nikt o tym nie wspomniał. Po przejrzeniu kilku worków nadal nie byliśmy w stanie w żaden sposób przyporządkować rzeczy do ciała mojego męża. Jak w końcu udało się zidentyfikować ciało pana Janusza Kurtyki? Mąż nie nosił żadnej biżuterii, nie nosił zegarka, zresztą nie miał w ogóle w zwyczaju noszenia jakichkolwiek ozdób. Najwyraźniej nie miał też przy sobie dokumentów, jak to było w przypadku niektórych ofiar. Po drugim dniu byliśmy zrezygnowani i gotowi na powrót do Polski. Pani minister Ewa Kopacz podczas zebrania około północy z wtorku na środę zachęcała rodziny do pozostania, do kontynuowania identyfikacji za wszelką cenę. Ofiarowała też swoją pomoc. Oznajmiła, że jeżeli będzie trzeba, to będzie chodziła z rodzinami od zwłok do zwłok, tak by można było je zidentyfikować. Powiedziała też, że wymusi na Rosjanach, żeby pokazali nam ciała, i właściwie dzięki jej perswazji zostaliśmy jeszcze w Moskwie. W środę pokazano nam zdjęcia wszystkich rzeczy ofiar znajdujące się wreszcie w komputerach. Wytypowane przez nas ubranie udało się zidentyfikować głównie dzięki pomocy polskiego śledczego z Katowic, który wykazał się niesamowitą wiedzą fachową. Oglądając ubranie, właściwie niepodobne do niczego, odnalazł w nim tyle szczegółów, że już w połowie przeglądania byliśmy pewni, że należało ono do męża. Na tej podstawie pozwolono nam obejrzeć przypisane do tych rzeczy ciało, które bez najmniejszych wątpliwości rozpoznaliśmy jako ciało męża. Dlaczego nie udało się tego zrobić wcześniej?  Zainteresowaliśmy się tym, dlaczego już pierwszego dnia nie byliśmy w stanie rozpoznać po opisie tak dobrze zachowanego ciała męża. Postaraliśmy się więc o kolejne przejrzenie opisów i wówczas się okazało, że opis ciała rozpoczynał się od określenia: "mężczyzna z jasnymi włosami". W związku z tym już na samym początku odrzucaliśmy ten opis. Kiedy zaczęliśmy dopytywać, okazało się, że jasny kolor włosów to było błoto. Ciała były opisywane bezpośrednio po całej katastrofie, zaraz po wyciągnięciu z samolotu, jeszcze nie umyte. Potem już nie korygowano tego, być może z braku czasu. Przypomnę tylko, że zaraz następnego dnia po katastrofie, a więc niemal natychmiast, spadliśmy Rosjanom na głowę. Być może właśnie na skutek tego pośpiechu - bo trudno tu posądzać Rosjan o jakąkolwiek złą wolę - takie rozbieżności miały miejsce. Niektórzy krewni ofiar mają zastrzeżenia co do sposobu ich traktowania w Moskwie, określając je np. jako przesłuchania. Tak było w przypadku córki posła Zbigniewa Wassermanna. Czy Pani też odczuła coś podobnego? Mnie i synowi zadawano jedynie standardowe pytania. Wiedziała Pani, że w Moskwie była przeprowadzona sekcja zwłok każdej ofiary? Czy ktoś o tym w ogóle informował, pytał o zgodę?- Nikt nas nie pytał o zgodę, a o tym, że wszystkie ofiary miały przeprowadzoną sekcję zwłok, powiedziała nam minister Kopacz. Dla mnie jako lekarza jest oczywiste, że w przypadku prowadzenia jakiegokolwiek śledztwa podstawą jest wykonanie sekcji.  http://stara.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=104955

7.12.2010
(Zuzanna Kurtyka) 11 kwietnia pojechałam do Moskwy, pojechały inne rodziny; pojechaliśmy w celu identyfikacji ciał naszych bliskich. W prosektorium Instytutu Medycyny Sadowej w Carycynie, spędziłam 3 kolejne dni. Dni ciężkie, pełne strachu, że nie uda się zidentyfikować ciała, pełne wysiłku, by wśród ogromnego bałaganu rzeczy ofiar, błędnych opisów ciał, braku zdjęć tych ciał, wykonać zadanie do końca. W Moskwie razem z nami była minister zdrowia Ewa Kopacz i … minister Arabski . Przez 3 dni zapewniano nas, że polscy śledczy pracują razem z rosyjskimi , że polscy prokuratorzy razem z rosyjskimi prowadzą śledztwo, że zabezpieczono miejsce wypadku, którego teren został przekopany na głębokość 1metra i wszystkie szczątki ludzkie jak i części samolotu zostały zabezpieczone, że polskie władze zostaną w Moskwie do końca, dopóki każda część ciała naszych bliskich nie wróci do kraju. Czwartego dnia, po powrocie do Polski okazało się, ze wszystko to o czym mówiono jest kłamstwem. (…) okazało się, że bezprawnie zabroniono nam otwierania naszych trumien po przylocie do Polski. Polskie prawo na to zezwala. Dziś, przy braku jakiejkolwiek dokumentacji fotograficznej i medycznej wiele rodzin zastanawia się kogo i co tak naprawdę pochowało.  http://wzzw.wordpress.com/2010/12/09/zuzanna-kurtyka-moje-wystapienie-w-pe/
 
Była presja na nieokazywanie ciał
Pani udało się zidentyfikować ciało męża dopiero po dwóch dniach.
(Zuzanna Kurtyka) Tak jak zwracam uwagę w książce, ten opis powinien być bardziej szczegółowy. Natomiast został on wykonany zaraz po zalezieniu ciała, kiedy nie było ono nawet umyte. I stwierdzono w nim, że mój mąż miał jasne włosy. I nikt później tego opisu nie poprawiał? Nikt tego nie poprawił, nie zweryfikował. Ponadto w pierwszych dwóch dniach nie było nawet zdjęć ciał. Samych ciał absolutnie nie chciano nam okazywać. Prawdę mówiąc, nie wiem, czego się obawiano, ponieważ wszystko, co złe, stało się już wcześniej. Ale była taka presja, że absolutnie nie wolno rodzinom pokazywać ciał. Niestety, na dokumentacji papierowo-zdjęciowej, która była robiona w trakcie naszego pobytu, tak naprawdę bardzo ciężko dokonywało się identyfikacji, ponieważ było bardzo dużo nieścisłości.
 

Czuję się oszukana Rozmowa Magdaleny Rigamonti z Joanną Racewicz

Jeden z prokuratorów powiedział mi: jest pani w szczęśliwej sytuacji, bo jest pani jedyną osobą, której mąż został sfotografowany na stole sekcyjnym. Widziała pani te zdjęcia?  Tak. Jest na nich mój Janosik… Tylko że w rosyjskich dokumentach nic się nie zgadza. Ani grupa krwi, ani żadne przebyte choroby. Opisali, że miał otwarte złamania, a nie miał. Że miał rozedmę płuc… Coś z nerkami, coś z wątrobą. A Paweł był wysportowanym mężczyzną, biegał w maratonach. Dwa razy w roku przechodził kompletne badania. I bardzo tego pilnował. Mam jego badania. Był całkowicie zdrowym, bardzo sprawnym mężczyzną. W dokumentach rosyjskich to mężczyzna schorowany o grupie krwi ARh+. A on miał?AB. Gdzie pani czytała te badania?  W Prokuraturze Wojskowej. W Warszawie. Już tłumaczenie. Zresztą tam był też bardzo dokładny opis sekcji zwłok, szczególnie dokładny opis sekcji głowy. A ja jestem pewna ponad wszelką wątpliwość, że głowa mojego męża była nienaruszona. Obejrzałam go przecież dokładnie… I co ja mam sobie myśleć? (…) Jedna z żon dostała zdjęcia z miejsca katastrofy. Trzy. Na każdym inny człowiek. Wszystkie podpisane nazwiskiem jej męża. Pyta więc prokuraturę, o co chodzi, i słyszy, że to jakiś urzędniczy błąd i prokuratura zapewnia, że mąż został zidentyfikowany również dzięki badaniom DNA. W związku z tym żona pisze do rosyjskiego instytutu, czy ciało jej męża poddano badaniom genetycznym. I dostaje pisemną odpowiedź, że nie poddano. Inna sprawa: jakim cudem rosyjskim patomorfologom udało się w ciągu 24 godzin od katastrofy zrobić sekcje zwłok prawie wszystkich ofiar? Jedna z rodzin, jeszcze w Moskwie, dostała od Rosjan dokumenty, w których jest napisane, że sekcję zwłok przeprowadzono 11 kwietnia o 23.15. Jednak dwa dni później, 13 kwietnia, na ciele osoby, którą identyfikowali, nie było żadnych cięć sekcyjnych... („Wprost”, 40/2012, 01/10/12 – za: http://niezadowolona.salon24.pl/452859,wywiad-z-j-racewicz-calosc-wprost )

Błędy i zaniechania

(Bloger Rossonero, S24) Wyłaniają się zatem dwie możliwości. Państwo zawiodło z powodu nieudolności albo z powodu braku woli zbadania tragedii?  Stanisław Zagrodzki: Olbrzymia mnogość konsulów na terenie Instytutu Medycznego w Moskwie była faktem, a czego doświadczyłem osobiście ja i paru innych członków rodzin – przy przesłuchiwaniu nie mieliśmy żadnego wsparcia ze strony służb dyplomatycznych. Szliśmy, że tak powiem, „na obróbkę” do rosyjskich prokuratorów, nie mając żadnego przygotowania, co do zakresu ich procedur, co do ich sposobu działania. Szliśmy tam w dobrej wierze, poczym z dzisiejszej perspektywy okazuje się, że ta dobra wiara była skrupulatnie wykorzystywana. Ja na przykład – przez długi czas myślałem, że procedura dwukrotnego przesłuchiwania była jakimś nieporozumieniem, i że była to indywidualna sytuacja. Dzisiaj po wysłuchaniu relacji innych wiem, że wielu z nas przechodziło dwukrotne przesłuchanie,a do teraz nie możemy się dopatrzeć wszystkich protokołów z tych przesłuchań.
 Zastanawiali się państwo w swoim gronie, jaki cel miały te podwójne przesłuchania? Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy myślę, że celem pierwszego przesłuchania było złapanie przez Rosjan zapasu czasowego, bo u nich - wbrew temu, co nam ogólnie prezentowano, jako wspaniały obraz ich funkcjonowania - nie było to tak świetnie przygotowane i prowadzone, to raz. Dwa – pierwsze przesłuchanie miało również na celu sprawdzenie naszej wiedzy o bliskich        http://lubczasopismo.salon24.pl/Smolensk.10.04.2010/post/398113,bledy-i-zaniechania-rozmowa-ze-stanislawem-Zagrodzkim
 
Fałszywe "w czym mogę pomóc"
Anna Seweryn-Wójtowicz, córka Wojciecha Seweryna, twórcy pomnika katyńskiego w Chicago: Te wszystkie uroczyste pogrzeby, wojsko, honory, ceremonie - wszystko było tak zrobione, by nas w tym naszym nieszczęściu omamić. Każdy był na jakichś lekach. Nawet gdy ktoś pomyślał, że musi coś zrobić, to zaraz znalazł się jakiś doradca czy koordynator, który wymyślał różne przeszkody. Byłam jedyną w rodzinie, która chciała otworzyć trumnę. Proszono mnie, żebym tego nie robiła. Bali się widoku zmasakrowanego ciała, może w kawałkach. Tu, w Chicago, też większość bliskich mi osób wręcz błagała, by nie otwierać. I nie otworzyłam. Po pogrzebie były takie emocje. Nikt tego nie zrozumie, kto sam nie przeżył. Dlatego tak się stało, że rodziny nie otwierały trumien. Żadna. Podobno doszło do ograbienia zwłok Pani ojca. Miał na sobie taki sygnet z orłem. Antyk. Mama jest pewna, że w nim pojechał. Są zdjęcia z uroczystości, w których uczestniczył dwa dni przez lotem do Smoleńska, i widać ten sygnet. Nie znaleziono go też w hotelu w Warszawie. Sygnet bardzo ciężko schodził z palca. Ojciec nawet rzeźbił w nim, bo tak trudno się ściągało. Przez to, że był z orzełkiem, i to wykonanym bardzo nietypowo, trudno go pomylić z jakimś innym. Nie ma go wśród rzeczy, jakie zgromadziła Żandarmeria Wojskowa w Mińsku Mazowieckim. A były tam inne przedmioty, które miał ze sobą podczas lotu. Nie było tylko tego sygnetu. W wynikach sekcji zwłok nie ma mowy o odcięciu rąk czy palców. O sygnecie też nie ma mowy. Dopiero w tym roku, w lutym, widziałam w prokuraturze zdjęcia rąk ojca zrobione w Moskwie. Nie ma na nich sygnetu. Musiał zostać zdjęty w Smoleńsku, w każdym razie przed zrobieniem tej fotografii. Nie chodzi o wartość, nie chodzi nawet o sentyment, bo mam dużo pamiątek po ojcu. Ale jak można tak traktować ludzi? Nie będę już pytał o opinię na temat przyczyn katastrofy i ich badania. Ale przecież Pani ojciec i Pani jesteście obywatelami Stanów Zjednoczonych. Czy władze amerykańskie też zachowywały się tak jak polskie i rosyjskie?
Niestety tak. Mam o to żal do naszego rządu i prezydenta Obamy. Opowiem o tym od początku. Otóż już 11 kwietnia ambasada amerykańska w Moskwie namierzyła numer mojego telefonu komórkowego i konsul generalny pytał, jak może pomóc. Dzwonił potem przez pierwsze dni codziennie i zawsze pytał, "jak może pomóc". Mówili: "Jesteśmy otwarci na wszelką pomoc, bo przecież zginął obywatel amerykański".
- Przede wszystkim chciałam wiedzieć, czy może już zidentyfikowano ciało mojego ojca. Ale ta identyfikacja przedłużała się. Bardzo im zależało, żebym nie leciała do Moskwy. Siostra miała jechać, ale nie mogła, bo zajmowała się naszą mamą i swoimi dziećmi. A mi odradzono. Zapewniali, że to nie będzie potrzebne. "Ty przeżyjesz straszne chwile, a my możemy wszystko załatwić. Będziemy przy identyfikacji i plombowaniu trumny, weźmiemy wszystkie dokumenty, zrobimy zdjęcia" - mówili. Miała Pani potem jakieś kontakty z amerykańską służbą konsularną?
Tak. Po jakimś czasie próbowałam dodzwonić się do ambasady amerykańskiej w Moskwie. Odebrał jakiś Rosjanin mówiący z wyraźnym obcym akcentem po angielsku i zapytał, o co chodzi. Zaczęłam tłumaczyć, a on po prostu odłożył słuchawkę. A ja właśnie chciałam wybrać się do Polski i pójść do prokuratury. Chciałam się zorientować, co oni mają, dobrze wybrać czas wizyty. Chciałam się poradzić, przecież obiecali mi pomoc. W końcu byłam w tej prokuraturze. Zobaczyłam, że na temat mojego ojca nie ma nic. Żadnej dokumentacji, tylko trzy zdjęcia: trumny zaplombowanej i trumny otwartej, ale przykrytej. To wszystko. I to ma być materiał identyfikujący mojego ojca?! Zdenerwowana pojechałam do konsula generalnego w Krakowie. Powiedziałam, co mi obiecał konsul z Moskwy. Pytałam, jaka jest procedura. Po tej rozmowie dostałam po tygodniu telefon od konsulatu w Moskwie. "W czym mogę pomóc?". Odpowiadam: "Chwileczkę. Przecież jest siedem miesięcy po katastrofie. Byłam w prokuraturze i nie ma dokumentów dotyczących mojego ojca. Obiecaliście mi, że wszystkiego dopilnujecie". I okazało się, że nikogo z konsulatu USA nie było przy plombowaniu trumny i całą sprawę przekazali Rosjanom. Przyczyną miało być to, że ojciec leciał podobno na polskim paszporcie. Odpowiedziałam, że to nieprawda. Miał przy sobie paszport amerykański i inne dokumenty, miał też w USA stałe zamieszkanie. "Całe śledztwo przekazane zostało Rosjanom" - powiedział konsul, kiedy przypominałam mu jego obietnice. Zaczęłam mówić, że traktuje mnie jak drugorzędnego obywatela. Odpowiedział: "Bo wy, Polacy, macie zawsze jakieś dziwne podejrzenia. Rosjanie tak samo przeżywają tę tragedię. To była straszna tragedia"... http://www.naszdziennik.pl/wp/4907,falszywe-w-czym-moge-pomoc.html

Identyfikowali bez oglądania twarzy

Polscy wojskowi do trumien wkładali szczątki ciał w workach foliowych - mówi zakonnica, która uczestniczyła w identyfikacji
Jak to się stało, że uczestniczyła siostra w identyfikacji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej?Siostra Maria Ślipek: W sobotę 10 kwietnia byłam w Twerze. W niedzielę wieczorem byłam już w Moskwie. W poniedziałek rano dzwoni do mnie jedna z moich współsióstr i pyta, czy chciałabym pojechać do tego gmachu [Biura Ekspertyz Medycyny Sądowej], gdzie przywieziono naszych rodaków, i czy chciałabym się za nich pomodlić. Zgodziłam się. Byli tam już polscy księża i siostry z innych zgromadzeń. Księża w podziemiach gmachu szukali i pomagali w rozpoznawaniu ciał ofiar. Któryś z księży powiedział mi, że rozpoznał biskupa Płoskiego po pierścieniu na palcu, ale ja już go nie dopytywałam o szczegóły. O pewne rzeczy się nie pyta.
Jak wyglądała identyfikacja?Ciało było oglądane i identyfikowane po tzw. pierwszym rozpoznaniu. Prokurator miał przy sobie już nie tylko formularze, ale też jakieś zdjęcia i pytał m.in. o znaki szczególne, o rzeczy, które ten człowiek mógł mieć przy sobie. Widziałam, że miał już w swoich notatkach jakieś pomocnicze opisy tych konkretnych osób. Czy członkowie rodzin ofiar pamiętali te przedmioty, które mogły zostać znalezione w Smoleńsku?
Niektórzy pamiętali, niektórzy nie. Czy w przypadku gdy ciało było bardzo zniekształcone, robiono jakieś badania DNA, by sprawdzić, czy to ciało domniemanej osoby? Czy w trakcie przeprowadzania tzw. ankiety przez prokuratora padały jakieś stwierdzenia medyczne, że zgadza się DNA czy grupa krwi?Pytali zwykle o pamiątki, o rzeczy osobiste. Czasem je znajdowali przy ofierze, czasem nie. Jeśli znajdowali, to łatwiej było zidentyfikować ciało, bo np. była część jakiegoś dokumentu. W pierwszym wypadku identyfikowano szczątki na podstawie rzeczy, które przy nich znaleziono. Był np. portfel. Wyglądał tak, jakby wpadł w kałużę. Były tam jakieś karty, pieniądze. Ciało było zmasakrowane, a portfel się uchował. W przypadku drugiej osoby nie było wątpliwości. Żona od razu rozpoznała ciało. Powiedziała: To jest mój mąż. Trzecie ciało było przykryte prześcieradłem i był tylko wycięty otwór. Widać było rękę, łokieć… Do Moskwy przyjechał bratanek ofiary albo jakiś jeszcze bardziej odległy krewny. Co prawda prokuratorzy pytali o znaki szczególne i z tego wynikało, że coś na tym jedynym odkrytym fragmencie ciała potwierdza tożsamość ofiary. A jednak pewności nie było i Rosjanie zaproponowali badania DNA. Nie miało to sensu. Bratanek ofiary tłumaczył Rosjanom, że badanie niczego nie wykaże, bo jego pokrewieństwo z ofiarą jest zbyt dalekie. I na podstawie fragmentu ręki członek rodziny miał rozpoznać bliskiego?No na przykład… Nie zobaczył reszty ciała?Osoba, która ją identyfikowała, nie chciała zobaczyć więcej. Czasem sami lekarze radzili, by nie oglądać zwłok. Oni wiedzieli, w jakim stanie są ofiary. Odradzali albo mówili, żeby ostrożnie, że może krople uspokajające, żeby człowiek nie zemdlał. Jeden z księży, który był w Moskwie, powiedział nam, że ciała prawie 70 proc. ofiar tragedii smoleńskiej były bez głów. Czy siostra może potwierdzić takie informacje albo im zaprzeczyć?Jedna z osób identyfikowanych w mojej obecności rzeczywiście miała takie uszkodzenia, druga była w całości przykryta prześcieradłem, więc tego nie wiem, a trzecie ciało było niemal nienaruszone.
Dlaczego siostra pomagała rodzinom przy identyfikacjach tylko przez dwa dni?
Od środy identyfikacja była oparta na badaniach, a nie na oględzinach ciał. Nie było już ekip do identyfikacji. Tłumaczono, że odtąd identyfikacja będzie bardzo trudna i że wszystko będzie trwało dużo dłużej. Większość krewnych ofiar wyjechała wtedy z Moskwy.
Czyli ta „trudna identyfikacja” zaczęła się od środy 14 kwietnia?Nie wiem, to była środa, a może czwartek 15 kwietnia.
Skoro te 40 ciał zostało zidentyfikowanych przez te kilka pierwszych dni w miarę sprawnie, to znaczy, że 50 kilka było totalnie zmasakrowanych?Mogło tak być.
Czy w takim razie jest możliwe, że nie zidentyfikowano jakichś ciał?Widziałam, jak wkładali ciała do tych trumien, które miały iść do Polski. Były w foliowych workach. Raz było wyraźnie więcej szczątków, a raz mniej. Wielkość worków foliowych wskazywała, że to fragmenty ciała czy szczątki?Worki były większe albo mniejsze… Czyli być może pozbierali jakieś fragmenty ciał Nie wiem. Przywożono tam też ubrania i jakieś przedmioty. Wkładano je do trumien. To znaczy najpierw wkładano ciała w workach do trumny metalowej, którą spawano, szczelnie zamykano. Potem wkładano do trumny normalnej, z drzewa i następnie transportowano wszystko do samolotu. http://www.rp.pl/artykul/936986.html
 
28.09.2012
Przypomnijmy – w Sejmie Andrzej Seremet powiedział:
Przyczyną pierwotnej nieprawidłowej identyfikacjiwspomnianych dwóch ciał ofiar katastrofy było nietrafne ich rozpoznanie przez członków rodzin.
Rozmawialiśmy z Antonim Wolańskim, ciotecznym bratem Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej. Opowiedział nam o swoim pobycie w Moskwie po katastrofie:
Byliśmy tam we trójkę – ja oraz Agnieszka Surmacka (cioteczna siostrzenica Teresy) ze swoim bratem Jerzym Wojtczakiem. Po pierwszych czynnościach proceduralnych, związanych z opisem, kogo szukamy, znaków szczególnych mojej siostry, okazano nam pierwsze ciało. Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że to Anna Walentynowicz. Rozpoznaliśmy ją we trójkę. Natychmiast. Jasno stwierdziliśmy: to jest pani Anna Walentynowicz, a na pewno nie Teresa Walewska-Przyjałkowska. Na tym pierwsza identyfikacja się zakończyła.
Później oglądaliśmy jeszcze dwa ciała. Nie wiedzieliśmy, kto to był. Wyczerpywały się już możliwości, więc zaczęliśmy szukać na podstawie zrobionych przez stronę rosyjską fotografii rzeczy znalezionych przy ofiarach. Żadnej charakterystycznej noszonej przez Teresę nie znaleźliśmy. Naszą uwagę zwróciła obrączka, która wydawała się być z okresu, gdy ona wychodziła za mąż. Rosjanie kazali nam czekać, informując, że to ciało jeszcze nie jest gotowe.
Upłynęło około sześciu godzin od pierwszej identyfikacji – pani Walentynowicz.
Przywieziono nam ciało, które nie miało twarzy… Mimo, że minęło już dwa i pół roku, ciężko o tym mówić…
Zgadzały się włosy, inne charakterystyczne cechy też. Poprosiliśmy, by odsłonięto stopy, bo Teresa miała haluksy. To też się zgadzało. Powiedzieliśmy, że na 99% to jest Teresa Walewska-Przyjałkowska. Zapisano to. Przyszedł polski kapelan, zmówiliśmy pożegnalną modlitwę i ciało zabrano do miejsca, w którym wkładano ofiary do trumien. Tam już nas nie było. Poszedł tylko kapelan, by włożyć do trumny jakiś drobiazg.

„W mojej obecności trumna została przez polską ekipę zalutowana”

(Konrad Mackiewicz) w hotelu Novotel stawił się na zbiórkę rodzin, lecących do Moskwy. W hotelu pobrano mi próbkę DNA, zjadłem śniadanie i rozmawialiśmy, czekając na wylot. Dookoła krążyli funkcjonariusze ABW, którzy zniechęcali rodziny do wyjazdu, mówili, że mogą narazić się na straszny widok. Twierdzili, że jeśli rodziny zrezygnują, to tam są specjaliści z Polski, którzy dokonają identyfikacji - relacjonuje. Dodaje, że ABW w kilku przypadkach była skuteczna i kilka rodzin zdecydowało, że jednak nie poleci do Rosji. Na prośbę dziennikarza brat śp. Pierwszej Damy opisał również procedurę rozpoznania ciała jego siostry: - Najpierw poszedłem zidentyfikować siostrę, przy czym była obecna minister Ewa Kopacz. Pokazano mi (…) zwłoki siostry, była w całości, miała wszystkie kończyny oraz uszkodzoną prawą część twarzy. Nie robiłem zdjęcia, ale zidentyfikowałem jej ciało. Oddano mi pierścionki, które miała na palcu i broszkę. Pani minister dokonała identyfikacji po pierścionkach, ja rozpoznałem po bliźnie, którą miała po operacji serca w 1955 r. Konrad Mackiewicz ujawnia, że „Rosjanie jeszcze raz pobrali ode mnie krew (DNA), bo nie ufali próbkom ABW i mówili, że to, co przywiozły nasze służby, ich nie interesuje”. Brat śp. Marii Kaczyńskiej w Moskwie odebrał akt zgonu żony Lecha Kaczyńskiego. Wpisano w nim, że Maria Kaczyńska zginęła o godzinie 9:00. Tymczasem katastrofa smoleńska miała miejsce dziewięć minut wcześniej.                                   http://wpolityce.pl/wydarzenia/37324-konrad-mackiewicz-opisuje-identyfikacje-ciala-siostry-w-mojej-obecnosci-trumna-zostala-przez-polska-ekipe-zalutowana         

Najpierw do pomieszczenia, gdzie można było zobaczyć ciało pani Marii, wszedł jej brat. Po chwili spędzonej w samotności wyszedł i nas poprosił do środka… Pani Maria wyglądała tak, jakby spała. Miała złożone ręce. Piękne dłonie. Na nasza prośbę Rosjanie włożyli do Jej trumny bukiet róż… Tak bardzo lubiła kwiaty. Chcieliśmy, żeby je miała. http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/381201,to-ona-pojechala-po-cialo-prezydentowej-marii-kaczynskiej,2,id,t,sa.html

 
01.10.2012
„zapewniono mnie, że te szczątki to jego ciało”
Pojechałam do Moskwy, żeby zidentyfikować męża. Ja od początku liczyłam się z tym, że to może być ogromne przeżycie, że mogę znaleźć niekoniecznie mojego męża całego, po tym, co zobaczyłam, co się stało z samolotem. Byłam na to przygotowana - wspominała w programie Moniki Olejnik Bożena Mikke. Jej mąż Stanisław Mikke leciał do Katynia jako wiceprzewodniczący Rady Ochrony Pamięci Walki Męczeństwa.
Mikke opowiadała o trudnych chwilach podczas identyfikacji ciał. - W czasie identyfikacji nie byłam pewna, czy to może być mój mąż, czy nie. Rozpoznałam jednak jego ubrania. Dodała, że była zdeprymowana, "że to wszystko, identyfikacja i sprowadzanie ciał, tak szybko się działo". - Nie wiem, czy to dobrze - przyznała.
Przeszliśmy do bloku, gdzie były ciała do okazania, obejrzałam jedno, drugie, trzecie. Gołe ciała. Brudne? Bożena Mikke: Oczywiście. Przecież upadły w glinę, w błoto, leżały w nafcie

Zadano mi pytanie, czy chcę ubranie? Powiedziałam, że nie. No bo do czego? Mój mąż jest pochowany z tym, co zostało znalezione i zidentyfikowane przy jego szczątkach. Fragmenty rzeczy, które miał na sobie. http://www.newsweek.pl/polska/toranskiej-wywiad-o-smolensku,96584,1,1.html

„Rozpoznałem ojca…”

Pan był w Moskwie i identyfikował pan ciało?
(Sebastian Putra) - Tak. Pojechaliśmy tam razem z bratem. Kiedy zobaczyłem ojca, nie miałem najmniejszej wątpliwości, że to on. Ciało było w całości. Było uszkodzone, ale bez trudu go rozpoznaliśmy. To był nasz tata i tego jestem pewien. A czego nie jest pan pewien?
Ani ja, ani mój brat nie byliśmy przy momencie wkładania ciała do trumny. Chcę wierzyć, że w tym czasie nie doszło do żadnej pomyłki i że na cmentarzu pochowaliśmy tatę. Powiedziano nam, że jeżeli ciało jest tak dobrze zachowane, to bez problemu będzie ono ubrane w garnitur. Zaufaliśmy. Niestety wiem, że tak się nie stało. Na zdjęciach, które później oglądałem w prokuraturze, zobaczyłem obraz, jaki zapamiętam do końca życia. W trumnie leżało ciało w czarnym worku, a na nim leżał garnitur. Była tabliczka z imieniem i nazwiskiem. Nie wiem, czyje ciało było w worku, bo ten był szczelnie zamknięty. Ten widok zabolał i boli do dzisiaj. Czy zabroniono rodzinom otwierania trumien w Polsce?Pamiętam, że w Moskwie Ewa Kopacz zorganizowała spotkanie z rodzinami. Wówczas powiedziała, że trumny nie będą mogły być otwierane po przekroczeniu granicy. Rozmawiałem o tym ostatnio z moim bratem. On też pamięta, że takie słowa wówczas padły. W tamtym czasie chcieliśmy wierzyć, że to wszystko, co nam mówiono, jest w dobrej wierze, że jak nie można otwierać, to faktycznie nie można. Nie otworzyliśmy. A czy słyszał pan o przypadkach, kiedy rodziny się buntowały i otwierały trumny?Dotarł do mnie sygnał, że był taki jeden przypadek. Ale poza tym, że był, nic więcej nie wiem. Czy przyjmuje pan przeprosiny Ewy Kopacz?Nie. Właśnie ostatnio coś we mnie pękło i nie wierzę, że ktokolwiek, kiedykolwiek odpowie za te wszystkie nieprawidłowości, a tych z dnia na dzień jest coraz więcej. Przecież tutaj ręka rękę myje i ja nie boję się dzisiaj tego wszystkiego powiedzieć. Pani Kopacz kłamie. Jak można twierdzić publicznie, że nie było zakazu otwierania trumien w Polsce? Nie tylko ja i mój brat takie słowa słyszeliśmy, ale ogromna większość rodzin, jeśli nie wszystkie. Jak pan ocenia pracę służb w prosektorium w Moskwie?Tak jak powiedziałem, nie byłem przy wkładaniu ciała do trumny i nie wiem, jak się to dobywało. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, panował tam dość spory chaos. Chodziliśmy z pomieszczenia do pomieszczenia. Przydzielono nam śledczego. Był to Rosjanin. Dostaliśmy tłumacza. Pytał nas o jakieś bzdety, które naprawdę wówczas nie miały najmniejszego znaczenia. Na przykład? Dlaczego ojciec leciał do Smoleńska? Później powiedziano nam, że musimy obejrzeć zdjęcia wszystkich ofiar. Nie chcieliśmy, bo zależało nam na tym, aby jak najszybciej znaleźć ojca. Powiedziano, że najpierw zdjęcia, bo takie są procedury. I o dziwo, wśród tych makabrycznych zdjęć my ciała taty nie znaleźliśmy. A przecież jak się później okazało, z identyfikacją nie było problemu. Wiedziałem na sto procent, że to on. Kolejny absurd jest taki, że ciała na miejscu katastrofy były numerowane. W dokumentacji rosyjskiej później dopiero doczytałem, że ciało taty przyjechało z innym numerem, niż ten, jaki pojawił się przy identyfikacji. Czy wtedy mogło dojść do zamiany? Nie wiem. Nie jestem w stanie też pojąć sytuacji, że do dzisiaj nasza prokuratura nie chciała przesłuchać ani mnie, ani mojego brata. Zresztą nie tylko nas.

- Nie mamy dokumentów sekcji zwłok Męża. Chcielibyśmy poznać jej wyniki, ale nikt nam ich nie chce udostępnić. Moi synowie, którzy identyfikowali ciało ojca, mówili mi, że nosiło ono ślady sekcji. Zapewniano nas, że ciało złożone do trumny będzie sfotografowane i dostaniemy te zdjęcia. Tak się do tej pory nie stało. Nie mamy więc pewności, że ciało, które pochowaliśmy, było ciałem Krzysztofa. Dzieci do dziś mają żal, że nie mogły się upewnić, że to właśnie jego ciało jest w trumnie. Trumny nie pozwolono nam otworzyć, nawet kiedy przez kilka dni przed pogrzebem była ona w Białymstoku. .http://f.kafeteria.pl/temat/niewygodne-fakty-dotyczace-tragedii-w-smolensku-p_4432481/280

Widziałem go, dotykałem, wiem, jakie miał obrażenia, a w dokumentach są nieprawdziwe informacje - wspomina. I podaje przykłady: w protokole z sekcji zwłok wpisano, że Stefan Melak miał 190 cm wzrostu, a w rzeczywistości 172 cm. - Nie zgadzały się też obrażenia, jakie odniósł, ani waga. No to kogo ja pochowałem?http://wiadomosci.wp.pl/gid,17435876,gpage,5,img,17435946,kat,1342,title,5-rocznica-katastrofy-smolenskiej,galeria.html

kłamliwe wykręty
Ewa Szczygło:Wszyscy oni mówili mi, że ciało Aleksandra było w dobrym stanie. Zanim jeszcze wylecieliśmy z lotniska w Warszawie, ksiądz dzwonił do Sławomira Moćkuna i przekazał mu informację, że rozpoznał ciało Aleksandra. On również mówił, że jest ono w dobrym stanie.
Widzieli Państwo moment składania ciała do trumny? Nie pozwolono nikomu z rodzin być obecnym przy składaniu ciał do trumien, nie pozwolono również nam. A my, choć chcieliśmy być przy tym obecni, nie mieliśmy wówczas siły, żeby się tego stanowczo domagać. Byliśmy pogrążeni w głębokim cierpieniu po stracie ukochanego brata. Zaufaliśmy zapewnieniom przedstawicieli naszego państwa, którzy wówczas przekonywali nas, że wszystko zostanie dopełnione z największą starannością. Teraz za to płacimy. Myślę, że winni tej obecnej bolesnej sytuacji, w której zostały postawione wszystkie rodziny ofiar katastrofy, są tak Rosjanie, jak i przedstawiciele władz naszego państwa. Boli mnie jeszcze bardziej, kiedy słyszę ostatnie wypowiedzi pana prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta i pani minister Ewy Kopacz. W mojej ocenie, są to tak kłamliwe wypowiedzi, wykręty, że wręcz nie mogę tego słuchać. Ten stek kłamstw utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że oddanie wszystkiego, co jest związane z dochodzeniem prawdy w sprawie katastrofy, w ręce Rosjan było olbrzymim błędem rządu.
 
"Ciała Justyny nie umyto. Było pokryte błotem"
Zdzisław Moniuszko, ojciec Justyny Moniuszko, stewardesy, która zginęła w katastrofie smoleńskiej, w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" relacjonuje okoliczności identyfikacji ciała swojej córki. Jego słowa są wstrząsające. Jak mówi, tuż po katastrofie do Moskwy pojechała jego żona, siostrzeniec i przyjaciel jego córki.
- Kiedy weszli na salę, pani minister Ewa Kopacz poinformowała rodziny, że identyfikacje będą dla nich bardzo trudne, gdyż wszystkie ciała, które pozostały do rozpoznania, są rozczłonkowane, że właściwie do identyfikacji pozostają tylko szczątki ciał - mówi w rozmowie z "NDz". Tłumaczy jednak, że minister Kopacz niepotrzebnie wprowadziła jego żonę w "stan traumy" - ciało jego córki było bowiem w "nienaruszonym stanie".
- Wynikła jednak jeszcze inna bardzo przykra dla nas sytuacja, ponieważ okazało się, że ciała Justyny nie umyto po katastrofie - ujawnia. Jak twierdzi, dopiero po interwencji bliskich Rosjanie umyli ciało stewardesy.
Zdzisław Moniuszko zdradza również, że ciało jego córki zostało opisane imieniem i nazwiskiem innej osoby, a Rosjanie nie zgodzili się na to, by w trumnie umieścić różaniec.
- Skandalem nazywam również nieubranie ciała córki w strój, który dostarczyliśmy do Moskwy - mówi. Ojciec stewardesy podkreśla też, że dużą przykrością dla jego rodziny było niezwrócenie rzeczy jego córki - pierścionka i cennego zegarka z cyrkoniami. - Chyba kogoś te kamyki skusiły - mówi. Ojciec Justyny Moniuszko jest też kolejną osobą, która potwierdza, że w Warszawie obowiązywał zakaz otwierania trumien ofiar katastrofy.
 - Chciałem pożegnać ciało córki, kiedy trumna wraz z innymi stała kilka dni na Torwarze w Warszawie. Prosiłem o pośrednictwo w tej sprawie opiekuna przydzielonego nam przez pułk lotniczy, w którym służyła Justyna. Poinformował mnie ze smutkiem, że jest zakaz otwierania trumien. Nie pojmuję, dlaczego - zdradza.  http://m.onet.pl/wiadomosci,swvmz

Prosiliśmy o wsparcie

Jeśli pomyłki ciał ofiar katastrofy smoleńskiej to rzekomo efekt błędów, to w jakim celu robiono analizy DNA?mec. Małgorzata Wassermann:Pragnę tu przypomnieć, że te badania były poprzedzone wejściem do niektórych pokoi poselskich i mieszkań bez obecności właścicieli. Tam funkcjonariusze odbierali rzeczy, które miały być potrzebne do badań DNA, i działo się to w dużym pośpiechu. Ponadto informowano nas, że nie ma konieczności wyjazdu do Moskwy, że i tak wszystkie czynności identyfikacyjne opierać się będą na badaniach DNA. Stąd też niektóre rodziny nie pojechały do Federacji Rosyjskiej. Mnie samą wielokrotnie przekonywano, że nie muszę jechać. Zadziwia także narracja prowadzona wokół kwestii zakazu otwierania trumien. Prokuratura mogła uczynić więcej, mogła wyjść naprzeciw rodzinom?Prokuratura przede wszystkim nie wykonała swojego podstawowego obowiązku, jakim było przeprowadzenie sekcji zwłok, a wcześniej identyfikacji ciał. Sprawa trumien to tylko kolejny element. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że kilka rodzin otworzyło trumny. Zwróciły się one w tej sprawie do odpowiednich organów z pisemnym wnioskiem i otrzymały zgodę. Tymczasem kiedy kolejne rodziny zadawały takie pytania ustnie, to słyszały, że nie mogą otwierać trumien. A odpowiedź powinna być inna. Rodziny powinny otrzymać wskazówkę: proszę złożyć wniosek, a my go rozpatrzymy i trumna prawdopodobnie będzie mogła być otwarta. To byłby jasny przekaz. Czemu miała służyć ta dezinformacja?- Trudno to jednoznacznie ocenić, ale fakty są takie, że owa dezinformacja towarzyszyła nam od chwili katastrofy. Przypomnę tu sekwencję zdarzeń, w których uczestniczyłam. Najpierw, po katastrofie, nikt nas o niczym nie informował. A kiedy w niedzielę na pasku informacyjnym w telewizji pojawiła się notatka, że rodziny gromadzą się w Warszawie w celu wyjazdu do Moskwy, to do mojej rodziny jeszcze nikt nie zadzwonił w tej sprawie. Niestety, próby pozyskania informacji o wyjeździe w rządowym centrum kryzysowymnie przyniosły skutku, dowiedzieliśmy się tylko, że nie ma żadnego wyjazdu. Media jednak nie prostowały tej informacji. Po kolejnym telefonie do centrum usłyszeliśmy, że wyjazd to "plotka medialna" i że jeśli taki będzie organizowany, to zostaniemy o nim poinformowani. Potem nagle okazało się, że wyjazd jest jednak aktualny. Tymczasem my byliśmy w Krakowie i pojawił się problem logistyczny. Wówczas okazało się, że nie ma potrzeby wyjazdu, bo ciało mojego ojca jest już zidentyfikowane. Taką informację uzyskałam zarówno ja, jak i moja bratowa w wyniku odrębnych działań. Po czym w poniedziałek rano dowiedziałam się z radia, że mojego ojca nie ma na liście zidentyfikowanych. Znowu dzwoniłam do centrum, gdzie przez wiele godzin nikt nie był w stanie ustalić, jak jest w rzeczywistości. Dopiero późnym popołudniem otrzymałam informację, że ciało ojca nie jest zidentyfikowane i że mam jechać do Moskwy. Ta informacja została wydobyta dopiero po tym, jak posłowie z PiS zaczęli nam pomagać i domagać się precyzyjnej informacji. Co ciekawe, posłowie usłyszeli, że mówię nieprawdę, bo rzekomo nikt nigdy mnie nie informował, że ciało ojca jest zidentyfikowane. Tyle że mam zapisane nazwisko i numer telefonu osoby, która taką informację mi przekazała. Zatem widać, jak wyglądała praca urzędników od pierwszych chwil po katastrofie http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/11453,prosilismy-o-wsparcie.html

Minister Kopacz mówiła nam, że ona i polscy lekarze wielokrotnie prosili Rosjan o umycie zwłok, które były bardzo zabrudzone, ale brakowało do tego ludzi. Była też bardzo burzliwa dyskusja, dlaczego nie przejmujemy śledztwa, dlaczego zostawiamy wszystko Rosjanom. Ludzie byli wzburzeni tym, że dokładnie opisywali swoich bliskich, a później okazywano im zupełnie inne ciała. Pytali, jaką mają gwarancję, że do kraju w trumnie przypisanej do konkretnej osoby przyjadą jej szczątki. Na to pytanie nie było satysfakcjonujących odpowiedzi, poza zapewnieniem, że wszystko będzie dokładnie sprawdzone. My teraz opowiadamy o tym tak dokładnie, bo nie ufając pamięci, wszystko szczegółowo zapisywałyśmy, ale to było piekło. I w tym piekle były kręgi: jedni odnaleźli i rozpoznali swoich bliskich. Kolejną grupę stanowili ci, którzy kilkakrotnie identyfikowali szczątki, by wreszcie odnaleźć ukochaną osobę. Pamiętam niezwykle dzielną matkę, która cztery razy identyfikowała córkę. Na mszy na placu Piłsudskiego powiedziała: Córka wróciła do domu. Był też krąg osób, które nie rozpoznały nikogo.     http://www.bibula.com/?

                                                                      ***

w Moskwie rodziny zostały podzielone na cztery grupy, przy czym zarówno w pierwszej, jak i w drugiej grupie, które przesłuchiwano jako pierwsze, było 100 proc. rozpoznań ofiar, podczas gdy w trzeciej i czwartej już nie. Ja z synową znalazłam się w trzeciej grupie. Teraz wydaje mi się, że ten podział nie był przypadkowy. Dlaczego bowiem w pierwszych dwóch grupach udało się zidentyfikować wszystkich, a w kolejnych już nie? Tym bardziej że rodziny załogi znalazły się tylko w tych ostatnich grupach i - jak twierdzili Rosjanie - żadnego z pilotów nie udało się zidentyfikować. http://www.radiomaryja.pl/bez-kategorii/mojego-syna-rzucono-rosjanom-na-pozarcie-to-boli/

13 kwietnia 2010 Poleciał Pan do Moskwy identyfikować brata. Co szczególnie utkwiło Panu w pamięci z tego czasu? Chaos, dezorganizacja i zakłamanie. Pamiętam też, że jak tylko przyjechaliśmy na miejsce, w hotelu, w którym nocowaliśmy, już znajdowała się prasa wydawana m.in. w języku angielskim, w której tak szybko po tragedii powielano fałsz o kilkakrotnej próbie podejścia i winie pilotów.  Miał Pan możliwość zidentyfikowania ciała brata?  Nie. Od początku do końca karmiono nas kłamliwą wersją wydarzeń: że kabina pilotów wbiła się głęboko pod ziemię z uwagi na bagnisty teren i że potrzeba specjalistycznego sprzętu i kilku dni na jej wyciągnięcie. Rosjanie zachęcali nas, żebyśmy wrócili do domu i tam czekali na dalsze informacje. Jednak rzekome dalsze poszukiwania ciał załogi nie przeszkadzały prokuratorowi rosyjskiemu w przedłożeniu do podpisu, jak się później okazało, aktu zgonu mojego brata. Oczywiście odmówiłem. http://naszdziennik.pl/polska-kraj/29629,falstart-z-aktem-zgonu.html

Pokazywano nam najpierw zdjęcia, potem fragmenty ciał, dziesiątki przedmiotów. Wypytywano o znaki szczególne, charakterystyczne rzeczy. Niestety, mąż nie miał przy sobie nic takiego. Może mogłabym poznać jego buty, pasek, zegarek. Na pewno telefon komórkowy, ale nie znaleziono go. Nie udało nam się rozpoznać go wśród szczątków, które nam pokazywano. Część ciał była zachowane w całości, ale nie mojego męża. Powiedziano nam wtedy, że konieczne są badania DNA i na tej podstawie ustalona zostanie tożsamość ofiar, których ciał rodziny nie rozpoznały. Zapewniono nas, że będą to profesjonalne ustalenia. Ufałam tym zapewnieniom. Po czterech dniach wróciliśmy do Polski. Gdybym wtedy wiedziała to, co dziś, to bym nie wyjechała... http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20120928/REGION00/120929600

Rodzina Mariusza Handzlika podczas pobytu w Moskwie nie znalazła jego ciała i wróciła do Polski z niczym  http://1maud.salon24.pl/739055,oskarzam-rzad-prezydenta-prokurature#comment_12140017

Joanna Krupska, żona Janusza Krupskiego, kierownika Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych: Należałam to tych rodzin, które nie znalazły swoich bliskich. Byłam bardzo zaniepokojona, pani Kopacz starała się pomóc, i widziałam, że robiła wszystko, co mogła. Mówiłam jej, że te ciała, które rodziny bliskich odnalazły, były odsyłane do Polski bez badań DNA, na podstawie wyglądu. Wydawało mi się, że to może spowodować potem poważne komplikacje. Wróciłam do Warszawy. Po trzech tygodniach, w ostatniej transzy, przywieziono z Moskwy trumnę z ciałem mojego męża, ale ja nie wiedziałam, kto jest w trumnie, i z taką świadomością chodziłam na cmentarz. Po pół roku ks. Błaszczyk poinformował mnie, że przypomina sobie, iż widział ciało mojego męża w całości. Wysłałam pisemne prośby do prokuratury o przekazywanie mi jakichkolwiek informacji o moim mężu. Po półtora roku powiedziano mi, że powinnam udać się do archiwum akt niejawnych i tam przygotowano mi materiały dotyczące sekcji zwłok. Okazało się, że ciało mojego męża zostało zachowane w całości, a z notatki wynikało, że sekcja została przeprowadzona 11 kwietnia o godz. 9.00 rano. Gdyby to ciało zostało mi wówczas okazane, to bym je rozpoznała. Nie mam pewności, podobnie jak inne rodziny, kto jest w trumnie, gdyż identyfikacja ciała nie oznacza, że było włożone do właściwej trumny. Według mnie, prokuratura powinna przeprowadzić ekshumację wszystkich ciał, a jeśli tego nie zrobi, sama o to wystąpię. http://gosc.pl/doc/1311808.Bez-spokoju-po-smierci/4

Niektóre rodziny składają wnioski o ekshumację. To zasadne? Rodziny, które składają wnioski o ekshumację, nie zidentyfikowały swoich bliskich. Natomiast wiem, że nie wszyscy brali udział w identyfikacji i nie wszyscy mają pewność, że pochowali swoich najbliższych. Więc nie dziwię się, że te rodziny chcą ekshumacji.  http://stary.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100719&typ=my&id=my11.txt

 
C. USTALENIA I ANALIZY BLOGERÓW
 
 
 
 
* Luka pisze:                                                                                                                                  5 kwietnia 2011 o 11:26
 Mieszkam niedaleko Alej Ujazdowskich, często chodzę na spacer (z moim psem) wzdłuż budynków rządowych. Byłem też pamiętnego Dziesiątego Kwietnia. Pies, wiadomo, wyjść musi, ale ja też potrzebowałem wieczornego marszu, oderwania się od tego koszmaru. Wtedy myślałem, że zwyczajowa trasa okazała się być bardzo złym wyborem, chociaż teraz jestem kontent, że tam jednak byłem tego późnego wieczora.
Wszyscy pamiętamy, dzień straszny, dopiero wieczorem większość z nas myślących, zaczęła wychodzić z pierwszego szoku, uświadamiając sobie skalę strat. Ogólne przygnębienie, stan trochę podobny do tego, jak w pierwszych dniach stanu wojennego. Idąc wzdłuż budynków rządowych w pewnym momencie stanąłem jak wryty. Odskoczyły drzwi kancelarii, na ulicę zaczęły wychodzić grupki młodych ludzi. Stan ogólnego rozbawienia, śmiechy, żarty, wesołe pozdrowienia i życzenia dobrej nocy, padł też dowcip o zimnym lechu. Stałem zaszokowany. Inny świat, inne miasto, obcy. Nie mam stuprocentowej pewności, czy byli to pracownicy centrum informacyjnego premiera, ale wszystko na to wskazywało, w każdym razie zdecydowanie „młodzi, z dużego miasta”, nie wiem, czy wykształceni. Sprawiali wrażenie, że dobrze wykonali powierzoną pracę. Być może postawione zadanie brzmiało >>Optymalna reakcja PR na „najnowsze wydarzenia”<<.
Sprawiali wrażenie cynicznych, zimnych, wyrachowanych i bardzo aroganckich. Mieli szczęście.
Mieli szczęście, bo nie miałem swojego nikona  z funkcją nagrywania w HD. Szkoda.    http://blog.rp.pl/ksiegarefleksyjna/2011/04/03/jak-zapamietales-dzien-10-04-2010/
 
 
 
 
 
Serdecznie proszę Szan. Koleżanki i Kolegów Blogerów i Komentatorów o przesyłanie niezbędnych uzupełnień Pocztą wewnętrzną. Komentarze nie są przewidziane i będą sukcesywnie usuwane dla zachowania stricte informacyjnego charakteru tekstu
 
 
 
 
propatrian
O mnie propatrian

http://noweczasy.salon24.pl/738866,tragedia-smolenska-katastrofa-przed-katastrofa-i-po-katastrofie http://noweczasy.salon24.pl/573148,archiwa-smolenskie-linki

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura