propatrian propatrian
1083
BLOG

BAZA WSZYSTKICH DANYCH

propatrian propatrian Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 25

Żywa baza: por. w stanie spoczynku, Artur Wosztyl. I żeby ktoś sobie czegoś nie pomyślał z tym „żywa”: świadków jest jeszcze parę osób, które były w załodze 10 kwietnia tam w Smoleńsku.*

 

W. zapewnia o swej szczerości w sprawie własnego opisu „wydarzeń smoleńskich”, ale problem z tym taki, iż ma kłopoty z pamięcią – jest to zatem szczerość intencjonalna, gdyż zależna od okoliczności, a te się dramatycznie dla niego zmieniały:

Od maja 2010 roku zaczęła się bezpardonowa nagonka na mnie i moją załogę. Za wszelką cenę próbowano nam zamknąć usta, próbowano nas na siłę ukarać, próbowano nam udowodnić winę.* Nie jest celem tego tekstu przedstawianie martyrologii W. – kto chce się dowiedzieć, jak wyglądała może skorzystać z relacji W. zamieszczonej na fejsie (https://www.facebook.com/artur.wosztyl.7/posts/200767076972895) – wybroniła go dokumentacja rosyjskiego meteorologa; dodać jeszcze tylko trzeba, iż w raporcie komisji MAK-u jest napisane, że załoga lądowała przy warunkach nie gorszych niż widzialność 1000 m. Natomiast nasza komisja dodała autopoprawkę, że warunki zostały zawyżone * – i faktycznie: w „Uwagach do raportu MAK” stoi do dziś, że

Warunki atmosferyczne poniżej minimalnych lotniska wystąpiły już o godz. 09.09 LT. Z zeznań dowódcy załogi samolotu Jak-40 wynika, że zobaczył ziemię z wysokości 80-90 m. Oświadczył również, że z wysokości 80 m pasa nie widział i zobaczył go dopiero z wysokości 50-70 m. http://doc.rmf.pl/rmf_fm/store/Uwagi-wersjapolska.pdf  s.72. – niestety nie ma dostępu do tego oświadczenia W. (przyznałby się w nim do lądowania poniżej swoich uprawnień!).

Mamy więc do czynienia z „prawdą przeciw prawdzie” (co ciekawe: W. bronili Rosjanie, atakowali Polacy – sprawa przeciw W. została oddalona dopiero w 2015 r.!).

W. twierdzi: ja nie mam nic do ukrycia. Są nagrania z Jaka-40, są zeznania człowieka, który rozmawiał z nami, chodzi mi o dyżurnego kierownika lotów w Warszawie, z Okęcia, który rozmawiał z nami zaraz po naszym lądowaniu, na długo przed katastrofą.* - i jest to twierdzenie „mocne”; sęk w tym, że po pierwsze: nagrania z Jaka-40 są niedostępne (te, które upubliczniono, jak twierdzi W., nie pochodzą z jak-a! – patrz: http://noweczasy.salon24.pl/738472,drut), a po drugie: słowa zaraz po naszym lądowaniu zaprzeczają jego wersji czasu lądowania! – bo z DKL-em rozmawiał o godz.… 7.45’.

Tych wersji było już kilka (patrz: http://noweczasy.salon24.pl/737550,zeznania-zalogi-jak-a-a-stenogramy-jak-il-i-co-z-tego-wynika); dwie pochodzą z prokuratury („7.25” z zeznania w dn. 10.0.2010 i „ok. 7.20” z zeznania w dn. 21.04.2010) – obecna („7.15”) „utrwaliła się” W. w obliczu wzmiankowanej historii z zarzutami. W czym tkwi problem?

Problem tkwi w długości lotu jak-a: ile on właściwie trwał?

Mamy zaskakującą (w świetle „ostatecznej wersji” W.) wypowiedź W., jakiej udzielił o naszemu Koledze, blogerowi XL4.PL:

Lądowaliśmy o 7:15. - Jest pan tego absolutnie pewien? - Jak mogę nie być pewien? - żachnął się. Przecież podczas lotu mam cały czas zegar przed oczyma. Co chwila na niego patrzę, żeby wiedzieć czy lot odbywa się zgodnie z planem. Poza tym - dodał - zaraz po lądowaniu dowódca statku musi wypełnić i podpisać druk rozkazu. Tam trzeba wpisać dokładną godzinę startu i lądowania. - Czyli wpisał pan wówczas 7:15? - spytałem - No tak, spojrzał na mnie przeciągle, jakby wietrzył jakiś podstęp. 7:15. Nie powiedziałem wówczas Wosztylowi, że wiem iż podczas pierwszego przesłuchania, które miało miejsce  10 kwietnia 2010 zeznał on, że lądowanie Jaka-40/044 miało miejsce o 7:25, a podczas następnego przesłuchania godzinę tę określał jako "około 7:20". Wiedziałem też doskonale o tym, że 7:15 była to godzina oficjalna, "zaklepana" przez raport Millera. Jednak nie powiem - argumentacja, mówiąca że Wosztyl musi doskonale znać rzeczywistą godzinę przyziemienia własnego samolotu, bo podczas lotu cały czas kontroluje zegar, trafiała do mnie. Nie miałem tylko jeszcze wówczas pojęcia jak to co mówi interpretować. Mimo to czułem jedno - godziną lądowania nie mogła być raczej 7:15, przy której tak stanowczo obstawał w rozmowie ze mną. Porucznik opowiedział mi, że z Warszawy wystartowali "jakiś kwadrans po piątej" (w zeznaniu mówi zaś o 5:25, czyli co do jednego jest jak widać konsekwentny  -  przelot, według niego, trwał dwie godzinyhttp://10iv2010.blogspot.com/2016/03/rozmowa-z-porucznikiem-wosztylem.html

Dwie godziny…zaskakujące, nieprawdaż? Nie tak bardzo! Na czym opieramy naszą „wiedzę” na temat długości tego lotu (oprócz obecnych twierdzeń W.)? Podstawy są skromne: „dane” z Raportu PKBWLLP (wylot 5.29 – lądowanie 7.15, czas lotu: 1.46’), „książeczka MSZ” (1 godz. 50 min. – uwaga: „tutka”: 1.30 min.!) i to właściwie wszystko (relacje pasażerów jak-a – dziennikarzy – są na tyle niespójne – mówią np. o lądowaniu o… siódmej! – że nie można ich traktować poważnie; por.: http://noweczasy.salon24.pl/647024,konsekwencje-udokumentowania-czasu-ladowania-jak-a-dziennikarskiego). Co do Komisji – już o niej sobie tutaj zdanie mogliśmy wyrobić, „książeczka” natomiast jest ewidentnie (patrz: http://noweczasy.salon24.pl/618016,alfabet-tajemnic-smolenskich-l) sfałszowana ex post – mamy jednak ciekawy dokument, jak najbardziej oficjalny, mówiący o planowaniu lotów na 7. Kwietnia 2010 (dla Tuska i świty): w dokumencie tym (http://foto9.web-album.org/photo/1723570,dokumenty), dla jak-40 określa się czas lotu na… 2 godz. 20 min! (dla tutki: 1.10’)!

Nie sposób pominąć w tych rozważaniach ustaleń dziennikarzy śledczych - i są to ustalenia równie szokujące: Jak-40 leci do Smoleńska ponad godzinę dłużej niż Tu-154 pisali w 2013 roku  Leszek Misiak i Grzegorz Wierzchołowski (w: http://niezalezna.pl/38798-dlaczego-generalowie-wsiedli-do-tupolewa)...

I jest jeszcze coś, co powinno spowodować wszczęcie postępowania prokuratorskiego: słynny zapis odręczny w zeznaniu Remigiusza Stanisława Musia (http://idziemy.pl/imgs_upload/dokumenty/20150121_protokol_mus.pdf) został sfałszowany:

zamiast pierwotnego „Nasz lot trwał 125 min” widnieje tam „poprawka”, po której można przeczytać: „Nasz lot trwał 1 godz. 45 min.”. Skoro IES tak wytrwale pomaga prokuraturze – dlaczego nie dano mu tej sprawy do ekspertyzy grafologicznej? Bo groziłoby to jej sankcjami karnymi?

Dla wątpiących w realność takiego zarzutu przygotowałem poniższą analizę w oparciu o znany, acz najwidoczniej nie do końca zrozumiany cytat:

lotnictwo zaplanowało** wcześniejszą godzinę startu tupolewa. Plan przygotowano tak, że Jak-40 z dziennikarzami wystartuje o godz. 5 rano, a Tu-154 - o 6.30 (ostatecznie wystartował dopiero przed 7.30). Gdyby tupolew wystartował w planowanym czasie,byłby w Smoleńsku mniej więcej wtedy, kiedy lądował "dziennikarski" jak. - Ten tupolew to najszybszy latający pasażerski samolot na świecie, odkąd nie latają concordy - mówi płk Raczyński. http://wyborcza.pl/1,76842,7826286,Dlaczego_Tu_154_nie_wylecial_wczesniej.html#ixzz4Tawlr8Kt

Policzmy: w raportach mak/millera przyjęto wylot jak-a na godz. 5.29’ i przylot na 7.15’; lot wg tych „badań” trwał 1h45min. (tak też niby "poprawił się" Muś). – zatem, gdyby wystartował planowo, dziennikarze wylądowaliby o 6.45’ . Wówczas najszybszy latający pasażerski samolot na świecie – startując zgodnie z tym, co zaplanowało lotnictwo i aby był w Smoleńsku mniej więcej wtedy, kiedy lądował "dziennikarski" jak (owo mniej więcej niechże dopuszcza pół godziny różnicy) dotrzeć musiałby na pas lądowań Siewiernego na godzinę 7.15’, czyli jego lot musiałby trwać (wg szefa 36 splt, płk.pilota!!!)… 45 minut.

Takie cuda tylko w „polskim dziennikarskie śledczym” – ale coś w tym jest; policzmy realnie: ile musiał lecieć jak-40, startując planowo o 5.00', by być w Smoleńsku pół godziny przed tutką, lecącą od 6.30’ te obliczone przez wojskowych (szef szkolenia Sił Powietrznych RP gen Czaban, szef eskadry tupolewów płk Stroiński) 65 min?

- a więc: tutka siada o 7.35’, zatem pół godziny wcześniej to 7.05', czyli lot jak-a trwałby… tak jest! dwie godziny i 5 minut, czyli 125 MINUT.

 

Twierdzę, że długość lotu PLF 031 w dniu 10.04.2010 jest tytułową BAZĄ do wszystkich obliczeń czasowych związanych z Tragedią Smoleńską. Czas przyjąć, iż jednostkowe interesy pilota lub prokuratora (ale także autorów „Raportu Millera”) nie mogą stać na przeszkodzie do jej wyjaśnienia: jeśli bowiem lot trwał ok. 2 godzin – NA CO WSZYSTKO WSKAZUJE -  to konsekwencje czasu lądowania jak-a na Siewiernym: ok. 7.30’, układają się w logiczny ciąg, burząc fałszywą, choć do dziś obowiązującą, „oficjalną historię wydarzeń”.

 

* http://www.tysol.pl/a797-Artur-Wosztyl-dla-Tysol-pl-Nasz-wywiad-W-tym-momencie-dzieje-sie-Smolensk-2-video-

** oczywiście w porozumieniu z KPRP! Jacek Sasin: stwierdziliśmy, że rozsądnym będzie, że JAK-iem lecą dziennikarze, bo wtedy przylatują też wcześniej na miejsce, czyli mają czas na to aby, nie wiem, np. wcześniej udać się na cmentarz i tam oczekiwać lub jeśli będą chcieli na lotnisku jakieś czynności podejmować, to też będą mieli możliwość, nie wiem wcześniejszego ustawienia sprzętu chociażby, prawda, swego na lotnisku. Więc naturalnym, że oni polecą najpierw http://orka.sejm.gov.pl/opinie6.nsf/nazwa/78_20101006/$file/78_20101006.pdf  - na owo ustawienia sprzętu nie potrzebowaliby chyba półtorej godziny? Swoją drogą - że też nikt z nich nie chciał (nie pozwolono?) poczekać na przylot Delegacji...

propatrian
O mnie propatrian

http://noweczasy.salon24.pl/738866,tragedia-smolenska-katastrofa-przed-katastrofa-i-po-katastrofie http://noweczasy.salon24.pl/573148,archiwa-smolenskie-linki

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka