Śpiwór, który zastępuje inkubator

Redakcja Redakcja Dziecko Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Co roku rodzi się na świecie ok. 20 milionów wcześniaków. W krajach rozwiniętych trafiają one do inkubatorów, które zwiększają ich szanse na przeżycie. W krajach biednych, gdzie dostęp do zaawansowanych technologicznie urządzeń jest niewielki, rodzice i położne szukają innych rozwiązań: przystawiają dzieciom do ciała ciepłe butelki, trzymają noworodki w pobliżu gorących żarówek. Te proste metody bywają skuteczne, ale nie zawsze. Co roku w krajach biednych kilka milionów noworodków żyje krócej niż miesiąc.

Wychodząc naprzeciw tym problemom, zespół studentów Uniwersytetu Stanforda, stworzył ogrzewacz Embrace - wynalazek, który powstał z myślą o dzieciach, które być może nigdy nie zobaczą elektronicznych gadżetów pomagających rodzicom w wychowywaniu. Początkowo był to woskowy woreczek-podgrzewacz, który można umieszczać w śpiworku czy otulaczu dla niemowląt. Przy użyciu minimalnej siły, wosk zaczyna się topić i nie stanowiąc żadnego zagrożenia dla zdrowia dziecka, ogrzewa wnętrze śpiwora, a dzięki temu – dziecko. Temperatura utrzymuje się przez ok. 4 godziny, aby przedłużyć czas ogrzewania, należy podgrzewacz umieścić na kilka minut we wrzątku. 

Śpiwór, który zastępuje inkubator

Embrace zaczął się kilka lat temu jako projekt studencki, ale w przeciwieństwie do wielu innych pomysłów, które powstają za murami uczelni w ramach zaliczeń, za tymi murami nie został. Twórcy pomysłu po skończeniu studiów założyli firmę i rozpoczęli cały proces wprowadzania produktu na rynek: od stworzenia odpowiednich mechanizmów, przez projekt urządzenia, po podjęcie współpracy z firmami działającymi w krajach rozwijających się, celem dystrybucji. Rozwijali go – dziś Embrace to także specjalny śpiwór, który utrzymuje temperaturę dziecka w odpowiedniej wysokości. Jest wykorzystywany m.in. w Indiach, a także niektórych krajach Afryki. Śpiwór wraz z wkładem kosztuje ok. 300 dolarów, a sam wkład 25 dolarów. To niewiele w porównaniu z prawdziwym inkubatorem, którego koszt to ok. 20 000 dolarów. Co ważne, ogrzewacz może być odkażany (wystarczy wrzątek) i używany na potrzeby ok. 50 dzieci, zapewniając niedrogą, a jednocześnie bezpieczną i efektywną alternatywę dla inkubatora. 

W biednych regionach świata, gdzie bywa problem z dostępem do usług medycznych, bo np. szpitale znajdują się w dużej odległości, przydatna może być BiliCam -  łatwa w obsłudze aplikacja, która wykorzystując aparat fotograficzny w smartfonie i specjalną barwną kartę wielkości wizytówki, diagnozuje żółtaczkę fizjologiczną u noworodków. Jest w stanie wiarygodnie wykryć podwyższone stężenie bilirubiny i w ciągu kilku minut dać odpowiedź czy u dziecka występuje podejrzenie choroby. Wystarczy pobrać aplikację, a następnie umieścić kartę na brzuchu dziecka i zrobić mu zdjęcie. Karta pozwala ocenić odcień skóry dziecka, a dane trafiają do wirtualnego centrum analiz, gdzie są dalej oceniane na podstawie algorytmu zbudowanego na bazie analizy tysięcy zdjęć dzieci. 

Pieniądze na pełny rozwój aplikacji były zbierane do listopada 2014 r. w formie crowdfundingowej – niestety nie udało się osiągnąć zamierzonego celu finansowego, uzyskując zaledwie 18% planowanego wsparcia. Prace i testy aplikacji trwają nadal, ciągle poszukiwane są środki, które zapewnią pełny jej rozwój i możliwe jak najbardziej precyzyjne rezultaty, a co za tym idzie – zgodę odpowiednich regulatorów amerykańskich na wprowadzenie aplikacji na rynek.

BilliCam w krajach rozwijających się mogłaby być przydatnym, darmowym narzędziem dla rodziców i opiekunów. Jak komentował James Taylor, prof. Pediatrii z University of Washington, gdzie stworzono aplikację: Jesteśmy zachwyceni jej potencjałem w krajach biednych; może zmienić obecną rzeczywistość w krajach, w których nie ma narzędzi, by badać bilirubinę, ale w których jest dobra infrastruktura telefonii komórkowej.

Od 2011 r. pod egidą największych organizacji pomocowych i charytatywnych na świecie odbywa się konkurs Savings Lives At Birth, na którym oceniane są różne innowacyjne rozwiązania mające na celu zmniejszenie śmiertelności noworodków. W tym roku zgłoszono ponad 750 pomysłów. Wśród finalistów tegorocznego konkursu znalazły się m. in. takie rozwiązania jak darmowa aplikacja Tap4Life, która instruuje osoby udzielające pomocy niemowlętom jak powinna prawidłowo przebiegać resuscytacja – poszczególne kroki tłumaczone są w formie dźwiękowej, można także wybrać wideo. Inny pomysł to przenośny stetoskop zakończony nakładką-czujnikiem, który może być łatwo przykładany do głowy dziecka, by zbadać pracę mózgu. Sygnał jak w badaniu EEG będzie następnie przerabiany na dźwięk, który poprzez słuchawki będzie słyszalny dla lekarza. Urządzenie ma być dużo tańsze niż te konieczne to standardowych badań EEG, i zdaniem autorów, może zrewolucjonizować opiekę neurologiczną nad noworodkami w krajach rozwijających się. 

(BB)

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości