Syme Syme
216
BLOG

W Wielki Piątek o małej polskiej piłce

Syme Syme Ekstraklasa Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

    Dzisiaj mamy Wielki Piątek, Dzień Męki Pańskiej, w kulturze chrześcijańskiej symboliczne przypomnienie śmierci Chrystusa na krzyżu. Tak jak nie odbywają się dzisiaj msze święte tak nie gra dzisiaj nasza rodzima liga zwana Ekstraklasą. Drużyny z tzw. ,,grupy mistrzowskiej", nazywanej tak najwyraźniej dla zmylenia przeciwnika (kibica), rozegrają swoje mecze jutro (Wielka Sobota). Może to dzisiaj jest dobry dzień na refleksję na temat ostatnich miesięcy, czy też lat w wykonaniu ,,najlepszych" polskich ekip tego roku. No to po kolei...

    A jak kolej to poznański ,,Kolejorz"... Lech będący przez ostatnie lata dla ludzi nie sympatyzujących  z warszawską Legią jedyną realną nadzieją na zatrzymanie wojskowych w drodze po tytuł, czy puchar najłagodniej mówiąc nie wywiązywał się z tej roli. Może nie są to chude lata Lecha, co udowadnia prezes Klimczak przy okazji raportów finansowych, ale nie wypełnia oczekiwań związanych ze stabilnymi finansami (drugi budżet lig). Przez co kibice denerwują się na piłkarzy i zarząd, zarząd denerwuje się na trenerów i piłkarzy, ci mają problem z zarządem, który chce ich zwolnić i tak w koło Macieju. Jedna wielka kłótnia przy akompaniamencie bębna, wściekłych kibiców oraz rozdzierających szaty piłkarzy. Kiedy przyszedł Adam Nawałka wszystko miało się poprawić i się poprawiło, bo nie każdy wygrywa 6:0 z Zagłębiem Sosnowiec pomimo jego słabości. Wszystko do czasu... Przyszła przerwa zimowa, w której drużyny powinny szlifować formę. Lech wrócił i nic. Z powiewu radości zostały nici (nie mówimy o świeżości). Wkrótce Adam Nawałka musiał się spakować, a Lech tylko dzięki Zagłębiu Lubin znalazł się w ósemce zamiast pokonanej przez Lubinian Wisły Kraków, która dawałaby więcej nadziei przeciętnemu kibicowi naszej kopanej na show niż mozolny, siermiężny i po prostu słaby Lech. Również frekwencja na Reymonta (o ironio losu, przecież Wisła mogła nie dostać zgody na grę na swoim obiekcie) ma się lepiej w ostatnich kolejkach, niż ta do nie dawna najlepsza w lidze, przy Bułgarskiej (10 824 90minut.pl na ostatnim meczu). W samym Lechu zresztą nie oczekują wiele po tym sezonie pomimo stosunkowo niewielkiej straty do czwartego miejsca, które przy zwycięstwie Lechii w Pucharze może dać europejskie puchary.

    Miejsce siódme z takim samym dorobkiem punktowym co Lech (43 pkt.) zajęła szczecińska Pogoń. Tu rozczarowania nie ma, przynajmniej w świadomości mojej, ponieważ Pogoń jest w budowie dosłownie i w przenośni. Zaczęli fatalnie, ale w pewnym momencie po prostu zaskoczyło. Wypadli z uderzenia chyba dopiero podczas ostatniego meczu na swoim starym stadionie, kiedy to przegrali sromotnie 0:3 z Zagłębiem Lubin. Dzięki cierpliwości do trenera Kosty Runjaića weszli na drogę wiodącą do pucharów. Pogoń nie tylko buduje stadion, ale też rozwija własny program szkolenia. Rocznik 2003 będzie pierwszym, który przejdzie cały ten nowy system, a jego pierwsi przedstawiciele już wkrótce będą przecierać ekstraklasowy szlak. Prawdziwą siłę Portowców możemy więc poznać za kilka lat kiedy będą mieli upragniony stadion oraz ukształtowanych wychowanków. Ten sezon może być realnie zalążkiem do czegoś większego. Ponoć trener Runjaić nigdzie się nie wybiera, a to może napawać kibiców ze Szczecina jedynie optymizmem. Może tej wiosny Pogoń nie będzie marzyć tylko o wakacjach, a realnie powalczy o wyższe lokaty.

    Jeżeli ktoś przespał ostatnie lata to tak dla Jagiellonii brak pucharów to można powiedzieć słaby wynik. Jaga, która przez ostatnie dwa sezony była najmocniejszym rywalem dla Legii w walce o tytuł najwyraźniej złapała zadyszkę. Jest to spowodowane utratą zdolności do zminimalizowania strat po wyprzedaży czołowych zawodników. Ostatnie miesiące to utrata Frankowskiego (od pewnego momentu pewniaka na liście powołań), Karola Świderskiego będącego perspektywicznym młodzieżowcem, czy co by o nim nie mówić irlandzkiego snajpera Cilliana Sheridana, który jak chciał to mógł. Oczywiście nie tacy odchodzili z Białegostoku na co są dowodem Grosicki oraz Pazdan, ale jakoś Jaga łatała te straty by w ostatnich latach założyć na szyję dwa srebrne medale. Dzisiaj dochodzi do tych strat w ofensywie kontuzja litewskiej gwiazdy Arvydasa Novikovasa, który sam potrafi pociągnąć Jagę. W lidze raczej Białostoczanie już nie zachwycą, ale mają szansę powtórzyć sukces z 2010 roku i podnieść Puchar Polski. To chyba najprostsza droga do Europy (albo przynajmniej na Kaukaz lub dalej na kazachski step). Jeżeli podopieczni Ireneusza Mamrota nie pokonają na Stadionie Narodowym faworyzowanej Lechii to Cezary Kulesza (prezes), może stwierdzić że to nie to i zwolnić trenera który dał drugie wicemistrzostwo klubowi z Podlasia... A może to tylko mocny fundament postawiony przez Michała Probierza zapewniał niezłe wyniki?

    Po cichutku, po malutku, bez zbędnego pośpiechu punkty ciułają popularni Miedziowi. Dziwna ta ich pozycja, bo przecież mieli kryzys na ławce trenerskiej. Wydawało się że nie dzieje się w Lubinie za dobrze, a tu  Zagłębie (47 pkt.) ma tyle samo punktów co wicemistrz Polski punkt do czwartej Cracovii i sześć oczek do podium. Trochę dziwne że są prawie w tej samej sytuacji co Jagiellonia, a mówimy o tych drużynach w innym kontekście. Co prawda Jaga gra na dwóch frontach (krótko, bo krótko ale był też trzeci front), ale Jaga przyzwyczaiła do bycia w ścisłej czołówce, a Zagłębie od czasu trzeciego miejsca i potyczek z Partizanem Belgrad nie stanowi o sile Ekstraklasy. Raczej mają się dobrze w środku tabeli, ale jak postąpią teraz kiedy puchary zajrzały w oczy? Mogą zaciągnąć hamulec rozłożyć pomarańczowe leżaki i opalać się w słońcu albo zacisnąć zęby na brązowym krążku jak przed dwoma sezonami. Prawie wszystko w ich nogach (6 pkt. do Piasta)...

    Nieszczęsnym numerem czwartym dysponuje drużyna Cracovii i jak można podejrzewać ekipa Pasów z miłą chęcią komuś go przekaże. Michał Probierz zapewne chciałby wskoczyć na trzecie (przed sezonem mówił o pierwszym) miejsce, nie może jednak zapominać o chętnych na jego pozycje, bo i ono od 2 maja może być premiowane grą w pucharach. Cracovia podobnie jak Pogoń nie zaczęła sezonu za dobrze, ale jak się rzucili do odrabiania pod koniec jesieni to robili w lidze co chcieli. Kryzys był i to duży, ale są najwyraźniej drużyny, którym w końcu łańcuch przeskakuje na odpowiednią przerzutkę i mogą spokojnie dołączyć do peletonu. Cracovia jest groźna i na pewno z miłą chęcią zabierze czołówce jakieś punkty, a projekt na lata jakim nie wątpliwie jest Cracovia Probierza wytrzyma dłużej niż nie jeden trener przy Kałuży.

    Waldemar Fornalik to trener Ekstraklasy, nigdy nie wiesz co się stanie. Fornalik lubuje się w prowadzeniu śląskich klubów. Może po nim tego nie widać, ale to trener który lubi niespodzianki, gdy wsiada za kierownicę Ruchu lub Piasta nie wiadomo, czy dojedzie do Europy, czy wysiądzie gdzieś przed Katowicami (GieKSa dla mnie to synonim pierwszoligowca) na pograniczu spadku. Zeszły sezon uratował dla Gliwic, a ten jest powrotem do najlepszej karty w historii Piastunek, czyli wicemistrzostwa 15/16. Piast idzie po swoje i z pięcioma punktami przewagi nad Cracovią jest na najlepszej drodze by w lipcu, czy czerwcu udać się do jakiejś uroczej mongolskiej mieściny (to niemożliwe bo Mongolia nie jest w UEFA) by dostać tam lekcję prawdziwego futbolu, a może kulturalnie przejść do następnej rundy... Kto wie...

    Fisher i Spasski, Dobry i Zły, Borg i McEnroe, Real i Baca, chociaż w przypadku Ekstraklasy bardziej pasują ci pierwsi oto: Lechia i Legia, liderzy Ekstraklasy. Legia z problemami, o których za dwadzieścia lat nikt nie będzie pamiętać (Dudelang to syf, którego nigdy się nie usu pozbędą z klubowej historii), ale panująca od kilku lat w polskiej piłce klubowej. Lechia dwa lata temu o bramkę od mistrzostwa, a w zeszłym sezonie o kilka kroków od pierwszej ligi. Jeżeli drużyny te podejdą poważnie do tych zawodów to może być jeden z ciekawszych wyścigów o tytuł ostatnich lat. Jeżeli zobaczymy wyścig ślimaków to pewnie wygra Legia. Jeżeli któraś z tych drużyn w najbliższych dwóch kolejkach zdobędzie 9 pkt. to musiałaby wykonać bardzo dużo żeby tytuł powędrował w drugą stronę. Można tworzyć teorie, że skoro nie ma trzech-czterech kandydatów to wszyscy zagrają pod Lechię, bo nikt Legii nie lubi z tych co z nią zagrają, ale to bzdura. Już tyle było momentów żeby Legia nie zdobyła na koniec MP, że naprawdę trzeba było mieć te zdolności co nasi Ekstraklasowicze, żeby to powalić. Dwa lata temu każdy może bał się o puchary, ale gdyby Lechia przy wyniku remisowym w Białymstoku przeprowadziła więcej niż jedną groźną akcję i Sławomir Peszko nie wyleciał za kartkę to tytuł dla drużyny na północ od linii Poznań-Łódź-Warszawa byłby faktem. Poprzednia runda finałowa w wykonaniu przywołanego już wcześniej Lecha to była jedna wielka akcja charytatywna, żeby Legia zdobyła mistrzostwo, najlepiej przy Bułgarskiej. Cztery porażki u siebie (wcześniej Lech nie przegrał od roku meczu ligowego u siebie) i nie powalająca gra na wyjazdach dały efekt w postaci obecnej degrengolady w Poznaniu i scudetta dla Legii.

    Zobaczymy w najbliższych dniach/tygodniach jak nasi kopacze dają sobie radę w ,,grupie mistrzowskiej", ESA zafundowała nam szybkie rozgrywki (dla niektórych to chyba najlepsze wyjście). Może tym razem wyślemy mocniejszą ekipę na poszukiwanie przygód w Europie i na dalekich stepach Azji. Może nie skończy się jak zwykle czyli ,,Legia mistrz". A może zburzymy stadiony, zaorzemy i posiejemy rdest albo inną rzeżuchę, żeby nie robić sobie zbędnych nadziei...


Dziękuję bardzo!

Syme
O mnie Syme

Jestem człowiekiem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport