kemir kemir
2302
BLOG

"Szwedzki król", czyli czy zasługujemy na własne panstwo?

kemir kemir Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 128

Przekonywanie kogokolwiek, apelowanie o rozsądek i mądrość przy urnie wyborczej na kilkanaście godzin prze ciszą wyborczą mija się z celem. Jest bezcelowe i daremne, bowiem każdy już wie na kogo odda swój głos, jeżeli są jacyś "się wahający" to stanowią oni tak znikomą grupę wyborców, że nie warto o nich wspominać. Co prawda dziwne sondaże, będące tak naprawdę  nachalnym narzędziem inżynierii społecznej, sugerują istnienie potężnej armii niezdecydowanych, ale to kolejny zabieg potężnej manipulacji sił, które na te wybory rzuciły wszystkie zasoby, które mają - tak naprawdę  nie przejmując się wcale ani Polską ani Polakami. Ewentualne zwycięstwo Trzaskowskiego jest bowiem tylko detalem planów dużo bardziej poważnych, które w skrócie można określić jako powrót do kontynuacji budowania Polski "Bolków", "Rychów"i "Zdzichów" : Polski "tuskowej", będącej w istocie rzeczy Polską przeklętą klątwą porozumień okrągłostołowych i tej klątwy, której moc pozostaje wciąż tajemnicą paktów z Magdalenki.


Stop, Kemirze, stop - daruj sobie na dziś te wywody, ponieważ na dziś nie mają one żadnego znaczenia. Nie da się zmienić wręcz cudacznego faktu, że część polskiego  społeczeństwa uważa Tuska za wybitnego Polaka, Bolka za tytana, co sam "obalył" komunę, Polańskiego za skrzywdzonego artystę, który dał się omamić małoletniej nimfomance - natomiast Prezydent Duda, to obrońca pedofili ( a pewnie i sam nim jest), a  bezmyślni kierowcy seicento i naćpani szoferzy miejskich autobusów to ofiary pisowskiego "reżymu" i "reżymowej" policji. Dobrze, powiadam - stopuję, tylko wnioski nachodzą mnie smutne, a które jednak na te kilkanaście godzin przed ciszą wyborczą znaczenie mają i są ważne zawsze, nie tylko przed najważniejszymi wyborami w Polsce od 1989 roku.



W większości państw świata wybory prezydenta mają spore znaczenie, bowiem w jakiś sposób formują na jakiś czas ( zwykle pięć lat) politykę wewnętrzną i zewnętrzną  danego państwa.  "Spore" nie znaczy "duże", a już na pewno nie znaczy "ogromne". W zależności od przyjętych rozwiązań konstytucyjnych owe formowanie ma bardzo różną siłę oddziaływania, ale bardzo rzadko - wręcz nigdy -  powoduje zmiany o charakterze rewolucyjnym, czyli zmieniającym  całkowicie państwo - jego charakter, filozofię i wizerunek. Przyjmując zatem taki punkt widzenia, powinniśmy w Polsce traktować wybory prezydenckie jako polityczną formalność, która - i owszem - pozwala nam zademonstrować polityczne sympatie, ale w istocie nie większego znaczenia dla wymienionych wcześniej atrybutów. Powinniśmy mieć głębokie, wręcz automatyczne przekonanie, że bez względu na to, czy lokatorem Pałacu Prezydenckiego pozostanie Duda, czy Dudę zmieni Trzaskowski, w powyborczy poniedziałek jak zwykle zjemy takie samo śniadanie, tak samo pojedziemy do pracy, tak samo utniemy sobie popołudniową drzemkę i tak samo pójdziemy spać - generalnie w takiej samej Polsce. Ale jest inaczej:  około połowie Polaków poniedziałkowe śniadanie smakować nie będzie, kawa będzie koszmarnie gorzka i niesmaczna, do pracy wyjdą przeklinając i złorzecząc prezydentowi - elektowi. To oznacza, że coś z nami nie jest tak, że gdzieś w tej cholernej polskiej rzeczywistości politycznej przypominamy pijaka, który w poszukiwaniu swojego domu, odbija się od płotów i ścian. Co gorzej - tej nocy do domu nie trafi, prześpi się w krzakach, a rano  będzie się awanturować, zaciskać pięści i wywracać stoły.


Czuję się za "krótki", żeby dogłębnie dociekać dlaczego tak jest. Dlaczego nie potrafimy trafić do swojego domu, dbać o niego, dobrze go umeblować i cieszyć się nim tak, jak cieszą się ludzie - jeżeli nie szczęśliwi - to przynajmniej zadowoleni z tego, że mają swój dom: może trochę ciasny, może nie tak piękny jak domy sąsiadów, nie do końca taki, jaki byśmy chcieli, ale za to własny i stabilny. W poszukiwaniu odpowiedzi nasuwa mi się myśl straszna, ale jedynie logiczna: może po prostu na własny dom w ogóle nie zasługujemy?


Wybitny teolog, pedagog, etyk, moralista i filozof, Jacek Woroniecki: My Polacy, odkąd historia się nami zajmuje, występujemy z dość wybitnymi cechami sangwiników, i do dziś dnia te cechy zachowaliśmy. Mamy wszystkie dobre cechy tego temperamentu, ale mamy i złe; zdolni, mili, uprzejmi, łatwo naginający się do najcięższych warunków i nie tracący ducha w najgorszych opałach, usłużni, gościnni, rzutcy, jesteśmy z drugiej stroni lekkomyślni, bardzo próżni, niesłowni, nieprawdomówni, zmienni, niewytrwali, co pozwoliło Sienkiewiczowi powiedzieć: "Nie znam drugiego zakątka ziemi, w którym by tylu ludzi marnowało tak świetne zdolności, w którym by ci nawet, którzy coś dają, dawali tak mało, tak niesłychanie mało w stosunku do tego, co im Bóg dał”. 


Tak, nie tylko marnujemy to, co nam zostało dane, ale w samobójczym amoku z lubością niszczymy też to, co udało nam się zbudować. Tak jak w 1655 r., kiedy  pospolite ruszenie szlachty ( a więc ówczesnego narodu i warstwy rządzącej) kapituluje bez walki przed królem szwedzkim. Ówcześni magnaci, gotowi do każdej zdrady, sprawili, że  mocarstwo europejskie jakim była Rzeczpospolita Obojga Narodów zaczęło staczać się do pozycji "chorego człowieka Europy", żeby pod koniec XVIII wieku zniknąć z mapy. Analogiczne dziś, niektórzy opowiadają się za państwem skrajnie liberalnym, państwem, które pełni role tylko administracyjne, państwem bez poszanowania tradycji i historii, państwem mylnie postrzeganym jako "wolnościowe" z całym "dobrodziejstwem" lewackich i liberalnych ideologii Europy Zachodniej. Problem z tym jest taki, że to już - niestety - nie  jest państwo: to najwyżej jakiś dodatek, prowincja w europejskim tyglu tak pojmowanej wolności. Ale oni takiej myśli nie biorą pod rozwagę - uznają tego "szwedzkiego króla" bo zostali wyrugowani z pojęcia własnego państwa i ogólnospołecznej świadomości, stawiając sprawę na głowie. Konsekwencją jest bunt wymierzony przeciwko tym, którzy widzą państwo jako silnego suwerena, który nad wszystkim trzyma pieczę, dąży do jego sprawności, siły i elementarnej sprawiedliwości społecznej. Takie państwo jest dla nich z gruntu złe. Wrogie. Dla nich to "reżym" i opresje państwa totalitarnego. Oni wolą i chcą "szwedzkiego króla".


W tych wyborach nie wybieramy prezydenta - te wybory to być może decydująca bitwa między zwolennikami posiadania państwa, a tymi, który wystarczy "szwedzki król"."Czy pani wie, co to jest – Polska? Jest to kraj, w którym zawsze klęka się przed pałką policjanta, lecz nigdy przed geniuszem. (…) Człowiek przyzna się do wszystkiego, lecz nigdy do samego siebie. Czy pani podziela moje zdanie, Spermensito? Czy pani wie, czysta dzieweczko, że istnieje na świecie taki kraj, w którym każdy z jego mieszkańców uważa się za zmarnowanego człowieka? Czy pani wie – o pieśni słodyczy! – że jest pod niebem taki kraj, w którym każdy kretyn mający ptasi móżdżek i zbyt słabe ręce do pchania taczek… – w którym każdy łajdak, zanim zdążył innym podstawić nogę i sam wpaść pyskiem w błoto – uważa się za człowieka skrzywdzonego przez historię? Czy pani wie, że jest taki kraj, w którym, gdy złodziej staje przed sądem i skazują go, on z braku argumentów krzyczy: „Jestem Polakiem” – Czy pani wie, że jest taki kraj, który powinien mieć w herbie – zamiast orła – rozwścieczonego indyka z tubą wazeliny w szponach, na tle dwu nahajek z bielonego klozetu z serduszkiem? Kraj, w którym słowo „polityka” od wieków równoznaczne jest ze słowem „oszustwo”?
/Auto cytatur: Marek Hłasko, Umarli są wśród nas/


Czy pani  wie? Czy pan wie? I o tym są te wybory.
   

kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka