kemir kemir
4133
BLOG

O dwóch takich, co ukradli... dobrą zmianę

kemir kemir PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 137

Mógłby być wpływowym emerytem. Nie wiem, czy byłaby to kontynuacja niebanalnej kariery politycznej, ale mogłaby to być spokojna "posada" mentora i opiekuna formacji, którą stworzył i po latach niepowodzeń, pomiatania i prób unicestwienia doprowadził do serii zwycięstw i sukcesów. Program Rodzina 500 plus i 500 plus dla osób niesamodzielnych, nowa waloryzacja emerytur, trzynastki dla emerytów a przede wszystkim dwukrotnie wygrane wybory prezydenckie i parlamentarne to największe w ostatnich latach sukcesy PiS, na którego czele stoi Jarosław Kaczyński, bo o nim mowa. Niestety, mimo wielkich zwycięstw przyszłość prezesa rządzącej partii jako polityka nie wygląda różowo.


Jarosław Kaczyński przed pójściem na urlop zapowiedział, że rekonstrukcja rządu będzie we wrześniu bądź na przełomie października, ale żeglując sobie po wodach województwa zachodniopomorskiego dowiedział się, że odchodzi minister zdrowia i minister spraw zagranicznych. Musiało to wkurzyć prezesa, ponieważ wizerunkowo wyglądało to fatalnie, chociaż problemy wizerunkowe Jarosław Kaczyński od lat ma głęboko w nosie. Będąc jednak w otoczeniu "rodziny", czyli w gronie najbardziej zaufanych "kapciowych" z Jojo Brudzińskim na czele, prezes łaskawie pozwolił "dezerterom" odejść i pobłogosławił na drogę. Ale prawdopodobnie wtedy, podczas "rodzinnych" narad na świeżym, zachodniopomorskim powietrzu, narodził się pomysł wrzucenia w sam środek Zjednoczonej Prawicy granatu, który miał pokazać kto polegnie, a kto z okopów wyskoczy tak, jak Filip wyskoczył z Konopii. Granat opakowano w futro z norek, ale jego rażące jądro stanowiła ustawa, szyderczo już nazwana "bezkarnosć plus", wymyślona naprędce w celu ochrony prezesowskiego delfina, czyli premiera Mateusza Morawieckiego, oraz nieszczęsnego Jacka Sasina, chwilowo robiącego za nieudolnego chłopca do bicia.


 W tzw. międzyczasie publika dowiedziała się od "dezertera" Czaputowicza, że są ogromne braki kadrowe na prawicy, a wszyscy najlepsi już dawno są w pierwszej linii. "Na poziomie wiceministrów i dyrektorów nie ma nikogo w MSZ, kto ma doświadczenie dyplomatyczne" – co pisząc szczerze, budzi trwogę, bo można lubić rząd lub nie, ale nie jest dobrze, jeżeli rządzą nami amatorzy z drugiej ligi. Wielce wymowna jest rozgrywka z ambasadorem Niemiec, która była fatalna i przeprowadzona na poziomie mało zdolnego ucznia podstawówki. Zaklinanie rzeczywistości przez braci Karnowskich, jaki to niby sukces osiągnęliśmy, bo “pokazaliśmy Niemcom”, jest kosmicznym kuriozum. Rozpętać wielotygodniową burzę dyplomatyczną i nic nie ugrać na tym, nic nie zyskać, to dopiero sztuka, wręcz "mistrzostwo świata". Ale nic to - Jarosław Kaczyński, odnowiony pomorskim powietrzem jak stare auto u Adama Klimka, wraca do pracy i na jednym z mediów społecznościowych odbezpiecza granat z futrami. Sprytnie, bo granat opakowany martyrologią braci mniejszych, na granat wcale nie wygląda, a do tego działa jak strzelanie karabinem z tłumikiem -  rani, ale huku nie słychać.


Pierwszy z okopu wyskoczył Zbigniew Ziobro i jego ludzie tworzący "Solidarną Polskę". Nie przypadkiem. Przecieki medialne donoszą, że dwukrotnie Zbigniew Ziobro wnioskował o przyłączenie "Solidarnej Polski", lub przynajmniej tylko siebie do PiS, ale prezes dwukrotnie powiedział "nie". Ziobro już po pierwszej odmowie zagrał va banque i wyszedł przed szereg ZP rozpętując wojnę ideologiczną z tęczowymi i konwencją stambulską. Chciał tym samym potwierdzić zaufanie u ojca Rydzyka i usiąść do rozmów z Kaczyńskim z najmocniejszymi kartami. Tu jednak prawdopodobnie się przeliczył, ponieważ Kaczyński jest zdeterminowany do utrącenia Ziobry, a nie robiłby tego bez stuprocentowej pewności, że ma Rydzyka po swojej stronie. Jest oczywiście żenujące i nie do przyjęcia, że kanonik z Torunia posiada wpływ na najbardziej istotne dla Polski decyzje polityczne, ale nawet niektóre media sprzyjające PiS potwierdzają, że jest to klasyczna tajemnica poliszynela. Na pozór zabiegi Ziobry o powrót do dawnej partii zdają się nielogiczne. Teraz ma pozycję kogoś, kto przynajmniej próbuje dyktować warunki – może być języczkiem u wagi, bo ma w Sejmie własnych posłów. Ale tylko po powrocie do PiS Ziobro może liczyć na udział w walce o pozycję lidera całej Zjednoczonej Prawicy, kiedy Kaczyński odejdzie na emeryturę. Problem w tym, że Kaczyński już postawił na Morawieckiego.


Ale Ziobro miał ( i ma) inne asy w rękawie. Nie jest głupi, jak niektórzy go przedstawiają, chociaż jego ludzie raczej inteligencją nie grzeszą. Długofalową politykę Ziobro bardzo dobrze realizuje i nie kto inny, ale właśnie on wepchnął Jarosława Kaczyńskiego w  konflikt z Europą polegający  na grillowaniu praworządnością. Oczywiście Kaczyński to "kupił" z całym dobrodziejstwem inwentarza, zaakceptował i... wpadł w pułapkę. Ziobro już na tyle dobrze psychologicznie zna Jarosława Kaczyńskiego, że wiedział, które poruszyć struny, żeby Jarosław Kaczyński w tę pułapkę wpadł. Wszystko inne to pochodne potrzasku, w którym Kaczyński wciąż tkwi. Wyjściem miał być Morawiecki, ponieważ prezes założył, iż będzie to człowiek, który wygasi europejskiego grilla. Jednak dziś premier niczego w tym kontekście nie zmienił, na dodatek dla części starego PiS jest człowiekiem nie do zaakceptowania : "bankster" i człowiek "nie nasz". W ten sposób Ziobro pozyskał cennych sojuszników w PiS - ludzi skupionych wokół byłej premier Beaty Szydło i środowiska wspierającego Pałac Prezydencki z samym Dudą na czele. Co więcej, fundując swojemu ugrupowaniu wielomiesięczny proces rekonstrukcji rządu, Kaczyński daje do zrozumienia, że będzie on polegał na wzmocnieniu pozycji Morawieckiego, co tylko potęguje niechęć części ZP i samego PiS do "wodza".


Ale nie byłoby tego kryzysu, gdyby nie utrącenie przez Ziobrę "bezkarności plus". Dla Kaczyńskiego był to test na lojalność ministra sprawiedliwości. Pomijając oczywistość, że lojalność działa w obydwie strony, był to brzydki, cyniczny test poniżej pasa, który - jak dla mnie - Ziobro zdał na szóstkę, a Kaczyński oblał. Oczywiście można napisać, że Ziobro inaczej postąpić nie mógł, bo gdyby się na "bezkarność plus" zgodził, Kaczyński miałby go w garści jak wróbla - i to do końca życia. Ziobro ponadto pozbyłby się wszystkich atutów - w tym być może haków na Morawieckiego.  Ale dla prezesa stał się wrogiem publicznym numer jeden i należy się spodziewać, ze uczyni on wszystko, żeby Ziobrę politycznie unicestwić. Nie wiadomo jednak co oznacza "wszystko": wybory, rząd mniejszościowy czy klajstrowanie popękanej koalicji? Tego nie wiadomo, ale najpewniej nastąpi teraz grillowanie Ziobry w TV Kurskiego - zresztą przy pełnej euforii pana Jacka.


Kaczyński chce pokazać, że to on ciągle rządzi na prawicy, a nie młode lwy. Teraz to wszystko trzeba jakoś ułożyć. Z pewnością ma przewagę, bo zainwestował wiele w Mateusza Morawieckiego, a to jest ewidentnie przeciwko Ziobrze. Szykuje się czas kuszenia polityków, którzy mogliby wzmocnić PiS. Chodzi zarówno o możliwe przejęcie trójki polityków z Koalicji Polskiej (związanych z Pawłem Kukizem), jak i odejście wicepremier Jadwigi Emilewicz do PiS-u i próba przeciągnięcia innych polityków Porozumienia. Słychać, że po tym jak Emilewicz zagłosowała za ustawą o ochronie zwierząt wbrew stanowisku swojej partii, za to zgodnie z wolą PiS, kierownictwo Porozumienia uznaje, że wicepremier "praktycznie zapisała się do Prawa i Sprawiedliwości”. Ale to też świadczy, że Kaczyński wpadł w panikę i jest chyba w  bardzo złym stanie psychicznym, co fatalnie odbija się na jego decyzjach. To kolejny przypadek strategicznego błędu, polegającego na otwarciu kolejnego frontu walki, którym zniechęca do siebie nawet "żelazny" elektorat. PiS jest coraz bardziej wyśmiewany nie tylko przez wyborców opozycji, ale też całe grono niezaangażowanych politycznie, a śmiech jest dla polityków niebezpieczny. Być może jakaś część elektoratu PiS wierzy w narrację TVP INFO, że tak naprawdę nic złego się nie dzieje, ale znacząca część Polaków pęka ze śmiechu  na to pudrowanie niecnych gier o tron i podział łupów nie tylko politycznych. No,  ale prezes wierzy w moc Jacka Kurskiego i ciemność "pisowskiego luda", któremu można wcisnąć każdy bajer.


No nie - nie można. W dzieciństwie bracia Kaczyńscy ukradli Księżyc,, teraz Jarosław ze Zbigniewem próbują ukraść spokój Polaków i ich nadzieje na "dobrą zmianę". Powodzenia. I może uda się im jakoś zaklajstrować ten rozłam ( polecam taśmę od Trzaskowskiego), ale mojego zaufania już nie odzyskają. I tyczy się to szczególnie Jarosława Kaczyńskiego. Jego władza zaczyna szkodzić Polsce - w tym uczestniczyć nie będę.



kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka