kemir kemir
2873
BLOG

Jestem potworem, czyli o miłości do zwierząt

kemir kemir Zwierzęta Obserwuj temat Obserwuj notkę 115

"Dobrymi chęciami jest wybrukowane piekło". W 2016 roku PETA -– organizacja zajmująca się prawami zwierząt -  postanowiła uratować ponad 100-letniego homara o imieniu Larry. Wykupili go z restauracji na Florydzie (gdzie, jak podejrzewam, pełnił funkcję "dekoracyjną") i postanowili przetransportować go do jego środowiska naturalnego, by dożył ostatnich lat życia na wolności. Larry nie przeżył transportu. Przeżył pierwszą wojnę światową, przeżył drugą, przeżył zimną wojnę, przeżył 100 lat, mógł pożyć jeszcze długo (niektóre okazy wyciągają nawet 140 lat!), ale już wobec pomocy ze strony lewackiej głupoty był bezradny i zdechł w męczarniach.


Jedną z wielu moich słabości jest miłość do zwierząt. Doceniam zatem trud i zaangażowanie wielu organizacji walczących z patologią wobec zwierząt, czy wręcz bezmyślnym tępieniem zagrażającym zagładzie niektórych gatunków.  Te organizacje, czasem pojedynczy zapaleńcy, czynią bezdyskusyjnie wiele dobra. Dzięki nim los tysięcy zwierząt znacznie się polepszył. Ale moja miłość do zwierząt jest pragmatyczna, powiedziałbym ograniczona przypadkami podobnymi do historii homara Larry'ego, która jest podręcznikowym przykładem nadgorliwości graniczącej z idiotyzmem. I niestety, słynna już "piątka Kaczyńskiego dla zwierząt" kojarzy mi się wyłącznie z intelektualnym poziomem "adwokatów" 100-letniego homara.


Ale nie będę rozbierać "piątki Kaczyńskiego" na czynniki pierwsze, bo o tej ustawie powiedziano i napisano już tyle, że nic nowego dodać nie jestem w stanie. Bardziej interesuje mnie otoczka i motywy wprowadzania tego rodzaju regulacji prawnych, ponieważ uważam, że w tym obszarze poruszamy się w oparach hipokryzji i z gruntu fałszywej troski o zwierzęta. Bezsporne jest bowiem, ze człowiek na przestrzeni tysięcy lat zwierzęta sobie podporządkował i tak naprawdę jest największym wrogiem każdego gatunku fauny. Polowania, połowy, ograniczanie przestrzeni życiowej zwierząt, stosowanie chemii, nadajników, wreszcie surrealistyczne krzyżowanie gatunków - oto część czynników, które pierwotne relacje człowiek - zwierzę odwróciły o 180 stopni. Celowo nie wymieniłem najważniejszego czynnika - hodowli zwierząt, bo to wymaga osobnego akapitu.


Tylko w Polsce rocznie w celach konsumpcyjnych zabija się blisko 900 milionów zwierząt (co daje 2,5 miliona dziennie). Jako że Polska nie jest krajem specjalnie wielkim,  światowa skala zwierzęcego zabijania jest wręcz niewyobrażalna. W chwili, kiedy piszę ten artykuł, liczba zwierząt zabitych w tym roku do celów konsumpcyjnych to ponad 40 miliardów, i to w samych Stanach Zjednoczonych. Można sprawdzić na stronie animalclock.org , jak ktoś nie wierzy. Polska część tego zabijania niczym nie różni się od światowego: budujemy przemysłowe farmy hodowlane, w których zwierzęta tuczymy, potem zabijamy i finalnie zjadamy pod różnymi postaciami - tak licznymi, jak liczne są przepisy kulinarne zapisane z zeszytach naszych babć i milionowych nakładach książek kucharskich. Czy zastanawiamy się co jemy? Ależ skąd - nie chcemy przecież sobie zaprzątać tym głowy, bo tak wygodniej. Nie interesują nas zwierzaki, które przez całe swoje życie nawet dnia nie spędzają w naturalnym środowisku, ponieważ całe ich środowisko to tak naprawdę nasza kuchnia i garnek lub patelnia. Mało tego: dla naszej wygody przestaliśmy mówić, jakie zwierzę musiało zostać zabite, by smak potrawy nam pasował. Dlatego mówimy o wołowinie, wieprzowinie, dziczyźnie, drobiu… Nie musimy sobie wyobrażać smutnej, patrzącej nam prosto w oczy świnki, zarzynanego kurczaka albo radośnie kicającego króliczka, któremu ktoś przetrąca kark.


Zostawmy hodowle. Większość z nas posiada w domu pieska, kotka, papużkę - jakiegoś zwierzęcego pupilka, posiadającego często pełne prawa domownika i członka rodziny. Ale nikt z nas nie zdaje sobie sprawy, że ten nasz piesek czy kotek jako szczeniak lub kociątko został oderwany od mamy, taty i rodzeństwa, w momencie, kiedy swojej psiej/kociej rodziny najbardziej potrzebował i kształtowała się jego fizyczna i psychiczna osobowość. A my kupujemy takiego  wyrwanego z rodziny szczeniaka tylko dlatego, że "on taki słodki" i natychmiast mamy w domu żywą zabawkę, która dostarcza nam sporo rozrywki. Kształtujemy takiego szczeniaka według swojego widzimisię, wychowujemy na swój obraz i podobieństwo, pierzemy mu umysł: nic dziwnego zatem, że dla młodego psiaka stajemy się faktyczną rodziną. Sam tak zrobiłem i to trzy razy w życiu.


I nie mam wyrzutów sumienia, zatem może tylko mi się wydaje, że kocham zwierzęta? Moje wątpliwości potęguje sam nieomylny Jarosław Kaczyński: " To kwestia związana z tym, co się określa jako humanitaryzm. To jest związane z tym, co odnosi się do ludzkiej dobroci, ludzkiej uczciwości. To jest ustawa, którą z całą pewnością poprą w Polsce wszyscy dobrzy ludzie. Jestem o tym przekonany". A ja przekonany nie jestem, ustawy nie popieram,  zatem wychodzi na to, że do dobrych ludzi nie należę. Co więcej, kiedy tak bardzo starannie przemyślałem słowa prezesa stwierdziłem, że jestem anty -zwierzęcym potworem. Lista moich potworności jest porażająca: wielokrotnie jeździłem wozem z końskim zaprzęgiem, uwielbiam spacery po poznańskim ZOO, podobały mi foki w helskim fokarium, byłem w oceanarium , delfinarium, w Egipcie wsadzili mnie na wielbłąda, a jak byłem dzieckiem bywałem w cyrku. Podobało mi się w poznańskiej papugarni,  a u buka obstawiałem kiedyś wyścigi psów. Do tego zjadam mięso drobiu, świnek, bydełka i rybek, bo lubię, oraz zabijam muchy i komary, bo mnie denerwują. Zatem na pewno nie jestem człowiekiem dobrym, przynajmniej takim,  o jakim mówi prezes Zjednoczonej Prawicy, a właściwie prezes Polski, który jak zechce obali własny rząd i uwolni wszystkie norki.


Zastanawiam się zatem, co w swoim życiu zmienić w tym względzie na lepsze. Może nie jeść mięsa? Mógłbym, ale jak większość Polaków lubię schaboszczaka z ziemniaczkami i buraczkiem, lubię zrazika (roladę) z wołowiny -   z kluskami i modrą kapustą. Ciekawe, czy prezes też to lubi? Sprawdziłem: jak donosi kucharka ulubionego baru Kaczyńskiego, najczęściej wybieranym przez niego daniem jest kotlet schabowy z ziemniakami i zasmażaną kapustą. Znaczy co? Prezes jest równie zły jak ja? Tym bardziej dziwi mnie trochę ta nieograniczona miłość prezesa do " braci mniejszych", która - niestety - wciąż kojarzy mi się z historią nieszczęsnego homara Larry'ego. Dziwią mnie w ogóle osoby, które swoją miłość do zwierząt uważają za nieograniczoną i które każdego konika uratowałyby od rzeźni, owieczkę pogłaskały,  kaczuszkę nakarmiły,  a które jednocześnie poranek zaczynają od jajecznicy na boczku, albo kanapeczki z szynką. Najwyraźniej  miłość do zwierząt i przynależność do grupy "dobrych ludzi" zależna jest od upodobań smakowych i od tego, co w ulubionej knajpie maja na obiad.


Bronić dobrostanu zwierząt trzeba, ale należy robić to mądrze, analizując, jakie konsekwencje wywołają ruchy nieprzemyślane lub zgoła idiotyczne. Czysto humanitarnie żal mi oczywiście norek obdzieranych ze skóry,  ale ich los niczym nie różni się od losów zwierząt - ofiar konsumpcyjnego zabijania, którego efekty oglądamy w każdym sklepie mięsnym. Taki jest los zwierząt hodowlanych, a jedyne co możemy zrobić jako "dobrzy ludzie", to zapewnić tym zwierzętom na tyle godne warunki życia, na ile kończy się troska rolnika/hodowcy, który doskonale wie, że zła hodowla, to złe wyniki ekonomiczne i ubytek w jego kieszeni. Im bardziej idiotyczne zapisy prawne będą w tak oczywistą i naturalną zależność ingerować, tym bardziej zaczniemy zabierać hodowcom pracę, a zwierzętom życie. Regulacje typu długość uwięzi, minimalna powierzchnia dla szczeniącej się suki czy zakaz używania kolczatek, to nie jest dbanie o dobrostan zwierząt: to nieudolna próba gnębienia opiekunów tych zwierząt i tworzenie żenujących absurdów. To kreowanie kabaretowych sytuacji, które może byłyby kompatybilne z inteligencją Sylwii Spurek. Może. Ale jeżeli prezes rządzącej w Polsce koalicji rządowej osobiście sygnuje tego rodzaju absurdy, to coś jest "nie teges" i mam obawy, że jest z nim gorzej niż z "dobroczyńcami" homara Larry'ego. No chyba, że faktycznie jestem anty -zwierzęcym potworem.


https://www.ciwf.pl/w-mediach/2015/10/w-polsce-zabija-sie-860-mln-zwierzat-rocznie

https://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/1491087,piatka-dla-zwierzat-ochrona-zwierzat-uboj-rytualny-cyrki.html

https://wsensie.pl/felieton/32121-ekoidiotyzm-w-natarciu-francuz-wysiadujacy-jajka-w-paryskim-muzeum-i-kot-ktory-weganinem-byc-nie-chcial








kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości