kemir kemir
12036
BLOG

... I zapłacze Statua Wolności

kemir kemir USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 271

Miałem dosłownie kilkanaście godzin temu okazję pogadać z osobą, która od dobrych kilkunastu lat mieszka w Stanach Zjednoczonych. Osobą trochę młodszą ode mnie, będącą poza polityką - zarówno amerykańską jak i polską, stroniącą od pogrążania się w skrajnych deklaracjach politycznych i światopoglądowych, chociaż jest osobą wierzącą. Ciekawił mnie rzecz jasna obraz Ameryki w ujęciu pojedynku Trump - Biden i dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy. Trump? Cóż, nie jest ulubieńcem mojej informatorki - z różnych zresztą przyczyn. Mimo tego, z czystym sumieniem jest jego wyborczym zwolenniczką, obawiając się prezydentury Bidena, przy którym - jak się wyraziła - Statua Wolności zapłacze i na nowo przykuje się łańcuchem. Trzeba tu wiedzieć, że Statua Wolności początkowo nazywała się "Wolność Oświeca Świat" i wyłania się z zerwanych łańcuchów, w lewej ręce trzymając tablicę z napisem "4 lipca 1776 r. Dzień Niepodległości Ameryki".


Moja informatorka nie jest przykładem odosobnionym. Jak powiada,  psychoza "antytrumpizmu", rozpętana praktycznie od pierwszego dnia prezydentury Donalda Trumpa, zrobiła swoje - Amerykanie są ogłupieni i ogłupiani; część zupełnie nie wie o chodzi, część właściwie popiera Trumpa, ale medialna nagonka powoduje, że taka postawa odbierana jest jako "obciach", inni zdecydowanie popierają Bidena, widząc w nim zbawcę Ameryki. Natomiast co bardziej przytomni dostrzegają to, co nie przedostaje się na główne strony gazet i portali -  przecież Biden to niesamodzielny starzec, w zaawansowanym stadium demencji. Nie jest dla nikogo specjalną tajemnicą, że Biden nie zawsze wie gdzie jest i co mówi, nie odróżnia żony od siostry, wszystko mu się myli i nie jest w stanie składnie sklecić kilku zdań. Z każdym dniem obwody grzeją się coraz bardziej, przewody przepalają, procesor się zawiesza.  I nic już tego nie zmieni –  Biden właśnie kończy 78 lat i ma śladowe ilości tej energii, co starszy od niego Bernie Sanders. Posadzą zatem Bidena w fotelu bujanym w Gabinecie Owalnym, na wiosnę wyniosą do Ogrodu Różanego, jesienią przykryją kocykiem. rozbujają fotel i tak się będzie dziadzio na tym fotelu bujał. Możliwe, że będzie starał się klepnąć w tyłek jakąś stażystkę, bo jest z tego znany. W 2022 roku będzie w takim stanie, jak Breżniew pompowany powietrzem, żeby pomachać na pochodzie pierwszomajowym. Nie piszę tego wszystkiego tylko po to, by ze starości szydzić, chociaż byłyby powody,  bo jest to podobno człowiek do cna skorumpowany i zły. Warto jednak pokazać do jakiego stopnia zdegenerowane są amerykańskie elity. Trudno pomieścić w głowie, że ktoś w w takim stanie fizycznym i umysłowym będzie formalnym  władcą ogromnej części świata. Ale dla tych elit kondycja Bidena nie ma znaczenia. Zramolałym dziadkiem i tak sterować będą inni i on sam nad niczym nie będzie panował. Ameryką, rządem i wszystkimi federalnymi instytucjami zawładną spiski, intrygi, donosy i prowokacje.


Oczywiście zwycięstwo Bidena to szczytowanie mainstreamowych mediów  na całym świecie. Już jak dzieci na widok batonika piszczą z radości, wciskają kit o triumfie demokracji i określają prezydenturę Trumpa jako wybryk natury, albo drobny wypadek na drodze ku szczęściu ludzkości. Moja informatorka wieszczy, że Biden zostanie człowiekiem roku tego i owego, z czego na pewno ucieszy się Putin, Merkel i prezydent Chin.  Może nagrody Nobla za nic tak jak Obama nie dostanie, ale tytuły się posypią. Show must go on! Rozpoczyna się karnawał. A co po karnawale?


Nic dobrego. Moja informatorka przewiduje, że Demokraci zrobią wielka amnestię, zalegalizują pobyt 10-20 milionów nielegalnych imigrantów, dadzą im ścieżkę, a właściwie autostradę do obywatelstwa i na zawsze zmienią oblicze Stanów Zjednoczonych. Zrobią to po to, żeby już nigdy nie oddać władzy, bo imigranci głosują na nich, stając się zupełnie zależnymi od ekipy w Białym Domu. Rozpocznie się demontaż muru na granicy z Meksykiem i likwidacja, lub ubezwłasnowolnienie służby imigracyjnej i celnej. Zrobią to - choćby dlatego, żeby być w zgodzie z ideą, że mury dzielą i trzeba  budować mosty i jednoczyć. Konsekwencja takich działań jest bardzo prosta do przewidzenia: narkotyki zaleją Stany Zjednoczone, a kartele przeniosą swe wojny do Arizony, Teksasu, Kalifornii, etc. Gangi nie będą panowały już w dzielnicach, ale w całych miastach. Polityka Bidena sprawi, że  gigantyczna korupcja, nepotyzm, biurokracja, chaos administracyjny, kupowanie urzędów, zorganizowana instytucjonalnie przestępczość przekroczą Rio Grande - rzekę oddzielającej Meksyk od Stanów Zjednoczonych.


Biden całkowicie też ulegnie fanatycznym obrońcom klimatu. Już przedstawił swoja wersję Nowego Zielonego Ładu, na który w ciągu 4 lat chce wyda 2 bilony dolarów. Celem jest to, by w 2035 roku cała produkcja energii była "klimatycznie neutralna”. To oznacza zagładę przemysłu wydobywczego ze wszystkim konsekwencjami dla gospodarki Stanów Zjednoczonych i świata. Wiadomo, że po koronawirusie histeria i psychoza na tle zagłady Ziemi będą się nakręcać, więc Biden i jego domniemana administracja ugną się i zrobią jeszcze głupsze rzeczy niż te, które Biden już zaproponował. Szaleństwo klimatyczne to woda na młyn skrajnego lewactwa. Głośno zatem będzie będzie o komuniście Billu de Blasio, burmistrzu Nowego Jorku. Jest bowiem Biden zakładnikiem skrajnej lewicy i to tej w marksistowskim wydaniu. Moja informatorka utrzymuje, że jest to dużo bardziej radykalna lewica niż jej europejscy odpowiednicy. Różne pomniki obalił ruch Black Lives Matter, a Lenin w Seattle cały czas stoi… Jeśli dołożyć jeszcze wciąż podsycane konflikty rasowe, to mamy do czynienia z wybuchową mieszanką, czego dowodem są trwające od miesięcy rozruchy, w których nie chodzi o żadne protesty przeciwko brutalności policji, tylko o obalenie konserwatywnego systemu prawa. Trzeba wyobrazić sobie z jednej strony radykalne bandy, z drugiej -  biernie przyglądającą się, a nawet przyklaskującą ekipę Bidena. Zacznie się destrukcja, przecież ekipa Bidena już planuje cięcie funduszów na policję, ograniczanie jej kompetencji i to w momencie, gdy Amerykę zalewa rekordowo wysoka fala przestępczości. Zaoszczędzone pieniądze pójdą na wszelkie akcje pomocy społecznej, po to, by coraz bardziej uzależniać od siebie elektorat. W wielkich miastach nie będzie dzielnic biedy -  one całe staną się "biedami", tak jak Detroit. Wyniesie się z nich biznes, spadną wpływy podatkowe i będzie tak jak w San Francisco, Los Angeles czy Seattle – nędza, a gdzieniegdzie oazy oszałamiającego bogactwa. Choroba zżerająca wielkie amerykańskie miasta przerzuci się na kolejne obszary.


A w polityce zagranicznej? USA pozornie staną się bardziej aktywne i znów otworzą się na świat, ale nie dlatego, że będą miały jakąś własną strategię, tylko dlatego, że popłyną w jednym strumieniu ze wszystkimi organizacjami globalnymi, zdominowanymi przez lewicę. Ameryka - co oczywiste - znów zapisze się do WHO i pewnie dorzuci z miliard rekompensaty za "głupotę" Trumpa, podpisze Porozumienia Paryskie i uzna ONZ jako ostateczny autorytet od wolności, demokracji, praw człowieka i podobnych sloganów lewactwa. Problem Rosji zniknie z dnia na dzień, tak jak nie istniał w czasach Obamy. Sankcje może i pozostaną, ale przecież wiemy, jak bardzo te sankcje są śmieszne. Nikt w USA nie będzie się już przejmował Chinami i wzrostem ich potęgi -  raczej wielkie korporacje znów zobaczą wielkie możliwości zysków na handlu z Państwem Środka, więc sprzedadzą amerykańską klasę średnią, farmerów i przemysł. Z ulgą odetchnie Unia Europejska, bo amerykańskie cła nie będą grozić już jej protekcjonistycznej polityce. Niemcy dokończą Nord Stream 2. Polska trafi na listę jakichś tam krajów nieprawidłowych w Departamencie Stanu, więc amerykańscy dyplomaci będą przy wsparciu instytucji międzynarodowych wciąż wtrącać się w nasze sprawy i nas pouczać. Broniąc na całym świecie demokracji i wolności prędzej czy później zrobią najazd na jakiś kraj, albo go sobie zbombardują w imię praw człowieka. Pamiętajmy, że Trump był pierwszym od niepamiętnych czasów prezydentem, który nie posłał amerykańskich wojsk, by zaprowadzały porządki w jakimś państwie, więc Demokraci będą koniecznie chcieli nadrobić stracony czas i pieniądze lobby zbrojeniowego. Towarem eksportowym USA znów staną się amerykański styl życia i demokracja, ale oczywiście w skrajnie lewicowym wydaniu, więc na całym świecie urosną w siłę różne ruchy antyrasistowskie, marksistowskie, praw zwierząt i lgbt. Ze wszystkimi konsekwencjami – skrajna lewica będzie miała otwartą drogę do zaprowadzenia swych totalitarnych porządków na całym świecie.


Zapytałem moją informatorkę, czy przypadkiem nie przesadza z ocenami i tak czarną wizją. Odpowiedziała, że chociaż destrukcja także potrzebuje czasu, to konsekwencje prezydentury Bidena będą katastrofalne nie tylko dla US, ale dla całego świata. Za 20 lat Stany Zjednoczone będą mocarstwowym krajem Trzeciego Świata z arsenałem nuklearnym. Tak jak Indie, bo dlaczego nie? Nie wiadomo tylko, czy ktoś zauważy płaczącą Statuę, bo ona może już nie istnieć. Wszak lewicowemu totalitaryzmowi na pewno się źle kojarzy.

kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka