kemir kemir
5649
BLOG

Kościół versus ateiści. Kościół przetrwa!

kemir kemir Kościół Obserwuj temat Obserwuj notkę 247

Ateizm, w dosłownym tłumaczeniu z języka greckiego, oznacza "bez Boga”. Ateista może wierzyć w różne rzeczy, we wróżki, w reinkarnację itp. Nie ma tu tylko miejsca na istotę wyższą, wszechwładną, której należy się oddać, do której należy się modlić. Ateizm jest zatem życiem bez Boga, ale nie bez wiary - lub inaczej - światopoglądu, który pustki nie znosi. W miejsce obalonej religii wchodzi inna. Nie można tutaj mówić, jak to często słyszymy z ust bezbożników, o świeckim państwie, czyli państwie bezwyznaniowym. Ateizm bowiem też jest religią, posiadającą wszystkie jej cechy, łącznie z wyznaniem i ze strukturą hierarchiczną.


Skrajnym przypadkiem ateizmu był (i niestety jest nadal) komunizm. Proszę bardzo: do dziś na Placu Czerwonym w Moskwie jest świątynia, a w niej "mesjasz” Lenin, który "przewyższył” Jezusa, bo już prawie 100 lat leży w grobie "wiecznie żywy”, a dla "szczęścia ludzkości” już w pierwszych dwóch latach swojego "posłannictwa" wyrżnął dziesięć milionów ludzi. Dziś fundamentalistyczny ateizm jest nie mniej bojowy, chociaż (na razie) może mniej zbrodniczy. Współcześnie leninowski komunizm zastąpiony został europejskim komunizmem Altiero Spinelliego. "Nowi" ateiści obnoszą się ze swoimi tezami i mówią nam, że nie widzimy tego, co oni - z powodu naszej rzekomej głupoty i zacofania. Mówią, że wiara w Boga jest podobna do wiary w Świętego Mikołaja. Richard Dawkins – znany propagator i wściekły rottweiler ateizmu, autor książki "Bóg urojony"  – powiedział: "Jeśli spotkamy kogoś, kto twierdzi, że nie wierzy w ewolucję, to jest on ignorantem, głupcem, wariatem albo nikczemnikiem, ale tego raczej nie biorę pod uwagę". Takich wściekłych rottweilerów i rottweilerek nie brakuje też w Polsce. Marta Lempart, domagająca się świeckiego państwa -  w jej rozumieniu państwa ateistycznego - jest może nie najlepszym, ale najświeższym przykładem. Niestety, Lempart - sama pewnie o tym nie wiedząc -  próbuje skorzystać nie tyle z "mody" na ateizm, ale z tego, że ludzie w Polsce odchodzą od Kościoła w sposób charakterystyczny dla - jednak - kultury polskiej. Mam na myśli nie tylko pewną obojętność religijną, ale również obojętność na różne idee w ogóle. Wiele osób po prostu porzuca religię, ale nie dlatego, że ma jakieś głębsze przemyślenia w tej sprawie, że dokonuje wglądu i odrzuca istnienie Boga. To się często dzieje bez powodu, bo nie mamy czasu, bo nam się nie chce, bo nie podoba nam się polityka Kościoła. Same idee ateizmu, poza bardzo wąskim gronem osób, odgrywają niewielką rolę i nie mają jakiejś specjalnej mocy regulacyjnej. Ludzie nie stają się krytykami religii. Ona po prostu przestaje ich obchodzić, więc nie chodzą na msze, rezygnują z lekcji religii, nie praktykują. Tak należy uczciwie i obiektywnie spojrzeć na radosne szczytowanie lewicowych mediów z powodu największego podobno spadku religijności na świecie, który nastąpił właśnie w Polsce.


Założę się, że ci "ateiści" odrzucający religię, wrócą do Kościoła wtedy, kiedy dojrzeją i zmądrzeją. Ale ateizm i spokrewniony z nim sekularyzm są dla Polski zagrożeniem. Zaangażowani ateiści usiłują usunąć chrześcijaństwo ze szkół i miejsc pracy. Regularnie pojawiają się w radiu i telewizji, gdzie dzielą się swoimi przekonaniami. Ich tezy zwykle nie są poddawane krytyce, czasem zaś w roli adwersarzy zapraszani są ekscentryczni lub niedouczeni "chrześcijanie". Ateiści piszą książki, które dzięki potężnej promocji stają się bestsellerami. Kpią z wierzących w szkołach i na uczelniach, zarzucając każdemu, kto się z nimi nie zgadza, że jest "ignorantem". Kreują swój wizerunek niekwestionowanych autorytetów w dziedzinie moralności i przekonań, uprawnionych do rozstrzygania, kto ma prawo uważać się za człowieka inteligentnego. Doprowadzają wielu do przekonania, że człowiek, który choć trochę interesuje się nauką, nie może jednocześnie być chrześcijaninem, chociaż w tym kontekście, warto przypomnieć pogląd Luisa Pasteura, chemika, jednego z głównych twórców mikrobiologii, który powiedział: "Odrobina nauki oddala ludzi od Boga, ale jej spora dawka przyprowadza ich z powrotem do Niego." Warto w tym miejscu rozpowszechnić fakty historyczne na temat naukowców, którzy wierzyli w Boga. Wierzyli, że On stworzył prawa, które człowiek może odkryć. Byli to pionierzy wielu badań naukowych: Izaak Newton, Johannes Kepler, Michael Faraday, Robert Boyle, Humphry Davey, Samuel Morse, James Simpson. W ostatnich latach ta lista znacznie się poszerzyła o nazwiska sławnych naukowców, którzy wierzą, że świat został stworzony przez Boga i że to On włada nim w uporządkowany i przewidywalny sposób.


Logiczne pytania potrafią szybko obnażyć niespójność tez ateizmu. W dniu dwusetnej rocznicy urodzin Darwina w radiu BBC 5, późnym wieczorem, gościem redaktora Richarda Bacona był ateista, profesor Steve Jones z University College London. Nie jest on tak bardzo znany jak Richard Dawkins, ale jest nie mniej fanatyczny. Wyjaśnił on, że jego zdaniem ewolucja sprawia, iż wiara w Boga jest niepotrzebna. Jego rozmówcy akceptowali to, co mówił. W pewnym momencie do studia zadzwonił jednak Vinny Commons, trener piłkarski z Southport. Zadał trzy pytania, które sprawiły, że profesor zaniemówił. Redaktor próbował pomóc profesorowi wybrnąć z tej sytuacji, było to jednak żenujące. A oto pytania, które wprawiły gościa w takie zakłopotanie:
 - Powiedział pan, że wierzy w wielki wybuch. Co właściwie wybuchło?
 - W jaki sposób życie powstało z materii nieożywionej?
 - Nie było pana przy powstaniu świata, więc skąd pan wie, co się wtedy działo?


Nie muszę pisać, że Steve Jones poległ, bo trudno uwierzyć, że od zawsze istniało "coś", że "coś" nie mogło powstać z "niczego". Co więc istniało przed czasem i przed materią? Ateizm zatem nie jest tym, czym się wydaje być. Nie wytrzymuje próby logicznych pytań. Sercem ateizmu wydaje się być ludzka pycha. Jest w nas coś, co ostro sprzeciwia się myśli, że istnieje Ktoś większy od nas. Chcemy mieć kontrolę nad wszystkim. Prawdziwy naukowiec, tak jak każdy, musi jednak przyznać się do własnej słabości i omylności. Carlos Frenk, wybitny fizyk i kosmolog, członek  Rady Towarzystwa Królewskiego i laureat niezliczonych prestiżowych nagród wyznał:"Nie rozumiemy, jak powstaje pojedyncza gwiazda, mimo to chcemy wiedzieć, w jaki sposób powstało 10 miliardów gwiazd".


Przypatrując się płatkom pięknego kwiatu, spostrzegając sprawność własnych rąk, słuchając śpiewu ptaka o świcie lub szumu fal uderzających o brzeg oceanu, nie możemy oprzeć się wrażeniu, że za tym projektem musi stać Projektant. Stworzenie musi mieć swego Stwórcę. Gdy patrzymy przez teleskop lub mikroskop, dostrzegamy starannie przygotowany, złożony projekt. Przez teleskop widzimy miliardy gwiazd, oddalonych od nas miliardy lat świetlnych. Z kolei, mikroskop pozwala nam zobaczyć wyjątkowość i złożoność struktury DNA oraz miliardów komórek. Fred Hoyle, inny słynny brytyjski astronom, kosmolog, matematyk i astrofizyk napisał: "Wyobraź sobie 100 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 niewidomych ludzi (stojąc jeden przy drugim, zapełniliby oni cały Układ Słoneczny). Wszyscy mają w dłoniach kostki Rubika i poprzez losowe kombinacje próbują je ułożyć. Jaka jest szansa, że wszystkim udałoby się dokonać tego w tym samym momencie? Podobne jest prawdopodobieństwo przypadkowego powstania jednego z biopolimerów, od których zależy życie. A przecież nie tylko biopolimery, ale także program sterujący żyjącą komórką musiałby powstać przypadkowo z pierwotnej zupy organicznej, co jest absolutnym nonsensem." Ktoś powiedział kiedyś, że łatwiej jest uwierzyć, iż Encyklopedia Britannica powstała w rezultacie eksplozji w drukarni niż w to, że nasz świat powstał bez udziału Stwórcy. Prawdopodobieństwo zaistnienia takiej sytuacji jest niemal zerowe. Harmonia, różnorodność i nieprawdopodobne piękno naszego świata wiele mówią nam o naturze Boga Stwórcy.


@Siukum Balala z troską zapytał, czy "Czy mój Kościół przetrwa?" Link: https://www.salon24.pl/u/siukumbalala/1091455,czy-moj-kosciol-przetrwa


A jak ma nie przetrwać? Jest przecież potrzebny każdemu wierzącemu człowiekowi jako Wspólnota, wśród której jednostka może doskonalić swoją wiarę i dojrzewać duchowo. Kościół to jednak przede wszystkim wiara w Niego, Wielkiego Projektanta. Co wobec wiary w Projektanta i istnienia namacalnych dowodów Jego projektu znaczą te wszystkie wściekle rottweilery i rottweilerki, tworzące ujadającą sforę, której wydaje się, że można Mu rzucić "wy*******j". Przecież to jest żałośnie śmieszne.



https://www.jezus.pl/czytelnia/czy-ateisci-nie-maja-przypadkiem-racji




kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo