kemir kemir
1991
BLOG

Jak działa umysł "Covidianina"? (w kontrze Kierownikowi karuzeli)

kemir kemir Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 94

Od razu napiszę: nie wiem. Nie zamierzam też grzebać w niczyich umysłach, bo ani nie wiem jak miałbym to zrobić, ani nie mam do tego żadnego prawa. Każdy człowiek, w tym oczywiście Covidianin, ma prawo wierzyć w co chce i wyznawać dowolne poglądy. Spotkałem w życiu głęboko wierzących w Latającego Potwora Spaghetti, co dowodzi, że niezbadane są przyczyny, rodzaje wierzeń i... działania umysłów ich wyznawców. Szukanie odpowiedzi na pytanie jak działa ich umysł jest zadaniem karkołomnym i szalonym.


A jednak wierzenia Covidian" są niezwykle interesujące i z wielu przyczyn warte poznania. Jeszcze ciekawiej zapowiada się poznanie źródeł ich wiary i przekonań. Choćby dlatego, że wyznawców Latającego Potwora Spaghetti z całego świata, dałoby się zebrać w remizie strażackiej Pipidówki Małej, natomiast Covidian w samej Polsce liczy się w milionach.


Pierwsze pytanie jakie samo się narzuca brzmi: w co wierzy Covidianin? Otóż wierzy w Apokalipsę Koronawirusową, która zagraża światu i spowodowała ( na razie) zabranie tzw. normalności, za którą każdy tęskni z różnych powodów. W sensie indywidualnym, rzeczona Apokalipsa zagraża zdrowiu, życiu i normalnym funkcjonowaniu w rodzinie, pracy, środowisku z którym każdy jest związany. Ponieważ każde zagrożenie wywołuje u homo sapiens pierwotny strach, Covidianie Apokalipsy się boją.


Ludzie boją się przeróżnych rzeczy. Jadowitych węży, tygrysa, żywiołów pogodowych, wypadku na drodze albo rwania zęba. Są ludzie, którzy panicznie boją się podróży samolotem, ciemności, ciasnych pomieszczeń, pająka. Strach jest cechą niezbędną człowiekowi do przetrwania i właśnie z instynktu przetrwania bierze swój początek. Gdy znajdujemy się w sytuacji zagrożenia, reaguje i nasze ciało  i emocje. Strach rodzi się w mózgu i tam się utrwala... albo uchodzi. Jako dzieci baliśmy się nocy, robaków, wyrośniętego sąsiada, złośliwego kolegi, samotności, gdy w pobliżu nie było rodziców. Niekiedy baliśmy się odrzucenia, kiedy na świecie pojawiło się rodzeństwo. Wszystko to minęło z wiekiem i dojrzałością, ale pojawiły się inne, nowe "strachy". I wszystkie generalnie dzieli się na racjonalne i irracjonalne. I tu dochodzimy do arcyważnego podziału: Strach dotyczy realnego zagrożenia. Kiedy kominiarz łazi po stromym dachu, to obrazuje  realne zagrożenie. Może on spaść i stracić życie. Dlatego my raczej po dachu nie spacerujemy - w tym wypadku strach jest naszym sprzymierzeńcem. To przejaw zdrowego rozsądku. Chroni nas przed nieracjonalnym postępowaniem. Ale kiedy boimy się małego pająka żyjącego w Polsce jest już zupełnie inaczej. Przecież ten pająk nie może zrobić nam krzywdy. Nawet gdyby ugryzł. W tym wypadku strach nam nie służy, ponieważ nas niepotrzebnie ogranicza. I nie nazywa się strachem tylko lękiem.


A zatem: czy Covidianin czuje strach czy lęk? Ale kwestia nazewnictwa jest tu wtórna. Chodzi tylko o to, żeby odróżniać czy to, co czuje Covidianin jest racjonalne, czy nie? Innymi słowy czy słuchają tego, co podpowiadają emocje, czy ich postępowanie wynika z innego źródła? Odpowiedż na to pytanie pozwoliłaby ocenić, czy ostrzegający sygnał w mózgu to przejaw zdrowego rozsądku, czy też głos "wewnętrznego krytyka", lamentującego przy byle przesłance. Uruchomienie w ludziach tego wewnętrznego krytyka, to jedna z metod manipulacji medialnej. Łatwo tej manipulacji uniknąć zadając sobie pytanie: czego, tak naprawdę, się boję?


Na początku napisałem, że nie zamierzam grzebać w niczyich umysłach. Ale mogę i mi wolno pogrzebać we własnym. Przecież też bylem zagorzałym, wręcz fanatycznym Covidianinem. I się bałem. Kiedy jakoś w marcu ubiegłego roku oglądałem filmiki i czytałem relacje z Chin, później z Lombardii, byłem przerażony. Tak bowiem działał medialny przekaz mający wywołać strach. Tak, ten strach, który jest naszym przyjacielem służącym przetrwaniu. Przetrwać, czyli zamknąć się w domu, unikać ludzi, myć ręce trzydzieści razy dziennie i stosować się do zaleceń powtarzanych jak litania w mediach. Za wszelką cenę przetrwać. Tak działa nasz pierwotny, bezinteresowny przyjaciel - Strach.


Ale on, kiedy nie widzi realnie spadającego z dachu kominiarza, odpuszcza. Przekazuje głos wewnętrznemu krytykowi. Wtedy zapytałem siebie:  czego, tak naprawdę, się boję? Odpowiedż była jedyna z możliwych: boję się nie koronawirusa, ale przekazu, który jest w mediach. Kiedy okazało się, że większość tych "przerażających" przekazów z Wuhan i Lombardii to zmanipulowana "ściema", uciszyłem "wewnętrznego krytyka", który - oczywiście - wciąż lamentował. Kiedy zacząłem "grzebać" w sieci i poszukiwać odpowiedzi na cały szereg pytań i wątpliwości lamentującego drania, zauważyłem, że takich jak ja są setki, tysiące, miliony może nawet. Ale dziś, z perspektywy czasu, stwierdzam, że było to niepotrzebne. Wystarczyło rozejrzeć się wokół siebie, zauważyć, że kasjerki w okolicznych sklepach wciąż są te same i żadna nie umarła. Ludzie nie umierają też w kamienicy, w której mieszkam, ciała nie leżą na ulicy i w sumie życie toczy się normalnie, nie licząc zamaskowanych twarzy, spod których wypełza zniechęcenie i - coraz częściej - wściekłość. Wewnętrzny drań milczy. Nie ma już nic do powiedzenia.



W którą stronę zadziała umysł typowego Covidianina nie wiem. Mogę jedynie spekulować, czy  łatwiej będzie napuścić zwolenników szczepienia na sceptyków i ludzi odmawiających zaszczepienia, czy odwrotnie? Bo umysły jednych i drugich są już chyba nieodwracalnie sformatowane. Pytanie jest zatem retoryczne. Słabe władze (nie tylko polskie) niechybnie sięgną po narzędzie znane w uniwersalnej strategi jako divide et impera. Czyli użyją miękkiej przemocy kija i marchewki. Groteskowe jest, że  "promocją” szczepień zajmują się politycy nie mający zielonego pojęcia o medycynie, używając w dodatku obrzydliwego języka – "wyszczepianie”. Wyszczepia się bydło, ludzi się szczepi, ale chyba ten lapsus nie jest przypadkowy. Na drugim biegunie są tzw. autorytety medyczne, które jakimś dziwnym trafem od lat są na liście płac wielkich koncernów farmaceutycznych, stając się tym samym sędziami w własnej sprawie. No cóż - własne korzyści wymagają czasem tego, co nazywa się prostytucją.


Starszym umysłom Covidianów warto byłoby przypomnieć, że tacy dyżurni medycy rządowi byli już w latach 80 - tych  XX wieku. Kiedy na rynku brakowało mięsa, zachwalali dietę opartą na trawie i szczawiu. Kpił z tego niezapomniany kaberet "Tey" w kultowym "Z tyłu sklepu". "Teya" nie udało się uciszyć, ale dziś uciszani są zwykli lekarze, mający wieloletnie doświadczenie, którzy zalecają swoim pacjentom, których znają od lat, choćby ostrożność w przyjmowaniu szczepionki. Takie "ciche" zalecenie otrzymałem ja sam od swojego kardiologa. Z mediów społecznościowych usuwane są wszelkie treści, które choćby stawiają pod znakiem zapytania lub formułują konkretne pytania pod adresem producentów szczepionek i rządów. Z drugiej strony leje się nachalna propaganda żądająca "wyszczepienia” całej populacji. Każdy racjonalny człowiek 100 razy zastanowi się czy przyjąć w takich okolicznościach szczepionkę, za którą odpowiedzialności nie biorą producenci. To tak, jakby  Boeing Company przekazał do eksploatacji nowy, supernowoczesny samolot, ale zastrzegł sobie, że nic go nie obchodzi, jeżeli samolot się rozleci w powietrzu. Ale chętnych do lotu nie brak.


Dziwne.



 





kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo