kemir kemir
19273
BLOG

Panie Kaczyński, ta karczma Rzym się nazywa

kemir kemir PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 309

" Ale zemsta, choć leniwa,

Nagnała cię w nasze sieci;

Ta karczma Rzym się nazywa,

Kładę areszt na waszeci."


W listopadzie 2020 napisałem jedną z ostatnich swoich notek o tematyce politycznej. Był to - w moim mniemaniu - "porządny" artykuł o Jarosławie Kaczyńskim, w którym starałem się oddać "cesarzowi, co cesarskie, a Bogu, co boskie". Napisałem m.in tak: "Rok 2015. Polska szykuje się do wyborów - najpierw  prezydenckich, chwilę później parlamentarnych. Ale człowiek, który zbudował jedną z głównych formacji politycznych w Trzeciej Rzeczpospolitej i doprowadził w tych wyborach do niekwestionowanego tryumfu swojej formacji, przełamując utwardzone rządy PO/PSL, musiał chować się przed wyborcami w przysłowiowej szafie, żeby nie wystawiać się na widok publiczny.  Każdy jednak musi przyznać, że zniósł to godnie i w sposób budzący szacunek. Z pełną premedytacją pozwolił, że twarzami PiS, ikonami "dobrej zmiany" zostali Beata Szydło i Andrzej Duda. Ale to nie znaczyło, że będąc w "szafie" nie trzymał swoich ikon na mniej lub bardziej długiej smyczy. Paradoks tamtego Kaczyńskiego polegał bowiem na tym, że PiS nie mógł zwyciężyć na czele z Kaczyńskim, ale też nie mógł istnieć bez Kaczyńskiego krótko trzymającego cugle partii i całego szerokiego politycznego obozu prawicy"


I dalej: Wygląda jednak na to, że prezes wraca do punktu wyjścia, czyli przełomu 2014/2015. To nie jest dobra wiadomość dla Polski, bowiem mając gdzieś z tyłu głowy słynny bon mot Millera, że nie ważne jak mężczyzna zaczyna, a ważne, jak kończy, tak kończący Kaczyński ciągnie w dół całą swoją formację. A prezesa nie da się - jak 2015 roku - schować do szafy i zaśpiewać "Polacy nic się nie stało". Z całą mocą wraca paradoks - PiS z Kaczyńskim prawdopodobnie niczego już nie wygra, natomiast bez Kaczyńskiego podobno istnieć nie może.

Zakończyłem:  Istnieje indiańskie powiedzenie, które mówi, że "nie usłyszysz węża, ale usłyszysz cały las, który cię o nim poinformuje”. Bardzo podobnie jest z kryzysem. Ciężko go przewidzieć, jednak uważny obserwator zauważy pojawiające się w otoczeniu symptomy, świadczące o zbliżających się trudnościach. To nie kryzys definiuje wartość partii, ale to jak sobie z nim radzi jej szef. Jarosław Kaczyński nie poradził sobie z nim ww 2007 roku. (...) Nie wolno bowiem porzucać elektoratu, który już był i trwał - mimo, że nie jest łatwo być "wyznawcą" PiS. Nie wolno temu elektoratowi wciskać propagandowego kitu, polegając na coraz bardziej najaranym "paskowym" w TVP. Nie wolno wreszcie drugi raz wchodzić do tej samej rzeki, której nurt raz już pisowską łódź wywrócił. (...) Zarządzanie kryzysem to sztuka która obca jest i prezesowi i jego pieczeniarzom, chociaż sami uważają, że świetnie się na tym znają. Las szumi, kipi ostrzegającymi odgłosami przed pełznącym wężem. A Jarosław Kaczyński wciąż myśli, że go przechytrzy i skończy jako lubiany polityczny lider, który dobrze zmienił Polskę.


W tak zwanym międzyczasie Prezes przegrał prawie wszystko, co było do przegrania. O rekonstrukcji i  tak naprawdę uwaleniu arcyważnej reformy sądownictwa, która utknęła na poziomach personalnych, nawet nie ma co wspominać. Ale sztandarowe inwestycje jak choćby mityczny już CPK, który wciąż jest na etapie planów, brak  postępu w budowie dróg, modernizacji kolei, czy leżący na łopatkach program przeciwdziałający wykluczeniu komunikacyjnemu, to już nawet nie porażki - to klęski na miarę Waterloo. A co z polonizacją przemysłu i mediów? Energetyka i budownictwo mieszkaniowe? Zapowiedzi i plany... skąd to znamy?

Ale skoro wszystko to stanowi Waterloo Kaczyńskiego, to co powiedzieć o tym, że karygodne traktowanie polityki zagranicznej stworzyło z Polski swojego rodzaju chłopca do bicia przez KE i TSUE? Jak ocenić, że na dziś Polska jest przedmiotem dowolnej rozgrywki między Niemcami a Rosją, naiwną dziewczyną wykorzystaną przez USA, osamotnionym skansenem czegoś między okrągłym stołem, a państwem z gówna i liści? Rzeczpospolitą post- komunistycznych oligarchów i "postępowego" draństwa, chcącego z chrześcijańskiej Polski uczynić kraj - burdel, czyli róbta co chceta. Upadek pewnych wartości, które stanowiły fundament Polski są  aż nadto widoczne, nic nie wskazuje, że ten trend da się odwrócić. Oczywiście, nie jest to wyłącznie wina Kaczyńskiego i PiS, ale grzech zaniechania, braku spójnej, pro-polskiej i sensownej polityki niewątpliwe jest faktem.


Kiedy pisałem wspomniany już artykuł, zastanawiałem się, czy PiS będzie wciąż grał na wygranie następnych wyborów, czy raczej znajdzie się w pozycji survivalowej, czyli skupi się na walce o przetrwanie. Odpowiedź wciąż jest nieoczywista, bo z jednej strony Jarosław Kaczyński nie ma już żadnych argumentów wyborczych, z drugiej ostatnią ( i jedyną ) kartą Kaczyńskiego jest ... pandemia. Prezes PiS wie doskonale, że pandemia albo okaże się jego wielkim atutem, asem w rękawie na wybory, albo jego gwoździem do politycznej trumny.


Bo miało być pięknie. Szerokie dodatki socjalne, podwyższanie płac, emerytur, trzynastki, czternastki - komu by tu jeszcze coś dać? Sukces wyborczy prawie murowany, bo kto przedłoży jakieś idiotyczne sympatie/antypatie polityczne ponad parę stówek więcej w portfelu? Prognozy gospodarcze były doskonałe, rośnie PKB, zbuduje się to i owo, tych i tamtych obłoży podatkami, za już niedługo Polacy będą zarabiać tyle, co np. w Hiszpanii. Damy, radę, zwyciężymy. Ale pojawił się problem. Pandemia "zeżarła" w miarę zasobny skarbczyk, pochlonęła plany, obietnice i wyliczenia.  Nawiasem pisząc żarłoczność pandemii nie dotyczy tylko Polski. Gdyby stosować ekonomiczno-gospodarczą arytmetykę sprzed roku 2019, to większość państw dotkniętych pandemią jest już od dawna bankrutami. Lockdowny, dopłaty, inwestycje w szpitale tymczasowe, logistyka, finansowanie całych sektorów gospodarki, testy, szczepionki, medycy, służby, wreszcie bankructwa i wzrost bezrobocia kosztowały dotąd biliony dolarów. O ile w skali globalnej krótkoterminowy koszt pandemii jest wyceniony na 1,7 biliona dolarów (np. krótki lockdown), o tyle długoterminowy nawet na ponad 50 bilionów dolarów.  Do tego dochodzi koszt testów i tzw. szczepionek. W Polsce tylko w 2020 roku pandemia kosztowała około 120 mld. złotych,. Oficjalnie, bo nieoficjalne szacunki opiewają na 400 mld. Strach szacować, ile ów koszt wynosi w 2021 r...  


Ale pandemiczna ekonomia jest zupełnie inna, bo opiera się na cyfrowym pieniądzu wirtualnym, wymyślonym i  wytworzonym przez twórców "nowych ładów", opisanych dokładnie w oenzetowskiej "Agendzie 2030" i dokumentach Światowego Forum Ekonomicznego. W skrócie, a właściwie bliżej nas - w dokumentach unijnych nazwanych Next Generation EU. To, jak informują twórcy, więcej niż plan odbudowy po pandemii. "To jedyna w swoim rodzaju szansa na wyjście z pandemii z większą siłą, transformację naszych gospodarek, tworzenie możliwości i miejsc pracy w Europie, w jakiej chcemy żyć. Mamy wszystko, by to osiągnąć". Wszystko, czyli około 2 bilony euro, z których  niemal 137 mld euro (w cenach bieżących) bezzwrotnych środków, z Wieloletnich Ram Finansowych oraz w ramach różnych instrumentów Next Generation EU ma trafić do Polski. Tylko dzięki tym wirtualnym pieniądzom Kaczyński z Morawieckim mają szansę na wprowadzenie "polskiego ładu". Prezes PiS kompletnie się na tej idei zafiksował, uważając, że "polski ład" pozwoli mu - przynajmniej częściowo - rozwijać gospodarkę "po polsku", zrealizować upadłe plany i w rezultacie wygrać wybory. Jednak podstawowym warunkiem otrzymania tych pieniędzy jest utrzymanie pandemicznej rzeczywistości. Innymi słowy, Kaczyński podpisał cyrograf z diabłem: tyle, że w zamian za ponadnaturalne zdolności( jak Twardowski) obiecał diabłu nie swoją duszę, ale posłuszne maszerowanie w pandemicznym szeregu. Diabłem jest oczywiście pandemiczny globalizm, który bardzo konsekwentnie realizuje założenia Next Generation EU.


Jarosław Kaczyński w swoim stylu "obudował" się buforami. Warto zwrócić uwagę, że całe odium niezadowolenia czy to covidowych zamordystów czy "antyszczepionkowców" spada na ministra Niedzielskiego i Radę Medyczną. Szef ZP z jednej strony w pandemię nie wierzy i lekceważy "żelazne" reguły sanitarne ( co niejednokrotnie pokazał), z drugiej mediom mówi, że gotów jest pójść z pandemią na całość. I mówi prawdę, ponieważ podpisany "cyrograf" wymaga lojalności. Niedzielski & Horban Company są jemu niezbędni nie tylko jako zderzaki, ale także jako narzędzia podtrzymywania covidowego strachu - tego właśnie wymaga "diabeł". Na razie covidowy zamordyzm - pomimo ekstremy Rady Medycznej - Kaczyński jak może hamuje, zdając  sobie sprawę, że model francuski czy austriacki spowoduje całkowite niemal odejście pisowskiego elektoratu. Ale nie miejmy złudzeń: jeżeli "diabeł" zażąda np. przymusu szczepień, to ten przymus wejdzie w życie.


Osobnym zagadnieniem jest ta wielka nadzieja Prezesa - Polski Ład. Pisząc delikatnie, nie spotkał się on z entuzjastycznym przyjęciem i to pomimo namolnej propagandy. Ale trudno było oczekiwać innej reakcji niż społeczny sceptycyzm, skoro ów ład, to kopiuj/wklej z dokumentów UE i Agendy 2030. Kaczyński widzi zapewne, że zanosi się na klasyczne " cnotę stracił, rubelka nie zarobił". Ale paradoksalnie z Polskim Ładem Kaczyński ma jeden niezaprzeczalny atut: ów ład zrealizuje się tak czy siak, ponieważ sprawy w skali globalnej ( dzięki m.in covid) zaszły już daleko, że tylko jakaś ogólnoświatowa rewolta może ten obłęd powstrzymać. A na to niespecjalnie się zanosi. I tu Prezes jako jedyny na polskiej scenie politycznej może oferować nowy ład w wersji soft - jeżeli ład będzie wprowadzać POKO lub Lewica, to będzie to realizacja drastyczna, ekstremalnie nadgorliwa, bez cienia litości dla społeczeństwa. Pytanie, czy wyborcy ten niuans wychwycą...


Reasumując. Jarosław Kaczyński manewru już nie ma żadnego. Gdzie się nie ruszy, usłyszy "ta karczma Rzym się nazywa". Może jeszcze się łudzi, że  - tak jak Pan Twardowski -  Mefistofelesa przechytrzy, ale ma na to może promil szansy.  Czy można mieć do niego pretensje? Tak, bo grzechy zaniechania są nie do zapomnienia. Nie, bo Kaczyński przeliczył się już dawno, nie miał żadnych szans na budowanie Polski po swojemu. Chyba, że spowodowałby POLEXIT, ale na to ani nie miał czasu, ani odwagi.  Nie miał też odwagi i - być może - możliwości, żeby przeciwstawić się pandemicznemu obłędowi, zresztą o tym już napisałem wyżej. Szkoda tylko, że kończy nie jako lubiany polityczny lider, który dobrze zmienił Polskę, ale jako zagubiony w rzeczywistości starzec, którego owa rzeczywistość przerosła. Marnym pocieszeniem jest, że nie tylko jego.




kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka