kemir kemir
4043
BLOG

Co można Panu Majstrowi, czyli co może kasta w Polsce i TSUE w Luksemburgu

kemir kemir Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 112

Grzegorz Wszołek  - którego cenię za racjonalne poglądy i z którym rzadko się zgadzam - popełnił notkę " Dlaczego uważam, że reforma sądownictwa się nie powiedzie? "  - TUTAJ . Nie będę polemizował z treścią notki, w której jest wiele trafnych spostrzeżeń, ale szanowny Autor chyba trochę nierozważnie pominął szereg istotnych wątków i całościowego tła reformy sądownictwa w Polsce. Bez tego nie da się rozmawiać o reformie i w swoim tekście postaram się owe wątki i całościowe tło naświetlić na tyle, na ile pozwala w miarę zwięzły tekst. 


Życie przynosi prawie codziennie drastyczne przykłady głębokiej patologii w jakiej pogrążona jest "nadzwyczajna kasta". Najświeższy przykład to sądowe rozprawy w związku wypowiedzią premiera Mateusza Morawieckiego. Co mamy? Jedna prosta, zero-jedynkowa sprawa, jedno prawo, ale cztery posiedzenia sądu i trzy skrajnie różne wyroki. Co to oznacza? Ano to, że trójpodział władzy nie tylko jest zaburzony, ale w praktyce nie istnieje, bowiem władza sądownicza uzurpuje sobie prawo do władzy absolutnej, robiąc sobie z prawa rozległe pole do interpretacyjnej orki. Interpretacyjny obłęd zaczął się daleko posuniętym absurdem zawieszenia na podstawie przepisu z Kodeksu Postępowania Cywilnego obowiązującej ustawy i skierowanie pytań prejudycjalnych do zewnętrznego sądu. Przy czym ten zewnętrzny sąd to de facto ciało polityczne Komisji Europejskiej. Tu trzeba wiedzieć, iż na czele Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) w Luksemburgu, który zajmie się sprawą Sądu Najwyższego, stoi 62-letni belgijski profesor prawa Koen Lenaerts. Kim jest Lenaerts? Jest absolwentem Universytetu Leuven i Harvardu.  Od 1984 do 1985 był referendarzem w Trybunale Sprawiedliwości, następnie pracował w brukselskiej palestrze. W 2003 powołany w skład Trybunału Sprawiedliwości. W latach 2012–2015 był wiceprezesem tej instytucji, 8 października 2015 objął stanowisko prezesa trybunału. W jego życiorysie nie ma nic, co dawałoby podstawy do twierdzenia, że jest on jakimś wybitnym prawnikiem, albo twardym, bezkompromisowym sędzią, dla którego liczy się wyłącznie litera prawa. Jest natomiast tajemnicą poliszynela, że Lenaerts żarliwie stawał w obronie prof. Marka Safjana po tym,  jak europosłowie PiS Ryszard Legutko i Tomasz Poręba zarzucili mu "brak bezstronności" i "polityczne zaangażowanie". Chodziło o krytyczne wypowiedzi Safjana na temat zmian w Trybunale Konstytucyjnym przeprowadzanych przez partię Kaczyńskiego. Do tego Prezes TSUE gościł na Kongresie Prawników Polskich, jednoznacznie zajmując eksponowane miejsce w centrum "nadzwyczajnej kasty" - tym samym złamał zasadę neutralności organów unijnych. Żaden unijny urzędnik - a tym bardziej sędzia - nie ma prawa być po żadnej ze stron sporu, a zwłaszcza prezes Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.  Ale problem jest jeszcze innej materii - w " Der Spiegel" ukazał się wywiad z ekspertem prawa europejskiego z Getyngi Alexandrem Thielem, w którym przeczytać można, że " europejskie orzecznictwo w coraz większym stopniu przekształca procesy polityczne w procesy prawne. Sytuacja w Polsce i na Węgrzech jest przede wszystkim kryzysem politycznym " - podkreśla prawnik. Wynika z tego, że quasi polityczne orzeczenia TSUE tracą walory prawne na tyle, że ich respektowanie mieści się raczej w kategoriach politycznych niż prawnych. I taką interpretację przyjął węgierski rząd Viktora Orbana, mając " w głębokim poważaniu"  wyrok TSUE w sprawie relokacji uchodźców. 


Wróćmy jednak do Lenaertsa. To typowy unijny urzędnik, zblatowany z Safjanem, który wymyślił cyrki z pytaniami prejudycjalnymi, dobry znajomy Timmermansa  i Verhofstadta - jako sędzia jest nikim i takim zapewne pozostanie. W tym kontekście orzeczenie TSUE w polskiej sprawie wydaje się być ewidentnie przesądzone  - wszelkie dywagacje i dyskusje w tym temacie prawdopodobnie są pozbawione sensu i prowadzą na manowce. Istotne jest natomiast, co z polski rząd z tym orzeczeniem zrobi. I tu pojawia się problem z gatunku być albo nie być. Uznanie orzeczenia TSUE oznaczałoby tak naprawdę wywieszenie białej flagi i formalne oddanie władzy w ręce Żurków, Tuleyów  i kilku innych łajdaków w togach zaangażowanych w wojnę polityczną -  z emerytką Gersdorf na czele. Idąc dalej w takim rozumowaniu, byłaby to prosta droga do przywrócenia w Polsce marionetkowego rządu na sznurkach Brukseli i Berlina. Wobec już utrwalonych reform i zmian zaprowadzonych przez PiS, na scenie politycznej pojawiłby się niesłychany chaos, bo nie ma nic gorszego jak apokaliptyczna dezorientacja wyborców, z której - kto wie - wyłoniłaby się nowa, wiodąca siła narodu np. w postaci Partii Miłośników Kebabu. Wszak Brukseli jest wszystko jedno, kto wygra wybory w Polsce,  pod warunkiem, że nie będzie to PiS, ale partia, którą da się sterować i będzie ona całkowicie uległa niemieckiemu dyktatowi w UE.


Przejaskrawiłem? Oczywiście, ale całkiem rozmyślnie. Wróćmy zatem do rzeczywistości - Sąd Najwyższy uznał 17 kwietnia 2018 r. za miejsce publiczne cały internet. Niestety, to nie żart, zatem poczta internetowa też jest publiczna w świetle tego orzeczenie i na tej podstawie Straż Miejska w Poznaniu wlepiła mandat człowiekowi, który rzucił " kurwą” na Facebooku. W tym samym czasie Sąd Okręgowy w Poznaniu uniewinnił żonę prezydenta Poznania, zwanym w Poznaniu "tęczowym Jacusiem", bluzgającą antypisowskimi  "kurwami" na centralnym placu w Poznaniu w przemówieniu czytanym z kartki, czyli uprzednio przygotowanym. Doprawdy, Temida musiałaby się powiesić z żałości nad stanem polskiej myśli sprawiedliwości. O Jaśkowiaku nie napiszę, bo sam musiałbym się powiesić z żałości nad tak marną postacią paradującej w ochronnej aureoli PO.


Oczywiście takie detale nie interesują Lenaertsa i jego mocodawców. Choćby mnie za ten tekst, jakiś Tuleya skazał na 10 lat jak najgorszego zbrodniarza, to pies z kulawą nogą nie podniesie w tym temacie na forum KE debaty ( bo nie nazywam się Kozlovsky i nie pluję na Polskę ), a Lenaerts nawet o tym nie usłyszy. Bo tak właśnie wygląda na dziś wymiar sprawiedliwości w Polsce, który z trzeciej władzy sam się dał sprowadzić do roli pierwszej siły anarchii na barykadzie polskiego, hybrydowego Majdanu - zapewne przy wsparciu i udziale obcych służb specjalnych. Oczywiście taki obraz jest starannie "wygumkowany" w unijnej świadomości przeznaczonej dla gawiedzi i brukselskiego planktonu na garnuszku Merkel i kapciowych w KE. Problem jednak w tym, że w tej kołomyi Timmermamns, Verhofstadt i Lenaerts mogą zatańczyć i zaśpiewać w tercecie -  a nawet w quartecie ze Schetyną -  ale nic nie zyskają, ponieważ wszelkie znaczące karty w w tej brudnej grze ma PiS i Jarosław Kaczyński - lub jak kto woli - Mateusz Morawiecki.


Jakie to karty? Otóż pozew KE do TSUE w swojej istocie żąda wręcz od TSUE cofnięcia czasu i działania prawa wstecz, czyli powrotu do stanu przed przyjęciem reformy sądownictwa. Wszystkie traktaty mówią wyraźnie, że kwestie związane z organizacją wymiaru sprawiedliwości są wyłączną kompetencją krajów członkowskich. Identycznie sprawy się mają z wiekiem emerytalnym. Zatem Lenaerts musiałby być albo kompletnym idiotą, albo ślepo oddanym karierowiczem w  strukturach UE, żeby tym pozwem się w ogóle zająć. Jak już jednak wspomniałem - zapewne nie tylko się zajmie, ale też wyda korzystne dla KE orzeczenie. Nie mnie osądzać, czy to idiotyzm czy syndrom karierowiczostwa, ale ta szopka prawdopodobnie się zmaterializuje. Na to Morawiecki ma jeszcze asa w rękawie - podstawą prawną pozwu przyjętego przez Komisję Europejską jest Karta Praw Podstawowych, której Polska nie podpisała. No to kombinuj pan, panie Lenaerts, ostatecznie i tak wybierzemy wariant węgierski, chociaż działania Morawieckiego wyraźnie zmierzają w kierunku ominięcia tak kolizyjnego kursu.


Z tych rozważań wynika jedno : od pisowskich reform w sądownictwie nie ma odwrotu. Z przyczyn stricte politycznych ( żywotność partii i poparcie wyborców) PiS nie może już zrobić kroku w tył, bo i tak zbyt daleko posunął się we wcześniejszych ustępstwach, co z perspektywy czasu ocenić trzeba jako poważny błąd.  Do tego na korzyść reform sądowniczych działa czas - trzeba jak najszybciej, tzn. przed orzeczeniem TSUE dokończyć działa w SN tak, żeby żadna siła nie była w stanie tego tego odwrócić. Olbrzymią rolę ma tu do odegrania Izba Dyscyplinarna, która za wszelką cenę musi w bezczelny niekiedy sposób - jeżeli inaczej się nie da  - wyrzucić na zbity pysk „sędziów”, którzy z interpretacji prawa uczynili religię na potrzeby współczesnej targowicy i ich mocodawców w UE.  Na dziś alternatywa jest wyraźna i bardzo prosta - albo wyślemy Żurka. Tuleyę i Gersdorf " na drzewo", albo oni wyślą tam nas, poganiając jeszcze nahajem po plecach. Wybór jest oczywisty i dlatego reforma sądownictwa musi się powieść - wbrew obawom i argumentacji Pana Wszołka. Warto przy tym pamiętać, że 80 procent Polaków twierdzi, że polskie sądownictwo wymaga reformy i 60 proc. ankietowanych nie popiera działania sędziów Sądu Najwyższego, którzy zawiesili stosowanie części przepisów ustawy o SN ( sondaż Centrum Badań Marketingowych przeprowadzonego na zlecenie Wiadomości TVP1 ).


To jest poparcie, którego nie sposób pominąć, nawet wobec licznych błędów i pewnej prowizorki przy wprowadzaniu ustaw reformujących władzę sądowniczą. PiS ma zatem wszystko, żeby tej reformy nie spieprzyć i z tego punktu widzenia pozornie trudno zrozumieć gierki Morawieckiego w postaci "negocjacji" ze skompromitowaną niemieckimi pieniędzmi Gersdorf, która bezczelnie śmie stawiać "warunki brzegowe". Z terrorystami i anarchistami się nie negocjuje, chyba, że chodziło o odegranie sceny, która finalnie wzmacnia premiera i ostatecznie pogrąża nadzwyczajną kastę reprezentowaną przez byłą pierwszą prezes. Morawiecki bowiem zaproponował kompromis i jakieś kroki do tyłu, tymczasem to druga strona nie chce ustąpić - taki komunikat poszedł w przestrzeń publiczną i o to chodziło Morawieckiemu.  Kasta po raz kolejny pokazała prawdziwą twarz.


A tak po prostu i po ludzku chyba mi trochę żal tego Lenaertsa...  Przypomina mi się w tym miejscu kabaret "Dudek" ze skeczem w którym Panu Majstrowi oni mogą skoczyć. Nie napiszę, gdzie mogą skoczyć, bo przecież doskonale wiemy i nawet mamy to podkreślone wężykiem.



kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka