onyx2 onyx2
1413
BLOG

Komentarz do Coryllusa...

onyx2 onyx2 Rozmaitości Obserwuj notkę 14

Napisałem zbyt długi komentarz i postanowiłem go wkleić jako oddzielną notkę u siebie bo tematy bardzo ciekawe i może się jeszcze coś pociągnie. Coryllus napisał, a jak napisał to trzeba to przeczytać i się nad tym zastanowić. Tak po prostu jest i na nic sapanie darmozjadów co piszą o depilacji stóp.

"Cholera, znów się spóźniłem na przyjęcie a jutro nikt tu nie zaglądnie.
O "Cierpieniach Młodego Wenclera" nie ma co pisać. Unukalhai Davilą Go przyszpilił a Toyah niezawodnie dokonał rozebrania na detale i insze czynniki.  Smutek jednym słowem. A tych niespełnionych będzie coraz więcej bo główni rozgrywający puszczają bąki że budżety się kończą, na nich się kończą i w dół już tylko "splendory, kwiaty przez telefon i serdeczny uścisk ręki prezesa".

Co do liderów to zgadzam się w pełni, musi się odbudować u nas jakaś quasi szlachta, co to ma obejście na który może zaprosić i dobre psy w tym obejściu w razie czego. Musi taki nowy szlachciura na swoim, mieć grilla i na grilla. Żeby nie było tak, że jak jeden z drugim chce pogadać to się musi Ziemkiewicz z Giertychem na pęto kaszanki złożyć. Musi byś to wliczone w koszty i być naturalne, bez obowiązkowej ściepy przy wyjściu.
Ale młodym bym też nie przeszkadzał jakby chcieli gdzieś pobiegać i w trakcie zupełnie przypadkiem obalić hobok z farbą, dodajmy koniecznie olejną.
Sprawa druga smutniejsza w tym temacie jest taka, że już są liderzy i mają podzielone strefy wpływów ale głównie operują w szarej strefie a pracują w nocy. I wcale nie po omacku. Mają telefony do Rycha i Zbycha i łatwo pola nie oddadzą.

Nie wiem Coryllusie czy zauważyłeś (pewnie tak) ale miałeś branie na kołcza. Gdybyś był nieco milszy to byś dostał nr telefonu i fakturę do uiszczenia. A tak gotowy plan przeszedł koło nosa i znów trzeba samemu. Biedni ci kołczowie, może to jest jakieś indiańskie plemię o którym mało wiemy? Kołcz mi się z kołczanem kojarzy a ten jak wiadomo musowo z indianerem. Są jeszcze kłaczany ale to już zbytnio odbiega i kieruje w pole.

Co do alpinizmu to mam swoje przemyślenia. Oczywiście nie wiem zupełnie jak to jest bo nawet na Giewoncie jeszcze nie byłem. Zrobiłem parę razy Bieszczady i przełęcz nad Morskim Okiem w burzę. Kocham góry ale boja mam swoja drogą i nigdy nie ciągło mnie aż tak. Znam trochę opowieści z pierwszej ręki. Nie zgodzę się, że to tylko biznes i sprzedaż czekanów. Przed wojną też włazili, często na sprzęcie, który robili sami albo zamawiali u kowala. O atestach wytrzymałościowych nikt nawet nie miał pojęcia. Robili takie numery, że dzisiejsi na sprzęcie z epoki nawet by nie kwiknęli. Wielki biznes przyszedł wraz z technologią, i dobrze bo jeszcze więcej by spadło. W PRL-u był jakiś majster na Śląsku do którego wszyscy jeździli po okucia. Majster miał nawet jakiś bardzo brzydki przydomek bo nie zawsze dostał z fabryki najlepsze materiały a zamówień miał tyle, że robił z tego co miał.


Wracając do ludzi, alpiniści to taki podgatunek człowieka po prostu. Będą włazić tak czy siak a pop wlazł w to jak we wszystko. Jedni idą w góry a inni zapisują się na parę lat do Blackwater Worldwide i nic na to nie poradzimy. To na pewno jest jakieś uzależnienie. To są ludzie, którzy na miejscu nie usiedzą. Niedawno fajny film na faktach widziałem. Gość właził na skałki, wpadł w szczelinę i ręka mu się zaklinowała. Kilka dni kombinował jak koń pod górę, w końcu sobie tą łapę odciął scyzorykiem. Wrócił na łono, założył rodzinę, wyprostował się i znowu polazł w góry. Zamiast dłoni zainstalował sobie czekan i kto wie, może pomyślał, że to lepsze wyjście i że w sumie miał farta? Czekan już mu się z dłoni nie wyślizgnie.


A-Tem napisał o Hipoksemii i to na pewno jest jedną z "wartości dodanej" do tej całej zabawy. Moim zdaniem to nie wszystko. Coryllus napisał że to sataniści, być może, może też buddyści albo wyznawcy ZEN. Nie wiem ale myślę, że oni tam szukają tej chwili spotkania. I oni tą audiencję dostają. Może nie każdy, może nie zawsze ale wiedzą co jest grane. Niestety z ich wypowiedzi z ostatnich dni i z przytaczanych spraw wynika, że nie widzą tego, iż kierownik co tam wysoko mieszka to kopytem iskry na lodzie krzesze. Ogonem w tym czasie rozgania śnieżynki. A jak już rozgoni to bierze jednego czy drugiego na stronę i mówi "Patrz to wszystko twoje, jesteś królem, wróć to ogłosić maluczkim". I tak to się z grubsza kręci. Od nich się niczego nie dowiemy bo powiedzą "prawda jest tam, chcesz to ją sobie znajdź sam".


Sportowiec wyczynowy, który też ryzykuje na arenie, kiedy ma tego typu problemy a czuje jaspis pod stopami mówi wprost: http://ofsajd.onet.pl/newsy/tomasza-adamka-kusi-szatan/23gvq
Jakoś od alpinistów którzy włażą najwyżej mało słychać o ich relacjach z wiarą. Bardziej w chmury patrzą, a tam na przemian  widzą cumulusy i homunkulusy. Zbyt zamknięci są a to źle rokuje.

Kiedy w PRL-u łaziłem ze znajomymi po tych pięknych Bieszczadach to najbardziej podobały mi się stosunki międzyludzkie na trasach. Każdy każdemu mówił cześć albo dzień dobry, dzieliliśmy się wodą i jedzeniem. To było tak naturalne jak oddychanie. Nawet jak miejscowi gdzieś w knajpie byli nagrzani to nie dymili do obcych. Kiepsko było dopiero nad Soliną bo tam był już kurort i Ciechocinek. Z tamtego okresu miałem taką naiwność, że ludzie co w góry chodzą to tryskają szlachetnością i dobrocią. Widać, zbyt długie obcowanie z wieczną zmaźliną przemarza i serca. Smutny to w sumie sport, choć wydaje się taki piękny i wzniosły.

onyx2
O mnie onyx2

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości