fot.Danuta Niemiec
fot.Danuta Niemiec
MarekMalcher MarekMalcher
886
BLOG

Trzy fregaty. Opowieści okołomorskie 14

MarekMalcher MarekMalcher Transport Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Trzy fregaty


„Lwów”

23 Maja 1923 roku wyszedł z Gdańska w pierwszą transoceaniczną podróż bark, „Lwów”, przebudowany z trzymasztowej fregaty, żaglowiec Szkoły Morskiej w Tczewie. Trzy miesiące później,23 sierpnia 1923 jako pierwszy statek pod biało-czerwoną banderą przepłynął równik w drodze do Rio de Janeiro. Rejs ten, oprócz wymiaru handlowego i propagandowego, był także szkoleniem nawigacyjnym grupy uczniów.

Komendantem „Lwowa” był w tej podróży kpt.ż.w. Tadeusz Ziółkowski, a oficerem nawigacyjnym i kierownikiem nauk, słynny „Znaczy Kapitan” Mamert Stankiewicz.

       Cała załoga „Lwowa” w tym legendarnym rejsie -zarówno oficerowie jak i kadeci Szkoły Morskiej- tworzyli wyjątkową grupę ludzi, która miała odegrać olbrzymią rolę w tworzeniu podstaw polskiej marynarki handlowej i szkolnictwa morskiego.

Nie sądzę, aby jakakolwiek szkoła morska na świecie miała wśród swoich uczniów kogoś odznaczonego najwyższym odznaczeniem wojskowym. Na „Lwowie” kadetem był przyszły wybitny kapitan, mający wówczas 21 lat Tadeusz Meissner, weteran wojny polsko-bolszewickiej i powstań śląskich, odznaczony już wtedy Krzyżem Virtuti Militari.

       Załogę „Lwowa” tworzyli ludzie z różnych zaborów, połączeni patriotyzmem i ideą budowy gospodarki morskiej w niepodległej Polsce. Dla Ojczyzny, o którą jeszcze 3 lata temu walczyli z bronią w ręku.

„Wieczorami na zbiórce, śpiewaliśmy zawsze Rotę” - pisze w najpiękniejszej książce o polskim morzu „Znaczy Kapitan”, późniejszy kadet „Lwowa”, Karol Olgierd Burchardt.


„Dar Pomorza”

Pięćdziesiąt lat później, pierwszego kwietnia 1973 roku, wraz z 90 kolegami z ówczesnego drugiego roku nawigacji mustrowałem na „Białą Fregatę”. Mieliśmy odbyć praktykę nawigacyjną. W trzymiesięcznej podróży dotarliśmy do kilku portów Europy Zachodniej, Wysp Kanaryjskich i Dakaru w Senegalu.

Byliśmy bardzo szczęśliwi wyruszając w rejs. Dla mnie, podobnie jak dla większości moich kolegów miało to być pierwsze spotkanie ze światem za Żelazną Kurtyną. Światem kolorów, tak różnym od szarości ówczesnego PRLu. Czekała nas wspaniała, żeglarska przygoda.

Był jeszcze jeden powód naszego dobrego samopoczucia. Otóż, mieliśmy niemal stuprocentową pewność znalezienia zatrudnienia na polskich statkach, pod polską banderą. W latach siedemdziesiątych poprzedniego wieku na absolwentów szkół morskich czekało około:

180 statków Polskich Linii Oceanicznych

120 statków Polskiej Żeglugi Morskiej

70 statków Przedsiębiorstwa Połów Dalekomorskich „Dalmor”

100 statków Przedsiębiorstwa Połowów Dalekomorskich „Gryf”

50 statkow Przedsiębiorstwa Połowow Dalekomorskich "Odra" ( dodane przez komentującego Karola)

Czyli, nie licząc kilkudziesięciu małych jednostek obsługujących polskie porty, była to flota około 500 dużych statków handlowych i rybackich.

Dzisiaj, w oficjalnym prospekcie Polskiej Żeglugi Morskiej- jedynego polskiego armatora, który jako tako przetrwał transformację, w dziale "Archiwum" mamy rozdział „Złote Lata Siedemdziesiąte” I nie można się z tym nie zgodzić. 

      Nie znaczy to, że my, ówcześni studenci Wyższej Szkoły Morskiej byliśmy zwolennikami systemu. Publiczna wiedzą było, że polskie stocznie pracują niemal za darmo dla Sowietów, budując na przykład długie serie rybackich statków przetwórni. Statki te nowiutkie, na życzenie Rosjan wyposażone w zachodnią elektronikę, wracały z łowisk dalekomorskich po kilku latach zaniedbane tak jakby miały lat trzydzieści – do polskich stoczni….na remont gwarancyjny.

Oprócz tego, tutaj ,na Wybrzeżu, wszyscy doskonale pamiętali do czego zdolne są „Czerwone Pająki” jak nazywaliśmy władzę. Kilkaset metrów od głównego gmachu Szkoły Morskiej na ulicy Morskiej (za komuny ulicy Czerwonych Kosynierów) - znajduje się kładka, przekraczająca tory na stacji trójmiejskiej kolejki Gdynia Stocznia. Tę kładką co kilka dni musieliśmy przechodzić w drodze na zajęcia. Na tym samym wiadukcie, zaledwie trzy lata wcześniej, w grudniowy poranek 1970 roku, „czerwoni” rozstrzelali z karabinów maszynowych, tłum zmierzających do pracy bezbronnych stoczniowców, zabijając kilkudziesięciu z nich.

  Nie myśleliśmy jeszcze o buncie przeciw komunie, ale nie byliśmy też strachliwi. W czasie następnych 100 dni na „Darze” skakaliśmy po zawieszonych na wysokości kilkunastu pięter rejach bez żadnych zabezpieczeń, tak samo odważnie jak nasi poprzednicy 50 lat temu.

 

„Dar Młodzieży”

  Minęło znowu pół wieku. Pisze „PortalMorski.pl” w dniu 1 lipca 2022:

„…Kilka minut po godzinie 10.00 (30 czerwca) „Dar Młodzieży” wyruszył w kolejny rejs, by realizować praktyki dla studentów Wydziału Nawigacyjnego.”

Kolejna- trzecia Biała Fregata wyszła w rejs. Kolejne pokolenie młodych Polaków realizuje swoje marzenia o morzu.

Chichotem historii jest, że będą mieli te same kłopoty co ich pradziadkowie sto lat temu. Absolwenci Szkoły Morskiej w Tczewie, po jej ukończeniu szukali pracy poza Polską. Z prostego powodu- Polska nie miała własnych statków.

Dzisiaj tak jak sto lat temu- znowu niemal nie sposób zaleźć statku pod biało-czerwoną banderą. Symbolicznie jest to wielka strata.

Sytuacja jest jednak inna niż przed wiekiem. Nie bandera jest dzisiaj najważniejsza. Potęgi morskie: Wielka Brytania, USA, Holandia, Norwegia–zaledwie nieliczne ich statki pływają pod narodowymi flagami. Teraz nie tyle liczy się flaga, co pieniądze, czyli kto jest właścicielem statku.

Tyle, że także z tym jest kiepsko.

Statki dalekomorskie będące własnością Polski to dzisiaj: 55 statków PŻM, 2 statki PLO i 5 promów PŻB.

Razem: 58 statków.

Przedsiębiorstwa połowów dalekomorskich Gryf i Dalmor nie istnieją jako armatorzy. Pozostałe po nich jednostki administracyjne zajmują się wyprzedażą nieruchomości pozostałych po latach świetności. Aby być całkowicie skrupulatnym należy dodać kilkanaście statków pływających w spółkach prywatnych z częściowo polskim kapitałem

Widać z powyższego, że ostatnie 50 lat było czasem degradacji polskiej żeglugi morskiej, przy czym degradacja ta przyśpieszyła gwałtownie w czasach „transformacji”.

Symbolem jej może być tytuł wywiadu w piśmie „Bez cenzury” z dnia 20 czerwca 2003. To wywiad z Andrzejem Hassem właścicielem spółki-armatora Euroafrica- powstałej na bazie upadającego PLO. Tytuł brzmi: „Nie jestem gangsterem”.

Powróćmy do studentów żeglujących właśnie teraz na „Darze Młodzieży”. Wrócą, skończą Szkołę (przepraszam, Uniwersytet Morski) i zaczną szukać pracy w licznych spółkach pośredniczących, rozsianych po Wybrzeżu. Najtrudniej będzie im znaleźć pierwszy statek. Potem będzie łatwiej i dołączą do ponad 40 tysięcznej rzeszy polskich oficerów floty handlowej pracujących na całym świecie na statkach wszystkich rodzajów. Będzie im nieco łatwiej niż ich kolegom sto i pięćdziesiąt lat wcześniej. Dzisiaj już nikt się nie dziwi, że Polacy są bardzo dobrymi oficerami i kapitanami statków- nie muszą już tego udowadniać jak sto lat temu.

A flota handlowa? No cóż…Jedno wydaje mi się pewne- bez potężnego zaangażowania kapitałowego państwa polskiego z odbudowy polskiej floty handlowej nic nie wyjdzie.


PS. Polecam swoją książkę "Przepustka na ląd" wyd. "Sorus". Książka po okresie wyprzedania pojawiła się ponownie w księgarniach internetowych. Jest także stale dostępna na "Allegro Lokalne".

emerytura po czterdziestu latach na morzu

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka